Ach, co to był za miesiąc! Lubię jesień w Warszawie, przede wszystkim za ten ruch, który zaczyna się na warszawskiej scenie wystawienniczej. Wakacyjne ekspozycje się kończą, rozpoczynają się zupełnie nowe, a całości dopełniają festiwale sztuki współczesnej.
Wrześniowy maraton rozpoczęłam od wizyty w... Hotelu Warszawa, który już po raz trzeci gościł stołeczne oraz zagraniczne galerie sztuki w ramach Hotel Warszawa Art Fair. W drugi weekend miesiąca przestrzenią wystawienniczą stały się... hotelowe pokoje (łącznie z łazienkami). Wstyd się przyznać, ale w tym roku po raz pierwszy wzięłam udział w tym wydarzeniu. Jedne ekspozycje były lepsze, inne gorsze, jednak sama idea prezentacji sztuki w tak prozaicznym otoczeniu jak wyposażenie wielopiętrowego hotelu, jest moim zdaniem mega trafiona, zresztą ja uwielbiam takie nieoczywiste miejsca ekspozycyjne. Każda z galerii miała do dyspozycji jeden z pokoi. W aranżacjach liczył się układ pomieszczenia, meble oraz światło. Wystawiły się niemal wszystkie moje ukochane galerie z pracami fantastycznych artystów, żeby wspomnieć chociażby takie nazwiska jak Zdzisław Beksiński, Wojciech Fangor, Maurycy Gomulicki, Jadwiga Sawicka, Paweł Olszczyński, Liliana Zeic, Monika Drożyńska (o artystce, dla której formą wyrazu jest przede wszystkim haft, było ostatnio głośno za sprawą kary, jaką poniosła za ozdobienie wyszywanymi maksymami zagłówków foteli w pociągu), czy Sasza Wiktor, choć tak naprawdę każdy z twórców zasługiwał na uznanie, czego najlepszym dowodem była kolejka chętnych do wejścia (ja czekałam 20 min.).
Przy okazji udało mi się wreszcie odwiedzić restaurację Szóstka na szóstym piętrze tego hotelu z przepięknym widokiem na Świętokrzyską i wieżowce Warszawy.
W terminie 26-29 września 2024 r. równolegle odbywały się natomiast Warsaw Gallery Weekend i Warsaw off ART. Warsaw off ART faktycznie trwa jedynie przez cztery dni. Tegoroczna edycja pt. "Gdzie ten miód?" była chyba najspokojniejszą ze wszystkich, jakie widziałam do tej pory (czyli trzy poprzednie). Tym razem zaprezentowano głównie malarstwo i kilka obiektów przestrzennych. Prawie nie było sztuk audiowizualnych (media towarzyszyły tylko jednemu obrazowi), co akurat mnie ucieszyło. Autorami prac byli młodzi artyści. Poziom dzieł był bardzo różny, ale niestety żadne nie było w stanie zatrzymać mnie na dłuższą chwilę. Plusem była jak zawsze przestrzeń wystawiennicza. Warsaw off ART odbywa się na ogół w postindustrialnych halach, w tym roku wybór padł na w zupełnie nowe miejsce - Glicerynownię na terenie kompleksu Bohema powstającego na terenie dawnej fabryki Pollena Uroda na Pradze.
Sam kompleks Bohema jest już praktycznie na ukończeniu. Gdy w 2019 r. w Warszawie otwierano nowe praskie stacje metra, jedną z najczęściej odwiedzanych była Szwedzka. Wszystko za sprawą zejścia pod ziemię, które idealnie korespondowało z sąsiadującymi z nim, zaniedbanymi zabudowaniami dawnej fabryki Pollena Uroda. Już w tamtym okresie mówiło się o ich rewitalizacji. Jak to wówczas wyglądało, możecie zobaczyć w poście pt. "Warszawa przyłapana... we wrześniu 2019", bo w sumie przecież ten cykl powstał właśnie po to, by dokumentować takie zmiany. Początki przemysłu w tym miejscu sięgają schyłku lat dziewięćdziesiątych XIX w. Wówczas teren należał do Towarzystwa Akcyjnego Fabryki Produktów Chemicznych PRAGA. Część wzniesionych przez nie budynków, w tym komin o wysokości 83 m, dotrwała do naszych czasów. Zakłady produkowały m.in. smary do maszyn, wosk i zaprawę do podłóg, wazeliny, czy pastę do obuwia Stella. W 1919 r. przejęła je Spółka Akcyjna Wotitz, a krótko potem Spółka Akcyjna Saturnia, która od 1921 r. funkcjonowała jako Przemysłowe Towarzystwo Przetworów Tłuszczowych Saturnia SA. To właśnie wtedy rozpoczęto tu produkcję kosmetyków, jednak wówczas jeszcze nie jako główny profil działalności, choć w ofercie pojawiło się m.in. znane do dziś mydło Jeleń. Pięć lat później fabrykę wchłonął niemiecki koncern Schicht i od 1928 r. nosiła nazwę Przemysł Tłuszczowy Schicht S.A. To w tym okresie nastąpiła dynamiczna rozbudowa zakładów na Pradze, które objęły również działkę przylegającą obecnie do stacji metra Szwedzka, gdzie wcześniej mieściła się wytwórnia lamp Braci Brünnerów. W latach trzydziestych XX w. do spółki weszła angielska firma Unilever Ltd, stąd kolejna zmiana nazwy na Przemysł Tłuszczowy Schicht-Lever SA. Produkowała tak kultowe wyroby jak mydła Jeleń Schicht i Biały Jeleń, czy proszek do prania Radion. Po II wojnie światowej zakłady zostały znacjonalizowane i od 1956 r. działały jako Warszawska Fabryka Mydła i Kosmetyków Uroda. W latach sześćdziesiątych XX w. włączono je do Zjednoczenia Przemysłu Środków Piorących i Kosmetyków, późniejszej Polleny, skąd wzięła się używana do dziś nazwa Pollena Uroda. Po transformacji ustrojowej zakłady zostały objęte prywatyzacją. Przez kilkanaście ostatnich lat budynki były opuszczone i niszczały. Trwająca wciąż rewitalizacja idzie w podobnym kierunku jak wcześniej w przypadku Konesera, Browarów Warszawskich, czy Fabryki Norblina, więc powstały tu przede wszystkim powierzchnie biurowe oraz mieszkalne. Zachowano jednak postindustrialny charakter tego miejsca i na razie całość wygląda nieźle, choć bardzo widoczne są kontrasty pomiędzy odpicowanym kompleksem, a starymi praskimi kamienicami, których stan pozostawia wiele do życzenia. Czekam jednak na dalszy rozwój Bohemy, przede wszystkim zaś na ciekawe koncepty gastronomiczne, bo miejsca do zagospodarowania jest wiele.
Wystawy odbywające się w ramach Warsaw Gallery Weekend trwają zazwyczaj nieco dłużej niż festiwalowe cztery dni. Ja na początek zrobiłam sobie spacer Dzielną, która jest całkiem sporym zagłębiem warszawskich galerii i obejrzałam trzy z nich. Żadnej pierwotnie nie miałam na liście tych must see (listę znajdziecie we wpisie pt. "Warszawa przyłapana... w sierpniu 2024").
Galeria Leto w tym roku przygotowała ekspozycję pt. "Marcin Janusz. Mleczne ciałka". Jest dość mroczna, choć to akurat nie powinno dziwić, bowiem czerpie ze sztuki średniowiecza. Tytuł nawiązuje do poematu Marbodusa, biskupa Rennes, dla którego stosunki płciowe miały służyć jedynie poczęciu, tymczasem sam w poezji na piedestał wynosił homoerotyczne wizje, których ucieleśnieniem są tytułowe mleczne ciałka. Wystawa trwa do 9 listopada 2024 r.
Galeria Molski na ekspozycji pt. "Granice obecności" prezentuje prace dwojga artystów, Zuzy Dolegi i Konrada Juścińskiego. Dzieła doskonale ze sobą korespondują, choć większe wrażenie zrobiły na mnie obiekty Juścińskiego wykorzystujące z jednej strony współczesne technologie, jak przetwarzająca ruch w dźwięk rzeźba "Mono", z drugiej zaś wracające do natury poprzez obsadzenie form przestrzennych nasionami kozibroda łąkowego. Można ją zobaczyć do 11 października 2024 r.
Z kolei HOS Gallery prezentuje wystawę obrazów Grzegorza Pieniaka pt. "Red Shoes". Płótna przedstawiają akty męskie odziane praktycznie jedynie w czerwone szpilki. W większości są to autoportrety, buty zaś urastają do symbolu fantazji i ukrytych pragnień, ale skrywają również wyrzuty sumienia. Malarstwo jest dla artysty rodzajem terapii. Dla odbiorcy zaś próbą wejrzenia w głąb duszy malarza, dla mnie - kolejnym podejściem do przewartościowania współczesnego świata. Ekspozycja będzie dostępna do 16 listopada 2024 r.
W cieniu Warsaw Gallery Weekend i Warsaw off ART kolejną wystawę otworzyła Galeria Lisowski. Tym razem to prezentacja najnowszych prac Bartka Arobala Kociemby nosząca tytuł "Powtarzać czas początku", z gościnnym udziałem duńskiego architekta Mikkela Nielsena, prywatnie partnera Bartka. Ten artystyczny projekt towarzyszy ich przygotowaniom do ślubu. Dużo tu odwołań do tradycji, kultury ludowej i dawnych obrzędów weselnych. Jest więc skrzynia posażna, małżeńska szafa otwierana z dwóch stron, "monidła", weselny czepiec, czy pająk nawiązujący do tych, jakie w wiejskich domach wieszano z okazji świąt (dwie ostatnie realizacje, wykonane techniką druku 3D, to wkład Mikkela Nielsena w to małżeńskie wiano). Jednak zamiast kogutów i wycinanek ozdobą są motywy czepiące ze związku chłopaków. Całość jest spójna i w miłych dla oka pastelowych kolorach. Wystawa, podobnie jak poprzednia przygotowana przez tę wędrującą galerię, odbywa się w dawnym salonie Cepelii przy Chmielnej i jak najbardziej wpisuje się w historię tego miejsca. Trwa do 16 listopada 2024 r.
Na koniec jeszcze dwie, zakończone dziś, ekspozycje.
W Instytucie Wzornictwa Przemysłowego przez ostatnie trzy miesiące można było oglądać pierwszą monograficzną wystawę Jana Bogusławskiego, jednego z najwybitniejszych polskich architektów XX w., pt. "Jan Bogusławski (1910–1982). Według reguł sztuki i własnego upodobania", przygotowaną przez Narodowy Instytut Architektury i Urbanistyki we współpracy z Instytutem Wzornictwa Przemysłowego. Pokazano na niej ponad 200 realizacji artysty, głównie w postaci zdjęć, makiet, niepublikowanych rysunków i szkiców oraz artykułów prasowych przedstawiających przede wszystkim architekturę - od domów weekendowych z lat trzydziestych XX w., przez odbudowę Zamku Królewskiego w Warszawie, wyposażenie gmachu Rady Państwa, kościoły, teatry w Polsce i za granicą, po wieżowce i modernistyczny pawilon Chemii w Warszawie. Część projektów Bogusławskiego nie doczekała się realizacji, niektórych, jak wspomniana Chemia, pawilon Zodiak, czy kino Praha, już nie ma. Ekspozycję uzupełniały oryginalne meble zaprojektowane przez Bogusławskiego oraz osobiste dokumenty. To była bardzo dobra ekspozycja, również za sprawą przestronnej i doskonale doświetlonej przestrzeni wystawienniczej.
Z kolei na terenach zielonych przy Centrum Olimpijskim można było zobaczyć ponad sto rzeźb tworzących "Ogród Rzeźby". Organizatorem ekspozycji był Dom Aukcyjny i Galeria Sztuki Art in House. Jak można było przeczytać w opisie wydarzenia, była to największa wystawa rzeźby ogrodowej (sic!) w Polsce. Wolę określenie "rzeźba plenerowa", bo ogrodowa kojarzy mi się raczej z wątpliwej urody krasnalami. Dzieła prezentowane czasowo stanęły obok prac tworzących stałą wystawę w tym miejscu (pokazywałam Wam ją już w poście pt. "Przewodnik po Warszawie, część 2. Sztuka w przestrzeni Warszawy: szlakiem współczesnych rzeźb miejskich", choć od tamtej pory kolekcja wzbogaciła się o nowe eksponaty) i doskonale wpisywały się przez ten czas w charakter ekspozycji, bowiem większość z nich odnosiła się w jakiś sposób do cielesności i sportu. Choć aranżacja była raczej słaba, to wśród pokazanych prac znalazły się prawdziwe perełki. U mnie na czele tej listy były jak zawsze balansujące rzeźby Jerzego Kędziory, ale wypatrzyłam również kilka innych interesujących realizacji.
REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK
25 października 2024 r. nastąpi długo oczekiwane otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w nowej siedzibie przy Placu Defilad. Wydarzenie będzie trwać trzy tygodnie, a jego program zapowiada się naprawdę imponująco! Zaplanowano m.in. wystawę kilku wielkoformatowych rzeźb autorstwa takich artystek jak Magdalena Abakanowicz, Alina Szapocznikow, Monika Sosnowska, Sandra Mujinga czy Cecilia Vicuña oraz otwarcie kolejnej, szesnastej, edycji festiwalu Warszawa w budowie, która nosi tytuł "Trudna miłość. Muzeum między Placem a Pałacem". Stała wystawa muzeum dla publiczności będzie dostępna dopiero od 21 lutego 2025 r.
***
Warszawa przyłapana to cykl postów ukazujących się ostatniego dnia każdego miesiąca, opisujących to, co aktualnie dzieje się w stolicy i zapowiadających ciekawe wydarzenia kulturalne. Nie są to wpisy stricte podróżnicze, bowiem dość szybko się dezaktualizują. Jeśli jednak planujecie wizytę w Warszawie, to w najnowszym odcinku zawsze znajdziecie moje rekomendacje ciekawych wystaw w muzeach i imprez plenerowych. Cykl ma też charakter kronikarski i pozwala po jakimś czasie spojrzeć z pewnej perspektywy na zmiany, jakie wciąż zachodzą w tym niebanalnym mieście.