Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Puszcza Kampinoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Puszcza Kampinoska. Pokaż wszystkie posty

sobota, 6 lutego 2021

Kampinoski Park Narodowy. Puszcza zimą i krótki spacer na bagno Debły

Prawie miesiąc nie byliśmy w Kampinoskim Parku Narodowym. Z zazdrością oglądałam w Internecie zdjęcia z ośnieżonych zimowych szlaków, podczas gdy my eksplorowaliśmy Warszawę w czasie przyspieszonych pandemicznych ferii zimowych. Puszcza w białej szacie marzyła mi się już od jakiegoś czasu. Gdy więc w minioną sobotę rano obudził mnie dźwięk szufli odśnieżających chodniki i za oknem zobaczyłam świeży śnieg, wiedziałam, że to będzie piękny dzień. Ale rzeczywistość przerosła nawet marzenia. To była istna bajka! 


Wybraliśmy prosty szlak na bagno Debły, miejsce traktowane chyba nieco po macoszemu, bo w przewodniku Lechosława Herza wzmiankowane tylko w dwóch miejscach, w kontekście obszaru ochrony ścisłej utworzonego w 1977 r., który jednak obejmuje głównie część zalesioną, bagno tylko w niewielkim fragmencie. A przecież Debły mają bardzo wielu sympatyków. Nam polecił je jeden z członków fejsbukowej grupy poświęconej Puszczy Kampinoskiej. 

Auto zostawiliśmy na parkingu w Julinku. Mniej więcej naprzeciwko, po drugiej stronie drogi wojewódzkiej nr 579, las przecina szeroka ścieżka rowerowa, która po 1,5 km dochodzi do żółtego szlaku im. Powstańców Warszawskich prowadzącego z Leszna, przez Wiersze do Truskawia. Gdy ok. godz. 10:00 stanęliśmy na jej początku, śnieg wciąż prószył, a dukt był jeszcze dziewiczy, bez śladów ludzkiej bytności, przecięty gdzieniegdzie tylko tropami zwierząt. Dopiero gdy doszliśmy do żółtego szlaku, zaczęli nas mijać inni turyści, i pieszy (niektórzy z kijkami), i na nartach biegowych, i nawet na rowerach!


Lechosław Herz w przewodniku po Puszczy Kampinoskiej poleca ten szlak na wędrówki śnieżną zimą.* Zupełnie się nie dziwię! Wszystko wokół tonęło w bieli. Drzewa, otulone białym puchem, wyglądały niemal identycznie, czy to gołe teraz liściaste, czy zielone przez cały rok iglaste. Śnieg skrzypiał pod nogami, a my wędrowaliśmy powoli chłonąc ten przepiękny krajobraz. Dotąd taki las widywałam jedynie w górach, gdy pokonywaliśmy zalesione części nartostrad. 




Żółty szlak początkowo wiedzie równolegle z niebieskim, który w miejscu o diabolicznej nazwie Łysa Góra odbija w prawo, do Zaborowa. Tam, pod zadaszoną ławką, zrobiliśmy postój na śniadanie i gorącą herbatę. 


Dalej szlak im. Powstańców Warszawskich prowadzi cały czas prosto, aż do Debeł.




Po drodze jest jeszcze jedno miejsce warte uwagi, szczególnie, jeśli wędrujecie z dziećmi. To wystawa fotograficzna przy dawnej opuszczonej leśniczówce Debły. Autorem zdjęć jest Marek Kalinowski, wieloletni fotograf puszczańskiej przyrody. Wystawę postawił własnym sumptem. Można na niej zobaczyć i łosie, i rysia, i sceny polowań (oczywiście w świecie zwierząt), i ładne makra owadów, które szczególnie przypadły nam do gustu, bo Andrzeja interesują mrówki, ja zaś podbudowałam nieco swoje ego, bowiem kilka lat temu zrobiłam bardzo podobne zdjęcie pająka tygrzyka paskowanego (możecie je zobaczyć w jednym z moich starszych przyrodniczych wpisów), a fotografią zajmuję się przecież bardzo amatorsko.



W pobliżu wystawy stoi kamień z krzyżem upamiętniający dwóch Edwardów Kucharskich, ojca i syna, mieszkańców wsi Wiersze, zamordowanych przez Gestapo w listopadzie 1944 r.  


Samo bagno, które w północnej części przecina Kanał Zaborowski, jest pewnie bardziej atrakcyjne od wiosny do jesieni, ale i tak zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Woda w wielu miejscach miała beżowy, biszkoptowy kolor. To normalne zjawisko o tej porze roku, kiedy po mrozach przychodzi odwilż i gdy woda nocą zamarza, a w ciągu dnia częściowo się topi. Wówczas osady zalegające na dnie unoszą się ku powierzchni i gdy znów skuje je lód, dają taki właśnie niecodzienny, ale jakże malowniczy efekt!






Kanał Zaborowski jest jednym z kilku, którymi w II poł. XIX w. meliorowano ten teren doprowadzając do jego całkowitego osuszenia. Zabagnienie zaczęto przywracać po wykupieniu gruntów przez park narodowy. Bagno jest dziś ostoją dużych ssaków (łosi, dzików, saren, bobrów, borsuków, lisów) i ptaków, także drapieżnych. W cieplejszych miesiącach widoczna jest tu działalność bobrów, która potrafi doprowadzić do zalania mostku na Kanale Zaborowskim i wówczas szlak jest okresowo niedostępny. 



Teren jest ciekawy również z tego względu, że jak na dłoni widać tu to, co w Puszczy Kampinoskiej najcenniejsze, czyli tereny podmokłe i wydmy, bo bagno w tym miejscu dochodzi aż do pasa wydmowego, którego najwyższym punktem jest Kilianka (88 m n. p. m.), ale o wzniesieniu tym próżno szukać bardziej szczegółowych informacji. Ten kontrast doskonale widać z mostku na Kanale Zaborowskim.


Zaraz za mostkiem znajduje się malownicza kładka, jeden z ulubionych elementów puszczańskiego krajobrazu moich dzieci, a tuż za nią ciekawy krzyż z symboliką męki Chrystusa, Arma Christi. To pozostałość mieszczącej się tu niegdyś osady.





Ta część Debeł znajduje się w obrębie wspomnianego obszaru ochrony ścisłej ze względu na wiekowe dęby (m.in. Debelski Dąb) i lipy. Ze szlaku rozpościera się też piękny widok na kolejne puszczańskie bagna, Pasy i Kawały.




Po kubku herbaty parującej na mrozie ruszyliśmy w drogę powrotną tym samym szlakiem, bo tym razem zależało nam przede wszystkim na zobaczeniu zimowego oblicza puszczy. Z tego też względu wybraliśmy właśnie ten dość urozmaicony odcinek, który wiódł i przez las, i przez bagna, i przez teren wydmowy. Każde z tych miejsc otulone śniegiem wygląda inaczej. Krajobraz wciągnął nas tak bardzo, że nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy pokonaliśmy 10 km. W którymś momencie drogę przebiegła nam sarna, ale nie miałam szans sięgnąć po aparat fotograficzny. Tylko świeży trop na śniegu zdradzał, że zwierzę było tu naprawdę. W lesie widać już zresztą pewne ożywienie zwiastujące nadejście wiosny, ptaki latają w parach, pojawiają się też przebudzone owady.






Nazajutrz cały dzień świeciło piękne słońce, a śnieg iskrzył w jego promieniach. Internet znów zalała fala fenomenalnych zdjęć, a ja znowu poczułam ukłucie zazdrości, że mnie tam nie ma. Ale i tak mieliśmy dużo szczęścia, bo w ciągu kolejnych dni śnieg całkiem się stopił i patrząc przez okno ciężko uwierzyć, że tydzień wcześniej tak wyglądała puszcza. Spełniłam swoje marzenie, ale i uświadomiłam sobie, że Kampinoski Park Narodowy jest takim miejscem, które nie tylko o każdej porze roku, ale każdego dnia funduje ucztę dla zmysłów. Ubierzcie się zatem ciepło i bez względu na to, czy śnieg spadnie, czy nie, ruszajcie na spacer! Jutro też będzie piękny dzień.

(foto: iza & izaj)

*Lechosław Herz "Puszcza Kampinoska. Przewodnik", Oficyna Wydawnicza "Rewasz", wyd. IV aktualizowane, Pruszków 2017, str. 71

niedziela, 10 stycznia 2021

Kampinoski Park Narodowy. Kładką przez wydmę, czyli Łużowa Góra i inne puszczańskie wzniesienia

Sezon na wędrówki po Puszczy Kampinoskiej Anno Domini 2021 uważam za otwarty! Gdy 31 grudnia o północy strzeliły korki od szampanów, zaś minutę później wkroczyliśmy w kolejny rok i rozdzwoniły się telefony z życzeniami, usłyszałam, żeby ten nowy, który ma być lepszy jak każdy kolejny rok, przyniósł już dalsze podróże, nie tylko do Puszczy Kampinoskiej. Cóż, choć trwają przyspieszone ferie zimowe, to i tak nigdzie nie można wyjechać, a las już po raz kolejny w ostatnim czasie uratował nam dni wolne od pracy i szkoły.


Tym razem wybraliśmy szlak wiodący głównie przez tereny wydmowe. Zaczęliśmy od ścieżki spacerowej przez Łużową Górę (oznaczenie: kwadrat złożony z czarnego i białego trójkąta). To stosunkowo nowa atrakcja Kampinoskiego Parku Narodowego. Powstała w latach 2017-2020 (na mojej mapie parku z 2019 r. zaznaczona jest jeszcze jako projektowana). Jej pierwszy fragment prowadzi grzbietem Łużowej Góry, jednej z najwyższych wydm Kampinoskiego Parku Narodowego (103 m n.p.m.), do niedawna niedostępnej dla ruchu turystycznego. To teren dawnego zapasowego dowództwa Układu Warszawskiego, tzw. Atomowej Kwatery Dowodzenia, która w czasie zimnej wojny służyć miała jako stanowisko dowodzenia na wypadek wojny atomowej. Budynki zaczęto wznosić w latach sześćdziesiątych XX w. Prace trwały przez kolejne dwie dekady, ale obiekt ostatecznie nie został ukończony i nigdy go nie wykorzystano. W 2004 r. został przekazany Kampinoskiemu Parkowi Narodowemu. Pozbawione nadzoru zabudowania były sukcesywnie dewastowane, zaś materiały nadające się do powtórnego użycia rozkradane. W 2017 r. dwa z trzech budynków rozebrano w związku z pracami nad przyszłą ścieżką spacerową. Zachowano tylko jeden, podziemny, który zaadaptowano na zimowe schronienie dla nietoperzy (podobnie jak rozsiane po terenie całej Puszczy Kampinoskiej ziemianki, pozostałość po wysiedlonych wsiach). W listopadzie 2019 r. ścianę hali ozdobił uroczy mural z nietoperzem (to gacek brunatny, jeden z zimujących tu gatunków) wykonany przez Wallart.




Cała ścieżka ma 2 km długości. Po wyburzeniu obiektów wojskowych przez wydmę poprowadzono kładkę ponad murawą napiaskową. Teraz, zimą, jak słusznie zauważyli chłopcy, wygląda trochę jak plaża, ale z nastaniem cieplejszych miesięcy pojawią się tu rośliny przystosowane do życia w tak niekorzystnych warunkach o w większości enigmatycznie brzmiących dla mnie, a tym bardziej dla dzieci, nazwach: szczotlicha siwa, kocanki piaskowe, goździk piaskowy, ciemiężyk białokwiatowy, łyszczec baldachogronowy i rozchodnik ostry. No dobra, rozchodnika znamy. Kładka kończy się schodami prowadzącymi w dół skarpy. Bo o ile idąc od strony parkingu zupełnie nie odczuwa się wysokości tego wzniesienia, to najlepiej widać ją właśnie tu, gdy z wydmy trzeba zejść.




Z piaszczystej, odkrytej przestrzeni droga wkracza w las, a tu czekają kolejne pamiątki trudnej historii Polski, które Puszcza Kampinoska odkrywa przed turystą na niemal każdym ze swoich szlaków: dwa miejsca straceń Polaków z czasów II wojny światowej. W 1942 r. w dwóch egzekucjach życie straciło w sumie 67 osób. Ich szczątki po wojnie zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Palmirach





Kilkadziesiąt metrów dalej ścieżka spacerowa łączy się z czarnym szlakiem, by po kolejnych kilkuset dotrzeć do Nadłuża i kamienia upamiętniającego wymarsz Ułanów Jazłowieckich do szarży na Wólkę Węglową we wrześniu 1939 r., który jest jej ostatnim punktem.



Niestety ścieżkę można przejść tylko w tę i z powrotem, nie ma pętli, więc w dalszą drogę ruszyliśmy ku Górze Ojca, najpierw żółtym szlakiem, po ok. 900 m płynnie przechodzącym w Młyńską Drogę (kolejną z tych nieoznakowanych kolorami, na mapie zaznaczonych jako inna), która jest skrótem do szlaku niebieskiego prowadzącego już na sam szczyt wydmy. I choć na całej trasie mnóstwo było kałuż po deszczu, który padał przez cały poprzedni dzień, to był to chyba najładniejszy jej fragment, wiodący borem sosnowym, drogą raz pnącą się w górę, raz opadającą w dół, taką bardzo kampinoską, jeśli wiecie, co mam na myśli.








Góra Ojca to kolejna z najwyższych puszczańskich wydm (100,62 m n.p.m.). Związana jest z postacią ks. Władysława Korniłowicza. Wzniesienie znajduje się niemal tuż za płotem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Ksiądz był duchowym przewodnikiem założonego przez siostrę Elżbietę (Różę) Czacką zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i współtwórcą ośrodka w Laskach, w którym w 1930 r. zamieszkał. Z prywatnych pieniędzy (ze spadku) kupił grunt z wydmą z zamiarem zbudowania tu Domu Rekolekcyjnego. Projektu nigdy nie zrealizowano. Obok Góry Ojca stoi krzyż z 2006 r. postawiony w sześćdziesiątą rocznicę śmierci duchownego. Zastąpił poprzedni ustawiony w stulecie jego urodzin. Ks. Korniłowicz był nie tylko przewodnikiem duchowym sióstr z Lasek, ale i przyjacielem przyszłego kardynała Stefana Wyszyńskiego.




Wędrówkę kontynuowaliśmy czerwonym szlakiem, najpierw wzdłuż zabudowań Lasek (najmniej ciekawy odcinek całej wyprawy), potem przez nieco mroczny o tej porze roku fragment lasu liściastego, pełnego połamanych konarów porośniętych mchem. Przy uroczysku Michałówka, gdzie znaki czerwone dalej prowadzą w prawo, w stronę kładki na Motylowych Łąkach, którą szliśmy nieco ponad tydzień wcześniej, odbiliśmy w przeciwnym kierunku na szlak żółty, by zobaczyć jeszcze słynną, stuletnią sosnę kandelabrową w pobliżu uroczyska Łuże. Drzewo kształtem przypomina właśnie kandelabr lub lirę. Niestety w 2018 r. obumarło i w każdej chwili może ulec zawaleniu. Dojdziecie do niego również wybierając znaki żółte od razu przy Kamieniu Ułanów Jazłowieckich, jeśli nie zboczycie, jak my, na Młyńską Drogę. 








Sosna była naszym ostatnim przystankiem. Cofnęliśmy się kawałek, by już niebieskim szlakiem wrócić na parking w Dąbrowie Leśnej. Choć dzień nie należał do najładniejszych, to cieszę się, że daliśmy radę ruszyć się z domu. Pokonaliśmy ok. 10 km. W czasie tych nietypowych pandemicznych ferii zimowych nawet takie wycieczki są na wagę złota.




Po powrocie do domu musiałam taśmą klejącą reanimować naszą mapę Kampinoskiego Parku Narodowego kupioną zaledwie 2 miesiące temu. Nie pamiętam już kiedy inna służyła nam tak intensywnie! A w kwestii noworocznych życzeń, cóż, tęsknię za turystyką miejską, ale mam już przygotowany chyba tuzin kolejnych wycieczek po Puszczy Kampinoskiej o różnych porach roku. Bo ten las bardzo uzależnia!