środa, 5 października 2016

Sarajewo - tam, gdzie wschód spotyka się z zachodem

Najpierw słychać bicie kościelnych dzwonów, chwilę potem - śpiewne nawoływania muezzina. W Sarajewie wcale nie powinno to dziwić, bo to miasto, gdzie po sąsiedzku stoją katedra katolicka, meczety, cerkiew i synagoga. Bośnia i Hercegowina to najbardziej wielokulturowe państwo na całych Bałkanach, a w stolicy widać to jak w soczewce - i w architekturze, i na sarajewskiej ulicy.

Idąc ulicą Ferhadija, głównym deptakiem miasta, trzeba spoglądać pod nogi. Na jej końcu, gdy przechodzi już w Sarači, na chodniku można zobaczyć różę wiatrów wskazującą kierunki: na wschód leży Baščaršija - dawny turecki bazar, na zachód, skąd przyszliśmy - europejska, chrześcijańska część miasta. Granica jest oczywiście umowna, a napis głosi: Sarajewo - spotkanie kultur.




Za chwilę i my przekroczymy tę magiczną granicę, wchodząc w barwne królestwo cynowych i miedzianych dzbanów, kolorowych dywanów i filigranowych kolczyków. Póki co mijają nas muzułmańskie dziewczyny, jedne roześmiane, w kolorowych strojach, inne poważne, całe w czerni.




Przybyszowi z zachodu w oczy najbardziej rzucają się minarety. W najstarszej części miasta meczety stoją niemal jeden obok drugiego. Bo Sarajewo w dzisiejszym kształcie zbudowali Turcy. Gdy w 1389 r. armia turecka pokonała w bitwie na Kosowym Polu zjednoczone wojska serbskie, węgierskie, bułgarskie i albańskie, potem w 1417 r. zajęła albańską Wlorę i wreszcie w 1453 r. Konstantynopol, Imperium Osmańskie opanowało Bałkany i w niektórych częściach półwyspu rozgościło się nawet na kolejnych 500 lat! Bośnia została zajęta ok. 1462 r. Wówczas na terenie słowiańskiej osady Vrhbosna, w dolinie ze wszystkich stron otoczonej przez pasma Gór Dynarskich, najeźdźcy założyli miasto - Sarajewo. Z czasem na zboczach wzgórz wyrosły domy.

Meczet Ferhadija

Jako centrum bośniackiego sandžaku (prowincji) miasto bardzo dynamicznie się rozwijało, szczególnie w XVI w., za panowania namiestnika Gazi Huserv-bega. To wówczas zbudowano wodociąg, bibliotekę (obie inwestycje w 1537 r.), łaźnię i największy meczet w mieście (1530-37), dziś znany jako meczet Gazi Huserv-bega (obok budynku samej świątyni znajduje się grobowiec-mauzoleum władcy). Słowian "zachęcano" do przechodzenia na islam, bowiem tylko to gwarantowało asymilację z tureckim protektorem, możliwość kariery, zwolnienie z podatków oraz z obowiązku oddawania najstarszego syna na wychowanie na osmańskich dworach. To właśnie jest powodem, dla którego na tych terenach jest tak dużo muzułmanów, z których większość wcale nie ma pochodzenia tureckiego, ale słowiańskie i którzy nawet urodę mają słowiańską. Taka właśnie była rodzina, u której zamieszkaliśmy - małżeństwo pomiędzy pięćdziesiątką, a sześćdziesiątką. On o typowo bałkańskich rysach, ona - drobna blondynka w sukience na ramiączkach. Równie dobrze mogłaby być i Serbką, i Chorwatką. Jej muzułmańskie pochodzenie zdradziło chyba tylko to, że trochę zezłościła się na Andrzeja i Jerzyka, gdy w butach wbiegli do pokoju.







Dziś największą turystyczną atrakcję miasta stanowi Baščaršija. Pomiędzy meczetami, przed którymi kłębią się zarówno turyści, jak i wierni, którzy przyszli się pomodlić, stoją liczne sklepiki z cynowym i miedzianym rękodziełem, dywanami, kolorowymi lampami i błyskotkami, a także kawiarnie, gdzie przy niskich stolikach można napić się tradycyjnej słodkiej tureckiej kawy z dżezwy oraz ćevabdžinice serwujące specjały kuchni bośniackiej. Warto usiąść na zewnątrz i przyjrzeć się życiu ulicy, bo Baščaršija to także miejsce spotkań sarajewian wszystkich narodowości. Dla kogoś takiego jak ja, wychowanego w jednolitym etnicznie kraju, ta wielonarodowa mieszanka to pewnego rodzaju egzotyka.  








To także w tej części stolicy Bośni i Hercegowiny stoi słynna studnia Sebilj, będąca symbolem miasta, pod którą przysiadają chmary gołębi skuszone okruszkami chleba przynoszonymi przez turystów chętnie fotografujących się na jej tle. Jest to też miejsce spotkań miejscowej młodzieży.




W czasach Gazi Huserv-bega, w 1581 r., wzniesiona została także synagoga sefardyjska. W 1492 r. Żydów sefardyjskich wypędzono z Hiszpanii i część z nich ok. 1565 r. osiadła w Sarajewie, gdzie prężnie rozwijał się handel, m.in. z Wenecją i Wiedniem. 

Do dziś śladem ich współistnienia w społeczności Sarajewa jest nie tylko wspomniana synagoga, ale także stary cmentarz żydowski położony na zboczu jednego ze wzgórz. Założony został najprawdopodobniej w 1630 r., jednak Księga Umarłych, pochowanych na kirkucie, spłonęła w 1941 r., gdy w wyniku działań wojennych spalona została synagoga. Pochówków zaprzestano w 1966 r. Z terenu kirkutu można zobaczyć panoramę nowej części Sarajewa. Cmentarz zwiedziliśmy niestety dość pobieżnie, bo wystraszyły nas bezpańskie psy wylegujące się na słońcu między macewami. Jest ich mnóstwo w całym mieście, jednak te, które chodzą po ulicach nie były zbytnio zainteresowane naszą obecnością. Te na cmentarzu szczerzyły zęby, niezbyt zadowolone, że zakłócamy ich spokój. Co ciekawe, niemal wszystkie posiadały chipy.













Mam wrażenie, że w Sarajewie wszędzie jest pod górkę! By zobaczyć panoramę całej sarajewskiej Starówki trzeba wspiąć się ulicą Kovači. Tu jeszcze wciąż króluje Orient, słychać jednostajne uderzanie młoteczków w metal. To rzemieślnicy wybijają wzory na rozmaitych wyrobach z cyny i miedzi. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że są one prawdziwsze, mniej pamiątkarskie niż te sprzedawane w sklepikach Baščaršiji. Może dlatego, że niemal na moich oczach zrobił je konkretny człowiek. To właśnie tu zdecydowałam się kupić dżezwę, jedyną pamiątkę z całej tegorocznej podróży po Bałkanach. Ulica prowadzi aż do Żółtego Bastionu (Žuta Tabija), jednego z najbardziej popularnych punktów widokowych w Sarajewie, skąd rozciąga się widok na eklektyczną zabudowę miasta, taką jak późniejsze jego dzieje.




W 1878 r. Bośnia weszła w skład monarchii austro-węgierskiej, która dalej rozbudowywała Sarajewo. Wznoszono głównie architekturę na modłę wiedeńską, ale starano się też zachować orientalny charakter, przynajmniej na terenie dzisiejszego Starego Miasta. W takim duchu nad brzegiem rzeki Miljacki, która w tym okresie została uregulowana, powstał gmach ówczesnego ratusza, który później stał się Biblioteką Narodową. Gdy na początku XX w. odbyło się w nim pierwsze posiedzenie Rady Miejskiej, w jej składzie znalazło się sześciu Serbów, pięciu Chorwatów, pięciu Muzułmanów i jeden Żyd* sankcjonując wielokulturowość Sarajewa.



Ciekawostką jest, że gmach wznoszono częściowo na gruncie prywatnym, gdzie stał m.in. zajazd. Właściciel łaskawie zgodził się na wywłaszczenie pod warunkiem, że jego zabudowania zostaną przeniesione. Restauracja Inat Kuća do dziś stoi po drugiej stronie Miljacki, zaraz za mostem Šeher-Ćehaja, i pysznie karmi tradycyjną kuchnią. Po całym dniu zwiedzania dobrze jest usiąść na tarasie nad brzegiem rzeki, zamówić čevapi i popatrzeć jak na drugim jej brzegu dziewczyny o ślicznych twarzach i włosach zakrytych kolorowymi chustami objadają się na ławce chipsami, a ponad nimi tłumy podziwiają panoramę Sarajewa z ruin Żółtego Bastionu.



Meczet Królewski - najstarszy w Sarajewie

Za czasów austro-węgierskich wzniesiono także katedrę katolicką pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa (1884-89) oraz synagogę aszkenazyjską (1902 r.) podkreślając po raz kolejny wielonarodowy charakter Sarajewa.



Niestety przynależność do monarchii Habsburgów przyniosła miastu także piętno. To tu dokonano zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w 1914 r., co uważane jest za początek I wojny światowej. Zabójstwa dokonał bośniacki Serb Gawriło Princip, zaś w odwecie Austro-Węgry wypowiedziały Serbii wojnę.

Most Łaciński, na którym dokonano zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego małżonkę Zofię



Potem przyszły czasy Tity. W tym okresie Sarajewo wzbogaciło się o bloki, choć nie wszystkie są bezduszne. Ciekawostką jest dzielnica Ciglane. W mieście, gdzie wszędzie jest pod górkę, bloki, które wzniesiono na zboczu wzgórza, zamiast windy mają... kolejkę linową! Albo schody. Do wyboru, do koloru, natomiast rozwiązanie jest dla mnie bardzo nowatorskie i nie widziałam takiego w żadnym innym z odwiedzonych miejsc.



W komunistycznym państwie religia praktycznie przestała istnieć. Ludzie żyli obok siebie nie wnikając, kto jest katolikiem, muzułmaninem, czy prawosławnym (choć nie chce mi się wierzyć, że tego nie wiedzieli, były przecież, wcale nierzadkie, małżeństwa mieszane, stanowiące w Sarajewie ok. 30% wszystkich związków małżeńskich). A potem przyszedł rok 1992, gdy sąsiad stanął przeciwko sąsiadowi, a Sarajewo na trzy lata zostało odcięte od świata stając się bohaterem czołówek wiadomości i pierwszych stron gazet. Przez lata starałam się zrozumieć, dlaczego wybuchła ta wojna. Budowana przez stulecia wielonarodowość Bośni, którą w XV w. rozpoczęli Turcy, pielęgnowali Habsburgowie i w ryzach trzymał Tito pozwalała odnieść wrażenie, że wszystkie nacje żyją ze sobą w harmonii stanowiąc także o atrakcyjności i niepowtarzalności Sarajewa w skali europejskiej. Tak było, dopóki pozostawały pod rządami jednego silnego władcy, jednak następujące po sobie protektoraty doprowadziły w efekcie do punktu zapalnego, jakim był rozpad Jugosławii, który wydobył drzemiące w ludziach i tłumione nacjonalizmy. Tak doszło do tragedii. To jednak temat na oddzielną opowieść.

(foto: iza & andy)

* "Bałkany. Bośnia i Hercegowina, Serbia, Macedonia, Kosowo" (praca zbiorowa), Bezdroża, wyd. Wydawnictwo Helion, Gliwice 2013, str. 72. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz