czwartek, 30 września 2021

Warszawa przyłapana... we wrześniu 2021

Wrzesień był dla mnie wciąż jeszcze letni. Trochę wyjeżdżałam, a i w Warszawie sporo czasu poświęciłam na aktywności na świeżym powietrzu i spacery. Skupiłam się przede wszystkim na dwóch poprzemysłowych przestrzeniach, które właśnie zyskały nowe życie po rewitalizacji.


Pierwsza to Browary Warszawskie. W 1846 r. otwarto tu browar Haberbusch & Schiele, który działał aż do II wojny światowej. W wielu stołecznych domach do dziś można znaleźć charakterystyczne butelki z tłoczonym znakiem zakładów i porcelanowym korkiem. Zabudowania browaru zostały znacznie zniszczone w czasie wojny, jednak w okresie PRL-u, po upaństwowieniu, na gruzach wzniesiono państwowe przedsiębiorstwo produkujące m.in. słynne piwo Królewskie. Po transformacji ustrojowej przedsiębiorstwo upadło, a jego teren przez kolejne lata zarósł krzakami i zielskiem. 

Rewitalizację rozpoczęto w 2017 r. Powojenne hale dosłownie stały na guzach, bowiem w przedwojennych piwnicach, w których mieściła się m.in. leżakownia, znaleziono spore zapasy butelek z piwem sprzed wojny. Skarb został sprzedany wiosną tego roku.


Dziś w Browarach Warszawskich przeszklone biurowce sąsiadują ze zrewitalizowanymi budynkami sprzed ponad 100 lat. Całość jest dość spójna, ale dla mnie zabudowa zbyt gęsta. Zabytkowa architektura ginie wśród nowoczesnej. Plusem jest duża liczba zakamarków, przejść i schodów (jedne z nich ozdobił mural autorstwa Dawida Ryskiego) prowadzących do wspomnianych piwnic, w których urządzono modne restauracje, bary o industrialnym wystroju oraz Food Hall Browary. Powstał również browar z piwem rzemieślniczym, ukłon w stronę tradycji tego miejsca. My póki co skusiliśmy się jedynie na pyszne ciastka od DESEO, ale w najbliższym czasie wpadniemy na pewno spróbować więcej, bo do wyboru jest całe mnóstwo miejsc z pyszną kuchnią.










Rumieńców nabiera również druga ze wspomnianych postindustrialnych przestrzeni, Fabryka Norblina, której przemiana jest już praktycznie na ukończeniu. Póki co prawie gotowe są pasaże, do jednej z hal wrócił działający tu od 2010 r. BioBazar, otwarto też KinoGram, gdzie mają odbywać się zarówno pokazy filmowe, jak i spektakle teatralne, kameralne koncerty i wystawy sztuki oraz działać ma bar. W przestrzeni kina będzie prezentowana oryginalna statuetka Oscara przekazana przez kompozytora Jana A.P. Kaczmarka uhonorowanego za muzykę do filmu "Marzyciel". W październiku najprawdopodobniej zostanie otwarte Muzeum Fabryki Norblina. Reszta pomieszczeń będzie udostępniana sukcesywnie. Powstaną kawiarnie i restauracje (także w modnej w ostatnim czasie formie food hall, podobnie jak w Browarach Warszawskich, czy wcześniej w Elektrowni Powiśle) oraz salony fryzjerskie i kosmetyczne.





Przyznam, że nieco obawiałam się tego przedsięwzięcia, bo Norblin od zawsze był jednym z moich ukochanych miejsc w stolicy. Z zewnątrz cały kompleks wygląda tak sobie, ot, kolejne przeszklone biurowce, ale pomiędzy nimi zachowano, tak jak obiecywano, całkiem sporo zabytkowej zabudowy, oryginalne tory i metalowe konstrukcje, które nadawały temu miejscu ten specyficzny klimat. Całość uzupełniają monumentalne maszyny i ławki na... wagonikach. Prace jeszcze trwają, ale już teraz jestem na tak. I podoba mi się tu bardziej niż w Browarach Warszawskich, choć oba miejsca różnią się od siebie. 






Powoli zaczęłam też nadrabiać muzealne zaległości.

Na pierwszy ogień poszła Zachęta i wystawa "Zimna rewolucja. Społeczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej wobec socrealizmu, 1948-1959", która miała zakończyć się we wrześniu, ale przedłużono ją do 10 października. 


Na ekspozycji pokazano malarstwo, rzeźbę, fotografię, plakat i filmy, które powstały w krajach ówczesnego bloku wschodniego: w Polsce, Czechosłowacji, Niemieckiej Republice Demokratycznej, Bułgarii, Rumunii i na Węgrzech. Wśród reprezentantów sztuki polskiej znalazły się takie klasyki jak obrazy Andrzeja Wróblewskiego, czy współczesny film poświęcony Pałacowi Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, ale pokazujący przebogate wnętrza z tamtej epoki, które mogliście zobaczyć również w moim poprzednim poście, poświęconym temu zagłębiowskiemu miastu. I choć wystawa w założeniu dedykowana jest socrealizmowi, to znalazło się na niej, ku mojemu zaskoczeniu, także nieco modernistycznego dizajnu, czy też dwuznaczne prace Władysława Strzemińskiego. 








Z kolei w świeżo wyremontowanych Stajniach Kubickiego w Łazienkach Królewskich można podziwiać monumentalne dzieło pt. „Witold przysięga zemstę Krzyżakom na tle płonącego Kowna” autorstwa Jana Styki, współtwórcy Panoramy Racławickiej. Płótno należy do kolekcji Muzeum Wojskowego im. Witolda Wielkiego w Kownie. Nad Wisłą pokazywane jest w ramach obchodów trzydziestej rocznicy wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską a Litwą. Nie jest tak imponujące jak wspomniana Panorama Racławicka, ale namalowane z podobną dbałością o szczegół i przedstawiające autentyczne postacie historyczne. Na specjalnych planszach objaśniono, kto jest kim. Obraz można oglądać do 14 listopada.


Jeśli chodzi o sztukę w przestrzeni miasta, to na Woli, na skrzyżowaniu Al. Solidarności z Towarową, powstał nowy mural poświęcony pamięci zmarłego tragicznie Jana Lityńskiego. 


Natomiast przed wejściem do Pałacu Kultury i Nauki oraz na dachu Sali Kongresowej pojawiły się czarno-białe zdjęcia. To instalacja przygotowana przez fundację SEXEDpl Anji Rubik w ramach międzynarodowej akcji Inside Out Project francuskiego artysty skrywającego się pod pseudonimem JR, zaś fotografie przedstawiają osoby wspierające walkę o prawo do rzetelnej edukacji seksualnej. Oczywiście nie muszę dodawać, że jak wszystkie akcje podejmujące ten temat, i ta wzbudziła sporo kontrowersji.




W ciągu ostatnich dwóch dni liczba chorych na COVID-19 sięgnęła ponad 1200 osób. Na szczęście rząd póki co zapowiedział, że w październiku zostaną utrzymane dotychczasowe ograniczenia związane z zapobieganiem rozprzestrzenianiu się koronawirusa. I mam nadzieję, że słowa dotrzyma, bo najbliższy miesiąc zapowiada się bardzo atrakcyjnie. Część wydarzeń kulturalnych rozpoczyna się już dziś.

REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK

To przede wszystkim dwa cykliczne wydarzenia poświęcone sztuce współczesnej.

Pierwszym jest IV Edycja Niezależnego Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Warsaw Off ART 2021, w tym roku odbywająca się pod hasłem "ART is not a crime". Wystawy, które potrwają do 3 października pokazane zostaną w Elektrowni Powiśle, Hali Gwardii i Art in House.

Również dziś rusza drugie ze wspomnianych wydarzeń, Warsaw Gallery Weekend 2021. W jego ramach polecam szczególnie dwie ekspozycje: prezentację prac Maurycego Gomulickiego i Xawerego Wolskiego pt. „Diamonds, Fur Coat, Champagne” w Galerii LETO (Dzielna 5), którą można będzie zobaczyć do 13 listopada oraz nowe rzeźby Moniki Sosnowskiej o wspólnej nazwie "Beton" prezentowane w siedzibie Fundacji Galerii Foksal (Górskiego 1A) do 10 listopada.

Także dziś na nową wystawę zaprasza Dom Spotkań z Historią. Ekspozycja pt. "Jedyne. Nieopowiedziane historie polskich fotografek" prezentująca dorobek kobiet uprawiających ten zawód od lat siedemdziesiątych do dziewięćdziesiątych XX w. potrwa do 13 lutego przyszłego roku.

1 października, z okazji rozpoczynającego się dzień później XVIII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina, fasadę Muzeum Fryderyka Chopina rozświetli neon według projektu Anny Libery i Jana Strumiłło. Kolorowe dłonie będą układać się na klawiaturze "w rytm" Etiudy C-dur op. 10 nr 1.

8 października rozpocznie się zaś trzynasta edycja festiwalu Warszawa w budowie, tym razem pod hasłem "Jak robić szkołę?". To głos w dyskusji o przyszłości szkolnictwa publicznego w Polsce. Podobnie jak w ubiegłym roku, wystawę główną będzie można oglądać w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nad Wisłą). Potrwa do 7 listopada.

Ja maraton ze sztuką zamierzam rozpocząć już w ten weekend, a relacja oczywiście za miesiąc. Będzie mi też bardzo miło, jeśli pochwalicie się, czy moje polecenia Wam się przydały i gdzie się wybraliście.

piątek, 24 września 2021

Dąbrowa Górnicza nie tylko dla koneserów. Dla rodzin z dziećmi również

Zacznijmy od tego, że Dąbrowa Górnicza nie leży na Śląsku. W woj. śląskim owszem, ale w Zagłębiu Dąbrowskim. Bliska odległość oraz historia i rozwój zbudowane wokół wydobycia węgla kamiennego każą wrzucać oba regiony do jednego worka, jednak zarówno Ślązacy, jak i mieszkańcy Zagłębia lubią podkreślać swoją odrębność, nie szczędząc przy okazji sąsiadom niewybrednych żartów. Choć osobom z zewnątrz cała ta sytuacja może wydawać się nieco kuriozalna, to różnic jest całkiem sporo.


Śląsk to kraina o wielowiekowych dziejach, własnych tradycjach i specyficznej gwarze, Zagłębie zaś historycznie związane jest z Małopolską. Jego tożsamość zaczęła kształtować się dopiero w XIX w. wraz z rozwojem przemysłu i napływem ludności z centralnej Polski. Na to wszystko nałożyła się dodatkowo przynależność do różnych zaborów. Choć początkowo zarówno Śląsk, jak i Zagłębie przypadły Prusom, to gdy utworzono Księstwo Warszawskie i potem Królestwo Polskie, Zagłębie znalazło się w jego granicach. Po odzyskaniu niepodległości z Górnego Śląska utworzono odrębne województwo, zaś Zagłębie administracyjnie włączono do kieleckiego. Dopiero po II wojnie światowej przyłączono je do śląskiego, nazywanego również śląsko-dąbrowskim za sprawą jego pierwszego wojewody, gen. Aleksandra Zawadzkiego, pochodzącego właśnie z Zagłębia. Ta druga nazwa była jednak stosowana tylko lokalnie i nigdy nie weszła do oficjalnego użycia.

Sama Dąbrowa Górnicza wyrosła z niewielkiej wioski, która wraz odkryciem pokładów węgla (m.in. jednego z najgrubszych na świecie, nazwanego później redeńskim od nazwiska hrabiego Fryderyka Wilhelma Redena, dyrektora górnictwa w rządzie pruskim; jego imię otrzymała również pierwsza odkrywkowa kopalnia na tym terenie) zaczęła przekształcać się najpierw w przyfabryczną osadę, a gdy do kopalń dołączyły huty i inne zakłady przemysłowe, w prężne miasto. Z czasem zaczęło ono wchłaniać mniejsze miejscowości leżące po sąsiedzku. Obecnie Dąbrowa Górnicza jest największym pod względem powierzchni miastem województwa śląskiego.


Przemysł zdeterminował również układ architektoniczny Dąbrowy. To nie jest jedno z tych przyjemnych miast z rynkiem i otaczającymi go kolorowymi kamieniczkami. Kościelne wieże sąsiadują tu z fabrycznymi kominami, choć kopalnie zakończyły działalność w latach dziewięćdziesiątych XX w. Czy zatem jest po co tu przyjeżdżać?


Gdy byłam nastolatką i odwiedzałam Dąbrowę niemal co roku, wydawała mi się wówczas szara i brzydka. Ot jedno z tych miast, w których nic nie ma. Jednak z wiekiem i coraz większą liczbą podróży nauczyłam się, że nie ma miejsc, w których nic nie ma. Upadek przemysłu sprawił, że miasto dotąd niemal wyłącznie industrialne musiało znaleźć nowy pomysł na siebie. To, co do tej pory było brzydkie, teraz stara się zagospodarować w taki sposób, by stało się atrakcyjne i dla mieszkańców, i przyjezdnych. Dla mnie była to przede wszystkim podróż sentymentalna, ale zabrałam ze sobą również chłopców. Bo okazuje się że współczesna Dąbrowa oferuje atrakcje dla całej rodziny. Poza terenami pofabrycznymi w nowych aranżacjach jest tu również kopalnia udostępniona do zwiedzania, mini skansen militarny, ścieżki edukacyjne, czy... plaża z molem!

Fabryka Pełna Życia

Jeśli regularnie czytacie bloga, to zapewne wiecie, że uwielbiam miejsca poprzemysłowe. W samym centrum Dąbrowy Górniczej, na tyłach Pałacu Kultury Zagłębia, na postindustrialnych terenach po dawnej Dąbrowskiej Fabryce Obrabiarek Defum, powstała kulturalno-rozrywkowa przestrzeń o nazwie Fabryka Pełna Życia. 


Pierwotnie w tym miejscu działał niewielki zakład kowalsko-ślusarski. W latach siedemdziesiątych XIX w. kupił go Emil Škoda, ten od samochodów. Dwadzieścia lat później fabryka trafiła w ręce przedsiębiorców z Sosnowca - Wilhelma Fitznera i Konrada Gampera. Produkowano w niej kotły parowe i inne elementy hydrauliczne, w ciągu kolejnych lat rozszerzając asortyment, by w dwudziestoleciu międzywojennym wejść w skład spółki Zjednoczone Fabryki Maszyn, Kotłów i Wagonów L. Zieleniewski i Fitzner-Gamer S.A. Po II wojnie światowej fabryka, jak niemal wszystkie w Polsce, została upaństwowiona. Od 1949 r. działa pod nazwą Śląsko-Dąbrowska Fabryka Urządzeń Mechanicznych, a od 1959 r. jako Dąbrowska Fabryka Obrabiarek Defum im. Stanisława Krzynówka. Po 1989 r. przez jakiś czas fabryka prosperowała jeszcze całkiem nieźle (do dziś na ścianach zachowanych budynków zobaczyć można oryginalne murale z tamtych czasów), nie sprostała jednak wymaganiom wolnego rynku i ostatecznie została zamknięta w 2015 r. Wówczas od państwa tereny te kupiło miasto. Już rok później narodziła się koncepcja utworzenia tu ośrodka kulturalnego.


Założenie jest takie, by stworzyć tu nowe centrum Dąbrowy Górniczej, rekompensujące brak rynku, czy innego głównego punktu miasta, coś na wzór Manufaktury w Łodzi. Póki co zabezpieczane są oryginalne hale fabryczne, ale na wizualizacjach na stronie internetowej przedsięwzięcia widać, że mają tu też powstać nowoczesne przeszklone biurowce i przestrzenie o przeznaczeniu handlowym i gastronomicznym. Projekty wyglądają bardzo fajnie i mam nadzieję, że nie jest to tylko mydlenie oczu i faktycznie pozostawione zostanie jak najwięcej oryginalnej architektury. 


Gdy odwiedziłam miasto w marcu, pomiędzy halami z rudej cegły można było obejrzeć jedynie wystawy plenerowe. Latem w Fabryce Pełnej Życia tego życia pojawia się jeszcze więcej. To przede wszystkim bary plenerowe, choć akurat w czasie naszego pobytu prawie cały czas padało, więc mimo ogromnej ochoty, nie udało nam się z nich skorzystać. To również rozmaite detale upiększające tę przestrzeń jak kwiaty w doniczkach, czy zdjęcia. W tym roku było też boisko do siatkówki plażowej oraz wystawa pt. "Atlas Pamięci" poświęcona czterdziestoleciu Solidarności, w ramach której można było zobaczyć m.in. rzeźbę o nazwie "Nadzieja" Michała Batkiewicza, którego inne plenerowe prace mieliśmy już kiedyś okazję podziwiać u stóp zamku w Olsztynie niedaleko Częstochowy. Raz w miesiącu odbywa się tu również Dąbrowski Jarmark Staroci (w każdą trzecią niedzielę miesiąca).










Bardzo mocno kibicuję temu miejscu, nie tylko dlatego, że takie lubię. Uważam, że miasta związane z przemysłem, mimo tego, że w większości z nich przemysł upadł, powinny to dziedzictwo pielęgnować i na tych fundamentach oraz pozostałościach dawnych fabryk budować swoją tożsamość na nowo, bo właśnie to wyróżnia je spośród tysięcy innych miast i to jest ich atutem. Tego zabrakło mi w czasie niedawnej wizyty w Radomiu. Ładnych miejscowości z całą listą zabytków jest w Polsce mnóstwo, ale o ciekawe, z pomysłem na siebie już wcale nie tak łatwo. Z poprzemysłowym dziedzictwem doskonale radzi sobie Łódź, dobrą drogą idzie Żyrardów, a Dąbrowa depcze im po piętach. Bo postindustrialnych zakątków, które dziś pracują na turystykę jest tu znacznie więcej! O kolejnych przeczytacie w dalszej części tekstu.

Pałacyk Dezona

Niewielki, uroczy budynek z czerwonej cegły kontrastuje z nieprzystającym do pofabrycznego otoczenia molochem centrum handlowego Pogoria. Pałacyk zbudowany został w XIX w., gdy Dąbrowa prężnie się rozwijała. Dyrektor Towarzystwa Francusko-Włoskiego Dąbrowskich Kopalń Węgla, Dezon, wzniósł go dla swojej żony. 


Towarzystwo zostało założone w Paryżu w 1878 r. przez Bank Francusko-Włoski w celu eksploatacji wydzierżawionych dwa lata wcześniej przez ten bank kopalń Paryż i Koszelew leżących w obrębie Zachodniego Okręgu Górniczego. W 1906 r. kopalnie przeszły na własność Towarzystwa, które wsławiło się m.in. tym, że bardzo dbało o sprawy socjalne: prowadziło własnym kosztem dwa przedszkola dla dzieci swoich pracowników i wybudowało tzw. „Dom Górnika”, gdzie mieściły się różne organizacje społeczne zrzeszające pracowników oraz czytelnia, świetlica itp.

W czasie II wojny światowej do pałacyku wprowadziło się Gestapo, a po jej zakończeniu najpierw Milicja, potem Policja. Niegdyś budynek posiadał jeszcze schody i taras, z którego wchodziło się do wewnątrz. Teraz wygląda dość dziwnie, choć dobrze, że w ogóle stoi, bowiem w 2007 r. strawił go pożar, po którym na szczęście nie został rozebrany. Wyremontowano go z zewnątrz i otarcie łez w oknach powieszono widoki dawnej Dąbrowy, które nieco maskują niepełnowartościowość obiektu. Mam nadzieję, że doczeka się pełnej renowacji, bo idealnie nadaje się np. na restaurację.


Muzeum Miejskie "Sztygarka" w Dąbrowie Górniczej

Muzeum mieści się w budynku, który do 1994 r. zajmowała szkoła górnicza. Sam gmach wzniesiono w latach 1839-1842 według projektu włoskiego architekta Franciszka Marii Lanciego, tego samego, który odpowiada za obecny wygląd pałacu w Falentach przy Stawach Raszyńskich. W budynku w Dąbrowie Górniczej pierwotnie siedzibę miał Zarząd Zachodniego Okręgu Górniczego. Placówka edukacyjna wprowadziła się tu w 1889 r. Już wówczas powstał zalążek obecnej kolekcji muzeum w postaci szkolnych zbiorów geologicznych. W 1987 r. szkolne muzeum stało się oficjalnie Muzeum Geologicznym stanowiącym cześć Zespołu Szkół Zawodowych "Sztygarka" Wspólnoty Węgla Kamiennego im. S. Staszica, zaś od 1997 r. działa pod obecną nazwą jako Muzeum Miejskie „Sztygarka”.


I choć kolekcja jest bardzo bogata, to sama ekspozycja nieco mnie zawiodła. Nie chodzi nawet o to, że trąci myszką, bo ja często wolę dobrze zaaranżowane muzea z prawdziwymi eksponatami niż same multimedia, ale tu wszystko jest naćkane bez ładu i składu, jakby włodarze placówki stawiali na ilość, a nie na jakość. Spodziewałam się też, że więcej miejsca poświęcone będzie Zagłębiu i samej Dąbrowie oraz wydobyciu węgla, tymczasem są to raptem dwie z kilku sal. Pozostałe to geologia, folklor, w tym dość duża część poświęcona krajom odległym - to zbiór związanego z miastem podróżnika Grzegorza Kuśpiela (w tej części najbardziej interesujące były dla mnie pamiątki związane z himalaistą Krzysztofem Wielickim, wśród których znalazł się jego plecak, nieodłączny towarzysz większości ekspedycji), archeologia, czy wystawy czasowe.








Za to bez wątpienia koniecznie trzeba zajrzeć do wchodzącej w skład muzeum Kopalni Ćwiczebnej "Sztygarka".

Kopalnia Ćwiczebna "Sztygarka"

Kopalnia powstała w 1927 r. dla uczniów Państwowej Szkoły Górniczej i Hutniczej. Tu przyszli górnicy mieli uczyć się praktycznego aspektu zawodu, czyli działania maszyn używanych pod ziemią, funkcjonowania systemów wentylacji, czy geologii. Celem nie było więc samo wydobycie węgla, choć wyrobiska były drążone, zaś uzyskane w ten sposób kopaliny służyły do... ogrzewania budynku szkoły.


Po zamknięciu szkoły w 1994 r. kopalnię zalano. W 2010 r. po częściowej rewitalizacji udostępniono ją turystom. Zwiedzanie odbywa się w grupach, pod opieką przewodnika. Warto rezerwować bilety z wyprzedzeniem, bo obecnie grupy mogą liczyć maksymalnie 5 osób, ponadto wejść jest niewiele (jedynie we wtorki, czwartki i soboty po trzy wejścia w ciągu dnia oraz cztery wejścia w niedziele).

Podziemna trasa obejmuje dwa poziomy, na których zobaczyć można sposoby zabezpieczania wyrobisk górniczych za pomocą specjalistycznych obudów (i przy okazji dowiedzieć się, czym są szkody górnicze), stanowiska szkoleniowe z zakresu mechaniki i elektryki oraz systemy wentylacji (dosłownie, ponieważ przed zejściem na niższy poziom przewodnik włącza urządzenia wentylujące). To także potężna dawka wiedzy o pracy górników, wypadkach, jakie mogą zdarzyć się w kopalniach i akcjach ratunkowych.







Zwiedzanie trwa około godzinę. Trzeba mieć odpowiednie obuwie, bowiem podłoże jest wilgotne i może być śliskie (nie są wpuszczane osoby w klapkach i butach na obcasach), kask (otrzymuje się przy wejściu) i najlepiej cieplejsze ubranie.

Polecam szczególnie miłośnikom tras podziemnych i rodzinom z dziećmi. Naszym się bardzo podobało, bowiem przewodnik angażuje najmłodszych zadając rozmaite pytania.

Park Militarno-Historyczny „Reduta”

Niewielki skansen z militariami powstał obok Muzeum Miejskiego "Sztygarka" w 2013 r. Większość zgromadzonych tu eksponatów w latach dziewięćdziesiątych XX w. miała być przetopiona w Hucie Katowice. Na szczęście udało się je pozyskać dla muzeum.


Kolekcja obejmuje czołgi, pojazdy opancerzone, rakietę oraz trzy niemieckie bunkry z linii obronnej B2-Stellung, której zadaniem była obrona Zagłębia Dąbrowskiego od wschodu przed Armią Czerwoną. Niestety w trakcie naszej wizyty bunkry były w trakcje remontu i nie można było do nich wchodzić.




Oprócz eksponatów związanych stricte z wojskowością jest też jeden przemysłowy, choć doskonale wpisujący się w tematykę wystawy. To młot parowy z 1919 r. pochodzący z działającej w Dąbrowie Górniczej Huty Bankowej, która w okresie II wojny światowej, jak wiele innych ośrodków przemysłowych na terenach III Rzeszy oraz zajętych przez Niemców, produkowała dla armii niemieckiej elementy uzbrojenia.   


Tu również powinno spodobać się dzieciom. Wstęp na teren parku jest bezpłatny. 

Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej

Choć od lat fascynuje mnie architektura powojenna, to socrealizm do niedawna omijałam szerokim łukiem. A to błąd, czego najlepszym dowodem jest Pałac Kultury Zagłębia, podręcznikowy przykład tego stylu w architekturze. Jego nazwa nie bez przyczyny niemal od razu budzi skojarzenia z warszawskim Pałacem Kultury i Nauki. Choć dużo mniejszy, to podobnie jak jeden z najbardziej rozpoznawalnych gmachów stolicy, i ten zagłębiowski od razu wyróżnia się na tle zabudowy miasta. Oba powstały w podobnym okresie i są tak imponujące, że określenie pałac w obu przypadkach wcale nie jest na wyrost!


Pałac Kultury Zagłębia zaprojektował Zbigniew Rzepecki, architekt związany głównie ze Śląskiem i Zagłębiem, ale jego nazwisko powinno być znane również mieszkańcom Warszawy zainteresowanym architekturą, gdyż jest autorem jednego z najciekawszych kościołów w stolicy - pw. Podwyższenia Krzyża Świętego na Jelonkach o bryle równie interesującej jak wnętrza ozdobione polichromiami Jerzego Nowosielskiego. 

Pałac pierwotnie miał być częścią większego architektonicznego założenia obejmującego całe centrum Dąbrowy Górniczej, które niestety w większości nie zostało zrealizowane. Projektowany był jako kompleks kulturalno-oświatowo-administracyjny mający pomieścić nie tylko instytucje kultury, ale i siedziby związków zawodowych, a nawet miejski ratusz! Stąd pewnie tak reprezentacyjny wygląd, choć gmach i tak jest dużo mniejszy niż pierwotnie zakładano.

Prace budowlane ruszyły w 1951 r. Uroczyste otwarcie, w którym udział wzięli m.in. Aleksander Zawadzki, inicjator budowy Pałacu, pierwszy powojenny wojewoda śląski, wówczas już przewodniczący Rady Państwa PRL oraz Edward Gierek - wtedy członek Komitetu Centralnego PZPR, nastąpiło zaś 11 stycznia 1958 r. I choć gmach otwierano pod nazwą Domu Kultury Zagłębia, to już w relacjach z uroczystości pojawiło się słowo "pałac" (na Pałac Kultury Zagłębia zostanie przemianowany oficjalnie dopiero w 1964 r.).


Gmach wrażenie robi już z zewnątrz, a wnętrza, również zaprojektowane przez Rzepeckiego, choć w stosunku do pierwotnego projektu uproszczone przez architektów Wojciecha Sobonia, Henryka Buszko i Jerzego Gottfrieda nawet dziś onieśmielają rozmachem. A skoro to wersja okrojona, to ciekawa jestem jak miały wyglądać w oryginale! 


Budynek składa się z trzech połączonych części: wieży scenicznej na planie kwadratu i dwóch skrzydeł bocznych na planie podkowy.

Elewację pokrywa cegła klinkierowa. Cokoły wykonano z piaskowca. Jedynymi elementami ozdobnymi są subtelne kamienne detale. W odróżnieniu od warszawskich ikon socrealizmu jak chociażby wspomniany PKiN, ruchome schody na Starym Mieście, czy MDM nie ma tu płaskorzeźb z postaciami robotników, czy innych przedstawicieli ludu pracującego. Te motywy można zobaczyć jedynie wewnątrz, na ceramicznych kaflach zdobiących zespół sal o wspólnej nazwie Agora. Budowę Pałacu rozpoczynano w szczytowym okresie socrealizmu, zaś kończono już po śmierci Stalina, która przyniosła ze sobą tzw. odwilż i odejście od propagandy w sztuce.


Reprezentacyjne wnętrza mogłam zobaczyć dzięki uprzejmości pracowników Pałacu.

Monumentalne hole z kolumnami przywodzącymi na myśl antyczne świątynie całe wyłożone są kamieniem o różnym ubarwieniu. Okładziny ścian, filarów i posadzek wykonano głównie z marmuru ze Strzegomia (gatunki Biała i Zielona Marianna) oraz czarnych wapieni dębnickich układających się w geometryczne wzory. Całość uzupełniają kraty z kutego żelaza i bogato zdobione sztukaterie na sufitach z motywami roślinnymi, zwierzęcymi, a nawet i mitycznymi jak węże morskie, czy chimery. Wielkość tych przestrzeni i ich przepych budził krytykę, ale i one były wykorzystywane stając się scenerią dla studniówek i bali sylwestrowych. 



Najważniejszym pomieszczeniem Pałacu jest bez wątpienia sala widowiskowa, jednak nie mniej reprezentacyjne są także te mniejsze, przeznaczone na rozmaite uroczystości - Sala Ślubów, wspomniane trzy połączone Agory ze ścianami wyłożonymi ręcznie malowanymi ceramicznymi kaflami przywodzącymi w pierwszym momencie na myśl te z holenderskiego Delft, tu jednak udekorowane motywami krajobrazu przemysłowego, prawdopodobnie autorstwa znanych ceramików Lecha i Heleny Grześkiewiczów, sala koncertowa im. Michała Spisaka, Kino Kadr, czy sale konferencyjne z pięknymi, dębowymi i jesionowymi boazeriami oraz sztukateriami na sufitach.








Jedną ze ścian klatki schodowej zdobi okładzina imitująca węgiel, zaś w pokoju znajdującym się za nią można zobaczyć kolorową mozaikę (niestety częściowo zasłonięta jest przez szafę). Obie realizacje są jednak najpewniej późniejsze i mogą pochodzić z lat sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych XX w., bowiem bark jest o nich informacji w dokumentach projektowych pałacu. Niestety nie udało się ustalić ani autorów obu prac, ani przeznaczenia pokoju z mozaiką. Ozdoby mogłyby sugerować gabinet jakiegoś oficjela, ale tezy tej nie potwierdzili pracownicy Pałacu. 


Gmach od 1979 r. znajduje się w rejestrze zabytków. W latach 2011-2014 przeszedł generalny remont, dzięki któremu dziś znów lśni dawnym blaskiem i zyskał dodatkowe pomieszczenia, np. galerię urządzoną w dotychczasowej piwnicy. W czasie mojej marcowej wizyty można było tam obejrzeć wystawę prac biorących udział w jedenastym Międzynarodowym Biennale Miniatury, które odbyło się w Częstochowie.


Gdy będziecie w Dąbrowie nie ograniczajcie się jedynie do obejrzenia gmachu Pałacu Kultury Zagłębia z zewnątrz. Wejdźcie do środka. Nawet jeśli nie uda Wam się zajrzeć sal, rzućcie okiem chociaż na hol, który jest doskonałym ambasadorem całej reszty wnętrz.

Pomnik Czerwonych Sztandarów

Przed gmachem Pałacu Kultury Zagłębia stoi pomnik poświęcony Bohaterom Czerwonych Sztandarów, jeden z nielicznych już z czasów słusznie minionych, upamiętniający ruch robotniczy. Niemal cudem nie podzielił losu podobnych w całej Polsce, które po 1989 r. zostały usunięte. Obroniła go dąbrowska młodzież przez tydzień pilnująca go i w dzień, i w nocy. Młodzi ludzie, zapytani o powód, odpowiedzieli, że monument przypomina im... Jimiego Hendrixa! Na cokole farbą namalowano nazwisko artysty. Ostatecznie pomnik pozostał, jako część historii Zagłębia Dąbrowskiego, zwanego niekiedy Czerwonym Zagłębiem, zaś dla upamiętnienia tamtych wydarzeń tuż za pomnikiem ustawiono ławeczkę poświęconą i Jimiemu Hendrixowi, i Kurtowi Cobainowi, którego nazwisko też w którymś momencie pojawiło się na cokole.




Pogoria, czyli Pojezierze Dąbrowskie

A może by tak relaks nad wodą? Pogoria, a właściwie Pogorie, cztery spore, ponumerowane cyframi rzymskimi zbiorniki wodne oddalone są od centrum Dąbrowy Górniczej zaledwie o ok. 5 km. Niewielkie odległości pomiędzy akwenami sprawiły, że niekiedy nazywa się je Pojezierzem Dąbrowskim, choć ich rodowód wcale nie jest naturalny. To także poprzemysłowe dziedzictwo miasta! Powstały w wyniku zalania wodą wyrobisk po wydobyciu piasku na potrzeby okolicznych kopalń. Przez kolejne lata przekształcano je w tereny rekreacyjne. Powstały pomosty, plaże, ścieżki spacerowe i rowerowe oraz gastronomia. 


W ciepłe dni na wyznaczonych plażach ciężko znaleźć wolne miejsce na piasku. Nam pogoda nie dała szansy na plażowanie i kąpiel, jedynie na spacer w kroplach deszczu, ale i tak zbiorniki zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Najbardziej do gustu przypadła mi Pogoria II, chyba najbardziej kameralny ze zbiorników, otoczony bujną zielenią za sprawą żyznej ziemi, jaką dawniej tu składowano. Niedawno zbudowano na nim pomost, głównie dla wędkarzy i spacerowiczów, ponieważ nie można się tu kapać.




Z kolei najbardziej rekreacyjnym jest Pogoria III. Znajduje się tu strzeżona plaża, nowoczesne molo, którego nie powstydziłyby się nadmorskie, czy mazurskie miejscowości oraz cała infrastruktura towarzysząca takim miejscom: wypożyczalnie sprzętu wodnego, gastronomia, plac zabaw dla dzieci, toalety i spory parking. Dojeżdża tu także jedna z linii autobusowych. W przyszłym roku planujemy znów odwiedzić Dąbrowę i mam nadzieję, że wówczas uda nam się z tych dobrodziejstw skorzystać.




Strzemieszyce 

Strzemieszyce Wielkie do 1975 r. były samodzielnym miastem, wówczas zostały włączone administracyjnie do Dąbrowy Górniczej. Są jedną z najstarszych części miasta. I choć oddalone są od centrum o niemal 10 km warto tu zajrzeć z kilku powodów.  

Krzysztof Kieślowski

Choć Kieślowski urodził się w Warszawie, to w dzieciństwie dość sporo tułał się po Polsce. Powodem były problemy zdrowotne. Jego ojciec cierpiał na gruźlicę, a i on sam był dość chorowitym dzieckiem. Najbardziej z dzieciństwem reżysera kojarzy się dziś Sokołowsko na Dolnym Śląsku, bo tam od dziesięciu lat odbywa się festiwal filmowy Hommage à Kieślowski. Ale Kieślowski w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX w. przebywał również w Strzemieszycach, gdzie w tym czasie mieszkali jego dziadkowie ze strony ojca i gdzie przyszła na świat jego siostra, Ewa. Przez jakiś czas mały Krzysztof uczęszczał do jednej ze strzemieszyckich podstawówek. I to właśnie w tej niewielkiej zagłębiowskiej miejscowości po raz pierwszy odwiedził kino (ówczesne kino Paw).

W 2019 r. na domu, w którym mieszkali dziadkowie reżysera i on sam odsłonięto tablicę pamiątkową. A sam dom jest bliski również mi, bowiem mieszkali w nim też... moi pradziadkowie.


Roman i Maria Kieślowscy pochowani są na miejscowym cmentarzu.


Srocza Góra

Do niedawna było to miejsce znane prawie wyłącznie mieszkańcom. Wzniesienie ma wysokość 329,5 m n.p.m. W 2007 r. utworzono tu stanowisko dokumentacyjne dla ochrony formacji geologicznych datowanych na okres triasu.



Drugą atrakcją Sroczej Góry są jaskinie powstałe w wyniku wydobycia wapienia jeszcze przed II wojną światową. Eksploatacji zaprzestano w latach siedemdziesiątych XX w., ale groty zostały. Ze względów bezpieczeństwa nie można jednak do nich wchodzić. 


Niedawno cały teren uporządkowano i utworzono tu ścieżkę dydaktyczną cieszącą się dość dużym powodzeniem. Są tablice informacyjne i ławki. To idealne miejsce na niespieszny spacer, gdy znudzą Wam się postindustrialne pamiątki.


Pomnik Przyrody Wywierzyska

Drugą atrakcją przyrodniczą Strzemieszyc są Wywierzyska. Obecnie to ładny park z dwoma stawami zasilanymi źródłami wody wapniowo-magnezowej. Wywierzysko to właśnie rodzaj źródła krasowego, bardzo wydajnego. Strzemieszyckie źródła dawniej były wykorzystywane w przemyśle, do płukania rud galmanu z pobliskich kopalń. Teren został objęty ochroną w 1996 r. ze względu na zachowaną w tym miejscu faunę źródlicową, m.in. naturalne tarlisko pstrąga potokowego.

Wapiennik Bordowicza

Ten wolno stojący piec do wypalania wapna z wapieni wzniesiony został przez Włodzimierza Bordowicza przed 1931 r. częściowo z kamienia, częściowo w cegły (kominy). Wapienie pozyskiwano z leżących w okolicy kamieniołomów. To bardziej ciekawostka historyczna niż spektakularny zabytek, ale warto zobaczyć, bo jest bardzo dobrze zachowany.


Przez lata odwiedzałam Dąbrowę bez większego entuzjazmu. Gdy byłam nastolatką szukałam tu przede wszystkim korzeni i własnej tożsamości. Interesowały mnie głównie miejsca związane z moją rodziną. W tym roku wróciłam po kilkunastu latach przerwy i dopiero teraz zaczęłam przyglądać się samemu miastu i zmianom, jakie w nim zaszły. Te spostrzeżenia to również efekt zmian, jakie przez te lata zaszły we mnie. Widzę więcej niż kiedyś. Nauczyłam się doceniać dobrą architekturę, więc Pałac Kultury Zagłębia totalnie mnie zachwycił. Z kolei Fabryka Pełna Życia i podziemna trasa kopalni "Sztygarka" są ukłonem w kierunku poprzemysłowego dziedzictwa. Dąbrowa ma szansę stać się jednym z nowych modnych kierunków w turystyce, za co mocno trzymam kciuki.

Jeśli zaś zdecydujecie się zostać tu dłużej, miasto może być doskonałą bazą wypadową po okolicy, bo atrakcji tu nie brakuje. To chociażby Pustynia Błędowska, Olkusz, Jura Krakowsko-Częstochowska, Park Gródek w Jaworznie, czy zamek w Będzinie. My spędziliśmy na miejscu intensywne cztery dni, a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego, co chciałam. I na bank wrócimy za rok.

(foto: iza & ewelina)

Przy pracy nad częścią wpisu poświęconą Pałacowi Kultury Zagłębia korzystałam z publikacji: Anna Syska i Zdzisława Górska-Nieć (red.) "Tak, pałac! Pałac Kultury Zagłębia 1958-2018" (wyd. Pałac Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej, Dąbrowa Górnicza 2018).