środa, 30 grudnia 2020

Warszawa przyłapana... w grudniu 2020

Wierzycie w Świętego Mikołaja i magię Świąt Bożego Narodzenia? Ja w tym roku uwierzyłam! Bo choć w listopadzie zamknięto całą kulturę i wydawało się, że sztuka dostępna będzie tylko online, to dzięki ponownemu otwarciu centrów handlowych przed Świętami, udało mi się jednak zobaczyć wystawę towarzyszącą tegorocznej edycji festiwalu Street Art Doping! Ekspozycję, która w tym roku na lokalizację wybrała Elektrownię Powiśle, można było obejrzeć tylko dlatego, że na miejscu otwarto punkt sprzedaży reprodukcji i przestrzeń wystawiennicza działała nie jako galeria, ale jako sklep. Wystawę zaś można było zwiedzić "przy okazji" zakupów.


Tegoroczna edycja festiwalu poświęcona była szablonowi. Wśród twórców, których prace pokazano, znaleźli się tacy klasycy tej techniki jak NeSpoon i Gu-Tang Clan. Mi szalenie podobały się także obrazy Bartłomieja Stypki. Główną rolę grał jednak szablon do nowego muralu M-City pt. "Wolf", który również w ramach tego wydarzenia powstał na warszawskiej Pradze. I choć nadal uważam, że street art to sztuka dla ulicy, nie do muzealnych sal, to i sama wystawa, i jej prezentacja w postindustrialnym, nieco surowym wnętrzu, bardzo mi się podobała. To była zresztą jedna z nielicznych prezentacji sztuki, jakie można było w Warszawie zobaczyć w czasie aktualnego lockdownu, co pokazuje także pewną wyższość prywatnego wystawiennictwa nad zbiorami państwowymi. 







Nie zawiodły też wystawy plenerowe, które w czasie pandemii sprawdzają się doskonale. Obejrzałam w sumie trzy.

Najbardziej zachwyciła mnie kolekcja tkanin artystycznych autorstwa Marii Jełowickiej pt. "Tobie Warszawo", którą jeszcze do 3 stycznia można obejrzeć w niecodziennej scenerii socrealistycznego wnętrza dolnej części klatki ze schodami ruchomymi prowadzącymi na przystanki komunikacji miejskiej na trasie W-Z poniżej Starego Miasta. Okazało się, że to również świetna przestrzeń ekspozycyjna. Prace artystki umieszczono w doskonale oświetlonych witrynach, wcale nie ustępujących warunkom muzealnym. W dodatku obiekty, choć misternie utkane z barwnych nici, to kapitalne abstrakcyjne kompozycje, które zupełnie bez przesady można nazwać obrazami. Naprawdę poczułam się jak w muzeum! I chciałabym więcej takich inicjatyw w przestrzeni miasta.





Dwie pozostałe to już tradycyjne ekspozycje na świeżym powietrzu na planszach.

Pierwszą zorganizowała fundacja „Białoruski Dom” we współpracy z Domem Spotkań z Historią. Nosiła tytuł "Białoruś. Droga do wolności" i można było ją zobaczyć zaledwie przez trzy tygodnie (w dniach 10–31 grudnia) na Skwerze im. ks. J. Twardowskiego przy Krakowskim Przedmieściu. Złożyły się na nią przede wszystkim zdjęcia z protestów po sierpniowych wyborach prezydenckich w tym kraju, gdy kolejne zwycięstwo Aleksandra Łukaszenki uznane zostało za sfałszowane. Protestujący od kilku miesięcy domagają się uczciwego przeliczenia głosów. Zdjęcia natomiast są mocne i sugestywne. Ekspozycja w Warszawie kończy się jutro, ale będzie prezentowana także w innych miastach Polski.



Druga, zlokalizowana przed Pałacem Staszica, siedzibą Polskiej Akademii Nauk, to zwieńczenie projektu "Archiwa Rodzinne Niepodległej. Zbiorowy portret rodzin II Rzeczypospolitej". Na pięciu dwustronnych stelażach kształtem nawiązujących do kształtu Polski pokazano społeczeństwo polskie w dwudziestoleciu międzywojennym w różnych aspektach: od wielokulturowości narodowościowej i religijnej, przez pochodzenie chłopskie, ziemiańskie i robotnicze, udział w walkach o niepodległość, życie codzienne w II RP, aż po udział kobiet w życiu naukowym, kulturalnym i społecznym. Tablice są podświetlone po zmroku, co dodaje im atrakcyjności. Z każdą taką inicjatywą coraz bardziej doceniam walory ekspozycji plenerowych. Tę można obejrzeć jeszcze do 20 stycznia.





Mimo pandemii stolica nie zrezygnowała ze świątecznej iluminacji. Jest, co prawda, okrojona w stosunku do lat ubiegłych i ogranicza się właściwie tylko do Traktu Królewskiego, za to po czterech sezonach dekoracja jest zupełnie nowa (za to na następne trzy okresy świąteczne). Nawiązuje do Warszawy przedwojennej i moim zdaniem jest o niebo ładniejsza od poprzedniej. Smutny jest tylko Rynek Starego Miasta, którego koronawirus pozbawił lodowiska przywodzącego na myśl pocztówki UNICEF-u i kramów z grzanym winem i kiełbaskami. Wino i rozmaite dania kuchni ulicznej serwują natomiast przez okienka chyba wszystkie restauracje na Starówce. I wiecie co? W tym dziwnym roku, w którym każdy dzień przynosi coś nowego, popołudniowy przedświąteczny spacer po Starym Mieście, w dwie rodziny, z trójką dzieci, z winem pitym ukradkiem pod maseczką, zagryzanym bułką z pieczarkami, był jednym z przyjemniejszym momentów mijających dwunastu miesięcy. Ograniczenia w podróżowaniu, do tego ta nowa dekoracja świąteczna, sprawiły, że we własnym mieście poczułam się jak turystka. Naprawdę potrzeba nam już wszystkim powrotu normalności! 












Zima to okres zastoju w street arcie, ale odkryłam przypadkiem, że Galeria Portretu Osobowości Kultury Warszawy XX w. w Al. Armii Ludowej poniżej budynku Głównego Urzędu Statystycznego stworzona przez Piotra Janowczyka w 2010 r., nota bene w ramach wspomnianego festiwalu Street Art Doping, przeszła konserwację. Kolorowe wcześniej obrazy zostały odtworzone w wersji czarno-białej. Niby to samo, a jednak zupełnie inaczej!





Pozostając w temacie sztuki, to słynna palma z Ronda de Gaulle'a, czyli instalacja Joanny Rajkowskiej pt. "Pozdrowienia z Alej Jerozolimskich", 12 grudnia skończyła 18 lat. Przyznam, że gdy stanęła w tym miejscu była dla mnie szpetna i kompletnie niezrozumiała. Ale przez te lata tak wpisała się w krajobraz Śródmieścia, że już nie wyobrażam sobie Warszawy bez niej.

A przy Marszałkowskiej, tuż obok Placu Konstytucji, znów zaświecił nowy stary neon.


Na koniec jeszcze dwie wiadomości, dobra i zła. Dobra jest taka, że mozaiki Wojciecha Fangora na peronach dworca Warszawa-Śródmieście zostały wpisane do rejestru zabytków, zła - Starbucks zamknął kawiarnię w dawnym Lajkoniku przy Placu Trzech Krzyży. W 2012 r. w ramach remontu przed otwarciem amerykańskiej sieciówki w tym miejscu odsłonięto i poddano konserwacji malowidła na ścianach lokalu powstałe w czasach świetności Lajkonika. Co się stanie z nimi teraz - nie wiadomo.

To był długi miesiąc, przede wszystkim za sprawą skróconego semestru i okresu wystawiania ocen w szkole. Niestety przez rozszerzenie obostrzeń całe ferie przyjdzie nam spędzić w Warszawie. Nie znam wielu atrakcji na świeżym powietrzu dla chłopców w wielu 10 i 12 lat, ale naszymi wrażeniami z zimy w mieście podzielimy się za miesiąc.

WARSZAWA ZE SMAKIEM

Kolejne pandemiczne ograniczenia przedłużyły czas zamknięcia gastronomii przynajmniej do 17 stycznia. Wiele restauracji jest już na granicy swojej wydolności, dlatego w tym roku, pierwszy raz w życiu, postanowiliśmy całe świąteczne menu zamówić w restauracji. Nie dlatego, że nie chciało nam się gotować, bo w ciągu kilku ostatnich lat organizowaliśmy u siebie w domu Wigilię dla całej rodziny i dotąd wszystko przygotowywaliśmy sami, ale dlatego, że już kolejny raz w tym roku postanowiliśmy przyłączyć się do akcji #wspieramgastro.

Wigilia z Kuźni Smaku

Postawiliśmy na miejsce sprawdzone, znane nam od lat, gdzie nie raz organizowaliśmy uroczystości rodzinne (m.in. rocznice ślubu, czy przyjęcia komunijne obu naszych synów) i przede wszystkim na dania, których pewnie nigdy nie zrobilibyśmy sami w domu, gdzie prócz kulinarnego kunsztu liczy się i piękne podanie. Nie zawiedliśmy się!

Hitem okazał się karp po żydowsku w całości, misternie ułożony na półmisku i wraz z dekoracjami zalany galaretą. Po pierwsze świetnie wyglądał na stole, po drugie rewelacyjnie smakował. Genialna  w smaku była też zawijana teryna z ryb wędzonych. Zdecydowaliśmy się również na rybę po grecku (z dorsza), śledzia ze śliwką w pomidorach z gorczycą (lekko pikantny, dla mnie zupełna nowość), śledzia pod pierzynką (najsłabsza pozycja z całego zamówienia), zapiekanego łososia w porach z podawanym oddzielnie sosem z awokado, chrzanu i mięty (bardzo fajne zestawienie smakowe) oraz dwa rodzaje ryb w galarecie (oprócz karpia po żydowsku): roladę z karpia oraz kulki knelki (w sumie obie potrawy dość podobne w smaku, spokojnie wystarczyłaby jedna z nich).






Zamówiliśmy również dania na ciepło: zupę (krem borowikowo-truflowy), surową rybę do pieczenia (jesiotra w całości) i pierogi z kapustą i grzybami. Zupa była niezwykle aromatyczna, z wyczuwalną nutą trufli i nie potrzebowała już żadnych dodatków. Jesiotr przygotowany był w marynacie z szalotek, na półmisku z folii aluminiowej nadającym się do piekarnika. Dodatkowo serwowany był do niego sos grzybowy - wyrazisty w smaku, ze skórką cytrynową i gałązkami rozmarynu w całości. Idealnie nadawały się do niego kluski śląskie (również były w ofercie restauracji). Marynata sprawiła, że ości w rybie zmiękły do tego stopnia, że nawet te całkiem okazałe można było giąć. To był drugi z hitów świątecznego menu. Pierogi również trzymały poziom, za sprawą delikatnego ciasta i mnóstwa smacznego farszu. 


Trzecim hitem okazał się piernik, na który namówił nas menadżer restauracji. Ciasto robi sam, z odpowiednim wyprzedzeniem, a korzenne przyprawy przywozi z Izraela. Piernik nie należy do moich ulubionych ciast, jednak ten był tak smaczny, że zniknął w ciągu trzech świątecznych dni, choć można go przechowywać nawet kilka miesięcy. Przyćmił też pozostałe z zamówionych ciast, sernik i makowiec, w moim odczuciu dość przeciętne. 


Oprócz menu wigilijnego zamówiliśmy też dwa rodzaje wędlin na resztę Świąt - faszerowaną roladę z kaczki z suszoną śliwką (wersję bez śliwki znaliśmy już z przyjęć komunijnych) i pasztet z dziczyzny z truflami, obie grzechu warte.


Podsumowując: choć potrawy bożonarodzeniowe przygotowane poza domem to dla nas kompletna nowość i coś do niedawna nie do pomyślenia, to sprawdziły się tak dobrze, że chyba częściej będziemy oddawać nasze Święta w ręce fachowców. Skoro strzygą nas fryzjerzy, auta reperują autoryzowane serwisy i myją myjnie, to dlaczego kuchnią nie może zająć się profesjonalny Szef Kuchni? Może to będzie jeden z nielicznych plusów pandemii?

Kuźnia Smaku, ul. Mazowiecka 10 (Hotel Mazowiecki)

REKOMENDACJE NA STYCZEŃ

Muzea, podobnie jak restauracje, pozostaną zamknięte co najmniej do 17 stycznia, ale do listy wystaw do obejrzenia po zniesieniu ograniczeń dopiszcie sobie jedną: "Jerzy Nowosielski | Spectra Art Space MASTERS" w przestrzeni wystawienniczej rodziny Staraków w Spectra Art Space znajdującej się w budynku Spectra przy Bobrowieckiej 6. Spectra Art Space dostępna jest dla zwiedzających tylko w soboty i w niedziele w godz. 10:00-18:00. Ekspozycja potrwa do 31 maja, więc mam nadzieję, że do tego czasu muzea zostaną otwarte. 

Od 4 stycznia do 1 lutego w Łazienkach Królewskich (od strony Alej Ujazdowskich) będzie można zobaczyć wystawę plenerową "Powojenny modernizm w Warszawie i na Mazowszu", tę samą, która była już prezentowana w hali głównej Dworca Centralnego. Polecam tym, którzy nie widzieli, bo warto!

To jest ten moment, kiedy do końca dobiegają wystawy już rozpoczęte, a zamknięte w październiku, i dołączają do nich nowe, zaplanowane na bieżący rok. Mam nadzieję, że mimo wszystko uda się zobaczyć i jedne, i drugie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz