niedziela, 10 stycznia 2021

Kampinoski Park Narodowy. Kładką przez wydmę, czyli Łużowa Góra i inne puszczańskie wzniesienia

Sezon na wędrówki po Puszczy Kampinoskiej Anno Domini 2021 uważam za otwarty! Gdy 31 grudnia o północy strzeliły korki od szampanów, zaś minutę później wkroczyliśmy w kolejny rok i rozdzwoniły się telefony z życzeniami, usłyszałam, żeby ten nowy, który ma być lepszy jak każdy kolejny rok, przyniósł już dalsze podróże, nie tylko do Puszczy Kampinoskiej. Cóż, choć trwają przyspieszone ferie zimowe, to i tak nigdzie nie można wyjechać, a las już po raz kolejny w ostatnim czasie uratował nam dni wolne od pracy i szkoły.


Tym razem wybraliśmy szlak wiodący głównie przez tereny wydmowe. Zaczęliśmy od ścieżki spacerowej przez Łużową Górę (oznaczenie: kwadrat złożony z czarnego i białego trójkąta). To stosunkowo nowa atrakcja Kampinoskiego Parku Narodowego. Powstała w latach 2017-2020 (na mojej mapie parku z 2019 r. zaznaczona jest jeszcze jako projektowana). Jej pierwszy fragment prowadzi grzbietem Łużowej Góry, jednej z najwyższych wydm Kampinoskiego Parku Narodowego (103 m n.p.m.), do niedawna niedostępnej dla ruchu turystycznego. To teren dawnego zapasowego dowództwa Układu Warszawskiego, tzw. Atomowej Kwatery Dowodzenia, która w czasie zimnej wojny służyć miała jako stanowisko dowodzenia na wypadek wojny atomowej. Budynki zaczęto wznosić w latach sześćdziesiątych XX w. Prace trwały przez kolejne dwie dekady, ale obiekt ostatecznie nie został ukończony i nigdy go nie wykorzystano. W 2004 r. został przekazany Kampinoskiemu Parkowi Narodowemu. Pozbawione nadzoru zabudowania były sukcesywnie dewastowane, zaś materiały nadające się do powtórnego użycia rozkradane. W 2017 r. dwa z trzech budynków rozebrano w związku z pracami nad przyszłą ścieżką spacerową. Zachowano tylko jeden, podziemny, który zaadaptowano na zimowe schronienie dla nietoperzy (podobnie jak rozsiane po terenie całej Puszczy Kampinoskiej ziemianki, pozostałość po wysiedlonych wsiach). W listopadzie 2019 r. ścianę hali ozdobił uroczy mural z nietoperzem (to gacek brunatny, jeden z zimujących tu gatunków) wykonany przez Wallart.




Cała ścieżka ma 2 km długości. Po wyburzeniu obiektów wojskowych przez wydmę poprowadzono kładkę ponad murawą napiaskową. Teraz, zimą, jak słusznie zauważyli chłopcy, wygląda trochę jak plaża, ale z nastaniem cieplejszych miesięcy pojawią się tu rośliny przystosowane do życia w tak niekorzystnych warunkach o w większości enigmatycznie brzmiących dla mnie, a tym bardziej dla dzieci, nazwach: szczotlicha siwa, kocanki piaskowe, goździk piaskowy, ciemiężyk białokwiatowy, łyszczec baldachogronowy i rozchodnik ostry. No dobra, rozchodnika znamy. Kładka kończy się schodami prowadzącymi w dół skarpy. Bo o ile idąc od strony parkingu zupełnie nie odczuwa się wysokości tego wzniesienia, to najlepiej widać ją właśnie tu, gdy z wydmy trzeba zejść.




Z piaszczystej, odkrytej przestrzeni droga wkracza w las, a tu czekają kolejne pamiątki trudnej historii Polski, które Puszcza Kampinoska odkrywa przed turystą na niemal każdym ze swoich szlaków: dwa miejsca straceń Polaków z czasów II wojny światowej. W 1942 r. w dwóch egzekucjach życie straciło w sumie 67 osób. Ich szczątki po wojnie zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Palmirach





Kilkadziesiąt metrów dalej ścieżka spacerowa łączy się z czarnym szlakiem, by po kolejnych kilkuset dotrzeć do Nadłuża i kamienia upamiętniającego wymarsz Ułanów Jazłowieckich do szarży na Wólkę Węglową we wrześniu 1939 r., który jest jej ostatnim punktem.



Niestety ścieżkę można przejść tylko w tę i z powrotem, nie ma pętli, więc w dalszą drogę ruszyliśmy ku Górze Ojca, najpierw żółtym szlakiem, po ok. 900 m płynnie przechodzącym w Młyńską Drogę (kolejną z tych nieoznakowanych kolorami, na mapie zaznaczonych jako inna), która jest skrótem do szlaku niebieskiego prowadzącego już na sam szczyt wydmy. I choć na całej trasie mnóstwo było kałuż po deszczu, który padał przez cały poprzedni dzień, to był to chyba najładniejszy jej fragment, wiodący borem sosnowym, drogą raz pnącą się w górę, raz opadającą w dół, taką bardzo kampinoską, jeśli wiecie, co mam na myśli.








Góra Ojca to kolejna z najwyższych puszczańskich wydm (100,62 m n.p.m.). Związana jest z postacią ks. Władysława Korniłowicza. Wzniesienie znajduje się niemal tuż za płotem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Ksiądz był duchowym przewodnikiem założonego przez siostrę Elżbietę (Różę) Czacką zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i współtwórcą ośrodka w Laskach, w którym w 1930 r. zamieszkał. Z prywatnych pieniędzy (ze spadku) kupił grunt z wydmą z zamiarem zbudowania tu Domu Rekolekcyjnego. Projektu nigdy nie zrealizowano. Obok Góry Ojca stoi krzyż z 2006 r. postawiony w sześćdziesiątą rocznicę śmierci duchownego. Zastąpił poprzedni ustawiony w stulecie jego urodzin. Ks. Korniłowicz był nie tylko przewodnikiem duchowym sióstr z Lasek, ale i przyjacielem przyszłego kardynała Stefana Wyszyńskiego.




Wędrówkę kontynuowaliśmy czerwonym szlakiem, najpierw wzdłuż zabudowań Lasek (najmniej ciekawy odcinek całej wyprawy), potem przez nieco mroczny o tej porze roku fragment lasu liściastego, pełnego połamanych konarów porośniętych mchem. Przy uroczysku Michałówka, gdzie znaki czerwone dalej prowadzą w prawo, w stronę kładki na Motylowych Łąkach, którą szliśmy nieco ponad tydzień wcześniej, odbiliśmy w przeciwnym kierunku na szlak żółty, by zobaczyć jeszcze słynną, stuletnią sosnę kandelabrową w pobliżu uroczyska Łuże. Drzewo kształtem przypomina właśnie kandelabr lub lirę. Niestety w 2018 r. obumarło i w każdej chwili może ulec zawaleniu. Dojdziecie do niego również wybierając znaki żółte od razu przy Kamieniu Ułanów Jazłowieckich, jeśli nie zboczycie, jak my, na Młyńską Drogę. 








Sosna była naszym ostatnim przystankiem. Cofnęliśmy się kawałek, by już niebieskim szlakiem wrócić na parking w Dąbrowie Leśnej. Choć dzień nie należał do najładniejszych, to cieszę się, że daliśmy radę ruszyć się z domu. Pokonaliśmy ok. 10 km. W czasie tych nietypowych pandemicznych ferii zimowych nawet takie wycieczki są na wagę złota.




Po powrocie do domu musiałam taśmą klejącą reanimować naszą mapę Kampinoskiego Parku Narodowego kupioną zaledwie 2 miesiące temu. Nie pamiętam już kiedy inna służyła nam tak intensywnie! A w kwestii noworocznych życzeń, cóż, tęsknię za turystyką miejską, ale mam już przygotowany chyba tuzin kolejnych wycieczek po Puszczy Kampinoskiej o różnych porach roku. Bo ten las bardzo uzależnia!

4 komentarze:

  1. FANTASTYCZNE ... ale prawdziwe. Znamy te miejsca z kilku kolejnych " wypraw "- gratulujemy wyboru trasy i ... DO ZOBACZENIU NA SZLAKU ( z kijkami ) .!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już piąta nasza kampinoska trasa od początku listopada i szykujemy się na kolejne! Do zobaczenia zatem (my bez kijków).

      Usuń
  2. Gdzie najlepiej zaparkować?

    OdpowiedzUsuń