niedziela, 31 marca 2019

Warszawa przyłapana... w marcu 2019

Marzec to dziwny miesiąc, zawieszony między zimą, a wiosną, co w tym roku pogoda szczególnie starała się udowodnić. A ja na tym przednówku strasznie zasiedziałam się w domu! Zaniedbałam nawet muzea i w końcu nie zobaczyłam ani Picassa w Muzeum Narodowym, ani biżuterii bliskowschodniej w Muzeum Azji i Pacyfiku. A jak bardzo się zasiedziałam, zorientowałam się dopiero, gdy tydzień temu wybraliśmy się całą rodziną do Zachęty na polecaną już Wam wystawę "Rechowicz/Smaga. Koło". Wyjście przekładaliśmy kilkukrotnie, wreszcie się udało, kupiliśmy bilety, ale nigdzie nie zobaczyłam strzałek kierujących na tę akurat wystawę. Okazało się, że... skończyła się tydzień wcześniej!

Nie ma jednak tego złego, jak mawiają, bo dzięki temu zobaczyliśmy dwie inne wystawy, których nie miałam na liście tych do odwiedzenia, a jedna z nich okazała się, jak to często bywa, naprawdę świetna! To ekspozycja "Liliana Porter. Sytuacje". Kompletnie mi nieznana artystka pochodząca z Argentyny, działająca głównie w USA, tworzy dzieła nieco surrealistyczne, zestawiając ze sobą rozmaite przedmioty np. zabawki, czy kiczowate figurki. Tworzy też świat miniatur. Mikroskopijnych rozmiarów postacie wykonują czynności codzienne jak... malowanie (w Zachęcie taki mini ludzik "maluje" całą muzealną ścianę), dzierganie na drutach, czy zamiatanie. Chłopaki, których ostatnio bardzo ciężko wyciągnąć do muzeum, byli zachwyceni. W dwóch wystawowych salach niemal na wyścigi, z pomocą pana, który opiekował się ekspozycją, szukali maleńkich figurek. Do każdej wracali po kilka razy. Sztuka współczesna naprawdę może podobać się dzieciom! A wystawę można zobaczyć jeszcze do 5 maja. Warto!





Druga ekspozycja, pozornie także mogąca zainteresować najmłodszych, poświęcona jest lalkom teatralnym. Nosi tytuł "Lalki: teatr, film, polityka". Na małej przestrzeni zgromadzono kilkadziesiąt lalek wykonanych na przestrzeni lat m.in. przez takich artystów jak Tadeusz Kantor, Maria Jarema, Stanisław Fijałkowski, czy Jerzy Nowosielski. Całość robi... dość upiorne wrażenie! Założeniem wystawy jest pokazanie lalek nie tylko jako teatralnych rekwizytów, ale osadzenie ich w kontekście historii sztuki, co udało się znakomicie. Uwzględniono na niej również lalki wykorzystywane w animacji filmowej (tu moje pierwsze skojarzenie oczywiście z łódzkim SE-MA-FO-REM), a także w polityce (pokazując przy okazji ich niebezpieczny potencjał) - wykorzystywane w propagandzie, karykaturze, ale także do poniżania wrogów politycznych. 




Kulminacją jest zaciemniona sala, pośrodku której stoi obiekt o nieco kiczowatym wnętrzu. Co jakiś czas ta dziwna machina włącza się i przez podświetlony otwór można włożyć rękę i złapać rękę szmacianą, ale pozbawioną całej reszty korpusu. Dla najmłodszych to miejsce z dreszczykiem.



I choć wystawa poświęcona jest tematyce, która na pierwszy rzut oka kojarzyć się może z przedstawieniami dla dzieci, to wystawa przeznaczona jest raczej dla dorosłych widzów. Młodsi zwiedzający nie wszystko zrozumieją, a małe dzieci mogą się zwyczajnie wystraszyć. 

Ekspozycja trwa do 23 czerwca. Jednorazowo na wystawie może przebywać maksymalnie 50 osób.

A o kolejnej, już otwartej, nowej wystawie w Zachęcie przeczytacie na końcu postu w rekomendacjach na kwiecień.

Kapryśna aura nie zachęcała w tym miesiącu do wychodzenia z domu, ale udało nam się także wyskoczyć na spacer do ZOO i wreszcie zobaczyć pantery (irbisy) śnieżne, stosunkowo nowych mieszkańców warszawskiego Ogrodu Zoologicznego. To było moje trzecie podejście do spotkania z tymi zwierzakami. Dwa poprzednie, latem, w upalne dni, spełzły na niczym. Teraz, w marcu, temperatura była idealna, by pokazały się na wybiegu. A jeśli myślicie, że w ZOO o tej porze nic się nie dzieje, to jesteście w błędzie! Owszem, wiele zwierząt jest w pawilonach, ale na świeżym powietrzu paradowały chociażby słonie, czy flamingi. Leniwie na skałach przeciągał się także miś polarny. I, o dziwo, działała większość gastronomii!





Wczoraj w Centrum Praskim Koneser otwarto Muzeum Biżuterii Współczesnej. Jakoś tak trochę po cichu. Nawet na stronie Konesera próżno szukać informacji na ten temat. A szkoda, bo specjalistycznych placówek muzealnych poświęconych tej tematyce praktycznie w Polsce nie ma. Pierwsza wystawa nosi tytuł "Zielone światło” i można na niej oglądać kilkadziesiąt prac autorstwa ok. trzydziestu twórców zrzeszonych głównie w Stowarzyszeniu Twórców Form Złotniczych, choć nie tylko. Są także prace gości z zagranicy m.in. Alberto Dávila Quesady z Meksyku, laureata Nagrody Głównej Amberif Design Award 2019 - Kairos z tegorocznych Międzynarodowych Targów Bursztynu, Biżuterii i Kamieni Jubilerskich Amberif w Gdańsku. Jestem tej ekspozycji bardzo ciekawa.

A nad Wisłą do użytku oddano kolejny odcinek Bulwarów, ten najbliżej pomnika Syreny. Ale to zostawiam sobie już na kwiecień i cieplejsze, mam nadzieję, dni.

WARSZAWA ZE SMAKIEM

Spacca Napoli

W lutym, przy okazji obchodzonego w tym miesiącu Międzynarodowego Dnia Pizzy, przez Internet przewinęło się sporo zestawień polecanych pizzerii w Warszawie. Spacca Napoli, lokal o ugruntowanej już pozycji na kulinarnej mapie stolicy, znalazł się w większości rankingów. Nie jestem wybitną specjalistką od pizzy, bo, w przeciwieństwie do moich dzieci, jadam ją niezwykle rzadko i zawsze wydawało mi się, że właściwie wszystkie smakują podobnie. I błąd, bo okazuje się, że pizza może być naprawdę dobra.

Zamówiliśmy cztery pizze: diavolę - pizzę "czerwoną" z sosem pomidorowym, mozarellą oraz pikantnym salami, serem grana padano i bazylią (26 zł), capricciosę, ulubioną pizzę chłopców, również "czerwoną", dodatkowo z czarnymi oliwkami, pieczarkami, włoską szynką gotowaną, serem grana padano i bazylią (28 zł), reale - pizzę "białą" (bez sosu pomidorowego) z pomidorkami cherry, mozarellą, rukolą, szynką parmeńską oraz płatkami sera grana padano (34 zł) oraz "firmową" spaccanapoli - również "białą", z rukolą, pomidorkami cherry, szynką włoską gotowaną, mozarellą, serem ricotta oraz płatkami sera grana padano (30 zł). Wszystkie miały miękkie i rozpływające się w ustach ciasto. Chłopcy zjedli nawet brzegi, co jest rzadkością. Jeśli chodzi o bogactwo składników, to tu jest nierówno. Dużo lepiej wypadły obie pizze białe, gdzie nie pożałowano ani pomidorków, ani wędliny, ani rukoli. W czerwonych składników było nieco mniej, a diavola nie była tak pikantna, jak wskazywałaby na to nazwa, ale i tak wszystkie były bardzo smaczne. 






I o ile pizze były pyszne, to sałatki nie są mocną stroną pizzerii. Jedna z droższych w karcie - gamberotta (30 zł) z krewetkami i cieciorką składała się z pokaźnej miski rukoli, kilku krewetek na górze i dosłownie kilku (!) ziarenek cieciorki oraz małych grzanek. 



Na koniec chłopcy wzięli jeszcze deser panna cotta (15 zł), który bardzo im smakował.



Mimo pełnego obłożenia lokalu, obsługa znakomicie dawała sobie radę z realizacją zamówień. Na pizzę czekaliśmy mniej niż 20 min.

Lokal jest dostosowany do obsługi osób niepełnosprawnych (brak podjazdów, toaleta wyposażona w przyrządy dla osób na wózkach znajduje się na tym samym poziomie, co sala). Jest także przewijak dla dzieci.

REKOMENDACJE NA KWIECIEŃ

W Domu Spotkań z Historią ruszyła kolejna ciekawa wystawa fotografii pt. "Tadeusz Rolke. Fotografie warszawskie". To pierwsza tak obszerna prezentacja zdjęć przedstawiających Warszawę w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX w. jednego z najwybitniejszych polskich fotografów. Potrwa do 9 czerwca. 

W Zachęcie zaś od wczoraj można oglądać wystawę pt. "„Polska” na eksport", znowu krótką (do 23 czerwca), więc mam nadzieję, że tym razem uda mi się jej nie przegapić. Ekspozycja, w dużej mierze fotograficzna, poświęcona jest miesięcznikowi "Polska" wychodzącemu od 1954 do 1989/1990 r. w kilku wersjach językowych. Magazyn przeznaczony był dla odbiorcy zagranicznego, więc nasz kraj pokazywał w samych superlatywach, głównie poprzez fotografię rozumianą jako pełnoprawna forma wyrazu. Ekspozycja skupia się na latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Wśród autorów zdjęć znaleźli się najwybitniejsi fotografowie tamtych czasów, m.in. wspomniany powyżej Tadeusz Rolke, czy Bogdan Łopieński, którego miałam przyjemność poznać osobiście. To także opowieść o tym, jak zmieniało się spojrzenie na fotografię prasową.

Wiosna z każdym dniem rozkręca się coraz bardziej. Kwiecień to najlepszy czas na wizytę w Ogrodzie Botanicznym PAN w Powsinie, gdzie za chwilę będzie można podziwiać magnolie. Apogeum ich kwitnienia przypada na połowę miesiąca.



My jednak w tym roku postawiliśmy na tulipany i lada moment ruszamy do Holandii. Spodziewajcie się zatem na blogu w nadchodzącym miesiącu nie tylko tych pięknych wiosennych kwiatów, ale i kanałów, wiatraków oraz... serów!

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz