Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Święta i obrzędy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Święta i obrzędy. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 lutego 2018

Miłość na kłódkę zamknięta

Iwona i Janusz, Lena i Miroslavos. Co łączy te dwie i miliony innych par? Miłość. Miłość zamknięta na kłódkę. I wiara w to, że dzięki powieszeniu kłódki z imionami, albo inicjałami na moście i wrzuceniu kluczyka do rzeki, uczucie będzie trwać wiecznie. 



Do końca nie wiadomo, gdzie narodziła się ta moda. Najczęściej mówi się o Florencji. Zakochana młodzież z jednej z tamtejszych szkół postanowiła kłódki od szkolnych szafek na znak uczucia powiesić na Ponte Vecchio, który stał się pierwszym Mostem Miłości w Europie.

Niektórzy początków upatrują w tradycji chińskiej, współcześnie kultywowanej szczególnie na jednej z wysp sztucznego jeziora Qiandao (zwanego jeziorem Tysiąca Wysp) w prowincji Czekiang (Zhejiang), inni z kolei odsyłają do serbskiej legendy z czasów I wojny światowej opowiadającej historię nauczycielki Nady ze szkoły w miejscowości Vrnjačka Banja. Nada spotykała się z oficerem armii, Relje. Chłopak wysłany został na front do Grecji, ale tam zakochał się w Greczynce z Korfu. Kiedy Nada się o tym dowiedziała, umarła z żalu. Współczesne pary, być może na przekór tej nieszczęśliwej miłości, zaczęły wieszać kłódki na moście, na którym spotykała się nauczycielka z wojskowym.

Jednak prawdziwy boom na kłódki zaczął się w 2006 r., gdy włoski pisarz i reżyser filmowy Federico Moccia w powieści "Tylko Ciebie chcę" wyprawił swoich bohaterów na Ponte Milvio w Rzymie, by tam powiesili kłódkę miłości, a kluczyk wrzucili w rwący nurt Tybru. Na naśladowców długo nie trzeba było czekać! Od tego momentu kłódkowa moda falą rozlała się po całej Europie i świecie. Trafiła także do Polski. Dziś zwyczaj jest na tyle powszechny, że nie sposób w trakcie podróży nie trafić na chociaż jedno miejsce, gdzie młodzi symbolicznie próbują zamknąć swoją miłość na klucz. Jednak coraz więcej miast wypowiada kłódkom wojnę, także u nas.

POLSKA

Most Tumski we Wrocławiu


Ta urocza przeprawa łącząca Ostrów Tumski z Wyspą Piasek była pierwszym miejscem w Polsce, gdzie w 2009 r. pojawiły się kłódki zakochanych. Dzięki nim most zyskał potoczną nazwę Mostu Zakochanych. Ze względu na zabytkowy charakter, ruch samochodowy jest na nim ograniczony. Jego maksymalne obciążenie wynosi 10 ton, dlatego setki kłódek już kilkukrotnie usuwano (w 2013 r. ich waga wynosiła 300 kg, dwa lata później już pół tony). Konstrukcja uginała się pod ich ciężarem, a barierki pokrywały się rdzą.   





W drugiej połowie 2019 r. most przeszedł kompleksowy remont, pierwszy tak poważny od czasu II wojny światowej. Przeprawa poddana została piaskowaniu, następnie malowaniu farbą antykorozyjną, naprawiono jezdnię i chodniki (asfalt został zastąpiony schludniejszymi kamiennymi płytami), uzupełniono brakujące nity, wymieniono skorodowane elementy. Zniknęły też kłódki (tym razem ważyły ponoć kilkanaście ton!), z założenia bezpowrotnie, choć gdy odwiedziliśmy Wrocław latem 2020 r. nieliczne z powrotem wisiały w dawnym miejscu. Większość zakochanych znalazła jednak nowe miejsce dla symboli swojego uczucia - balustradę pobliskiego bulwaru, skąd odpływają statki w rejsy widokowe po Odrze.






Most Świętokrzyski w Warszawie


Zaczęło się od happeningu w 2010 r. W Walentynki tego roku na barierkach przeprawy powieszono 50 kłódek. Po dwóch tygodniach ozdoby zniknęły. Do dziś nie wiadomo, kto je usunął. Mówi się o zbieraczach złomu. Aktualnie na moście wiszą kłódki, ale w porównaniu choćby do Wrocławia, jest ich bardzo niewiele. Mam wrażenie, że w stolicy te modne ostatnio symbole się nie przyjęły. Żaden ze stołecznych mostów nie wydaje się być na tyle romantyczny, by zakochani akurat tam chcieli ulokować symbol swojego uczucia. Wszystkie warszawskie mosty są ruchliwymi, tonącymi w spalinach przeprawami przez Wisłę, a w większości miejsc, gdzie widziałam kłódki zakochanych, wisiały one na mostach i kładkach przeznaczonych dla pieszych lub w innych miejscach z dala od hałasu.





Kładka Ojca Bernatka w Krakowie


Pieszo-rowerowa przeprawa łącząca Kazimierz z Podgórzem zbudowana została w miejscu dawnego mostu Podgórskiego. Do użytku została oddana w 2010 r. Kłódki zaczęły pojawiać się na balustradach niemal od razu, choć dla mnie dużo bardziej interesujące są zdobiące kładkę balansujące rzeźby. Podobnie jak we Wrocławiu, miasto zapowiada remont, w trakcie którego symbole uczuć mają zostać usunięte, nie wiem jednak, czy na zawsze.





Symboliczny fragment dawnego mostu na Wiśle w Toruniu


Po obu stronach Wisły, gdzie dawniej most łączył Stare Miasto z Kępą Bazarową powstały dwa niemal identyczne tarasy. Z Kępy Bazarowej przepięknie widać panoramę miasta, zaś po drugiej stronie rzeki, tuż przy Bulwarze Filadelfijskim, platformą zawładnęły kłódki. 





Skarpa Wiślana w Płocku


W Płocku kilka kłódek zawisło na balustradzie otaczającej Skarpę Wiślaną nieopodal Katedry. Gdy ostatnio odwiedziłam miasto w 2015 r. było ich jednak niewiele w porównaniu do innych miast. 




LITWA

Mosty na Wilejce i punkt widokowy Subačiaus w Wilnie


Tylu kłódek, ile zobaczyłam w Wilnie, nie widziałam w żadnym innym z odwiedzonych miast. Wiszą na chyba wszystkich mostach i kładkach na Wilejce łączących Stare Miasto z Zarzeczem, a także na barierce w punkcie widokowym Subačiaus. Niestety balustrady mostów są w kiepskim stanie. W wielu miejscach złuszczyła się farba i zaczęła wdzierać się rdza. Kłódki pewnie mają w tym swój udział i w stolicy Litwy nadejdzie kiedyś również taki moment, że symbole miłości znikną, by umożliwić pomalowanie metalowych konstrukcji.






SERBIA

Most Varadinski w Nowym Sadzie


Tu, podobnie jak w Warszawie, kłódki zawisły nie na romantycznej pieszej kładce, a na ruchliwej przeprawie łączącej Nowy Sad z położoną po drugiej stronie Dunaju miejscowością Petrovaradin, znaną z górującej ponad miastem i rzeką twierdzy. Zapewne to właśnie sąsiedztwo fortecy sprawiło, że zakochani wybrali akurat tę przeprawę (Nowy Sad ma cztery mosty nad Dunajem). Most, który w czasach Jugosławii nosił imię Marszałka Tity, został zniszczony w czasie bombardowań Serbii przez wojska NATO w 1999 r. Odbudowaną przeprawę oddano do użytku w 2000 r.








SŁOWENIA

Mesarski most (Most Rzeźników) w Lublanie


W Lublanie kłódki miłości ozdobiły Mesarski most (Most Rzeźników) łączący Rynek Główny z nabrzeżem Petkovška (Petkovškovo nabrežje). Ta piesza kładka przerzucona nad rzeką Ljubljanicą, zaprojektowana przez Jurija Kobe ze studia Atelier Arhitekti, to stosunkowo nowa atrakcja stolicy Słowenii. Do użytku oddano ją w 2010 r. i jest swoistą instalacją artystyczną pełną niepokojących rzeźb, których autorem jest Jakov Brdar, m.in. przedstawiających Adama i Ewę wygnanych z raju, poranionego Prometeusza, czy żaby, które przysiadły na barierkach. Niektóre z tych dzieł mają dość upiorny wygląd, więc kompletnie nie rozumiem, dlaczego akurat tę przeprawę wybrali sobie miejscowi zakochani. I o ile zazwyczaj miłosne gadżety w przestrzeni miejskiej są mi obojętne, to uważam, że Mesarski most lepiej wyglądałby bez nich, bo sam w sobie jest miejscem niezwykle interesującym. Pół biedy, gdyby kłódki wisiały tylko na stalowych drutach, ale niektóre poprzyczepiane są także do rzeźb, a to już wygląda dość słabo.








AUSTRIA

Erzherzog-Johann-Brücke/Hauptbrücke (Most Arcyksięcia Johanna/Most Główny) w Grazu


Podobnie jak w Warszawie, czy w Nowym Sadzie, w Grazu, drugim co wielkości mieście Austrii, kłódki wiszą nie na pieszej kładce, ale na dość ruchliwym moście nad rzeką Murą, przez który przejeżdżają nawet tramwaje! Most oficjalnie od 2012 r. nosi nazwę Erzherzog-Johann-Brücke (Most Arcyksięcia Johanna), jednak wciąż w obiegu jest również jego poprzednia nazwa Hauptbrücke, czyli Most Główny. Jednak mimo tego, że to największy i z komunikacyjnego punktu widzenia najważniejszy most w mieście, to w porównaniu z Mostem Świętokrzyskim i Mostem Varadinskim robi wrażenie niewielkiego. I choć w Grazu jest w sumie 16 mostów i kładek, to ten łączy najbardziej charakterystyczne punkty miasta, stąd pewnie jego wybór przez zakochanych.




GRECJA

Monastyr Theotoku w miejscowości Paleokastritsa na wyspie Korfu


Niewielkie greckie monastyry, które znajdują się chyba na wszystkich wyspach, mają w sobie dostojność i spokój. Przekraczając klasztorną bramę zostawiamy za sobą gwarne kurorty, upalne plaże i wszystkie problemy dnia codziennego, by móc w ciszy i spokoju upajać się zapachem kadzidła, podziwiać portrety świętych zdobiące ikonostasy, czy zapalić cieniutką świeczkę w sobie tylko znanej intencji. Do zdecydowanej większości takich miejsc nie dotarła jeszcze komercja, jakie więc było moje zdziwienie, gdy na Korfu ujrzałam dwie kłódki przyczepione do barierki klasztornego tarasu! 



SŁOWACJA

Bardejov


Gdy pod ciężarem kłódek częściowo zawalił się słynny Pont des Arts w Paryżu, władze miast zaczęły patrzeć na nie nieco mniej przychylnie. Zaczęto usuwać zbędne kilogramy metalu zagrażające zabytkowym konstrukcjom. Niektóre miasta wprowadziły zakazy powtórnego wieszania kłódek pod groźbą kary pieniężnej oraz wymyślać hasła mające zakochanych od tego odwieść. Wenecja ogłosiła: Twoja miłość nie potrzebuje łańcuchów. Wenecja nie potrzebuje twoich śmieci.

Młodym ludziom od jakiegoś czasu proponuje się wieszanie kłódek w specjalnie w tym celu wyznaczonych miejscach. W Moskwie powstały kraty w formie drzew. Słowacki Bardejov w ubiegłym roku w centrum miasta postawił kratę w formie serca i muszę przyznać, że wyglądało to całkiem estetycznie.  



Bańska Szczawnica


Podobne rozwiązanie zobaczyć można w Bańskiej Szczawnicy, tyle że kłódki ozdobiły... ławkę! Wiążą się z jedną z najbardziej znanych historii miłosnych na Słowacji. Andrej Sládkovič i Mária Pischlová, nazywani słowackimi Romeo i Julią, zakochali się w sobie, gdy mieli po 14 lat. Dziewczyna pochodziła z bardzo bogatej rodziny, chłopak zaś był biednym studentem (i poetą romantycznym), dlatego rodzice Mariny byli przeciwni temu związkowi i wydali ją za mąż za cukiernika specjalizującego się w piernikach. Andrej w 1846 r. na cześć Marii napisał wiersz pt. "Marina" składający się z... 2910 wersów! Wiersz wszedł na Słowacji do kanonu lektur szkolnych, zaś w domu, w którym mieszkała Marina, urządzono "bank miłości", gdzie zakochani zdeponować mogą symbole swojego uczucia (zdjęcia, serduszka itp.). To właśnie przy tym budynku znajduje się uginająca się pod ciężarem kłódek miłości ławka.



Kłódki na mostach dzielą. Dziś ta z pozoru nieszkodliwa moda wpadła w tryby machiny komercji. Zakochani nie szczędzą grosza na coraz bardziej wymyślne i ozdobne egzemplarze nakręcając tym samym kłódkowy business. Zyski czerpią producenci, którzy wykonują te specjalnie dedykowane zakochanym w kształcie serc, z grawerunkami na zamówienia. Nie jestem ani fanką tego typu ozdób, ani jakąś ich zdeklarowaną przeciwniczką. W czasach, gdy ja i moi rówieśnicy przeżywaliśmy pierwsze miłości, scyzorykami wydrapywało się serca i inicjały na ławkach, czy wiatach przystankowych, zupełnie jak w piosence Czerwonych Gitar: Kto na ławce wyciął serce i podpisał "Głupiej Elce"? Kto? No powiedz, kto? Tamta moda niosła za sobą chyba jeszcze więcej destrukcji i była dużo mniej estetyczna niż kłódki. Zdaję sobie jednak sprawę z zagrożeń, jakie taki ciężar niesie dla konstrukcji zabytkowych mostów. Kilogramy metalu zalegające na dnie rzek też nie pozostają obojętne dla środowiska, dlatego doskonałym rozwiązaniem wydają się być miejsca specjalnie wyznaczone do wieszania miłosnych gadżetów, niekoniecznie nad wodą. Ta moda póki co ma się całkiem dobrze, ale trzeba pamiętać, że to tylko moda. Po niej przyjdzie następna i wtedy pozostanie tylko żal po zarwanych pod ciężarem kłódek mostach, często będących zabytkowymi unikatami. Warto o tym pomyśleć, zanim wyrzuci się kluczyk w rwący nurt rzeki.

czwartek, 26 maja 2016

Boże Ciało w Łowiczu

Panie w średnim wieku jeszcze krzątają się obok ołtarzy. Poprawiają kwiaty, jeszcze coś upinają. Zapaski w kolorowe pasy lśnią w słońcu i nawet drewniana figurka Matki Boskiej, która zdobiła jeden z ołtarzy w 2013 r. miała ten tak charakterystyczny element łowickiego stroju. Dziewczęta w ludowych ubiorach pozują do zdjęć na tle ołtarzy, inne chowają się w cieniu, bo żar niemiłosiernie leje się z nieba. Msza w bazylice katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny niebawem się skończy i wierni uformują liczną, wielobarwną procesję, która przejdzie ulicami Łowicza przystając przy czterech ołtarzach, a zakończy się na Starym Rynku.





Dziś już niewiele jest okazji, by zobaczyć stroje ludowe "na żywo". To przede wszystkim uroczystości religijne, takie jak Boże Ciało, czy Niedziela Palmowa, ale także inscenizacje w skansenach czy występy zespołów folklorystycznych. Niekiedy zakłada się je także na śluby, co jest powszechne, na przykład, na Podhalu. W ostatnich latach folklor odchodził nieco w zapomnienie. Młodzi garnęli się do miast i nie wszyscy chcieli kultywować tradycje przodków. Po 1989 r., gdy do Polski wkroczył kapitalizm, bardziej zaczęliśmy naśladować wzorce zachodnie. Cepelia, tak popularna przecież w czasach PRL-u nie tylko w Polsce, ale i za granicą, zaczęła upadać. Ludzie mieli dość tej ludowości, swojskości, którą ich karmiono przez lata. Chcieli być kosmopolityczni, urządzać wnętrza szkłem, chromem i stalą, a do ślubu zakładać modne suknie prosto z Hiszpanii, a nie przebrzmiałe tzw. pasiaki. Po ponad 25 latach demokracji moda na folklor od jakiegoś czasu zaczyna wracać. W sklepach coraz więcej można kupić rękodzieła z ludowymi motywami, choć już w nieco bardziej nowoczesnym designie. Sama noszę torbę z kolorowym haftem z kogutami a la łowicka wycinanka.



Nic dziwnego, że uroczystość Bożego Ciała przyciąga do Łowicza co roku rzeszę turystów, bo i łowickie stroje z charakterystycznymi pasiastymi zapaskami są przepiękne. Procesję otwierają poczty sztandarowe, za nimi idą biskupi z Najświętszym Sakramentem, przed którym bielanki sypią kwiaty. Dopiero potem idą piękne Łowiczanki w różnym wieku - od kilkuletnich dziewczynek, do pań w kwiecie wieku, a po nich zwykli ludzie. Tłumy ludzi. W oknach domów, które mija procesja widać obrazy z podobizną Chrystusa i Matki Boskiej oraz sztuczne kwiaty. Nie cierpię sztucznych kwiatów, a jednak jakoś nieodmiennie kojarzą mi się z uroczystościami religijnymi, takimi jak ta, zdobią przecież także przydrożne kapliczki i często można zobaczyć je na cmentarzach. Są kiczowate, a jednak w pozytywny sposób wpisują się w folklor. Od 2014 r. łowicka procesja Bożego Ciała znajduje się na Krajowej Liście Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, a ja mimo wszystko mam wątpliwości, czy z uroczystości religijnych powinno się robić atrakcję turystyczną, czy nie tracą one wówczas duchowego wymiaru, czy komercja nie wdziera się tylnymi drzwiami. Podobne dylematy miałam już przy okazji obchodów Niedzieli Palmowej w Łysych na Kurpiach i towarzyszyły mi one i teraz, gdy po raz drugi uczestniczyłam w łowickim Bożym Ciele jako jeden z gapiów. Ile jest jeszcze autentyczności w tym święcie, ile przeżyć duchowych? I czy my, turyści, nie przeszkadzamy czasem wiernym?








Bo Boże Ciało w Łowiczu to nie tylko procesja. To także festyn oraz jarmark, na którym można kupić rękodzieło, zjeść kanapkę ze smalcem, czy pomyszkować na stoiskach z antykami. Nie warto jednak tracić tam dużo czasu. Lepiej jechać do nieodległego skansenu w Maurzycach, by zobaczyć jak wyglądała łowicka wieś, zatopić się w ciszy i odpocząć nieco od tłumów.

Zdjęcia pochodzą z 2013 r. i 2016 r.