wtorek, 28 lutego 2017

Warszawa przyłapana... w lutym 2017

Zmogło nas. W ostatnim tygodniu stycznia. Co prawda do ferii zimowych były jeszcze dwa tygodnie, ale wolałam nie ryzykować, że Andrzej nie wykuruje się do obozu i tym sposobem wylądowałam na tygodniowym zwolnieniu na chłopaków. Pomiędzy gotowaniem rosołu, a kolejną rundą Farmera, albo Pędzących Żółwi, udało mi się jednak wygospodarować kilka chwil sam na sam z książką. Gdy nie jeżdżę komunikacją, staram się czytać te bardziej nieporęczne: grube, drukowane, w twardej oprawie. Sięgnęłam zatem po "Księgę zachwytów" Filipa Springera, którą w grudniu znalazłam pod choinką. No i zanim jeszcze dobrze ją otworzyłam i zagłębiłam się w cuda polskiej architektury, okazało się, że to wcale nie jest książka do czytania w domu! Przyświeca jej bowiem motto: budynki należy poznawać czynnie, więc po lekturze najlepiej wyjdź z domu i spotkaj się z nimi osobiście. Nie będzie tu recenzji publikacji, bo żaden ze mnie krytyk literacki, ani spec od architektury. Po prostu wzięłam sobie motto do serca i książka towarzyszyła mi jeszcze przez prawie cały luty w drodze do i z pracy. I choć większość opisanej warszawskiej architektury już znałam, to jednak mijając którąkolwiek ze wspomnianych w książce realizacji, przystawałam, by przyjrzeć jej się na nowo. 

Na pierwszy ogień poszło warszawskie metro, którym jeżdżę prawie codziennie. Filip Springer nie zostawił suchej nitki na II linii podziemnej kolejki. Że jarmarczna, nowobogacka, kicz i przepych. To fakt, że najładniejsza stacja, Plac Wilsona, znajduje się na I linii i nawet jakieś nagrody otrzymała. Jednak pozostałe stacje starszej nitki są szare i smutne, czegoś im brakuje. II linia to jakby zaprzeczenie pierwszej: atakuje kolorami, światłami i kształtami. Może faktycznie za dużo tego wszystkiego w jednym miejscu. W oczy szczególnie rzucają się nazwy stacji zaprojektowane przez Wojciecha Fangora, choć dla mnie są zbyt wielkie. Lubię za to te kolorowe światła, które wieńczą słupy podtrzymujące strop (nie chcę wiedzieć, ile prądu na to idzie), jednak same słupy są bardzo niepraktyczne. Zajmują za dużo miejsca, utrudniają poruszanie się po peronach. Szczególnie na przesiadkowej Świętokrzyskiej jest to uciążliwe, co chwilę słychać: Proszę odsunąć się od krawędzi peronu, powtarzane jak mantra, a czasem po prostu nie ma gdzie. Wąski łącznik z tego barwnego rozkrzyczanego podziemnego świata prowadzi do stonowanej szarości. Perony starszej nitki są przestronniejsze i bardziej funkcjonalne, a jednak w naszym szarym świecie (wsiadając do metra, czy do komunikacji naziemnej, wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie, by odnieść wrażenie, że wszyscy współpasażerowie jadą na pogrzeb) i przy takiej aurze, jaka teraz wita nas po wyjściu na górę, to ja wolę być dopieszczona kolorem i światłem. Budowane właśnie kolejne stacje II linii mają być już bardziej stonowane.

I linia metra - Plac Wilsona

II linia metra - schody ruchome na stację Świętokrzyska

II linia metra - Świętokrzyska

II linia metra - Nowy Świat - Uniwersytet

Autor opisał w sumie 14 miejsc w stolicy, rozpoczynając od niekwestionowanego symbolu Warszawy, czyli oczywiście Pałacu Kultury i Nauki. Ilekroć wracam z dalszej podróży do Warszawy, gdy widzę majaczącą w oddali Iglicę wiem, że jestem już właściwie na progu domu, a w lodówce czekają gołąbki od mamy. Zawsze czekają. Jakoś nie wyobrażam sobie wyburzenia Pałacu, choć były takie pomysły. Może i kojarzy się z poprzednim systemem, ale jest też ikoną socrealizmu i właśnie na to Filip Springer zwraca uwagę.



I o ile PKiN to ikona socrealizmu, to za ikonę naszych czasów uznał Springer dom handlowy Vitkac. Nie mogło go zabraknąć w takim zestawieniu. Zachwyca wielu moich znajomych. U mnie pierwsze skojarzenie, jakie wzbudza to... trumna. Trumna w centrum miasta, która pogrzebała modernistyczny pawilon Chemii. Budynek zaprojektowany przez Stefana Kuryłowicza miał być elegancki, by pasował do butików drogich marek, które się w nim mieszczą. Miał się rzucać w oczy i dominować. Ja tej dominacji nie widzę. Żeby ogarnąć potęgę tej budowli, trzeba obejść ją dookoła, skręcić z Alej Jerozolimskich w Bracką. Wiem, że został zaprojektowany specjalnie dla tego skrawka Warszawy, który zajmuje, ale tego typu architektura lepiej sprawdza się na większej przestrzeni, gdy jest bardziej wyeksponowana, choćby jak Muzeum Historii Żydów Polskich, które, choć nowoczesne, zajęło spory plac i nie gryzie się z otaczającymi je socrealistycznymi blokami Muranowa. Vitkac mi w tym miejscu jakoś nie leży i nie umiem się nim zachwycić.



Z warszawskich realizacji Kuryłowicza sto razy wolę budynek Prosta Tower, szczególnie odkąd od kilku miesięcy zdobią go rzeźby Pawła Orłowskiego.




Złe czasy nastały za to dla architektury powojennego modernizmu, która znika ostatnio na potęgę. Rozebrany został pawilon meblowy Emilia, choć we fragmentach ma zostać przeniesiony w inne miejsce. W przebudowie wciąż jest Smyk, ale tak naprawdę nie wiadomo, jak będzie wyglądał efekt końcowy. Teraz przyszła pora na Rotundę. Mówi się, że budynek, który powstanie w jej miejscu będzie podobny do oryginału. 



Miasto jest żywym organizmem i to naturalny proces, że coś się wyburza, by zastąpić je czymś nowszym. W miejscu jednych ikon, powstają inne. Jak Vitkac. Tylko że ja jestem strasznie sentymentalna.

środa, 22 lutego 2017

W poszukiwaniu pamiątek po bardejovskich Żydach

Gdy stojąc w centrum Bardejova spojrzy się w stronę Rynku, od razu rzucają się w oczy górujące ponad dachami kamienic kościelne wieże. Ta pośrodku, najbardziej reprezentacyjna, należy do gotyckiej bazyliki Św. Idziego. Po jednej jej stronie widać kościół ewangelicki, zaś po drugiej, kościół obrządku wschodniego. Wszystkie w odległości nie większej niż 5 min. spacerem. Bardejov jeszcze przed II wojną światową słynął z wielokulturowości. Ale oprócz tych monumentalnych świątyń są jeszcze takie, których nie pozna się po strzelistych wieżach, nie wywyższają się ponad kamienice, nie pchają się do przewodników po mieście, bo i nikt się już w nich nie modli. To synagogi, pamiątki po bardejovskich Żydach. Według spisu ludności żydowskiej przeprowadzonego w 1942 r. w Bardejovie i okolicach mieszkało 3589 Żydów, w tym 2498 w samym mieście, co stanowiło prawie 30% wszystkich mieszkańców Bardejova. Przed II wojną światową żydowska gmina bardejovska była szóstą pod względem wielkości w całej Czechosłowacji. A mimo to kartkując polskie przewodniki po Słowacji (przejrzałam trzy), znaleźć można zaledwie wzmiankę o zachowanym do dziś unikatowym kompleksie żydowskich budynków w tym miasteczku. UNIKATOWYM! Dlaczego więc pamiątkom tym poświęcono tylko jeden akapit w trzystronicowym opisie miasta?

No dobrze, sama też nie jestem bez winy. W Bardejovie byłam wcześniej cztery razy i zaledwie z zewnątrz obejrzałam nowszą, znajdującą się bliżej Rynku, synagogę Chevra Bikur Cholim, a do wspomnianego unikatowego kompleksu zwanego Żydowskim Przedmieściem (Židovské suburbium) zawsze było za daleko i nie po drodze, choć idzie się tam z Rynku nie więcej niż 10 min. Gdy dość niespodziewanie okazało się, że będzie okazja, by w tym roku wrócić do tego jednego z najbardziej uroczych miasteczek na Słowacji (w prezencie na czterdzieste urodziny dostałam od siostry trzydniowy pobyt w Krynicy, a to już zaledwie 30 km...), postanowiłam dać się ponieść modzie na turystykę tematyczną i zagłębić się w historię bardejovskich Żydów. Na pewno nie poznałabym jej tak dokładnie, gdyby nie pomoc żydowskiego komitetu ochrony dziedzictwa (The Bardejov Jewish Preservation Committee), który ułatwił mi kontakt z osobami opiekującymi się pamiątkami po bardejovskich Żydach. Po Żydowskim Przedmieściu i Pomniku Ofiar Holocaustu oprowadzał nas Pan Pavol Hudák, zaś po synagodze Chevra Bikur Cholim Pan Cyril Bogol', obaj pełni pasji do tego co robią oraz ogromnej wiedzy na temat dawnych mieszkańców miasta, ich kultury, religii i obyczajów, za co jeszcze raz bardzo dziękujemy!

Żydowskie Przedmieście - mykwa z wieżą

Pierwsze wzmianki o pobycie Żydów w Bardejovie i płaceniu przez nich podatków datowane są na 1599 r. Jednak rozwój społeczności żydowskiej w mieście nastąpił w XVIII w. Bardejov był miastem królewskim, szybko się bogacił, nic więc dziwnego, że stał się atrakcyjny dla żydowskich kupców i rzemieślników. Przybywali głównie z Galicji, z Nowego Sącza (skąd pochodziła słynna dynastia rabiniczna Halberstam, której potomkowie przewodzili bardejovskim rabinom od XIX w. aż do końca II wojny światowej) i Krakowa. Za założycieli gminy żydowskiej w Bardejovie uznaje się rodzinę Nathana Guttmanna, zaś za oficjalną datę jej powstania przyjmuje się rok 1808.

To wówczas rozpoczęła się budowa pierwszej synagogi. W tym czasie Żydzi nie mogli wznosić miejsc kultu religijnego w obrębie miasta, więc bożnicę wybudowano poza jej murami, w pobliżu młyna, który dostarczał mąki do wyrobu macy. Z czasem po sąsiedzku wzniesiono także mykwę, Bejt Midrasz i rzeźnię rytualną. Dziś ten kompleks budynków nazywany jest Żydowskim Przedmieściem i jest unikatem w skali europejskiej, gdyż nie spotyka się praktycznie, by na tak małej powierzchni zachowało się kilka obiektów rytualnych judaizmu.

Najważniejszym z nich jest bez wątpienia stara synagoga, której budowę ukończono w roku 1836. To jedna z zaledwie dwóch zachowanych na Słowacji synagog ze sklepieniem dziewięciopolowym, złożonym z dziewięciu części podzielonych żebrowaniem (słow. typ deväťklenbovej synagógy, ang. nine-bay synagogue). Druga tego typu znajduje się w miejscowości Stupava. W Polsce doskonałym przykładem takiej bożnicy jest synagoga w Tykocinie, którą zwiedzaliśmy w marcu 2014 r.

Bardejovska stara synagoga przez lata pełniła funkcję magazynu, ale od kilku lat poddawana jest renowacji, która ma się zakończyć latem tego roku. Z tego powodu niestety póki co nie można wejść do środka, ani podejść na tyle blisko, by zrobić dobre zdjęcia budynku. Można je obejrzeć natomiast na stronie poświęconej suburbium żydowskiemu. W czasie remontu na jednej ze ścian budynku odsłonięto unikatowy zegar słoneczny z napisem w alfabecie hebrajskim.



W skład kompleksu z czasem weszła także szkoła talmudyczna (Bejt Midrasz), która służyła również jako dom modlitwy (głównie zimą, gdyż budynek był ogrzewany). Na tyłach mieszkali rabini z dynastii Halberstam. W tym miejscu do dziś przetrwał właściwie tylko balkon. Fasadę budynku zdobią misterne płaskorzeźby, które proszą się o natychmiastowe odnowienie. Region Szarysz, gdzie leży Bardejov, należy do najbiedniejszych w całej Słowacji, nie jest więc łatwo pozyskać fundusze na remonty, nawet te niezbędne. 






Obecnie najlepiej zachowanym budynkiem wchodzącym w skład kompleksu jest rytualna łaźnia (mykwa) wzniesiona pod koniec XIX w. Mykwa posiadała dwa baseny (dla kobiet i dla mężczyzn), wieżę z cysternami do zbierania deszczówki, która była wykorzystywana w rytuale obmycia (zgodnie z prawem żydowskim basen rytualny musi być napełniony wodą płynącą, pochodzącą ze źródła naturalnego) oraz własną kotłownię do podgrzewania wody. Dziś budynek mykwy jest odnowiony, mieści się w nim sklep. Ciekawostką jest, że w dość dobrym stanie zachowała się kotłownia wraz z oryginalnym kotłem parowym oraz innymi częściami centralnego systemu grzewczego (zaworami i rurami rozprowadzającymi wodę i parę), który był bardzo zaawansowany jak na ówczesne czasy. Na jednym z zaworów wciąż widnieje nazwa producenta: Poledniak Karoly, Koszyce. Główną funkcją kotłowni było podniesienie ciśnienia i temperatury do wytwarzania pary. Ponieważ prawo żydowskie zakazywało podgrzewania wody w mykwie przez bezpośrednie działanie ognia, woda była gotowana w kotle ze stali, następnie powstałą w ten sposób parę wykorzystywano do podgrzewania wody do kąpieli rytualnych.








W 1929 r. staraniem Żydowskiego Towarzystwa Opieki nad Chorymi wzniesiono w mieście drugą synagogę, Chevra Bikur Cholim. Budynek jest dość niepozorny, wtopiony w szeregową zabudowę ulicy Klastorskiej i gdyby nie charakterystyczny kształt okien i napis w alfabecie hebrajskim z nazwą stowarzyszenia, można by wcale nie zauważyć, że znajduje się tu dom modlitwy. Dzięki temu wnętrze bożnicy przetrwało wojnę w niemal nienaruszonym stanie. Opiekująca się w tym czasie budynkiem Anna Koperniechova zamurowała okna i tym sposobem Niemcy nie zorientowali się, że w mieście działa jeszcze jedna synagoga i nie zdewastowali jej. Po wojnie Pani Koperniechova uznana została za "sprawiedliwą" i jej nazwisko figuruje na jednej z płyt Pomnika Ofiar Holocaustu. Dziś synagogą opiekuje się Pan Cyril Bogol'. Podjął się tego zadania po śmierci ostatniego żydowskiego zarządcy bożnicy, Pana Meyera Spira. I choć nie jest Żydem (ostatni żydowski mieszkaniec Bardejova zmarł w 2005 r.) i mówi tylko po słowacku, to pięknie opowiada o historii bardejovskich Żydów, o przedmiotach używanych podczas modlitwy, o żydowskich świętach i zwyczajach, także tych związanych z pochówkiem. Wszystkiego nauczył się sam, dziś wiedzą dzieli się z odwiedzającymi. Budynek na ogół jest zamknięty. Na zwiedzanie trzeba umówić się telefonicznie. Kartka z numerem do Pana Cyrila wisi nad wejściem (poniżej na zdjęciu).









W pomieszczeniu na zapleczu sali modlitewnej znajduje się niewielka ekspozycja historyczna, a także Aron ha-kodesz (rodzaj ołtarza w synagodze w postaci szafy, gdzie przechowywane są zwoje tory) z trzeciej bożnicy działającej w mieście, co może świadczyć o tym jak społeczność żydowska Bardejova się rozwijała, skoro potrzebne były nowe miejsca do modlitwy. Wzniesiona w 1935 r. synagoga Chevra Misznajot znajdowała się przy ul. Stöcklovej. Sam budynek przetrwał do dziś, choć w bardzo zmienionej bryle, po wielu przebudowach. 





O ile z zewnątrz synagoga Chevra Bikur Cholim lśni świeżością bieli i wygląda na odnowioną, o tyle wnętrze jest dość zaniedbane. Sama sala modlitewna wygląda nie najgorzej, natomiast w korytarzu oraz właściwie na całym zapleczu z ekspozycją z synagogi Chevra Misznajot panuje wilgoć, farba odchodzi od tynku, na suficie wyraźne są zacieki. Wnętrze nie jest ogrzewane. Wilgoć zagraża też wiekowym księgom hebrajskim, których zachowało się wcale niemało. Wysokość opłaty za zwiedzanie synagogi i czas poświęcony przez Pana Cyrila jest dobrowolna, warto jednak zrezygnować chociaż z jednej czekolady studenckiej czy butelki piwa Šariš i zostawić kilka euro, bo potrzeby są ogromne, a wszystkie pozyskane fundusze przeznaczone są na naprawy budynku.


Wraz z nadejściem II wojny światowej dla Żydów z całej Europy nastały straszne czasy. Transporty bardejovskich Żydów do niemieckich obozów śmierci miały miejsce między 15 a 16 maja 1942 r. W 1992 r. na budynku mykwy odsłonięto tablicę poświęconą pamięci ofiar Holocaustu, która głosi, że 3700 bardejovskich Żydów zginęło w czasie zagłady. Jednak staraniem potomków społeczności żydowskiej Bardejova wzniesiono także Pomnik Ofiar Holocaustu, sfinansowany w całości przez fundusze prywatne. Na 12 granitowych tablicach symbolizujących 12 plemion hebrajskich wypisano nazwiska ofiar, których tożsamość udało się ustalić. Jest ich 3392. Przedsięwzięciu przyświeca hasło: Każdy człowiek ma swoje nazwisko... I choć dziś są to tylko nazwiska wygrawerowane na ścianie, to i tak bardzo wiele, bo przeważnie ofiary Holocaustu liczy się jedynie w liczbach. Pan Pavol Hudák zna wszystkie nazwiska. Pokazał nam kilka najważniejszych, a także polskich, bo gdy stało się jasne, że Żydom grozi eksterminacja, część Polaków wyznania mojżeszowego szukała schronienia u krewnych po słowackiej stronie granicy. Niestety wielu zgładzonych jest jeszcze anonimowych, dla nich zostawiono puste miejsca. Na jednej z tablic wyryto też nazwiska osób, które pomagały ocalić Żydów. Wśród nich, oprócz wspomnianej już Anny Koperniechovej, są m.in. policjant, listonosz i ksiądz greckokatolicki.










Na koniec zostawiliśmy sobie jeszcze kirkut oddalony od centrum miasta o jakieś 2,5 km (trzeba kierować się na supermarket Kaufland), na którym znajduje się ok. 1200 zewidencjonowanych i ponumerowanych macew. Pochówki odbywały się w tym miejscu między XVIII a XX w.








Wróciliśmy do Krynicy. To też było kiedyś miasteczko wielokulturowe, bo obok katolików rzymskich żyli też prawosławni i greckokatoliccy Łemkowie. Społeczność żydowska również była całkiem dobrze rozwinięta (w 1921 r. stanowili 43% mieszkańców uzdrowiska!). Działały dwie synagogi, po których dziś nie ma ani śladu. Zachował się jedynie stary kirkut, o którym może kiedyś jeszcze opowiem. W dzisiejszych czasach mnóstwo mówi się o Europie wielokulturowej, o współistnieniu obok siebie różnych kultur i religii. Mieliśmy już kiedyś taką, tylko zniknęła bezpowrotnie za sprawą Hitlera i II wojny światowej. Czasami odnoszę wrażenie, że nic nie wynieśliśmy, jako Europejczycy i ludzie, z tamtej bardzo trudnej lekcji.

Przy opracowywaniu historii bardejovskich Żydów korzystałam z dwóch stron internetowych:
oraz z wiedzy naszych przewodników.