środa, 31 stycznia 2024

Warszawa przyłapana... w styczniu 2024

Nowy rok, stara ja. Już 2 stycznia odwiedziłam... pięć wystaw! I przy okazji mam déjà vu, bowiem w ubiegłym roku pierwszą, jaką obejrzałam, była ekspozycja Kojiego Kamojiego w Galerii Monopol, ten zaś rozpoczęłam od... wystawy Kojiego Kamojiego pt. "Koji Kamoji - Obym stał się tym kamieniem" w Galerii aTAK, niestety już zakończonej. Jej tytuł nawiązywał do kamieni, które są częstym motywem w twórczości tego japońskiego artysty od wielu lat mieszkającego i tworzącego w Polsce. Na wystawie pokazano pięćdziesiąt prac Kojiego Kamojiego wykonanych w latach 1970-2023 (nie tylko tych z kamykami). Niektóre, jak cykl "Tsunami", były prezentowane publicznie po raz pierwszy, z kolei ubiegłoroczna seria "Haiku" została wybrana do zilustrowania tomiku poezji japońskiej. Ekspozycja była minimalistyczna, bo niewielka jest przestrzeń galerii, ale dobór prac odzwierciedlał twórcze zainteresowania Kojiego Kamojiego oraz jego artystyczną drogę. 






W ogóle ten rok rozpoczęłam z dość wysokiego wystawienniczego pułapu, ponieważ następna była rewelacyjna ekspozycja pt. "Sztuka widzenia. Nowosielski i inni" na Zamku Królewskim. Jej osią jest malarstwo Jerzego Nowosielskiego, którego obrazy zostały podzielone tematycznie i zestawione z dziełami innych artystów tworzących w drugiej połowie XX w. I tak w kolejnych salach zaprezentowano surrealizm, cielesność, realizm i eschatologię oraz abstrakcję. Tytuł wystawy można zinterpretować dwojako: jako sztukę widzenia świata przez artystów lub jako nasze, widzów, dzisiejsze postrzeganie ich dorobku. To, co rzuca się w oczy od razu, to zupełnie odmienna od reszty stylistyka dzieł Nowosielskiego. I w tym kontekście zestawienie jej z przykładami prac artystów tworzących w tym samym czasie daje i możliwość spojrzenia na dorobek Nowosielskiego z szerszej perspektywy, i uzmysławia jak wielka jest różnorodność w sztuce. W części surrealistycznej Nowosielskiemu towarzyszą m.in. Erna Rosenstein i Władysław Hasior, w abstrakcyjnej zaś chociażby Wojciech Fangor, Stefan Gierowski, czy Henryk Stażewski. Na mnie największe wrażenie zrobiła sala poświęcona realizmowi i eschatologii. Z półmroku wyłaniają się tam takie smaczki jak asamblaż Jonasz Sterna (inny z jego kolaży widziałam w zeszłym roku w Muzeum Narodowym w Lublinie na wystawie pt. "Wróblewski i po... Sztuka realizmu bezpośredniego", zresztą nie mogę oprzeć się wrażeniu, że te wystawy są do siebie w jakiś sposób koncepcyjnie podobne), świetny obraz Edwarda Dwurnika pt. "Jestem Chrystus" z cyklu "Sportowcy", czy mroczna instalacja Piotra Kurka pt. "Kij". Wystawa jest bardzo dobra, nie tylko za sprawą doskonałego doboru prac, ale i bardzo udanej aranżacji. Można ją odwiedzić do 3 marca 2024 r.















A jeśli Nowosielskiego będzie Wam mało, to równolegle w Zachęcie do 4 lutego 2024 r. trwa jeszcze ekspozycja pt. "Jerzy Nowosielski". Ale jakże inna to wystawa od tej prezentowanej na Zamku! To trochę tak jak z porównaniem trzech ekspozycji Tamary Łempickiej w 2022 r., gdy w Lublinie i Konstancinie-Jeziornie zbudowano opowieść o całej epoce, w której tworzyła, zaś w Krakowie wybrano samą esencję i można było się skupić jedynie na dziełach Łempickiej. Esencjonalna jest również wystawa Nowosielskiego w Zachęcie. Nie zobaczycie na niej nic poza jego obrazami podzielonymi według wątków: pejzaż, ciało, abstrakcja i ikona. Z jednej strony to kwintesencja jego dorobku, możliwość spojrzenia na jego twórczość całościowo, ale z drugiej... nuda. Bo takie wystawy już były i kolejna nie wnosi nic nowego i odkrywczego w poznawaniu postrzegania świata i kobiecego ciała przez Nowosielskiego. Dla mnie była już kolejną tego malarza w ciągu ostatniego roku i mam wrażenie, że oglądam non stop te same obrazy! Niemniej ja dorobek Nowosielskiego bardzo cenię, więc chętnie znów z nim poobcowałam. Warto obie wystawy obejrzeć jednego dnia, by przekonać się w jak różnorodny sposób można opowiadać o sztuce jednego artysty.










Przy okazji wizyty w Zachęcie warto obejrzeć również drugą, budzącą wiele kontrowersji, wystawę pt. "Pejzaż malarstwa polskiego". Zgodnie z deklaracją Zachęty jej celem jest pokazanie najnowszych prac artystów współczesnych reprezentujących rozmaite formy i style: od realizmu i figuracji po abstrakcję, a także tzw. obiekty. Obejmuje ponad 200 dzieł autorstwa 140 twórców, zarówno klasyków, jak i malarzy średniego pokolenia oraz najciekawszych młodych artystów i debiutantów. I tu jest pies pogrzebany, bo dobór nazwisk nie wszystkim się spodobał. Ekspozycja została oprotestowana przez grupę artystów, którzy nie chcą, by ich prace wisiały obok malarzy, których talent jest, delikatnie ujmując, na nie najwyższym poziomie, albo tematyka obrazów zakrawa na polityczną, bo np. taki Sasnal za sąsiada ma Pomnik Smoleński. Cóż, ja kupuję wersję galerii, że wystawa jest przekrojowa i ma pokazywać polskie malarstwo współczesne takim, jakim jest, dlatego obok dzieł wybitnych można zobaczyć dość przeciętne obrazy religijne (wybitne malarstwo religijne to raczej po sąsiedzku, u Nowosielskiego). Inna rzecz, że choć wydaje mi się, że w sztuce współczesnej poruszam się dość swobodnie, to na tej wystawie większa część nazwisk nic mi nie mówiła! Zarzutem jest, że to sztuka mierna. W wielu wypadkach niestety tak jest, ale jeśli to ma być wystawa odzwierciedlająca kondycję polskiej sztuki ostatnich lat jak chcą kuratorzy, to można odnieść wrażenie, że to kolejna dziedzina, po edukacji i służbie zdrowia, która jest w tej chwili w zapaści. Natomiast odwiedzić ją warto, bo na pewno na długo zapisze się w historii muzealnictwa. Trwa do 25 lutego 2024 r. i polecam obejrzeć dokładnie, bo można znaleźć nieco smaczków.

















W Zachęcie udało mi się jeszcze załapać na trzecią wystawę - kameralną prezentację rzeźb Józefa Wilkonia pt. "Ptaki". Ekspozycja towarzyszyła wydaniu książki pt. "Pani Drozdowa", którą artysta i napisał, i zilustrował. Poświęcił ją swojej zmarłej żonie. Na wystawie można było zobaczyć rzeźby przedstawiające ptaki wykonane z drewna i metalu, projekty ilustracji oraz już wydane książki. Choć była niewielka (zajmowała salkę na poziomie -1 galerii, tuż obok wejścia), to rzeźby były tak urodziwe, że w niejednym dorosłym mogły obudzić dziecko. Ja twórczość Wilkonia odkryłam stosunkowo późno, bo jakieś 4 lata temu, ale niezmiennie mnie zachwyca. Niestety ekspozycja była bardzo krótka i zakończyła się na początku stycznia.









Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze jednej wystawie, nie związanej ze sztuką, ale bardzo miłej dla oka. W Muzeum Geologicznym jeszcze do 17 marca 2024 r. trwa ekspozycja pt. "Latające klejnoty". Prezentuje kolekcję braci Piotra i Wiesława Stróżów, z których pierwszy zbiera minerały, drugi – owady. Panowie zestawili swoje zbiory w taki sposób, by minerały formą, fakturą i barwą współgrały z kolorystyką motyli, chrząszczy i pająków. Ależ ktoś miał pomysł! Nigdy bym nie pomyślała, że przyroda ożywiona i nieożywiona ma tyle podobieństw!





REKOMENDACJE NA LUTY

Choć rok Jerzego Nowosielskiego już za nami, dalej można podążać szlakiem jego twórczości. 26 stycznia 2024 r. w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski ruszyła wystawa pt. "Bizantyjska nostalgia", na której dorobek Nowosielskiego został zestawiony z pracami artystów polskich i ukraińskich szukających inspiracji w jego sztuce. Nowosielski czerpał zarówno z kultury Zachodu, jak i Wschodu i ta wystawa również osadza jego spuściznę w tych kręgach kulturowych. Trwa do 7 kwietnia 2024 r. i jestem bardzo ciekawa jak wypadnie w zestawieniu ze wspomniana wyżej "Sztuką widzenia".

Od 9 lutego 2024 r. w Art Box Experience w Fabryce Norblina będzie można obejrzeć nową wystawę multisensoryczną, tym razem poświęconą życiu meksykańskiej malarki Fridy Khalo. Ekspozycja pt. "Frida Kahlo. Życie Ikony" ma charakter biograficzny. Niestety wstęp nie należy do najtańszych - bilet normalny kosztuje 65 zł w tygodniu i 75 zł w weekendy, ulgowy jest odpowiednio o 10 zł tańszy.

***

Warszawa przyłapana to cykl postów ukazujących się ostatniego dnia każdego miesiąca, opisujących to, co aktualnie dzieje się w stolicy i zapowiadających ciekawe wydarzenia kulturalne. Nie są to wpisy stricte podróżnicze, bowiem dość szybko się dezaktualizują. Jeśli jednak planujecie wizytę w Warszawie, to w najnowszym odcinku zawsze znajdziecie moje rekomendacje ciekawych wystaw w muzeach i imprez plenerowych. Cykl ma też charakter kronikarski i pozwala po jakimś czasie spojrzeć z pewnej perspektywy na zmiany, jakie wciąż zachodzą w tym niebanalnym mieście.