piątek, 2 listopada 2018

Palmiry. Więcej niż cmentarz wojenny

- Mamo, pamiętasz te cmentarze w Sarajewie? My tu mamy więcej grobów! - szepnął przejęty Andrzej, dziesięciolatek, stojąc na schodach Muzeum - Miejsca Pamięci w Palmirach i patrząc w dół na stojące jeden obok drugiego, identyczne betonowe krzyże. Było majowe przedpołudnie i zboczyliśmy nieco z trasy w drodze na Polanę Pociecha na ognisko ze znajomymi. Cały las rozśpiewany był ptasimi miłosnymi trelami, jakby przyroda chciała zagłuszyć ciszę unoszącą się nad tym miejscem, dowodem nienawiści człowieka do człowieka.



Podróżujemy po wielu zakątkach Europy, często o trudnej historii, czego najlepszym przykładem są Bałkany. Rozpamiętujemy rany zadane rozmaitym narodom, wojny, które postawiły przeciwko sobie sąsiadów jak w Sarajewie, gdzie ślady oblężenia miasta z lat dziewięćdziesiątych widoczne są na każdej ulicy. A przecież Polska należy do krajów, które w całym w XX w. wycierpiały najwięcej. Za kilka dni obchodzić będziemy stulecie odzyskania niepodległości, gdy po 123 latach nasz kraj wrócił na mapy, niepodległości, którą dane nam było cieszyć się jedynie przez dwie dekady, zanim znowu rozpętało się piekło, tym razem II wojny światowej i pochłonęło wciąż trudną do określenia liczbę ofiar wśród obywateli Polski, głównie narodowości polskiej i żydowskiej. Tuż po wojnie oszacowano tę liczę na ok. 6 mln, z czego 150-180 tys. zginęło w Warszawie i gdyby nie powojenne ekshumacje, dziś stolica wyglądałaby jak jeden wielki cmentarz, podobnie jak Sarajewo. Współcześni historycy są podzieleni i część z nich liczbę tę neguje jako zawyżoną, ale też jako zaniżoną.



Palmiry, niewielka wieś na skraju Puszczy Kampinoskiej. Miejsce ustronne, idealne, by ukryć tu tajemnicę. Tuż przed II wojną światową zlokalizowano tu jeden z podwarszawskich składów amunicji na wypadek inwazji Sowietów, potocznie zwany "prochownią". We wrześniu 1939 r. udało się go utrzymać przez 21 dni. Gdy wkroczyli Niemcy, wybrali Palmiry, by ukryć tajemnicę straszniejszą. Niedaleka polana stała się miejscem straceń polskiej i żydowskiej inteligencji, zgodnie z przyświecającą Hitlerowi ideą, że tylko naród, którego warstwy kierownicze zostaną zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników oraz przekonaniem, że w Polsce jedynie inteligencja posiada świadomość narodową, zaś ludzie prości troszczą się tylko o codzienny byt. Na terenach włączonych do III Rzeszy akty terroru skierowane przeciwko polskiej inteligencji zyskały kryptonim Intelligenzaktion, zaś na terenie Generalnej Guberni podobne działania nosiły nazwę Akcja AB (Außerordentliche Befriedungsaktion – Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna) i to właśnie częścią tej drugiej stała się zbrodnia palmirska. 



Polana, zwana palmirską polaną śmierci, położona jest kilka kilometrów od samych Palmir. Nieco dalej w głąb Puszczy Kampinoskiej stoją dwa drewniane krzyże na symbolicznych mogiłach więźniów Pawiaka rozstrzelanych tu już w listopadzie 1939 r. W sumie w Puszczy Kampinoskiej stracono około 1700 osób. Egzekucje trwały od grudnia 1939 r. do lipca 1941 r. Ta zbrodnia wymierzona była przede wszystkim w warszawską inteligencję o zarówno polskim, jak i żydowskim pochodzeniu (był początek wojny, getto w Warszawie zostanie utworzone 2 października 1940 r.), w polityków, lekarzy, prawników, ludzi kultury, nauki i sportu oraz księży. Warszawa jako stolica oraz centrum polskiego życia politycznego, intelektualnego i kulturalnego w wyjątkowy sposób skupiła na sobie nienawiść przywódcy III Rzeszy. Do Puszczy Kampinoskiej na egzekucje przywożono ludzi wcześniej aresztowanych, z warszawskich więzień, głównie z Pawiaka i Mokotowa, ale także z Daniłowiczowskiej, czy Szucha. Najgłośniejsza była ta przeprowadzona 20-21 czerwca 1940 r. Z Pawiaka wyjechały trzy transporty więźniów, łącznie 358 osób. Wówczas stracono m.in. Macieja Rataja, działacza ludowego i marszałka Sejmu, dwukrotnie pełniącego obowiązki Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej oraz Janusza Kusocińskiego, znanego lekkoatletę, olimpijczyka z Los Angeles z 1932 r. (złoty medal w biegu na 10 000 m). Potem egzekucje wykonywano także w odwecie za akcje ruchu oporu skierowane przeciwko okupantowi.




Początkowo miejsce kaźni trzymane było przez Niemców w tajemnicy, aresztantów informowano, że jadą do obozów, więc często mieli ze sobą rzeczy osobiste, których nie rekwirowano, więc potem posłużyły do identyfikacji (dokumenty, medaliki, okulary, pióra wieczne, klucze od domów). Dziś wiele z nich można zobaczyć w palmirskim muzeum. Niemcy maskowali ślady zbrodni zasypując zbiorowe mogiły igliwiem, czy sadząc młode drzewa. Ich późniejsze odnalezienie nie byłoby możliwe, gdyby nie polscy pracownicy służby leśnej, z nadleśniczym Adamem Herbańskim na czele, którzy często z narażeniem życia z ukrycia obserwowali zbrodnię i pod osłoną nocy w sobie tylko wiadomy sposób oznaczali miejsca pochówków. I to właśnie z tych oznaczonych miejsc po wojnie ekshumowano ofiary, które spoczęły na dzisiejszym cmentarzu. Nie jest jednak wykluczone, że ofiar jest znacznie więcej, bowiem w 1945 r. skupiono się na miejscach wskazanych przez leśników, zaś pozostały teren nigdy potem nie został dokładnie sprawdzony. Tymczasem wiadomo o transportach więźniów, które wyjechały z Pawiaka i potem słuch po nich zaginął. Do tej pory nieznane jest także miejsce śmierci i spoczynku ostatniego prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego.

Na palmirskim cmentarzu spoczęły też ofiary niemieckiej zbrodni ekshumowane w innych miejscach w okolicach Warszawy, m.in. w Stefanowie, czy Laskach, w sumie ponad 2000 osób. Tożsamości wielu z nich nie udało się ustalić, ale wszystkie groby zdobią identyczne krzyże, pomiędzy którymi zobaczyć można też nieliczne nagrobki z formie macew, miejsca spoczynku ofiar wyznania mojżeszowego. Tylko groby osób znanych, choćby wspomnianych już Rataja i Kusocińskiego, wyróżniają się indywidualnymi nagrobkami, burząc nieco harmonijny układ nekropolii.








13 czerwca 1999 r. papież Jan Paweł II dokonał w Warszawie beatyfikacji 108 polskich męczenników za wiarę w czasie II wojny światowej. Wśród nich znalazł się ksiądz Zygmunt Sajna, proboszcz parafii w Górze Kalwarii, rozstrzelany 17 września 1940 r. w drugiej z największych palmirskich egzekucji, w której życie straciło ok. 200 osób.



Powyżej nekropolii stoi nowoczesny budynek Muzeum - Miejsca Pamięci (oddział Muzeum Warszawy) wzniesiony w 2010 r., który zastąpił stary, nie mieszczący już pamiątek historycznych (samo muzeum działa w tym miejscu od 1973 r.). Gmach ma prostą bryłę. Elewację pokrywa ruda miedziana blacha z otworami imitującymi ślady po postrzałach, jak ta ziemia skrywająca rozstrzelane ofiary. Wnętrze jest ekologiczne, specjalne przezroczyste studnie omijają dziko rosnące drzewa, których nie wycięto w czasie budowy. Na ścianach znajdują się zdjęcia opowiadające historię terroru niemieckiego w Warszawie oraz w Puszczy Kampinoskiej w czasie okupacji z nielicznymi fotografiami dokumentującymi egzekucje. W gablotach umieszczono osobiste pamiątki ofiar, dzięki którym możliwa była identyfikacja zamordowanych tu osób. Całość, równe rzędy grobów wraz z muzealną ekspozycją, robi przejmujące wrażenie i uzmysławia ogrom nie tylko tej zbrodni, ale wszystkich ran zadanych Polsce w czasie II wojny światowej.








Po tej trudnej lekcji historii ruszyliśmy dalej, ku rekreacyjnej Polanie Pociecha. Tuż przy parkingu znajduje się jeszcze jedno miejsce pamięci z tamtych czasów, tzw. Krzyż Jerzyków. Sama wieś Pociecha już nie istnieje, ale na przełomie sierpnia i września 1944 r. doszło tu do jednej z największych bitew partyzanckich na terenie Puszczy Kampinoskiej, w której brały udział Powstańcze Oddziały Specjalne "Jerzyki" pod dowództwem por. Jerzego Strzałkowskiego, pseudonim "Jerzy". Rosjanom z brygady RONA (Rosyjska Narodowa Armia Wyzwoleńcza walcząca po stronie Hitlera), wysłanym przez Niemców, by uniemożliwić oddziałom partyzanckim przedostanie się do stolicy, by wesprzeć powstańców warszawskich, nie udało się przełamać naszej linii obrony. Po polskiej stronie poległo 12 osób. Krzyż wzniesiono w miejscu ich czasowego pochówku (po wojnie pochowani zostali na wojskowych Powązkach).



Palmiry to miejsce trudne, jedno z trudniejszych, w jakich byłam. Czy warto zabrać tam dzieci? Zdecydowanie tak! W dzisiejszych czasach, czasach gier komputerowych, gdzie śmierć jest na niby, gdzie bohaterowie mają po kilka żyć, gdy każdą grę można zacząć od nowa, trzeba pokazywać najmłodszym, że śmierć to wcale nie zabawa i że w czasie wojny umiera się naprawdę.

Z Palmir na Polanę Pociecha jest ok. 7 km. To dystans dzielący nostalgię od beztroski, zadumę od zabawy. Kto wie, może gdyby nie było tej wojny, dziś to nie na Polanie Pociecha, a na bliższej, palmirskiej stałyby wiaty i stanowiska do rozpalenia ognisk. Gdy dotarliśmy na miejsce, pierwsze co usłyszałam, to wystrzały z plastikowych pistoletów-zabawek wśród dziecięcego śmiechu. Dźwięk rozpływał się jednak wśród miłosnych ptasich nawoływań, jakby przyroda odgonić chciała złe wspomnienia sprzed niemal 80 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz