wtorek, 30 czerwca 2020

Warszawa przyłapana w... czerwcu 2020

Po trzech miesiącach wróciłam do regularnego odwiedzania galerii i muzeów. Nie poszłam jednak do żadnego z najbardziej znanych, z których większość przyjmuje już odwiedzających, ale wybrałam dwie niewielkie, sąsiadujące ze sobą, kameralne galerie. Byłam jedynym gościem. Miałam na wyłączność nie tylko dwie ekspozycje o tematyce na miarę współczesnych czasów, ale i spotkałam się z niezwykłą życzliwością ze strony obsługi, bowiem na jedną z wystaw wpuszczono mnie, mimo że byłam godzinę za wcześnie (wiele instytucji kultury po ponownym otwarciu zmieniło godziny funkcjonowania, by dostosować się do reżimów sanitarnych). 

Pierwszą była wystawa pt. "Newborn" Tatiany Czekalskiej i Leszka Golca, pary artystów (i w życiu, i w sztuce), którzy w swojej twórczości od lat poruszają tematy dziś tak ważne dla całego świata, czyli ekologii i poszanowania natury. Bieżąca ekspozycja w galerii Monopol to swoisty artystyczny recykling. Do stworzenia swoich prac artyści użyli dość specyficznych surowców wtórnych, głównie o religijnym charakterze. Wystawa ma bowiem dwa wymiary - ekologiczny, ale i filozoficzny, mający zwrócić uwagę na to, na czym zbudowana jest nasza kultura. Nie chodzi jednak o sam system wartości, ale o wykonanie przedmiotów służących do ich przekazu. Na pokazane na wystawie artefakty artyści każą spojrzeć z perspektywy roślin i zwierząt, które posłużyły do ich wykonania - drzew ściętych, by wykonać rzeźby, słoni zabitych, by pozyskać kość słoniową, czy cieląt, których skóra została wykorzystana do wykonania opraw ksiąg. I choć w świecie świeckim działo się dokładnie tak samo, to pokazanie procesu przez pryzmat religii ma nam, współczesnym, uświadomić, że kolejne plagi jak susze, powodzie, czy obecny wirus, są na nas zsyłane jako kara za nasze grzechy przeciwko naturze i nie ustaną, dopóki nie odbędziemy zbiorowego żalu za grzechy w postaci rezygnacji z używania plastiku, segregacji śmieci, czy przejścia na dietę pozbawioną produktów pochodzenia zwierzęcego. Stare księgi zaś i szaty powinniśmy zostawić molom i kornikom, bo to ich pożywienie. Z drugiej jednak strony twórcy pokazują też, że przedmioty, które już raz stały się sztuką, mogą nią być ponownie, jeśli da im się drugie życie. Wystawa bardzo odważna w treści, ale i minimalistyczna, może dlatego tak bardzo działająca na wyobraźnię, szczególnie w kontekście tego wszystkiego, z czym aktualnie boryka się świat. Można ją oglądać jeszcze do 25 lipca.



Piętro wyżej, nad galerią Monopol, w BWA Warszawa można zaś zobaczyć wystawę zbiorową pt. "W czarodziejską burzę włożę własną duszę" poświęconą... czarownicom, tym dawnym, ale i współczesnym. Ekspozycja doskonale wpisuje się w aktualną modę na słowiańskość, przywracanie pamięci o dawnych wierzeniach, czy powrót do używania ziół oraz dziko rosnących roślin. Ma jednak zwrócić uwagę także na to, że wymiar zbrodni przeciwko kobietom oskarżanym o uprawianie magii między XV a XVIII w. miał charakter ludobójstwa i że za te zbrodnie nikt nigdy nie został ukarany. Wystawa skupia się jednak przede wszystkim na obrazie nowych "czarownic" w sztuce współczesnej i próbuje odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób brak rozliczenia za krzywdy sprzed wieków wpłynął na kształt dzisiejszego świata i postrzeganie kobiet, które odrzucają swoje tradycyjne i społeczne role. Wystawa świetna, na której można zobaczyć i malarstwo, i instalacje, i sztuki wizualne, w tym film wybitnej artystki Natalii LL. Potrwa do 31 lipca.




Oprócz dwóch wyżej opisanych, obejrzałam jeszcze ekspozycję plenerową przygotowaną przez Dom Spotkań z Historią, niestety już zakończoną. Nosiła tytuł "Niepokorne" i poświęcona była kobietom opozycji w czasach PRL. Poza wartością historyczną z biogramami bohaterek, cytatami z ich wypowiedzi i politycznym tłem działalności, uwagę zwracała też bardzo ładna kolorowa grafika plakatów, przywodząca nieco na myśl obrazy malowane na murach.




A skoro mowa o obrazach na murach, to ostatnio ożywiła się także scena street artu. Trzy nowe murale powstały na Woli, jeden na Pradze i ten dziś chcę Wam pokazać. Jeszcze niedawno kamienice Pachulskiego i Domańskiego usytuowane pomiędzy Stalową a Strzelecką zdobiły dwa rewelacyjne murale: "Plac Zabaw" Ernesta Zacharevica i "Warszawa Wschodnia" Sebasa Velasco. W ostatnim czasie jednak przed oficynami z czerwonej cegły stanęły nowe bloki, które zasłoniły obrazy. I właśnie tam, gdzie znajdował się mural Sebasa Velasco powstał nowy, którym developer postanowił zrekompensować zniszczenie poprzedniego. Jego autorem jest Chazme, zaś praca nawiązuje do działającego w tym miejscu bazaru. Lubię twórczość tego artysty, obraz jest ciekawie skomponowany, choć za tymi geometrycznymi nie przepadam i doceniam gest firmy budowlanej, ale wciąż jeszcze nie umiem się nim cieszyć mając w pamięci tamte zniszczone, które należały do moich ulubionych w Warszawie. Póki co nowy mural ciężko jest sfotografować,  ponieważ wciąż jeszcze stoją ogrodzenia od budowy osiedla. 








Wolskie realizacje, dwa portrety Jacka Kuronia autorstwa Wilhelma Sasnala na budynku CXIX Liceum Ogólnokształcącego im. Jacka Kuronia przy Złotej 58, nowy mural Katarzyny Boguckiej na biurowcu przy Okopowej 59a i kolejny na Muranowie, na rogu Miłej i Smoczej, do którego wykonania posłużyło autentyczne zdjęcie z 1984 r. (autorem muralu jest Aleksandar Ćirlić) pokażę już za miesiąc.   

REKOMENDACJE NA LIPIEC

W miniony weekend na Dworzec Główny wrócił Nocny Market! Już ostatni sezon miał być ostatnim, a tu taka niespodzianka! Po pandemicznym zamknięciu gastronomii cieszy ze zdwojona siłą.

2 lipca po przerwie otwarte zostanie Muzeum Warszawy.

Od 4 lipca z dwumiesięcznym poślizgiem ruszają Warszawskie Linie Turystyczne. Zabytkowe tramwaje, autobusy, promy na Wiśle i Piaseczyńska Kolejka Wąskotorowa kursować będą aż do 27 września.

Powoli wracają też, oczywiście w reżimie sanitarnym, cykliczne i nowe imprezy plenerowe. Otwarta Ząbkowska póki co, od 10 lipca, zaprasza jedynie na cykl koncertów dla kameralnej publiczności w Ząbkowska Grolschownia. Będą się odbywać w piątki o godz. 20:00. Liczba miejsc ograniczona! 

Z kolei nowa przestrzeń w sercu Warszawy, Elektrownia Powiśle, zaprasza od 29 czerwca na seanse w ramach Kina Letniego. Filmy dokumentalne można oglądać w każdy wtorek i sobotę o godz. 19:30, fabularne zaś w środy o 20:30. Wstęp wolny.

W Elektrowni Powiśle można też oglądać pokazy fontann “Światło, Woda, Dźwięk” - w poniedziałki, czwartki, piątki i niedziele o godz. 21:00, we wtorki i soboty po zakończeniu seansu Kina Letniego.

Lipcowy program kulturalny jest tak bogaty, jakby pandemia koronawirusa była już za nami. Chyba każdy potrzebuje już powrotu do normalności. Cieszmy się więc tym, co mamy, bo nie wiadomo, co przyniosą kolejne miesiące.

niedziela, 28 czerwca 2020

Graz znany i mniej znany. Taką Austrię lubię!

Przywykliśmy do tego, że mamy wybór. Paszport w szufladzie, niskie ceny biletów lotniczych, brak kontroli na większości europejskich granic sprawiały, że świat stał dla nas otworem. Czasem taniej i szybciej można było dostać się nad ciepłe południowe morze niż nad Bałtyk. I nagle w marcu niewidzialny wirus odebrał nam to wszystko. Kolejne kraje zaczęły zamykać granice przed cudzoziemcami, turystyka, gałąź napędzająca wiele gospodarek świata, praktycznie przestała istnieć. Przez kolejne trzy miesiące uczyliśmy się żyć w cieniu niebezpieczeństwa czającego się na każdym kroku zasłaniając twarze maseczkami i wylewając dookoła siebie litry płynów antybakteryjnych. W końcu poczuliśmy się na tyle pewnie, że w przededniu wakacji pozwolono nam przemieszczać się, do niektórych państw docelowo, przez niektóre tylko tranzytem. Mimo to świat sprzed koronawirusa wydaje się być tak odległy, że szczegóły zaczynają zacierać się w pamięci. Wypierają je bieżące wydarzenia, które zmieniają się tak szybko jak obłoki gnane po niebie letnim wiatrem. Ubiegłoroczne wakacje ukryły się tak głęboko w moich wspomnieniach, że nie pamiętam już, skąd wziął się pomysł, by w drodze do Chorwacji zatrzymać się na jeden dodatkowy dzień w Grazu, szczególnie, że z Wiedniem nieszczególnie się polubiliśmy. O Grazu natomiast nie wiedziałam prawie nic, poza tym, że leży w idealnym miejscu, by przenocować tam w drodze do Dalmacji. 

Lubię tę chwilę, gdy za samochodową szybą zaczynają pojawiać się pierwsze zabudowania miasta. Z każdym kilometrem jest ich więcej i są coraz bardziej okazałe zdradzając, że zbliżamy się do centrum. To jest ekscytujący moment, któremu towarzyszy dreszczyk emocji, czy to, co czeka za następnym zakrętem, to będzie zachwyt, czy rozczarowanie. Graz właśnie wtedy zdał swój egzamin. 



Bo miasto ma w sobie odwagę Wiednia i urok Lublany. Choć jest drugim pod względem wielkości i znaczenia w Austrii, to jakże inne jest od stolicy! Cechuje je jakiś taki prowincjonalny spokój i mnóstwo luzu jak na ośrodek uniwersytecki przystało. Barokowe kościoły sąsiadują ze szkłem i stalą, zaułki i place latem pełne są kawiarnianych i restauracyjnych stolików, nad rzeką Murą, która dzieli Graz mniej więcej na pół, urządzono nowoczesne bulwary, zaś zmęczone ściany zdobi street art. Właśnie w takich miastach czuję się najlepiej! Ale niech Was to nie zwiedzie, bo Graz to przede wszystkim miasto z bogatą historią, zaś liczba zabytków sprawiła, że w 1999 r. tutejsza starówka została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W 2010 r. na tej liście znalazł się również zamek Eggenberg, położony ok. 5 km od centrum.









Spędziliśmy w Grazu półtora dnia, choć pierwszego popołudnia nie powinnam raczej liczyć, bo złapała nas potworna ulewa z gradem i spędziliśmy je kryjąc się pod sklepowymi markizami lub w knajpach. Nazajutrz pogoda na szczęście była już dużo łaskawsza i mogliśmy bez przeszkód przyjrzeć się miastu, jego głównym atrakcjom i miejscom mniej znanym.



Schlossberg 


Chyba każdy, kto przyjeżdża do Grazu, swoje pierwsze kroki kieruje właśnie tu. Wzniesiona na szczycie w 1569 r. wieża zegarowa Uhrtrum o wysokości 28 m jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków miasta. Widać ją niemal z każdego miejsca, jest też na większości pocztówek i internetowych zdjęć ilustrujących strony z informacjami na temat tego zakątka Austrii. 



Wzgórze ma 474 m n.p.m (i 123 m nad poziomem Hauptplatz - Głównego Placu, przy którym mieści się m.in. ratusz). To właśnie tu narodził się Graz. Ok. 1125 r. na gołej skale został wzniesiony romański zamek, od którego nazwę wziął gród położony u jego stóp (jego słoweńska nazwa, Gradec, oznacza właśnie mały zamek). W 1245 r. Graz otrzymał herb, a w 1281 r. prawa miejskie od Rudolfa I Habsburga. Miasto przez niemal trzy stulecia (od 1379 do 1619 r.) związane było ze styryjską linią cesarskiego rodu. 



Zamek przez stulecia ulegał przebudowom w kolejnych stylach architektonicznych, by w XVI w. stać się twierdzą do obrony przed najazdami tureckimi. Oparł się również armii Napoleona w 1809 r., choć doznał bardzo poważnych zniszczeń. Wszystko to sprawiło, że Scholossberg został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa jako najsilniejsza forteca w historii.

Po wojnach napoleońskich Graz zaczął się odradzać w duchu nowoczesności. W 1839 r. Ludwig Freiherr von Welden zaczął przekształcać dawną fortecę w romantyczny ogród z licznymi promenadami i częściowo śródziemnomorskimi roślinami, które rosną tutaj dzięki stosunkowo łagodnemu klimatowi Grazu. Taki charakter ta część miasta ma do dziś. Jest dużo zieleni i altany, w których można schronić się przed upałem.   



Na wzgórzu zachowało się wiele pamiątek historycznych na czele ze wspomnianą wieżą zegarową Uhrtrum. A mało brakowało, by i ona została zburzona przez wojska Napoleona. Na szczęście mieszkańcom udało się ją odkupić za niewielką kwotę i dziś jest niewątpliwym symbolem Grazu.

W dawnych fortecznych kazamatach, które niestety w przeciwieństwie do wieży zostały zniszczone w czasie oblężenia z 1809 r., w 1937 r. powstał plenerowy teatr. Pięćdziesiąt lat później scena zyskała mobilny dach zaprojektowany przez architektów Ingrid i Jörga Mayra. Całość robi fantastyczne wrażenie. Uwielbiam połączenie starej architektury z nowoczesnymi rozwiązaniami i szalenie żałuję, że w czasie naszego pobytu nie odbywało się żadne przedstawienie.



Z nowoczesnych akcentów interesująca jest też mozaika z 1971 r. znajdująca się na murze Bastionu Armatniego, nazywana Pomnikiem Przyjaźni Miejskiej, bowiem poświęcona jest miastom partnerskim Grazu. Jej autorem jest Alois Schönauer, którego inne świetne mozaiki, głównie z lat sześćdziesiątych XX w., można podziwiać przede wszystkim na ulicach Wiednia.



Z góry rozpościera się fenomenalny widok na czerwone dachy starówki, między którymi rozsiadł się wyraźnie wyróżniający się lśniący, ciemny i mocno kontrastujący z leciwą architekturą najeżony gmach Kunsthaus Graz. Warto jednak sięgnąć wzrokiem jeszcze dalej, bo w takich miejscach najlepiej widać rozwój i rozprzestrzenianie się organizmów miejskich.








Jest też tablica pokazująca kierunki i odległości z Grazu do innych miast Europy, także polskich.




Na szczycie znajduje się też kilka dość przyjemnych kawiarni widokowych, w których i napijecie się kawy, i zjecie apfelstrudel lub Sachera. Ja przynajmniej tego drugiego w Austrii nie umiem sobie odmówić!




Pod samą wieżę zegarową z placu Scholossbergplatz prowadzi 260 schodów, które najczęściej nazywane są schodami wojennymi (Kriegssteig), ale też i schodami rosyjskim (Russensteig), ponieważ zbudowane zostały w czasie I wojny światowej przez austriackich pionierów i rosyjskich jeńców. 



Można też wjechać kolejką linową Schlossbergbahn przypominającą tę na Gubałówkę (działa od 1894 r., bilet dla osoby dorosłej - 2,40 euro, dla dzieci - 1,20 euro) lub nową (z 2000 r.) specjalną windą Schlossberglift (bilet dla osoby dorosłej to koszt 1,70 euro w jedną stronę, dzieci płacą 1,20 euro, podróż trwa 30 sek.!). Szyb windy owinięty jest najwyższą w Europie (64 m wysokości, 170 m długości) podziemną zjeżdżalnią Schlossbergrutsche otwartą w lutym 2019 r. Zjazd trwa 40 sek. i można osiągnąć średnią prędkość 25 km/h. A to tylko jedna z atrakcji, jakie kryje wnętrze góry!

Tunel pod wzgórzem


Z placu Scholossbergplatz na położony po przeciwnej stronie wzgórza Karmeliterplatz, można szybko dostać się tunelem Schlossbergstollen wydrążonym w litej skale. To jedna z kilku wciąż wykorzystywanych pozostałości rozbudowanego systemu tuneli wykonanych w czasie II wojny światowej przez robotników przymusowych. Cały kompleks miał 6,3 km długości, 20 wejść i około 12 000 m² powierzchni użytkowej. W jego skład wchodziły także naturalne jaskinie. Podziemia wykorzystywane były jako jako centrum dowodzenia oraz schron przeciwlotniczy dla nawet 50 000 osób i szpital w czasie nalotów alianckich pod koniec II wojny światowej. 



Obecnie służy nie tylko przechodniom, ale jest także przestrzenią wystawienniczą, gdzie prezentowane są ekspozycje, w których główną rolę gra światło. W czasie naszego pobytu w Grazu w czerwcu 2019 r. można było zobaczyć instalację pt. "Illusion" polskiej artystki mieszkającej w Hiszpanii, Ady Kobusiewicz dedykowaną specjalnie temu miejscu. Światło miało być opozycją dla mroku podziemnego korytarza, który był świadkiem wielu tragicznych wydarzeń, najpierw niewolniczej pracy, potem dramatu wojny. Bo jak zaznaczyła sama artystka, światło i kolory są tylko iluzją. To różne długości fal światła wytwarzają kolory w naszym mózgu, które nazywamy widmem widzialnym zawartym między podczerwienią a ultrafioletem, zaś ludzkie postrzeganie koloru jest subiektywne i zmienia się w zależności od indywidualnych możliwości. Dlatego jej zdaniem, światło jest kontrapunktem dla ideologii przejawiającej się w działaniach jednostki. Stąd właśnie wybór tego akurat miejsca na tę niecodzienną wystawę. Bez względu jednak na przyświecające idee, pomysł zorganizowania takiej ekspozycji uważam za bardzo trafiony. Kilka razy przechodziłam tunelem w obie strony, specjalnie po to, by jeszcze raz rzucić okiem na pokazane prace. Uwielbiam sztukę w przestrzeni miast, a to jest bardzo nietypowe miejsce dla jej prezentacji, działające na wyobraźnię nawet, gdy nie zna się okoliczności, w jakich powstał korytarz.








Karmeliterplatz


Tunel wychodzi na kameralny plac Karmeliterplatz, przy którym m.in. stoi kolumna morowa. Pokazywałam ją już we wpisie poświęconym tym szczególnym formom architektonicznym.




Poza tym jest to bardzo przyjemne miejsce, chyba moje ulubione w całym Grazu, dowód na to, że wiekowa architektura wcale nie musi być napuszona i nudna jak w Wiedniu, ale jeśli doda się jej fikuśny detal, zyskuje nowe życie. Poza nowoczesną sadzawką, przy której można usiąść na ławce, są tu głównie rozmaite instytucje państwowe, jednak całość tworzy miłe dla oka zestawienie. Najbardziej wzrok przykuwa budynek Archiwów Styryjskich z ozdobną malowaną fasadą. To gmach dawnego klasztoru karmelitów, od którego plac wziął nazwę. Budynek został wzniesiony w latach 1629–1635 według projektu Domenico Torre. W trakcie reform józefińskich utracił swój sakralny charakter i kolejno pełnił funkcję szpitala garnizonowego (do 1919 r.) i później siedziby oddziału żandarmerii. Archiwum mieści się tu od 1983 r. Malowidło zdobiące fasadę pt. "Kosmografia i zegar słoneczny" (taki tytuł podany jest na tablicy informacyjnej przytwierdzonej do budynku, ale spotkać można również drugą nazwę "Droga Mleczna") wykonał w 1986 r. malarz i rzeźbiarz Wolfgang Buchner.




Vis a vis znajduje się dawny Palais Galler z 1690 r., w którym dziś mieści się siedziba Styryjskiej Partii Ludowej (Steirischen Volkspartei) i który ma niechlubną przeszłość jako siedziba kierownictwa NSDAP w Grazu w latach 1938–1945. Na balkonie nad wejściem przysiadła skrzydlata krowa w zielone łaty, humorystyczne nawiązanie do symbolu partii. Przed gmachem stoją zaś dwie nowoczesne rzeźby. 






Wszystko to nadaje placowi unikalny klimat. To jedno z tych miejsc, w których widać, że miasto ma do siebie dystans i lubi się bawić własną przestrzenią bez uszczerbku dla powagi starówki wpisanej na listę UNESCO.

Hauptplatz - ratusz i ozdobne kamienice


Ratusz w Grazu został wzniesiony w latach 1805–1807 według projektu Christopha Stadlera i do dziś jest siedzibą władz miasta. Ciekawostką jest, że budowa została sfinansowana ze specjalnie w tym celu wprowadzonego podatku od... wina. Graz bowiem, podobnie jak cała Styria, to znany i historyczny region winiarski. Gmach został rozbudowany w latach 1869-87 roku przez architektów Aleksandra Wielemansa i Theodora Reutera. Kolejna modernizacja miała się odbyć w latach sześćdziesiątych XX w., by przywrócić budynkowi wygląd fasady z początku XIX w., jednak mieszkańcy w referendum opowiedzieli się za pozostawieniem obecnego kształtu.




Plac otaczają bogato zdobione kamienice. 





Moją ulubioną jest dom Luegga z przełomu XV i XVI w. z nieco późniejszą barokową misterną dekoracją stiukową wykonaną przez pochodzącego z Włoch mistrza tynkarskiego Domenico Boscho.




Drugim z najbardziej znanych budynków w tej części miasta jest Herzogshof zwany także Malowanym Domem, czego akurat nie trzeba specjalnie tłumaczyć. Pierwsza malatura została wykonana na fasadzie już ok. 1600 r. przez nadwornego malarza cesarza Ferdynanda II i późniejszego architekta jego mauzoleum, Giovanniego Pietro de Pomisa. Ok. 1742 r. dom został odnowiony przez malarza Johanna Mayera z Vorau, ucznia Johanna Cyriaka Hackhofera. Obraz obejmuje całą fasadę o powierzchni 220 m²!



I choć wolę architekturę dwudziestowieczną, najczęściej pozbawioną nadmiernych zdobień, to gdy patrzę na takie dzieła, nie mogę wyjść z podziwu, ile dawniej ludzie wkładali pracy w estetykę swojego otoczenia. 

A na Hauptplatz przyjdźcie nie tylko podziwiać architekturę, ale także wtedy, gdy... zgłodniejecie. Na środku placu stoją niekoniecznie reprezentacyjne budki z wszelkiej maści kiełbaskami. To typowy dla tego kraju street food, zresztą poza nim w kuchni austriackiej, która jest chyba najgorszą kuchnią narodową w całej Europie, nie bardzo jest z czego wybierać. Na szczęście moi chłopcy mają słabość do takiego jedzenia, więc w jednym ze stoisk, polecanym zresztą w internetowej grupie dla foodies (!) wypróbowali chyba całe menu. 





Park Miejski (Stadpark)


Gdy już zjecie kiełbaski i będziecie mieć ochotę na przerwę w zwiedzaniu w upalny dzień, najlepszym miejscem, oprócz licznych kawiarni, jest Stadpark, największy park w Grazu, położony w samym sercu Starego Miasta. Został założony w drugiej połowie XIX w. na wzór ogrodu angielskiego. W parku miały rosnąć rzadkie, egzotyczne drzewa. Czy są faktycznie egzotycznie, nie wiem, ale dają przyjemny cień, zaś spacer zadbanymi alejkami należy do przyjemności. 




Park zdobi fontanna z 1873 r., którą zaprojektował Jean-Baptiste-Jules Klagmann, odlew zaś wykonał producent srebra i brązu Antoine Durenne.



Niemal vis a vis fontanny stoi nowoczesny budynek Forum Stadtpark - siedziby stowarzyszenia artystów, naukowców i pracowników kultury założonego w Grazu w 1959 r., na którą zaadaptowany został przeznaczony wówczas do rozbiórki lokal po mieszczącej się tu dawniej kawiarni Stadtpark Cafe. W 2000 r. gmach został odnowiony i rozbudowany o górne piętro. Odbywają się tu liczne wystawy i wydarzenia kulturalne z dziedziny architektury, literatury, sztuk wizualnych, filmu, fotografii, sztuki mediów, mody, muzyki, teatru i performance. Forum Stadtpark jest nazwą i stowarzyszenia artystów, i budynku w środku Parku Miejskiego. 



Piekarnia Hofbäckerei Edegger-Tax


Niedaleko parku, przy Hofgasse, mieści się najstarsza piekarnia w Grazu. Sklep działa od niemal 500 lat, choć pierwotnie był w innej lokalizacji. Uwagę zwraca przepiękna fasada z dwugłowym orłem Habsburgów nad wejściem. Wykonana została w całości z drewna w 1896 r. przez miejscowego cieślę Antona Irschika. To jeden z najpiękniejszych sklepów, jakie kiedykolwiek widziałam.




Kunsthaus Graz i Murinsel


W 2003 r. Graz został Europejską Stolicą Kultury. Wszystkie wydarzenia odbywały się pod hasłem "Graz może zrobić wszystko!". Miasto postawiło na nowoczesność. To właśnie z tej okazji wzniesiono dwa z najbardziej rozpoznawalnych dziś przykładów nowej architektury: galerię sztuki Kunsthaus Graz i pieszą przeprawę przez Murę przypominającą niewielką wyspę - Murinsel (oficjalna nazwa obiektu to Die Insel in der Mur).

Ciemny, lśniący Kunsthaus znajduje się na przeciwległym w stosunku do Starego Miasta brzegu Mury. Przyklejony do wiekowych kamienic, odważny w formie budynek przełamuje monotonię zabudowy Grazu. Z góry wygląda jak wielki jeż (kolce to świetliki), choć częściej można spotkać porównania do krowiego wymienia lub ludzkiego serca.



Projekt tego niecodziennego budynku zrodził się w głowach londyńskich architektów, Petera Cooka i Colina Fourniera, którzy dali mu nazwę A Friendly Alien, czyli Przyjazny Kosmita.



W gładkiej, lustrzanej fasadzie wykonanej ze szkła akrylowego przeglądają się sąsiednie budynki. Wieczorem zaś cały front pokrywa się świetlnymi "bąbelkami".





W galerii prezentowana jest sztuka od lat sześćdziesiątych XX w. do czasów współczesnych. Są to jedynie wystawy czasowe, galeria nie ma stałej kolekcji.

Murinsel, która praktycznie sąsiaduje z gmachem Kunsthaus ma już nieco spokojniejszą formę przypominającą muszlę na środku wartkiej rzeki. Wewnątrz wyspy znajduje się sklep z pamiątkami i kawiarnia na świeżym powietrzu w formie niewielkiego amfiteatru. Autorem projektu jest nowojorski artysta Vito Acconci. W założeniu miała to być konstrukcja czasowa i w 2013 r. miała zostać rozebrana, jednak władze wydały zezwolenie na dalsze funkcjonowanie obiektu przez kolejne 10 lat. Mam nadzieję, że zostanie jeszcze dłużej, bo zdążyła się już wpisać w panoramę miasta. 







Kościoły


Chyba w każdym mieście o wielowiekowym rodowodzie do najważniejszych zabytków należą kościoły. Nie inaczej jest w Grazu, gdzie świątynie można znaleźć na każdym niemal kroku. Ja zwróciłam szczególną uwagę na trzy ulokowane w pobliżu obu brzegów Mury.

Kościół franciszkański Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

Klasztor Franciszkanów został założony w Grazu w XIII w. Był pierwszą instytucją religijną w tym mieście. Sąsiadujący z klasztorem niewielki charakterystyczny kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych kościołów w mieście. Świątynię wzniesiono tu już ok. 1257 lub 1277 r. Przez kolejne lata była stopniowo rozbudowywana. Charakterystyczna wieża zachodnia została dobudowana w latach 1636–1643 jako wieża obronna. W 1783 r. wyświęcono tu parafię. Budynek w czasie II wojny światowej został trafiony bombą i w części jest powojenną rekonstrukcją. Ostatnia modernizacja miała miejsce w latach 80-tych XX w. 



Kościół Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych (Mariahilfkirche)

Charakterystyczny barokowy kościół z dwoma wieżami wzniesiono w latach 1607-11. Obecny wygląd zyskał po przebudowie w latach 1742–1744. Jest doskonale widoczny ze wzgórza Schlossberg.



Kościół Trójcy Świętej (Dreifaltigkeitskirche) 

Znajduje się tuż przy Schlossbergplatz, skąd prowadzą schody na Schlossberg. Wzniesiony został w stylu włoskiego baroku w latach 1694–1704 dla zakonu Urszulanek.




Zamek Eggenberg


Barokowy zamek położony jest na obrzeżach miasta, w jego zachodniej części, ok. 5 km od centrum. Nam nie starczyło już czasu na jego zwiedzenie, w dużej mierze przez niekorzystną pierwszego dnia aurę. Wspominam tu jednak o nim, ponieważ jest to jeden z najważniejszych zabytków nie tylko Styrii, której stolicą jest Graz, ale i całej Austrii. W 2010 r. został wpisany na listę UNESCO.

Zamek został wzniesiony przez książęcą rodzinę Eggenberg w 1625 r. i przez kolejne lata wielokrotnie był rozbudowywany i przebudowywany. Zaprojektował go Giovanni Pietro de Pomis, ten od Malowanego Domu i mauzoleum Ferdynanda II. Otacza go duży park, który praktycznie od początku dostępny był również dla mieszkańców Grazu. Do 1939 r. pozostawał w prywatnych rękach potomków rodziny Eggenberg. Tuż przed wojną został przejęty przez państwo i od tamtej pory pełni funkcje muzealne. W zamku zobaczyć można nie tylko pełne przepychu zabytkowe wnętrza, ale i kolekcje z różnych dziedzin sztuki, m.in. numizmatów. Na terenie kompleksu mieści się też Muzeum Archeologiczne.

Miejsca, które pokazałam powyżej, nie licząc zamku Eggenberg, to plan na jednodniowy spacer po Grazu. Oczywiście miasto ma jeszcze więcej ukrytych skarbów. Ja chciałabym zobaczyć oczywiście wspomniany zamek oraz odwiedzić muzea, nie tylko Kunsthaus Graz i Forum Stadtpark, ale i Landeszeughaus, największą na świecie zbrojownię z kolekcją uzbrojenia głównie z czasów wojen z Turkami. Marzę też o obejrzeniu przedstawienia w teatrze w kazamatach. To kolejne z odwiedzonych przez nas miejsc, które poznaliśmy dość pobieżnie, a zasługuje na więcej. Polubiłam Graz - miasto niebanalne, odważnie łączące tradycję z nowoczesnością, pełne kawiarni, sztuki, zaskakującej architektury i tych wszystkich smaczków, które tworzą klimat każdej miejskiej przestrzeni. Trafił, obok Mariboru, Lublany, czy Suboticy do grona moich ulubionych miejsc w tej części Europy. I zamierzam tę sympatię pielęgnować, mając nadzieję, że sytuacja na świecie ustabilizuje się na tyle, ze znów będzie można podróżować bez ograniczeń.

(foto: iza & pwz)