czwartek, 11 kwietnia 2019

Wiosna w skansenie. Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej

Forsycje żółcą się już chyba na każdym osiedlu, na tatrzańskich łąkach zakwitły krokusy przyciągając jak co roku rzeszę turystów spragnionych sielskich widoków całych dywanów fioletu. Powoli do tej feerii barw dołączają kwiaty magnolii i drzewa owocowe, całe na biało. Wiosna rozkręciła się na dobre! W mieście nie jest łatwo podziwiać tę porę roku w całej krasie. Wystarczy jednak wyjechać kilka kilometrów za ostatnie zabudowania metropolii, znaleźć stare sady i rozkoszować się tym przebudzeniem przyrody w pełni. Albo... odwiedzić skansen! Wiele z muzeów na świeżym powietrzu powstało w miejscach dawnych wsi. Zachowały się w nich wiekowe drzewa owocowe, część posadzono także w ramach odtwarzania układów osadniczych na potrzeby ekspozycji. W niektórych nawet sieje się zboże, uprawia przydomowe ogródki, czy hoduje zwierzęta gospodarskie. Wszystko, by uzyskać jak najlepszy efekt autentyczności.





Zawsze mi się wydawało, że skanseny najbardziej lubię jesienią, gdy liście w ciepłych kolorach współgrają z barwą starego drewna. Do zeszłego roku, gdy u schyłku kwietnia odwiedziłam Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej. Pogoda była wówczas już prawdziwie letnia. Natura aż nabuzowana była życiem. Intensywnie żółty kolor kwiatu mniszka lekarskiego, potocznie zwanego mleczem, wabił przepiękne motyle, pazie żeglarze, które to przysiadały na kwiatach, to znów podrywały się do lotu. Ciszę zakłócały jedynie dochodzące spomiędzy drzew miłosne ptasie trele. W powietrzu unosił się zapach przekwitających już powoli kwiatów jabłoni. Poczułam się jak w dzieciństwie, gdy każdy wolny dzień spędzaliśmy z rodzicami w domku na wsi, gdzie sąsiadów dzieliły hektary pól i lasów. Dziś wielu tamtych gospodarzy nie żyje, a ich spadkobiercy podzielili ojcowizny na działki. W miejscach, gdzie kiedyś wśród łanów żyta zbierałam maki i chabry, teraz stoją osiedla bliźniaczych domków należących do ludzi, którzy uciekli od zgiełku miasta. Na Podlasiu, wśród wiekowych chałup, odnalazłam moje wspomnienia sprzed lat.




Skansen w podbiałostockich Jurowcach powstał w 1982 roku, wtedy jeszcze jako Białostockie Muzeum Wsi, oddział ówczesnego Okręgowego Muzeum w Białymstoku. Pierwszy budynek, kuźnię z Gródka, przeniesiono na teren skansenu dwa lata później. Od początku założeniem muzeum było odtworzenie całych układów wsi występujących w północno-wschodniej Polsce, takich jak: szeregówka, ulicówka, przysiółek drobnoszlachecki, zabudowa kolonijna oraz zespoły dworski i leśny, bez nawiązań do jakiejkolwiek grupy etnicznej zamieszkującej ten przygraniczny teren, na którym od wieków mieszały się wpływy ościennych narodowości oraz grup etniczno-wyznaniowych (Żydzi, Tatarzy). Cały teren miał mieć 100 ha! W ciągu kolejnych lat udało się odtworzyć jedynie przysiółek drobnoszlachecki, choć do początku lat dziewięćdziesiątych w muzeum znalazło się ok. 30 obiektów.





W listopadzie 1994 roku wybuchł pożar, w wyniku którego spłonęło doszczętnie dziewięć budynków, w tym najstarszy na terenie skansenu, stodoła z połowy XVIII w. To była jedna trzecia całych zbiorów! Te straty oraz ograniczenie środków finansowych na rozwój placówki sprawiło, że zrezygnowano z odtworzenia dalszych układów osadniczych, zaś teren skansenu ograniczono do 30 ha.

Dziś wśród zbiorów dominuje drewniana zabudowa z XIX i pierwszej połowy XX w. Większość to budynki gospodarskie (stodoły i spichlerze). Jest kilka chałup, dwór przeniesiony z Bobry Wielkiej, trzy wiatraki (jeden poza obrębem skansenu), szkoła, remiza oraz nieco małej architektury - ule, przydrożne krzyże i kapliczki, czy lapidarium z kamiennych nagrobków. 































Pomiędzy zabudowaniami znajduje się całkiem współczesny, ale niezwykle uroczy plac zabaw dla dzieci. Wszystkie sprzęty są drewnie i pomalowane na ładne, pastelowe kolory.



Niestety wszystkie budynki mogliśmy obejrzeć tylko z zewnątrz. Wnętrza można zwiedzać tylko pod opieką przewodnika w grupach powyżej 6 osób, a tego dnia oprócz nas w muzeum nie było nikogo! 



Niemal na samym końcu ekspozycji znajduje się... leśna bimbrownia! Tak, to też jest oryginał! Miejsce też jest nieprzypadkowe, z dala od oczu zwiedzających. Kto z Was nie słyszał choć raz w dorosłym życiu o duchu puszczy, czy księżycówce? Wszak nielegalna produkcja alkoholu etylowego odbywała się często w trudno dostępnych ostępach Puszczy Knyszyńskiej, czy Białowieskiej, często nocą. Wytropione przez Policję bimbrownie zazwyczaj były niszczone. Jedna z nich, z kompletną aparaturą (obejmującą m.in. kadzie, piece, pompy, zawory, akumulatory, przewody, rurki, filtry i rozmaite naczynia) została w 2009 r. przekazana ówczesnemu Białostockiemu Muzeum Wsi. Rok później dołączyła do niej druga i odtąd ta część ekspozycji nazywana jest Muzeum Bimbrownictwa. Jeśli interesuje Was historia bimbrownictwa na Podlasiu, zajrzyjcie na bloga Białystok subiektywnie.








W skansenie mieści się także Ośrodek Edukacji Ekologicznej - sokolarnia. Zlokalizowany jest blisko wejścia, na terenie zabytkowej zagrody z gajówką. Celem ośrodka są badania nad drapieżnymi gatunkami ptaków żyjącymi w Polsce, szczególnie tymi, które zagrożone są wyginięciem jak gadożer, orlik grubodzioby, orzełek włochaty, czy sokół wędrowny. Zadaniem ośrodka jest m.in. reintrodukcja sokoła wędrownego. Na terenie skansenu prowadzona jest hodowla tych ptaków. W sokolarni zobaczyć można sokoły wędrowne, rarogi, myszołowy, orła przedniego, jastrzębia i trzy gatunki sów. Organizowane są zajęcia edukacyjne z pokazami wolnych lotów ptaków. Na co dzień ptaki przebywają w dość obszernych wolierach. I choć ptaki w zamknięciu robią na mnie zazwyczaj przygnębiające wrażenie, to w przypadku takich ośrodków, które przede wszystkim chronią i edukują, raczej nie powinna im dziać się krzywda.

Okazuje się, że nie tylko jesień w skansenie może zauroczyć. Biel kwitnących drzew owocowych pięknie kontrastujących z ciemnym drewnem sędziwych domów, wśród rechotu żab i pohukiwania puszczyka sprawia, że życie nieco zwalnia, przestaje się liczyć codzienne zabieganie, a zaczynają cieszyć rzeczy drobne, przyziemne, które ważne były dla naszych przodków. Nie bez przyczyny mówi się o magii podlaskiej wsi. I choć skansen to wieś bez mieszkańców, kreująca jedynie wspomnienia po dawnym wyglądzie tych terenów, to w regionie wciąż można znaleźć podobne zakątki, w których zatrzymał się czas. Jeśli nie macie jeszcze planów na majówkę, to zapewniam Was, że Podlasie to dobry kierunek!

(foto: iza & andy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz