Zmierzch powoli zalewał Marszałkowską, gdy nagle szarówkę rozświetlił niebieski pasek, który pojawił się na elewacji jednej z kamienic. Po chwili zaczęły do niego dołączać, jeden po drugim, czerwone okręgi. 7 lutego Warszawa zyskała nowy neon. I wcale nie jest to jedna z reklam świetlnych, które w ostatnim czasie wracają do łask, ale instalacja artystyczna pt. "Wielka Warszawa". Niebieski pasek to oczywiście Wisła, zaś geometryczne obrysy symbolizują kolejne dzielnice. Autorem projektu, a w zasadzie jego neonowej wersji, jest Arek Vaz (Arkadiusz Bączyk). Na ścianę gmachu przy Marszałkowskiej 77/79, gdzie mieści się Biuro Architektury i Planowania Przestrzennego Urzędu m. st. Warszawy przeniósł "papierowy" awangardowy projekt, który powstał w ramach Planu Ogólnego Wielkiej Warszawy opracowanego przez zespół urbanistów, architektów i techników pod kierunkiem Stanisława Różańskiego w 1928 r. Neon jest fantastyczny, dopracowany w detalach i już w pierwszych dniach działania zyskał wielbicieli, do których i ja się zaliczam. Kiedy mówię o tym, że uwielbiam sztukę na ulicy w przestrzeni miast, to właśnie, między innymi, takie inicjatywy mam na myśli.
Całkiem niedaleko, nad wejściem do Galerii BWA Warszawa przy Marszałkowskiej 34/50/666 (w podcieniach pomiędzy Placem Konstytucji a Placem Zbawiciela), można zobaczyć drugi artystyczny neon, nie tak spektakularny jak powyższy, niemniej chwytający za serce. Mrok rozświetlają utkane z neonowych rurek cztery słowa/zwroty: Przepraszam, Wybacz mi, Dziękuję, Kocham Cię - słowa niezwykle w życiu ważne, a których wciąż używamy za rzadko. To praca Dellfiny Dellert, pozostałość po zakończonej już wystawie czasowej noszącej tytuł "Między Zbawieniem a Konstytucją" przygotowanej z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości i będącej artystycznym komentarzem do tego, co dzieje się w Polsce w ostatnich latach. Mam nadzieję, że chociaż ekspozycja skończyła się na początku stycznia, to jednak neon zostanie w tym miejscu na dłużej.
15 lutego 1979 r. minęło równo 40 lat od tragicznego wybuchu gazu w Rotundzie, który pozbawił życia 49 osób i naruszył konstrukcję budynku na tyle poważnie, że mimo odbudowy zaraz po katastrofie i tak w efekcie wymagał rozbiórki. Przynajmniej taka jest oficjalna przyczyna prac, które od prawie dwóch lat trwają w tym miejscu. Nowy gmach już praktycznie stoi i póki co na pierwszy rzut oka, zgodnie z zapowiedziami, nie odbiega bardzo od wyglądu oryginału (co nie zmienia faktu, że jest tylko kopią), ale na ostateczną ocenę trzeba poczekać do momentu oddania go do użytku.
Z kolei na początku tego roku media obiegła informacja, że znany koncern fastfoodowy McDonald's ma wyremontować dawny pawilon Cepelii przy Marszałkowskiej, położony po sąsiedzku z Rotundą, i urządzić tam jedną ze swoich restauracji. Pomysł spotkał się zarówno z aprobatą, jak i z krytyką. Ja nie widzę w tym nic zdrożnego, bo choć raczej nie stołuję się w tego typu miejscach, to akurat McDonald's dość dobrze radzi sobie z historycznymi, zabytkowymi wnętrzami. W Suboticy w Serbii restauracja znajduje się w secesyjnych wnętrzach miejscowego Ratusza, zaś w Austrii w miejscowości Bad Fischau, przy autostradzie wiodącej w stronę Słowenii (w kierunku Mariboru) urządziła się w budynku dawnej stacji benzynowej zaprojektowanej w latach 1989–1990 przez czołowego współczesnego architekta tego kraju, Hundertwassera. Tak więc myślę, że nawet jeśli faktycznie w modernistycznym pawilonie będzie działać sieciowa restauracja, to nie ma się czego bać. Budynek jest tak zaniedbany, że niestety przywrócenie mu świetności to w tej chwili sztuka kompromisu między miastem a potencjalnym inwestorem. Lepszy McDonald's niż całkowita utrata kolejnego przykładu architektury powojennego modernizmu przez Warszawę.
Dziś natomiast podpisano umowę na budowę nowego gmachu Muzeum Sztuki Nowoczesnej na Placu Defilad. Muzeum wreszcie zyska należne sobie miejsce na mapie Warszawy. A jednak jakoś zżyłam się z Muzeum nad Wisłą i ciężko będzie mi pożegnać ten pobazgrany artystycznie kontener (choć wiem, że jest tylko wypożyczony), który już zdążył wpisać się w panoramę nadwiślańskich bulwarów.
Tak więc w najbliższym czasie ścisłe centrum stolicy znowu czekają zmiany. W takich momentach uświadamiam sobie, że ten cykl jest w jakimś sensie kroniką tego, co dzieje się w mieście i że za jakiś czas być może te teksty będzie się czytać jak głosy z zaświatów. I to był właśnie powód, że 4 lata temu (!), w marcu 2015 r. opublikowałam pierwszy odcinek Warszawy przyłapanej. Czy ktoś jeszcze pamięta dmuchanego zająca siedzącego na dachu pawilonu Dworca Warszawa Śródmieście?
WARSZAWA ZE SMAKIEM
Boscaiola Pizza & Vino
W tym miesiącu nie mam nic spektakularnego do polecenia. Luty to był w dużej mierze czas ferii zimowych, kiedy starsze dziecko wyjechało na obóz sportowy, a młodsze w tym czasie podrzucaliśmy do rodziny, z kolei w końcu miesiąca borykaliśmy się z wirusami, które uziemiły nas na cały tydzień w domu. Udało nam się jedynie wyskoczyć na szybką pizzę do maleńkiego lokalu Boscaiola Pizza & Vino przy okazji wizyty w Centrum Nauki Kopernik. Miejsce jest w sumie przeciętne, ale daje radę, gdy dzieciaki są głodne i wymęczone po kilku godzinach naukowych doznań. Pizza okazała się dość przyzwoita (nie mamy zdjęć, bo młodzież pochłonęła zanim zdążyłam się zorientować), natomiast bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie sałatka z szynką parmeńską i gruszką. Nie oszczędzają na składnikach i miała pyszny sos. Plus także za przeszkloną kuchnię, dzięki której potrawy są przygotowywane praktycznie na naszych oczach (przez włoskiego kucharza). Nie jest to miejsce w stylu pornfood, ale dla dzieciaków i na szybko całkiem spoko.
Boscaiola Pizza & Vino
ul. Dobra 56/66 (wejście od ul. Lipowej 4)
REKOMENDACJE NA MARZEC
Dobra wiadomość jest taka, że Muzeum Narodowe o tydzień przedłużyło czas trwania pokazu specjalnego prac Pabla Picassa z cyklu Skarby Muzeum Narodowego w Warszawie. Niewielki wycinek twórczości hiszpańskiego artysty można jeszcze zobaczyć do 3 marca.
Gdy w okolicach listopada wybierałam dla Was godne polecenia atrakcje przygotowane z okazji stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości, jakimś cudem przegapiłam wystawę "Znaki wolności. O trwaniu polskiej tożsamości narodowej" na Zamku Królewskim. Czynna jest do końca marca i zdecydowanie warto ją zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz