sobota, 13 stycznia 2018

Ioannina (Janina). Nieco inna Grecja

Uliczna piekarnia. Na wyspach w podobnych często kupowaliśmy prowiant na plażę. Tym razem postanowiliśmy usiąść przy jednym ze stolików wystawionych przed niewielki lokal i spokojnie zjeść śniadanie. Dla chłopaków bułki na słodko, dla nas po kanapce z fetą i pomidorami, do tego oczywiście kawa. Dziewczyna krzątająca się za ladą szybko zmieliła ziarna i wsypała je do briki, tego tygielka, który w innych częściach Bałkanów nazywany jest dżezwą, spadku po osmańskim panowaniu na tych terenach i postawiła go na ogniu. To nic, że chwilę potem przelała napar do tekturowego kubka niczym w amerykańskim filmie, dla mnie to i tak była najprawdziwsza greek coffee. Miasto powoli budziło się do życia, ludzie szybkim krokiem zmierzali do pracy, właściciele niewielkich sklepików z mozołem kręcili korbami podnosząc do góry rolety skrywające wnętrza pełne pierścionków, kolczyków, repusowanych mis i... magnesów na lodówkę.

Grecja nam, zwykłym urlopowiczom, kojarzy się przede wszystkim z Antykiem oraz błogim wypoczynkiem nad lazurowym morzem. W Ioanninie, czy też po polsku Janinie (zdecydowanie wolę oryginalną grecką nazwę i taką będę się posługiwała w dalszej części wpisu), nie ma białych domków z niebieskimi okiennicami, ani morza o niezwykłej barwie, nie ma też doryckich czy korynckich kolumn. W tafli jeziora przeglądają się za to górskie szczyty i minarety meczetów wzniesionych na wzgórzu ponad miastem. Bo Grecja to kraj o bardzo bogatej i skomplikowanej historii, w którym pamiątki pozostawiły po sobie i kolejne protektoraty, i zamieszkujący tu niegdyś ludzie różnych narodowości i religii - tak jak ta kawa, i te minarety, pamiątki setek lat osmańskiego panowania (Porta zajęła miasto w 1430 r. i dopiero w 1913 r. wróciło do niepodległej Grecji). Dziś muzułmanów już tu praktycznie nie ma. Opuścili kraj po 1923 r. w ramach wymiany ludności po podpisaniu traktatu z Lozanny kończącego wojnę grecko-turecką z lat 1919-1922. Kryterium wymiany było wyznanie. Greccy muzułmanie zostawili domy po jednej stronie granicy, a prawosławni z Turcji, zmuszeni porzucić swój majątek w obcym odtąd kraju, zajęli ich miejsce.



Jako przykład wielokulturowości Grecji przedstawiane są najczęściej Saloniki, ale to w Ioanninie osmańska spuścizna jest bardziej widoczna. Tam na meczety przerabiano cerkwie, które po powrocie Salonik do Grecji znów zamieniano na świątynie prawosławne burząc minarety (jeden zachował się przy tzw. Rotundzie - cerkwi Św. Jerzego). W Ioanninie wczesnochrześcijańskie kościoły po prostu zburzono, a w ich miejscu wzniesiono meczety o architekturze typowej dla krajobrazu Bałkanów, grzebiąc całą bizantyjską spuściznę miasta. Był to efekt represji, jakie spotkały miasto po stłumieniu antytureckiego powstania na początku XVII w. Wówczas zniszczono m.in. cerkiew Św. Jana Chrzciciela, od której wzięło ono swoją nazwę (Ioannina znaczy tyle, co "miasto Jana"). 

Ioannina to prawdopodobnie najbardziej bałkańskie ze wszystkich greckich miast. Historia odcisnęła na nim tak duże piętno, że nawet w XX w. wznoszono budynki z elementami nawiązującymi do architektury mauretańskiej, jak choćby dzisiejszy Ratusz. Gmach wybudowano w 1938 r. według projektu znanego greckiego architekta Arystotelesa Zachosa. Pierwotnie mieścił się tu narodowy bank, potem w budynku funkcjonowało miejsce zakwaterowania dla władz, siedziba towarzystwa naukowego, czy też Biblioteka Zosimaia, a ostatecznie przyznany został gminie Ioannina. 



Pamiątki po osmańskim protektoracie widać tu na niemal każdym kroku, choć miasto ma też nowoczesne i artystyczne oblicze.

Zamek (Kastro)


Twierdza została wzniesiona w 528 r. przez cesarza Justyniana i jest uznawana za najstarszą bizantyjską fortecę w Grecji. Jednak dzisiejszy kształt zawdzięcza postaci Alego Paszy z Tepeleny (tego samego, który rezydował także w albańskim Butrincie), zwanego Lwem z Janiny, władcy okrutnego, a jednocześnie dobrego gospodarza tych ziem, który budował drogi i szkoły oraz wspierał rzemiosło i handel doprowadzając miasto do największego rozkwitu w całej jego historii. Ali Pasza lubił też otaczać się przepychem, wydawał wystawne uczty, a na jego dworze bywała kulturalna śmietanka ówczesnej Europy. W pewnym momencie stał się niewygodny dla samych Turków, rósł bowiem w siłę i niebezpiecznie się europeizował. Jako jedną z żon wziął sobie Greczynkę, Kirę Vassiliki, która miała na niego spory wpływ i dzięki której na dworze możliwe były praktyki chrześcijańskie. Towarzyszyła mu na wyspie Nisi położonej na jeziorze Pamvotida, gdy został zamordowany przez swoich pobratymców. O wyspie i klasztorze, w którym zginął Ali Pasza opowiem oddzielnie. Dziś mieści się tam muzeum.

Od razu po przekroczeniu głównej bramy, Agios Giorgios, plątanina wąskich uliczek wiedzie na wzgórze. 



Meczet Asłana Paszy

Idąc w lewo, minąwszy po drodze dawną bibliotekę osmańską, dojdzie się do meczetu Asłana Paszy z 1618 r. 




To właśnie w tym miejscu stał niegdyś klasztor Św. Jana Chrzciciela. Dziś w budynku meczetu mieści się Miejskie Muzeum Etnograficzne z ekspozycją poświęconą wszystkim nacjom niegdyś zamieszkującym Ioanninę. Obok prawosławnych Greków i muzułmanów, w mieście żyła spora społeczność żydowska. 

Pierwsze wzmianki o Żydach w Ioanninie pochodzą z 1319 r., ale uznaje się, że starozakonni przybyli do miasta znacznie wcześniej. Odegrali w jego historii znaczącą rolę zajmując się głównie handlem i rzemiosłem, w szczególności produkcją jedwabiu i złotnictwem, z którego Ioannina zasłynęła i co miało niebagatelny wpływ na bogacenie się stolicy Epiru. Niestety w czasie II wojny światowej niemal wszyscy Żydzi podzielili los swoich współwyznawców z reszty Europy. 25 marca 1944 r. 1870 osób zostało aresztowanych i wywiezionych, najpierw ciężarówkami, następnie pociągami do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Ponad 90% nie przeżyło Holokaustu. Po zakończeniu wojny gmina żydowska w Ioanninie liczyła 181 osób: 112 ocalałych z zagłady i 69 osób, które uratowały się, głównie ukrywając się w okolicznych górach. Dziś ofiary Shoah upamiętnia pomnik w centrum miasta.





Wnętrze meczetu podzielone jest na trzy ekspozycje poświęcone wyznawcom każdej religii. Islamowi poświęcono dawną salę modlitewną, która zachowała swój religijny wystrój i wygląda całkiem tak, jakby za moment wierni mieli przyjść na jedną z pięciu modlitw w ciągu dnia.




Podłużny budynek z arkadami ciągnący się obok meczetu to dawna medresa, czyli szkoła koraniczna.



Meczet Fethiye i seraj Alego Paszy (Itch-Kale)

Idąc w prawo trafi się do tzw. zamku wewnętrznego (Itch-Kale), który około 1795 r. kazał wznieść Ali Pasza. Obejmuje seraj imperatora, meczet Fethiye, zwany meczetem Zwycięzców (przy którym znajduje się grób Alego Paszy) oraz skarbiec z ekspozycją sreber (na jego tyłach znajduje się maleńka cerkiew Św. Anargyrów). Dziś w tych trzech budynkach rozgościło się Muzeum Bizantyjskie z ekspozycją ikon, złotnictwa oraz wnętrzem meczetu, nieco jednak skromniejszym niż w meczecie Asłana Paszy. Na wszystkie trzy ekspozycje obowiązuje jeden bilet. Sam pałac jest rekonstrukcją z 1958 r. Oryginalny budynek został najpierw strawiony przez pożar w 1870 r., następnie odbudowany i ponownie zniszczony w czasie II wojny światowej.












Nieco dalej, niemal wtopione w mury twierdzy, znajduje się Muzeum Złotnictwa, które zajmuje budynek dawnego bastionu. Muzeum otwarto we wrześniu 2016 r., więc ekspozycja prezentująca techniki złotnicze stosowane na terenie Epiru (na czele z najważniejszymi jak filigran i niello), jest zaaranżowana w bardzo nowoczesny sposób z wykorzystaniem multimediów, które jednak nie zastępują eksponatów. Pod koniec zwiedzania można sprawdzić swoją wiedzę w interaktywnej grze, w której do zdjęcia konkretnego przedmiotu trzeba dopasować m.in. okres powstania, technikę złotniczą oraz do czego służyło. Zdałam!





Stary Bazar


Złotnictwo do dziś jest tym, z czego słynie Ioannina. Gdy tylko zagłębiliśmy się w uliczki Starego Bazaru, usłyszałam jednostajne uderzenia młoteczka w metal. Dźwięk od razu przywiódł mi na myśl Sarajewo, gdzie właśnie w jednym z podobnych warsztatów kupiliśmy ręcznie robioną dżezwę do kawy. W Ioanninie biżuterię i inne precjoza wciąż wykonuje się tradycyjnymi metodami, podobnie jak w stolicy Bośni i Hercegowiny. Zresztą osmański bazar w Ioanninie do złudzenia przypomina te, które już wcześniej odwiedziliśmy, nie tylko w Sarajewie, ale i w Skopje, czy Bitoli. To kolejny namacalny dowód pięciuset lat panowania Turków w Grecji.





W niewielkich lokalach znajdują się nie tylko warsztaty złotnicze, ale urządzono w nich także wiele tawern i drink barów. Na ścianach można odnaleźć trochę przykładów miejscowego street artu. W ciągu dnia panuje tu nieco leniwa atmosfera, dzielnica ożywa zaś wieczorami, gdy zapełniają się lokale.
















Uliczki Starego Bazaru schodzą aż do jeziora Pamvotida. Tu zaczyna się zadrzewiona promenada pełna współczesnych rzeźb z marmuru i... wędkarzy.



Promenada nad jeziorem 


Promenada nad jeziorem Pamvotida to najbardziej zielona część miasta. Ach, jakże chciałabym być tu jesienią, gdy drzewa mienią się całą gamą ciepłych barw! Latem dają za to przyjemny cień pozwalając odpocząć od nieznośnego upału. Spacer brzegiem akwenu to także przyjemność dla miłośników sztuki, bowiem na całej długości promenady można zobaczyć nietuzinkowe rzeźby. Uwielbiam sztukę w przestrzeni miejskiej i pod tym względem Ioannina dołączyła do moich ulubionych miast.








Kompozycja Parisa Prekasa - Bank Grecji (Trapeza tis Ellados)


Gdziekolwiek jestem, jestem bardzo wyczulona na przykłady powojennego modernizmu, gdy więc niemal zaraz po wyjściu z hotelu zobaczyłam budynek Banku Grecji wraz ze zdobiącą go marmurową okładziną ze stylizowanymi postaciami nawiązującymi do scen antycznych, niemal usiadłam ze zdumienia. Grecja bowiem chyba najmniej w całej Europie kojarzy mi się z dobrą sztuką dwudziestowieczną, a już na pewno nie z modernizmem. Tu znowu pokutuje stereotyp, że sztuka grecka musi być wyłącznie starożytna (te potłuczone misy i figurki bożków!). Zresztą Grecja sama się poniekąd do tego przyczyniła. Kraj w XX w. z trudem otwierał się na nowe nurty w sztuce, uznając, że nie ma w nich nic o wadze porównywalnej do dokonań antyku i nie do końca potrafiąc z nim zerwać, co doskonale widać także na przykładzie wspomnianej dekoracji, której autorem jest Paris Prekas, znany grecki malarz i rzeźbiarz współczesny.

Budynek banku został wzniesiony w latach 1965-1966. Monumentalna dekoracja zajmująca całą prawą część elewacji nosi tytuł "Pyrrus i Dodona" i nawiązuje do antycznych tradycji Epiru. Widać motyw świętego dębu (wraz z gołębicą i kapłanką) z Dodony. Jest też postać najsłynniejszego króla starożytnego Epiru, Pyrrusa, tego od pyrrusowego zwycięstwa, którego postać zdobiła ponoć kolumny świątyni w Dodonie.



Kompozycja jest dostosowana do geometrycznej prostoty architektury budynku, zarówno pod względem struktury, jak i stylu reliefu. Prekas w swoich pracach wykorzystywał opracowaną przez siebie technikę. To relief, ale uzyskany za pomocą piaskowania i enkaustyki (traktowania powierzchni marmuru stalowymi wiórami), który następnie był ręcznie wykańczany. 



Szukając w Internecie informacji na temat dekoracji w Ioanninie, znalazłam także przykłady plastyki architektonicznej Parisa Prekasa w Atenach, dokąd wybieram się latem. Jego twórczość autentycznie mnie zachwyciła, więc na pewno w stolicy Grecji podążę jej śladem.

Przez lata Grecja kojarzyła mi się jedynie z białymi domkami z niebieskimi okiennicami i z antycznymi ruinami, z których w niebo wznosiły się zdobione kolumny nie zwieńczone żadnym dachem. Taki obraz w mojej głowie utrwalały widokówki, które praktycznie co roku letnią porą wyjmowałam ze skrzynki na listy. Meczety, łaźnie i minarety zarezerwowane były dla krain odległych, baśni z tysiąca i jednej nocy, dla świata latających dywanów i ludzi o zupełnie nie europejskiej urodzie. Dopiero wojna na Bałkanach u schyłku XX w. uświadomiła mi, nastolatce właśnie wchodzącej w dorosłość, że Europa wcale nie jest jednolita i że pięćset lat panowania Turków, których Sobieski zatrzymał pod Wiedniem, zbiera żniwo do dzisiaj. Wtedy nie uświadamiałam sobie jeszcze, że podobny los spotkał także Grecję. To zaczęłam na własne oczy widzieć dopiero kilka lat temu, a z całą potęgą dotarło do mnie dopiero, gdy trzy lata temu odwiedziłam Saloniki. Na Ioanninę byłam już bardziej przygotowana i od ubiegłego roku inaczej patrzę na ten kraj wcale nie mniej doświadczony przez historię od Polski. Mniej dziwią mnie już pozostałości kultury islamu, czy akcenty weneckie w różnych zakątkach Grecji. I z czasem nabieram coraz więcej żalu do systemu edukacji w Polsce, że to nie szkoła mnie tego nauczyła, że na lekcjach z pietyzmem omawialiśmy kolejne rewolucje francuskie, zjednoczenie Włoch, czy Niemiec, a nauka historii Grecji skończyła się na czasach starożytnych. Mam nadzieję, że moje dzieci, które Bałkany odwiedzają praktycznie co roku będą miały nico szerszy punkt widzenia na to co działo się w ciągu kolejnych stuleci nie tylko w Europie Zachodniej, ale i we wschodniej części kontynentu i  będą dzięki temu wiedzieć, skąd właściwie ci Turcy wzięli się nagle pod Wiedniem.

A Ioannina może być przy okazji także doskonałą bazą wypadową po tej części Epiru bogatej w rozmaite atrakcje, m.in. do jaskini Perama, miasta Arta słynącego z zabytków bizantyjskich, czy też do stanowiska archeologicznego w Dodonie. My do Epiru będziemy na pewno wracać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz