środa, 19 października 2016

Wszystkie kolory Tirany

Kiedy Edi Rama, obecny premier Albanii, w 2000 r. objął urząd burmistrza Tirany, jedną z jego pierwszych decyzji było pomalowanie stołecznych bloków na rozmaite kolory. Po latach reżimu Envera Hodży i izolacji kraju, stolica była szara i zdominowana przez monumentalną architekturę charakterystyczną dla wszystkich krajów komunistycznych. Rama, z wykształcenia malarz, nie mógł na to patrzeć. Kolorowe bloki budzą dziś ironiczne uśmieszki, jednak Tirana i bez nich, wbrew obiegowym opiniom, jest miastem barwnym, choć nie pozbawionym kiczu. Jest też miastem pełnym życia. Młodzi ludzie wybierają raczej modne drink bary, za to w kawiarnianych ogródkach widać także seniorów, którzy nie zamykają się w domach, tylko wychodzą spotkać się ze znajomymi.




Tirana to stosunkowo młode miasto. Podobnie jak Sarajewo, z którego przyjechaliśmy do Albanii, założona została przez Turków w 1614 r. Ale jakże odmienna jest od stolicy Bośni i Hercegowiny, w której architekturę osmańską można spotkać na każdym kroku! W Tiranie prawie jej nie ma. Znalazłam tylko stary most z czasów tureckiego panowania, z przełomu XVII i XVIII w., zwany Mostem Garbarzy, którego albańska nazwa brzmi Ura e Tabakëve i szczerze mówiąc mi bardziej kojarzy się z tytoniem. Dziś most jest kładką dla pieszych, ale kiedyś przepływała pod nim rzeka Lana, nad którą leży Tirana. Wznoszący się obecnie ponad trawą, otoczony blokami, robi nieco kuriozalne wrażenie.

Most Garbarzy

Tirana nie rozwijała się tak prężnie jak Sarajewo, więc pewnie dlatego nie wygląda tak jak ono. Tak naprawdę na znaczeniu zaczęła zyskiwać dopiero w XIX w. Dziś jest eklektyczna z przewagą architektury postkomunistycznej i praktycznie nie ma żadnych spektakularnych zabytków, którymi mogłaby pochwalić się światu. Wędrując jej ulicami można natknąć się co najwyżej na wille w stylu włoskim, najczęściej z dwudziestolecia międzywojennego. Jest też antyczna mozaika, wciśnięta między bloki na peryferiach, ale ładnie wyeksponowana. Można na niej zobaczyć, co ciekawe, motywy wczesnochrześcijańskie.


Mozaika Tirańska

Mozaika Tirańska

Mozaika Tirańska

Mozaika Tirańska

Jednak to Plac Skanderbega uchodzi za główną atrakcję Tirany. Tu jak w soczewce kumulują się rozmaite style budownictwa. Przeważają gmachy z czasów reżimu Hodży, na czele z monumentalnym budynkiem Narodowego Muzeum Historycznego ozdobionego rewolucyjną mozaiką, która jest jednym z dwóch najbardziej rozpoznawalnych miejsc w mieście. Jest też modernistyczna Opera wzniesiona w latach sześćdziesiątych XX w. oraz siedziby władz w neoklasycystycznych budynkach.

Narodowe Muzeum Historyczne






W całym tym betonowym towarzystwie, wciśnięty pomiędzy Operę a Ratusz, skrywa się meczet Ethem Beja. To cud, że ocalał, bo pod budowę placu wyburzono większość zabytkowej zabudowy centrum Tirany. Meczet wzniesiono na przełomie XVIII i XIX w. Jest kameralny, ale ma pięknie zdobione wnętrze. Cudem przetrwał też lata komuny. Choć był zamknięty, nie zmienił swojego religijnego przeznaczenia, jednak modlić się mogli w nim jedynie odwiedzający Albanię dyplomaci wyznający islam. Dziś służy i wiernym, i turystom. Gdy minie czas na modlitwę, można bez problemu wejść do środka. Nie powinien dziwić widok kogoś modlącego się w samotności. Obok stoi wieża zegarowa z 1822 r., podwyższona w 1928 r. do 35 m. Do lat siedemdziesiątych XX w. była najwyższym budynkiem w Tiranie. Z góry roztacza się widok na cały plac Skandrerbega, zaś z drugiej strony na blokowiska z górami w tle.

Meczet Ethem Beja i wieża zegarowa

Meczet Ethem Beja (poniżej wnętrze)




Widok z wieży zegarowej na Plac Skanderbega i ogród na dachu Ratusza

Bulevardi Dëshmorët e Kombit - Bulwar Męczenników Narodu, główna arteria miasta. To tu Tirana zaczyna wymykać się spod komunistycznego jarzma w stronę współczesności. Widać to już na pierwszy rzut oka. Nad pasami jezdni na czerwono i zielono świecą łuki. Chwilę mi zajęło zanim zorientowałam się, że znajdują się przy przejściach dla pieszych. Ich kolor jest taki sam, jaki w tym momencie mają piesi. Rozwiązanie jest i ładne, i funkcjonalne. Kierowcy od razu wiedzą, czy muszą zwolnić, czy mogą zdjąć nogę z hamulca. W tak ruchliwym mieście jak Tirana to duże ułatwienie.

To właśnie współczesna Tirana jest najbardziej atrakcyjna, Tirana, która nieco drwi z przeszłości starając się obrócić ją w turystyczną atrakcję. O izolacji Albanii przypomina Checkpoint - niewielka instalacja, na którą składa się bunkier - jeden z 700 tys., jakie zbudowano w całym kraju (ten na potrzeby zwiedzających jest częściowo przeszklony), a także fragment muru berlińskiego oraz betonowa podpora z kopalni pirytu i jednocześnie obozu pracy przymusowej dla więźniów politycznych działającego w latach 1968 - 1990 w miejscowości Spaç. Przybysze, szczególnie ci zza żelaznej kurtyny, najchętniej fotografują się z bunkrem. Chłopcom też się podobał. Gdy potem dalej przemierzaliśmy Albanię specjalnie wypatrywali ich z okna samochodu.

Budynek rządowy przy Bulwarze Męczenników Narodu


Checkpoint

Bunkier

Fragment muru berlińskiego

Betonowa podpora z obozu pracy przymusowej

Przy Bulwarze stoi też ona, Piramida Hodży. To drugie najbardziej rozpoznawalne miejsce w Tiranie. Miała stać się mauzoleum przywódcy. Dziś ciekawy, modernistyczny budynek niszczeje i coraz częściej mówi się o jego wyburzeniu. Nie wiem jednak, czy władze posuną się do tego. W czasie naszego pobytu w Tiranie albańska telewizja w kółko pokazywała rozebrany niedawno stadion. Przy jego rozbiórce zniszczono także mozaikę z piłkarzami. Przez media przelała się fala oburzenia. Ale kto wie... Od niedawna w Tiranie zaczynają wyrastać szklane wieżowce, a dla takich potrzeba przecież miejsca. Albania, po latach odcięcia od świata i zagranicznego kapitału, spragniona jest zachodnich inwestycji. Potrzeba jednak także mądrej polityki urbanistycznej, żeby miasta nie zabudować bez ładu i składu. Teraz jest tu dużo przestrzeni i terenów zielonych, które służą mieszkańcom. Na skraju parków stoją pomniki, takie jak ten w parku Młodzieży - mosiężny monument upamiętniający odzyskanie niepodległości przez Albanię. Są też ciekawe instalacje, oprócz wspomnianego Checkpointu, także białe rusztowanie po drugiej stronie Bulwaru, noszące tytuł Chmura, która zaprojektowana została przez Sou Fujimoto i ma promować sztukę w Albanii. 

Piramida Hodży

Piramida Hodży

Pomnik Niepodległości Albanii

Chmura

Obok Chmury, w lewo, odchodzi deptak, chyba jedyna ulica w całej Tiranie wyłączona z ruchu. Znajduje się przy nim kilka sklepów z pamiątkami, kino i jedna z wielu modnych, nowoczesnych kawiarni, w której postanowiliśmy zrobić pierwszy tego dnia przystanek. Choć miejsce leży niedaleko od Placu Skanderbega, wcale nie słychać tu hałasu charakterystycznego dla tej części Tirany. Stoliki ustawione są w cieniu drzew i naprawdę można tu odpocząć od zgiełku miasta. Deptak prowadzi w stronę wspomnianego Mostu Garbarzy.




Ale największym hitem jest cała dzielnica, niegdyś nosząca nazwę Blokku, obecnie nieco przekornie Ex-Blokku. Kiedyś zamknięta dzielnica dla komunistycznych prominentów, dziś rozrywkowe centrum z licznymi kawiarniami i drink barami, gdzie w klimatyzowanych wnętrzach w ciągu dnia można przyjemnie się ochłodzić (i napić koktajlu mleczno-owocowego przez chłopców uznanego za hit tych wakacji), zaś wieczorem, gdy opuszczają się szyby usiąść i popatrzeć na ulicę. Chichot historii. Niektóre bary są plastikowe, inne kiczowate, ale można znaleźć i alternatywne perełki. Wszystkie mają kolorowy wystrój. Kolorowe są nawet stojaki na rowery! Barwy dodają dzielnicy liczne murale na ścianach pomiędzy lokalami i na skrzynkach energetycznych. Szczególnie spodobały mi się prace Franko Dine (podpisuje się Franko), w którego twórczości najczęściej pojawia się motyw dzieci. A w środku tego wszystkiego stoi willa Hodży, który zapewne przewraca się teraz w grobie.

Cocktailbar sąsiadujący z willą Hodży






Franko

Franko




Uliczny sprzedawca książek przed willą Hodży

Willa Hodży

Współczesna architektura, z kolumnami niczym u Hundertwassera, jest najbardziej kiczowata. Ale i ona wpisuje się w klimat tego nierealnego, nie dającego się zaszufladkować miasta.

Budynek mieszczący kasyno i Centrum Tajwańskie



Nocą Tirana nie traci kolorów, a blask żarówek wydobywa niedostrzegalne w ciągu dnia kształty. Barwnie podświetlone są fontanny, a latarnie prowadzące do modnej restauracji mają postać wielkich lamp.




Polubiłam Tiranę. Serio. Czułam się tam dobrze, bo lubię tę postkomunistyczną architekturę, ale to miasto ma też w sobie jakiś luz, dystans do siebie i swobodę. I cieszę się, że trafiłam tam w szczycie turystycznego sezonu, kiedy kawiarnie wychodzą na ulice, kiedy ludzie beztrosko siedzą na trawnikach, zaś słońce oświetla wszystkie barwy miasta. Obawiam się, że gdybym przyjechała jakąś burą jesienią, gdy na drzewach nie ma już liści, a na niebie kłębią się stalowe chmury, odebrałabym pewnie stolicę Albanii tak jak większość przyjezdnych, jako betonową pustynię, spadek po Hodży. Wszystkim nieprzekonanym mówię: dajcie Tiranie szansę!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz