- Jeste li vi Poljaci? Jesteście Polakami? - kelner w wieku naszych rodziców bezbłędnie rozpoznał nasz język, gdy dyskutowaliśmy nad restauracyjnym menu. - Dawniej przyjeżdżało tu mnóstwo Waszych rodaków, jeszcze za czasów Jugosławii, na handel. Bo to było pierwsze jugosłowiańskie miasto za granicą z Węgrami.
Tu akurat jugonostalgia, która obecna jest w całej Serbii, nie powinna dziwić. Subotica położona jest na terenie Wojwodiny, która za czasów Tity cieszyła się w ramach republiki Serbii autonomią (podobnie jak Kosowo), krainy wówczas bogatej dzięki żyznej glebie i stanowiącej "spichlerz" Jugosławii. Takie miejsca jak to szczególnie odczuły zmiany po rozpadzie federacji, gdy z jako takiej zamożności, stały się jednym z biedniejszych państw Europy (Serbia znajduje się wśród dziesięciu najuboższych krajów naszego kontynentu). Autonomia teoretycznie istnieje do dziś. Wojwodina, ze stolicą w Nowym Sadzie, o którym opowiem Wam w jednym z kolejnych postów, ma własnego prezydenta, premiera i rząd, jednak współcześnie mają oni już tylko znaczenie symboliczne. Ma też sześć języków urzędowych! I nawet język serbski częściej można tu spotkać w zapisie alfabetem łacińskim niż cyrylicą (tę widziałam chyba jedynie na tabliczkach z nazwami ulic).
Największą mniejszość narodową w tym wieloetnicznym regionie stanowią Węgrzy. W Suboticy, której węgierska nazwa brzmi Szabadka, w restauracyjnym menu obok dań typowo bałkańskich znaleźć można takie klasyki kuchni węgierskiej jak gulasz, czy zupa rybna. Ale tym, co bez wątpienia do tego miasta przyciąga jest niesamowita architektura, przede wszystkim secesyjna, ale nieprzypominająca wcale tej, którą zobaczyć można na ulicach Wiednia, czy Paryża. To secesja w wydaniu węgierskim! Jednak, by móc podziwiać ją w pełnej krasie, najlepiej Suboticę odwiedzić poza sezonem. Wcale nie dlatego, że latem przeżywa jakiś najazd turystów. To miasto tak pełne zieleni, że przepiękne pałace kryją się wśród konarów drzew i wśród soczyście zielonych liści. Gałęzie rzucają też cienie na elewacje budynków, więc ciężko zrobić zdjęcia ukazujące ich urodę. Za to żar lejący się z nieba w upalne dni jest prawie nieodczuwalny! Bujna roślinność otacza bowiem nie tylko zabytki, ale i stoliki licznych kawiarni i restauracji dając odrobinę wytchnienia i sprawiając, że mimo wszystko to właśnie latem miasto ma najwięcej uroku i jest pełne życia (wieczorami ciężko o wolne miejsca w kawiarniach).
Zapraszam zatem na spacer po najpiękniejszych zakątkach Suboticy. Będzie i secesja, i urocze uliczki oraz place pełne kawiarnianych ogródków, i świątynie rozmaitych wyznań, jak na tak wielokulturowe miasto przystało. To jedno z moich ulubionych miejsc w tej części Europy, w którym doskonale odnajdą się i wielbiciele sztuki, i ci, którzy wybrali je na przystanek w podróży, by spędzić tu jeden z nieco leniwych, niespiesznych dni wakacji.
Architektura secesyjna
Subotica z jej przepiękną architekturą secesyjną przywodzi na myśl miasta południowych Węgier, z Szegedem (Segedynem) i Kecskemétem na czele. Kiedyś były to po prostu Austro-Węgry. I choć dziś Serbię i Węgry dzieli granica, to wszystkie trzy wspomniane miasta architektonicznie są jak najbardziej spójne, zaś budynki, które można podziwiać w Suboticy wzniesione zostały jak już wspomniałam w stylu secesji węgierskiej, gdzie oprócz giętych, falistych linii można zobaczyć także motywy nawiązujące do węgierskiej sztuki ludowej oraz narodowej. Przy budowie wykorzystywano miejscowe (czyli węgierskie) materiały, m.in. ceramikę jako okładzinę budynków (tzw. pirogránit z fabryki Zsolnay z Pécs na Węgrzech). Projektowali je ci sami architekci, którzy działali w Szegedzie (Ferenc Reichle), a nawet w Budapeszcie. To pewnie właśnie dlatego mówi się, że Subotica jest najbardziej węgierskim ze wszystkich serbskich miast.
Całe życie jestem rozdarta między lekką, zwiewną sztuką secesji, a geometrycznym, czasem nieco surowym przed- i powojennym modernizmem. W Suboticy zdecydowanie wygrywa secesja, choć znalazłam i kilka ciekawych detali modernistycznych.
Ratusz Miejski
Monumentalny gmach Ratusza został wybudowany w latach 1908-12 według projektu duetu architektów budapesztańskich Marcella Komora (1868-1944) i Dezső Jakaba (1864-1932), uczniów innego wybitnego architekta węgierskiego, Ödöna Lechnera, którego realizacje wzniesione także w stylu secesyjnym w Bratysławie, Kecskemécie i Szegedzie mogliście już podziwiać we wcześniejszych blogowych wpisach. Poza Ratuszem architekci zaprojektowali w Suboticy także synagogę i siedzibę Kasy Oszczędnościowej.
Budynek Ratusza jest sztandarowym przykładem secesji węgierskiej. Można w nim odnaleźć elementy najbardziej charakterystyczne dla secesji jako stylu międzynarodowego, ale także wpływy węgierskiego folkloru. Dotyczy to zarówno architektury gmachu, jak i jego wnętrz (w oknach znajdują się przepiękne witraże). Na wieży, na wysokości 45 m, urządzono taras widokowy (sama wieża ma 76 m), z którego można zobaczyć panoramę całego miasta. Niestety indywidualni turyści mogą zwiedzać wnętrza i wieżę jedynie od wtorku do piątku równo o godz. 12:00, a nasz pobyt za każdym razem wypadł w czasie weekendu, czego niezmiernie żałuję i jak zawsze powtarzam: znowu jest powód, by do Suboticy wrócić.
Przed Ratuszem można zobaczyć całkiem współczesne fontanny wykonane z ceramicznych płytek, które, podobnie jak w przypadku architektury sprzed ponad stu lat powstały we wciąż działającej fabryce ceramiki Zsolnay. Tzw. Zielona Fontanna pochodzi z 1985 r. Niestety w czasie naszego pobytu była nieczynna. Nowsza, tzw. Niebieska Fontanna została wzniesiona w 2001 r.
Lokalizacja: Trg Slobode 1
Pałac Ferenca Raichle'a (Ferenca Rajhla)
Nie bez przyczyny Subotica niemal od razu skojarzyła mi się z Szegedem. Wszak najpiękniejszy przykład architektury secesyjnej w Suboticy ma tego samego ojca, co trzy pałace w tym węgierskim mieście. To Ferenc Jenő Raichle (1869-1960), w Suboticy znany raczej jako Ferenc Rajhl, ale niezależnie od pisowni, jeden z najbardziej znanych architektów węgierskich.
Raichle wzniósł pałac w 1904 r. jako swój dom i pracownię architektoniczną. W trakcie projektowania inspirował się oczywiście węgierskim folklorem, szczególnie tym z regionu Siedmiogrodu, a także drewnianą zabudową wsi. Drugi pałac, bardziej okazały, ale nie tak piękny wybudował później także we wspomnianym Szegedzie (niestety nie widziałam go w trakcie mojej krótkiej wizyty w tym mieście). Raichle znany był ze swej rozrzutności i wystawnego stylu życia, więc rozmach przy projektowaniu nie powinien dziwić. Niestety przypłacił to bankructwem w 1908 r. Pałac w Suboticy został wówczas zlicytowany, a architekt przeniósł się na cztery lata do Szegedu, potem zaś do Budapesztu. Na szczęście udało mu się znów dorobić majątku i dożyć w luksusie sędziwego wieku.
Obecnie w tym przepięknym, niczym z bajki pałacu mieści się Galeria Sztuki Współczesnej. Poniższe zdjęcia zrobiłam w czasie moich dwóch wizyt w mieście, przy pełnym słońcu, gdy pobliskie drzewa cieniem kładą się na elewacji i w czasie pochmurnego dnia pozwalającego zobaczyć gmach w całej okazałości.
Lokalizacja: Park Ferenca Raichle'a 5
Pałac Salamona Sonnenberga (obecnie Węgierski Konsulat Generalny)
To kolejny przykład architektury w stylu węgierskiej secesji, z charakterystycznymi ludowymi motywami kwiatowymi na wspomnianych już elementach dekoracyjnych z ceramiki Zsolnay. Znajduje się tuż obok pałacu Ferenca Raichle'a. Pałac został zbudowany w 1910 r. według projektu Izidora Strassburgera i Lajosa Gombosa.
Lokalizacja: ul. Đure Đakovića 3
Pałac Miksy Dömötöra
Miksa Dömötör był znanym miejscowym lekarzem. Pałac zaprojektowali w 1906 r. bracia József i László Vágó, architekci z Budapesztu. W ich twórczości charakterystyczny jest motyw ptaków, które znajdują się także i na tym budynku (jako element kraty na drzwiach oraz na balustradzie balkonu). Niestety latem niemal cały przepiękny gmach tonął wśród bujnej zieleni. To właśnie między innymi ten budynek miałam na myśli pisząc, że Suboticę powinno się odwiedzać wtedy, gdy drzewa zgubią liście. Zdecydowanie latem traci na swej urodzie, której nie można w całości podziwiać. A jest co oglądać, bo jest pięknie odnowiony. To także jeden z niewielu secesyjnych budynków w mieście, w którego dekoracji dostrzec można geometryczne elementy secesji w wydaniu... nie, wcale nie węgierskim, a wiedeńskim!
Obecnie znajduje się tu Muzeum Miejskie.
Lokalizacja: Trg Sinagoge 3
Synagoga
To drugi, obok Ratusza, projekt duetu Komor i Jakab. Synagogę wybudowano w 1902 r. i jest jednym z najpiękniejszych zachowanych przykładów sakralnej architektury secesji w Europie. Centralna kopuła synagogi ma wysokość 40 metrów. Gmach ozdobiony jest stylizowanymi kwiatami tulipanów, goździków i pawich piór. Niestety, podobnie jak synagoga w Szegedzie, i ta w Suboticy w trakcie naszej pierwszej wizyty w 2017 r. była w remoncie, zaś cały teren ogrodzony ażurowym płotem i nie dało się podejść na tyle, żeby zrobić przyzwoite zdjęcia całego budynku. Gdy odwiedziliśmy miasto rok później całość była odremontowana, natomiast wciąż za zamkniętym ogrodzeniem.
Obok synagogi znajduje się pomnik upamiętniający 4000 żydowskich mieszkańców miasta, którzy stracili życie w obozach zagłady w czasie II wojny światowej.
Lokalizacja: Trg Sinagoge 6
Budynek byłej Kasy Oszczędnościowej (obecnie Piraeus Bank)
Budynek zaprojektowali także M. Komor i D. Jakab, trochę tak mimochodem pomiędzy realizacją dwóch swoich najważniejszych projektów w Suboticy: synagogi i Ratusza. Powstał w 1907 r. oczywiście w węgierskim wariancie secesji i przeznaczony był na Kasę Oszczędnościową. Obecnie ma także przeznaczenie finansowe i mieści się w nim Piraeus Bank.
Uwagę zwraca szczególnie liczba detali i precyzja ich wykonania. Finansowe przeznaczenie budynku rozpoznano podobno właśnie po nich: wiewiórka to symbol pracowitości, ul - oszczędności, zaś sowa - mądrości. Patrząc z poziomu ulicy można nie dostrzec wszystkich zdobień. Druciane kwiatki w górnej części elewacji zobaczyłam dopiero, gdy na ekranie komputera przeglądałam wykonane zdjęcia budynku. Dlaczego współczesna architektura nie przywiązuje takiej wagi do estetycznego wykończenia budynków?
Lokalizacja: Korzo 4
Pałac Dušana Stojkovicia (obecnie kawiarnia Hausbrandt)
Pałac wzniesiono na początku XIX w., jednak to architekt Géza Kocka w 1907 r. nadał fasadzie wygląd w stylu wiedeńskiej secesji. Obecnie mieści się tam całkiem przyjemna kawiarnia wystrojem wnętrza nawiązująca do czasów austro-węgierskich. Jedynie nowoczesne parasole wystawione przed budynkiem przy Placu Republiki nie pozwalają zapomnieć, że od tamtych czasów minęło już sto lat! Wszystko jednak robi przemyślane i miłe dla oka wrażenie.
Lokalizacja: Trg Republike 10
Modernistyczne detale
Jak zapewne wiecie, zawsze mam oczy szeroko otwarte także w poszukiwaniu przykładów architektury powojennego modernizmu. Tym razem jednak całych budynków Wam nie pokażę, a jedynie trzy ciekawe detale znalezione na murach Suboticy. Pierwszy to mozaika znajdująca się na ścianie hotelu Patria z 1964 r. Sam budynek został w 2008 r. przebudowany i dziś jego wygląd niewiele ma wspólnego z pierwotnym, pamiętającym czasy Jugosławii. Na szczęście mozaika ocalała.
Dwa motywy egipskie znajdują po dwóch stronach wejścia do banku w centrum miasta. Autorem jest J. Dević. Niestety poszukiwania bardziej szczegółowych informacji na temat i autora, i samego budynku (np. jego wcześniejszego przeznaczenia uzasadniającego wykorzystanie takich właśnie motywów) spełzło na niczym. Jeśli wiecie coś na ten temat, dajcie proszę znać.
Deptaki Korzo i Korvina
To samo serce Suboticy, wyłączone z samochodowego ruchu i pełne rozmaitych lokali gastronomicznych. W całym mieście łatwiej jest znaleźć kawiarnię, niż zjeść przyzwoity obiad. Ot, spadek po panowaniu Habsburgów.
Korzo przywodzi mi na myśl... naszą łódzką Piotrkowską, tyle że w miniaturze. Ulica jest reprezentacyjna, bogata, pełna wyremontowanych imponujących budynków w różnych stylach architektonicznych, ale gdy zajrzeć w bramy, także pełne ozdobnych detali, widać już łuszczącą się farbę i bazgroły na ścianach.
Na końcu ulicy, niemal vis a vis Ratusza znajduje się klasycystyczny teatr, częściowo wyburzony w ramach szeroko pojętej rewitalizacji tej części miasta.
Od Korzo odchodzi niewielka spokojna uliczka Korvina. Znajduje się dokładnie z tyłu pałacu Ferenca Raichle'a. To prawdziwe zagłębie modnych kawiarni i barów. Jest i pizzeria, i elegancka kawiarnia Boss, z którą sąsiaduje druga, Kunst-Cafe, nowocześnie urządzona z antresolą i kolorowymi krzesłami, czy świetna burgerownia (Fabrika Burger Bar). Stoliki wystawione są wprost na ulicy, w cieniu starych drzew, tak jak lubię najbardziej, bez żadnych tandetnych płotków z logotypami marek napojów bezalkoholowych i alkoholowych. Część stolików znajduje się na pałacowym dziedzińcu.
Mieści się tu także elegancki sklep firmowy winnicy Zvonko Bogdana z pobliskiego Palicia.
To zdecydowanie moje ulubione miejsce w całej Suboticy.
Inne miejsca warte odwiedzenia
Subotica jest kojarzona przede wszystkim z architekturą secesyjną, ale jest miastem dość eklektycznym. Ferenc Raichle, zanim zaczął projektować w tym stylu, wzniósł, a właściwie przebudował według własnego projektu, dziewiętnastowieczny budynek Kasyna Narodowego, w którym obecnie mieści się miejska biblioteka. Figury atlasów podtrzymujących balkon naprawdę robią wrażenie. Podobne rozwiązania architektoniczne można znaleźć także w innych częściach miasta.
Plac przy katedrze
Barokowa katedra pod wezwaniem św. Teresy z Avila, która jest patronką Suboticy (jej postać znajduje się w herbie miasta), została wzniesiona pod koniec 1779 r. Dwie wznoszące się ku niebu dzwonnice mają wysokość 64 m. Na placu tuż obok katedry stoi Pomnik Ofiar Faszyzmu. Jest to największy pomnik w Suboticy (szerokość - 18 m, wysokość - 8 m). Naprzeciwko pomnika, w bramie jednej z kamienic, gdzie niegdyś mieściło się pierwsze kino w mieście, działa Art Kino Lifka (Aleksandar Lifka, od którego nazwiska wzięło nazwę, był pionierem tutejszej kinematografii) i Teatr Deže Kostolanji, w których organizowane są bieżące wydarzenia kulturalne.
Warta uwagi jest też znajdująca się nieco dalej od centrum cerkiew serbska z ładnym ikonostasem.
Tijana Jurić
Właściwie wszędzie, gdzie jestem, przyglądam się ścianom. Nie tylko w poszukiwaniu modernistycznych detali, ale także ciekawych przykładów street artu. W Suboticy nie znalazłam ich zbyt wiele, ale na jednym z bloków rzucił mi się w oczy mural przedstawiający uśmiechniętą nastolatkę. Z dat urodzenia i śmierci zorientowałam się, że dziewczyna nie żyje. Po powrocie do Polski zaczęłam szukać informacji na jej temat.
Każdy kraj ma swoje lokalne tragiczne historie kryminalne, którymi przez jakiś czas żyją media i które właściwie nie wydostają się poza jego granice. U nas niedawno głośno było o porwaniu trzyletniej Amelki i jej mamy, ale to na szczęście opowieść z happy endem, wcześniej emocje rozgrzewało do czerwoności sfingowane porwanie i zabójstwo małej Madzi, jeszcze wcześniej zabójstwo maturzysty Tomka Jaworskiego, czy pary młodych turystów w Górach Stołowych. Subotica ma historię Tijany Jurić. Już gdy zobaczyłam jej portret, wiedziałam, że ta historia nie miała szczęśliwego końca.
Tijana zaginęła w nocy między 25 a 26 lipca 2014 r. w przygranicznej miejscowości Bajmok, gdzie mieszkali jej dziadkowie. Poszukiwania trwały 12 dni i żyła nimi cała Serbia. Informacja o zaginięciu nastolatki obiegła także media społecznościowe z trzydziestu innych krajów, choć zdecydowanie nie było o nim tak głośno jak o do dziś nierozwiązanym zniknięciu małej Madeleine McCann z pokoju hotelowego podczas wakacji w Portugalii w 2007 r. W poszukiwania Tijany zaangażowana była także policja węgierska oraz Europol i Interpol. Ciało dziewczyny znaleziono dopiero 7 sierpnia na opuszczonym wysypisku śmieci w miejscowości Čonoplja w gminie Sombor. Zabójcą okazał się trzydziestoczteroletni rzeźnik, który w Bajmok był na urlopie u krewnych. Zabił nastolatkę już pierwszej nocy, gdy uznano ją za zaginioną. Poszukiwania były największymi w historii serbskiej policji, zaś sprawa wywołała dyskusję na temat wprowadzenia kary śmierci w tym kraju oraz nieetycznego zachowania się dziennikarzy relacjonujących postępy śledztwa. Mural przedstawiający Tijanę został namalowany przez belgradzkiego artystę Andreja Josifovskiego. Drugi z jej wizerunkiem znajduje się także w Bajmok. Sztuka uliczna sprawiła, że w ogóle usłyszałam o tej sprawie, a o Tijanie będę zapewne jeszcze długo pamiętać. Cóż, wspomnienia z podróży nie zawsze mają różowy kolor.
Suboticę odwiedziłam dwukrotnie. Powroty do miejsc, w których wcześniej się już było, obarczone są ryzykiem powtarzalności. Bo za pierwszym razem synagoga była w remoncie, więc musiałam zobaczyć, czy prace już się zakończyły. Nie zrobiłam zdjęcia mozaiki na budynku hotelu - podjechaliśmy znowu pod hotel. Miałam ochotę napić się kawy na Korvina, zatem pierwsze kroki skierowaliśmy na tę ulicę. Jednak nawet w tej powtarzalności jest zawsze ekscytacja z odkrywania czegoś nowego. Synagoga świeżo po remoncie wyglądała cudnie, mozaika była piękniejsza niż rok wcześniej, gdy widziałam ją tylko z okna samochodu, a na Korvina zamiast kawy czekały na nas pyszne burgery. Jak to szło? Lubię wracać, w miejsca, które znam, po wspomnienia zostawione tam... Lubię wracać do Suboticy. Czasem się tylko zastanawiam, czy Szeged nie podobał mi się bardziej. Ale lubię oba miasta, które są i do siebie podobne, i różne jednocześnie. Subotica jest bardziej kameralna, bardziej zielona, bardziej... romantyczna! Aż trudno uwierzyć, że po I wojnie światowej, w ówczesnym Królestwie Serbów, Chorwatów i Słoweńców poprzedzającym Jugosławię, była trzecim co do wielkości miastem, po Belgradzie i Zagrzebiu! Jednak jestem zdania, że Szeged i Suboticę powinno się zwiedzać razem, tzn. w czasie nieodległym. A do listy miejsc z imponującą architekturą w stylu węgierskiej secesji dopisuję jeszcze pobliski Palić, który być może uda mi się odwiedzić w przyszłym roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz