Ferie w Olsztynie? Hmmm... nie od początku taki był plan. Wymarzyłam sobie powtórkę z zimowego pobytu w Białowieży sprzed czterech lat, gdy w przededniu wybuchu pandemii zaszyliśmy się na kilka dni w Hotelu Białowieskim. Tyle, że w tym roku za ośmiodniowy pobyt dla trzech osób (chłopaki mają już prawie 14 i 16 lat, więc liczą się jak dorośli) w pakiecie Ferie zimowe w Białowieży hotel zaśpiewał sobie... ponad 10 tys. zł! Za tyle w lipcu spędziliśmy podobny czas na all inclusive w Turcji! Postanowiłam poszukać czegoś innego o podobnym standardzie. Zależało mi z jednej strony na basenie i strefie SPA, z drugiej na bliskości natury i pewnej odległości od zgiełku miasta.
W moim podróżniczym notesie mam wypisaną listę hoteli jak Polska długa i szeroka. Hotel Przystań w Olsztynie, z basenem i strefą SPA, był jednym z nich. Ale zaraz, zaraz, miało być przecież również blisko natury! Przystań mieści się nad samym jeziorem Ukiel, ok. 2 km od ścisłego centrum, więc jak najbardziej spełnia to kryterium. Basen zaś ma widok na jezioro nazywany infinity edge, czyli z ukrytą krawędzią, co daje złudzenie optyczne przedłużenia linii wody na jezioro.
Najpierw była tu restauracja Przystań. Czterogwiazdkowy hotel zlokalizowany tuż obok niej do użytku oddano w 2014 r. Dysponuje 129 pokojami. Latem ma własną plażę i marinę oraz taras na dachu. Część pokoi od strony jeziora również prywatne, niewielkie tarasy tuż nad wodą.
Niech Was jednak nie zniechęca zima na Warmii. O tej porze roku jest tu bardzo malowniczo! W czasie naszego pobytu było mroźnie i śnieżnie. Jezioro pokrywała gruba, bezpieczna warstwa lodu i na taflę wyjechały nawet bojery! Przy dobrym wietrze żagle na płozach rozwijają całkiem imponujące prędkości tworząc niezwykły spektakl. My podglądaliśmy tylko zawodników z sąsiadującego z hotelem klubu żeglarskiego, ale prawdopodobnie jest również opcja skorzystania z takiej atrakcji, a przynajmniej w zakładce Atrakcje na stronie internetowej hotelu jest wymienione żeglarstwo lodowe, jednak przekierowanie do witryny organizatora nie działa, więc przy odpowiedniej pogodzie najlepiej dowiadywać się bezpośrednio w recepcji.
Hotel ma ciekawą, nowoczesną bryłę. Dominuje szkło i drewno. Dizajn lobby i pokoi jest minimalistyczny z eleganckimi, dopracowanymi dodatkami tworzącymi jakość wnętrz. Nowoczesny jest też sposób komunikacji gościa z obsługą. Zapomnijcie o papierowych zawieszkach na klamkę informujących o potrzebie posprzątania pokoju lub prośbie, by nie przeszkadzać. Wszystko tu odbywa się na elektronicznych wyświetlaczach przy drzwiach.
Pokoje są przestronne, z wygodnymi łóżkami. Mają duże okna, dlatego warto wybrać jeden z tych z widokiem na jezioro, chociaż są droższe. Wyposażone są w biurko, telewizor, czajnik wraz z kawą i herbatą oraz wodą uzupełnianą codziennie, sejf, szlafroki (dla dzieci także w najmniejszych rozmiarach) oraz suszarkę do włosów. Łazienka jest spora, z dużym blatem na kosmetyki. Zaskoczeniem było dla mnie lusterko powiększające do robienia makijażu, co docenią szczególnie okularnice i osoby 40+.
W cenie pokoju jest oczywiście również śniadanie serwowane w hotelowej restauracji Port. Wybór dań jest spory, ale na dłuższą metę może stać się monotonny, bowiem każdego dnia jest to samo. W podgrzewaczach czekają jajecznica, kiełbaski i parówki z wody, pomidory zapiekane z żółtym serem, chrupiący boczek i fasolka w pomidorach. Dodatkowo w ramach stanowiska live cooking można zamówić omlet z kilkoma składnikami do wyboru. Polecam wersję ze wszystkim (czyli bekonem, szynką, pomidorami, papryką, cebulą, pieczarkami, żółtym serem i szczypiorkiem) - jest obłędny! Oprócz dań na ciepło na gości czeka spory wybór wędlin, w tym długodojrzewających, ryb (wędzona, w occie, po grecku i śledź), past kanapkowych (specjalnością hotelu jest pasta z wędzonym pstrągiem, smaczna, choć jadłam już lepszą), serów (żółty, pleśniowy, twaróg), sałatek, czy jajek. Do tego spora ilość warzyw, grzyby marynowane z fantastycznymi kurkami na czele oraz inne produkty wegańskie. Na zabudowanym tarasie jest oddzielny stół ze słodyczami i owocami. Do wyboru są gofry lub naleśniki z serem, do których przygotowano rozmaite polewy, kilka rodzajów ciast, w karnawale również faworki, i smaczne musy z owocami.
Restauracja Port w formie à la carte serwuje dania kuchni międzynarodowej z elementami azjatyckimi. Odwiedziliśmy ją raz. Skosztowaliśmy sałaty z pieczonym kozim serem w panierce panko z owocami i dressingiem musztardowym z mango, śródziemnomorskiej zupy rybnej z mulami i krewetkami, burgera wołowego z chrupkimi warzywami oraz chutneyem pomidorowym z chili i frytkami crunchy, a także sandacza w niezwykle ciekawym sosie śmietanowym z kiszonego ogórka i z kaszą gryczaną. Restauracja ma w Internecie bardzo skrajne opinie. Moim zdaniem trzyma poziom, szczególnie jak na restaurację hotelową, choć zupa bardziej smakowała jak azjatycka, niż śródziemnomorska.
Goście mogą bez ograniczeń korzystać ze strefy Wellness obejmującej wspomniany już basen o głębokości ok. 150 cm (ja mam 160 cm i woda sięgała mi mniej więcej do czubka nosa), jacuzzi, brodzik dla dzieci z cieplejszą wodą, saunę suchą, łaźnię parową oraz siłownię. Część leżaków przy basenie jest podgrzewana.
Zabiegi SPA są dodatkowo płatne. Ja z bardzo bogatej oferty wybrałam godzinny masaż relaksacyjny i to był strzał w dziesiątkę. Wyszłam mega odprężona.
Hotel jest niezwykle otwarty na najmłodszych gości. Poza brodzikiem jest również sala zabaw dla dzieci wyposażona w basen z piłeczkami, zabawki sensoryczne, planszówki i książki dla dzieci, zaś w czasie śniadań można skorzystać z plastikowej zastawy dla maluszków. Teraz, zimą, przygotowane były również sanki. Górki, co prawda, w pobliżu nie ma, ale wzdłuż brzegu jeziora wiedzie przyjemna trasa spacerowa, więc sanki sprawdzą się lepiej niż wózek.
W różnych zakamarkach hotelu porozstawiane są sofy, fotele ze stolikami idealnie nadającymi się do pracy, czy biblioteczka z książkami.
Zwierzęta są akceptowane, ale ich pobyt jest dodatkowo płatny.
Dotąd, podróżując z dziećmi, na noclegi wybierałam najczęściej tzw. apartamenty w kamienicach w centrach miast. Dają, owszem, dużą swobodę, ale wyjście z pokoju w szlafroku wprost na basen jest nie do przecenienia. Do takich obiektów jak Przystań jeździ się przede wszystkim dla nich samych, dla tej przyjemności późnego wstawania, śniadań serwowanych do 11:00, widoku z okna na zamarznięte jezioro, basenu, który w ciągu dnia ma się praktycznie na wyłączność, ciepłej wody w wannie z hydromasażem, czy delikatnych rąk pani Kasi rozmasowujących obolałe po całym dniu plecy. Hotele są stworzone po prostu dla odpoczynku, relaksu i nic_nie_robienia.
A jednak w Olsztynie, nawet zimą, nie da się nic nie robić! Ale o tym, jakie atrakcje czekają w mieście o tej porze roku powiem Wam już w oddzielnym wpisie.
(foto: iza & andy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz