środa, 31 października 2018

Warszawa przyłapana... w październiku 2018

Jesień, czas złotych liści, porannych mgieł i... infekcji! Niestety zmiana aury przyniosła ze sobą jakieś paskudne wirusy i na niemal pół miesiąca uziemiła mnie w domu z chorymi dziećmi. Ale gdzieś pomiędzy chorobą młodszego, a starszego syna, udało mi się wyrwać na jedną jedyną wystawę, która zakończyła się w ostatni weekend, do Zachęty na "Dziary" Maurycego Gomulickiego. Jak zapewne wiecie, Maurycy Gomulicki należy do moich ulubionych artystów współczesnych. Jego rzeźby miejskie, a przede wszystkim neony już Wam wielokrotnie pokazywałam. Tym razem twórca wcielił się w rolę fotografa dokumentującego pewne przemiany społeczne. Tematem jest tatuaż, dziś dość powszechny u przedstawicieli płci obojga, coraz częściej kolorowy, ładny. Kiedyś był zarezerwowany praktycznie tylko dla mężczyzn, często spędzających czas jedynie w towarzystwie innych mężczyzn (stąd może popularnym motywem był wówczas wizerunek kobiety) w więzieniach, wojsku, czy marynarzy w czasie długotrwałych rejsów. I takie właśnie tatuaże, niosące ze sobą ładunek emocjonalny, głównie o więziennych rodowodach przez ostatnie 11 lat fotografował artysta. Powstał z tego niezwykły fotoreportaż, mocny w wyrazie, momentami wulgarny i niesmaczny, ale i pokazujący jakąś intymną więź, która połączyła fotografa z modelami. To także swoisty katalog form i wzorów tytułowych "dziar". Zresztą zdjęcia zostały wydane także w postaci niskonakładowego albumu (zaledwie 300 egz.). Wystawa świetna, na miarę dzisiejszych czasów, kiedy wielu młodych ludzi robi sobie wymuskane tatuaże w pogoni za modą, zazwyczaj nie zastanawiając się nad korzeniami zjawiska skrywającymi często historie mroczne, tęsknoty, nie zaś chęć upiększenia własnego ciała jak współcześnie. Po obejrzeniu ekspozycji naprawdę mocno bym się zastanowiła, zanim bym sobie coś wytatuowała!





Dwa kolejne wydarzenia kulturalne, w których miałam zamiar wziąć udział w tym miesiącu muszę niestety zostawić na listopad. Mowa oczywiście o festiwalach Warszawa w Budowie i Street Art Doping. Tegoroczna edycja drugiego z wymienionych odbywa się w praskim Koneserze. Jak co roku towarzyszy jej realizacja nowych murali w przestrzeni miasta, które w tym miesiącu nie były jeszcze gotowe, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło (mam nadzieję).



WARSZAWA ZE SMAKIEM

Ostatnio odwiedzamy głównie restauracje modne, nowocześnie urządzone, o często surowych wnętrzach i niebanalnie podanych potrawach. Tym razem chciałabym jednak pokazać Wam coś bardziej klasycznego, gdzie stoły nakryte są białymi obrusami, na nich przygotowana już zastawa i kieliszki do różnych rodzajów wina, gdzie sztućce układa się przy talerzach, nie zaś przynosi wrzucone do koszyka wraz z serwetkami. 

Kuźnia Smaku

To chyba najbliższa nam restauracja w całej Warszawie. Odwiedzamy ją nieustająco od dekady! Tu świętowaliśmy nasze rocznice ślubów, tu zapraszaliśmy bliskie nam osoby, tu urządzaliśmy rozmaite uroczystości rodzinne. Tu od lat obsługuje nas ten sam kelner, za każdym razem witający nas słowami Dawno Państwa u nas nie było! i czeka to samo menu niezmienne od nie pamiętam już kiedy. To akurat może być poczytane za brak innowacyjności, ja jednak tę niezmienność lubię. Często wracam do ulubionych smaków, choć z karty spróbowałam już niemal wszystkiego. 

Wystrój restauracji nawiązuje do dwudziestolecia międzywojennego i mieszczącej się na tej samej ulicy słynnej kawiarni Ziemiańskiej. Wnętrze ma ciepły i przytulny klimat.



W menu królują polskie klasyki. W części przystawkowej takie jak tatar z polędwicy wołowej (34 zł), karp po żydowsku (29 zł), śledź pod nazwą śledziki Kowala z Kuźni z sałatką ziemniaczaną, marynowaną gruszką i cebulką (23 zł), które zawsze zamawia Piotr, czy też móżdżek cielęcy serwowany na grzankach z dodatkiem anchois i borowików (32 zł), a także frykas z krewetek na metalowej patelence - wspomnienie z Lizbony (41 zł), moje chyba ulubione danie z całej karty (fenomenalny sos!), które jednak zazwyczaj zamawiam nie jako przystawkę, a jako danie główne. Bez względu na to, czy zamówicie przystawki, czy nie to i tak dostaniecie "czekadełko" złożone z grzanek, pasztetu, chrzanu i fenomenalnej marynowanej pikantnej marchewki, której nie zjecie nigdzie indziej.






Z zup szczególnie warta polecenia jest grzybowa z łazankami (22 zł) oraz zapiekana ostra zupa z jagnięciną (34 zł), która spokojnie mogłaby służyć jako eintopf, tak jest gęsta i pożywna. Niczego sobie są również flaki (21 zł) i rosół z kołdunami (21 zł).




Jeśli chodzi o dania główne, to chłopcy są niezmiennie wierni kaczce (59 zł, serwowana z kopytkami i buraczkami z dodatkiem malin) i gęsi (57 zł, z ziemniakami opiekanymi i modrą kapustą), dwóm sztandarowym daniom kuchni polskiej. Ja ostatnio skusiłam się na stek pieprzowy z polędwicy wołowej (59 zł), zaś Piotr na makaron z borowikami z oferty wegetariańskiej (32 zł). 





Na deser dla chłopaków oczywiście, bez względu na porę roku, lody (25 zł)!



Ceny może nie należą do najniższych, ale wszystko jest niezwykle smaczne i podane w miłej dla oka formie. Obsługa też na najwyższym poziomie, dyskretna i profesjonalna. To wszystko sprawia, że przychodzimy tu od lat kilka razy w roku. 

Kuźnia Smaku
ul. Mazowiecka 10 (Hotel Mazowiecki)

REKOMENDACJE NA LISTOPAD

To będzie wyjątkowy miesiąc, skupiony głównie na obchodach stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. I choć atrakcji przy tej okazji będzie mnóstwo, to jednak miałam problem, by wybrać coś, w czym będę chciała wziąć udział, a tym samym by Wam polecić.

Główne obchody będą miały miejsce oczywiście w świątecznym dniu 11 listopada, ale przez cały weekend 10-11 listopada Warszawa zaprasza na rozmaite festyny, koncerty, wystawy i inscenizacje, także na wspólne śpiewanie hymnu. Na Krakowskim Przedmieściu odbędzie się Festiwal Niepodległa. W programie m.in. spacery po Trakcie Królewskim z przewodnikiem, stoiska poświęcone tańcom polskim, kinematografii, polskiej kuchni, a także politykom z czasu odzyskania niepodległości: Ignacemu Janowi Paderewskiemu, Józefowi Piłsudskiemu, Romanowi Dmowskiemu, Wincentemu Witosowi, Ignacemu Daszyńskiemu i Wojciechowi Korfantemu.

Przy okazji warto zajrzeć na nową wystawę w Domu Spotkań z Historią, także o tematyce niepodległościowej. Ekspozycja nosi tytuł "Odzyskana. Fotoreportaż z Warszawy 1918-1939". Przedstawia zdjęcia stolicy z okresu dwudziestolecia międzywojennego, które można oglądać do 13 stycznia 2019 r. nie tylko w siedzibie Domu Spotkań z Historią, ale i na skwerze ks. Jana Twardowskiego. 

I dla mnie chyba właśnie wystawy (wspomniana powyżej, a także polecana już przeze mnie miesiąc temu ekspozycja w Muzeum Narodowym pt. "Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918") to najciekawszy element rocznicowych obchodów. Przydałby się dodatkowy dzień wolny na ich obejrzenie! Szkoda, że ten planowany, 12 listopada, to poniedziałek, kiedy większość muzeów jest nieczynna.

Jakie macie plany na świąteczny weekend? Będziecie w jakiś szczególny sposób świętować ten ważny dla Polski jubileusz?  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz