sobota, 3 października 2015

Spacerem po Belgradzie

- Skąd jesteście? - kobieta w wieku moich rodziców, zapewne słysząc nasz słowiański język, zaczepia nas pod sklepem spożywczym, gdy pierwszego wieczoru w Belgradzie czekamy z Andrzejem i Jerzykiem, aż Piotr zrobi zakupy na kolację. Posługuje się nienagannym angielskim.
- Z Polski.
- Z Polski? To co robicie w Belgradzie?
- Jesteśmy na wakacjach.
- Na wakacjach w Belgradzie? - na jej twarzy maluje się zdziwienie i niedowierzanie, ale chyba nie chce nas zniechęcać do miasta, więc pyta jak nam się podoba. Gdy mówię, że jest pięknie, jest jeszcze bardziej zdziwiona.
- Tak, jest pięknie... - nie wiem już, czy teraz sama siebie nie próbuje przekonać, że jej miasto może się komuś podobać. 
Rozmawiamy jeszcze chwilę. Opowiada o swoich wnuczkach, nieco starszych od moich chłopaków. Wreszcie życzy nam udanego pobytu i znika w sklepie. Stolica Serbii nie jest miastem, przez które przetaczają się tłumy turystów, może stąd jej zdziwienie. Po ulicach kręcą się głównie backpackersi, ale, o dziwo, przyjeżdża tu też sporo Polaków. Chwilę przed tą rozmową mieliśmy w restauracji miłe spotkanie z rodakami z Wrocławia, którzy tak jak my zwiedzali Belgrad z dzieciakami. Nazajutrz spotkaliśmy ich znowu, tym razem pod Kalemegdanem - w chyba najbardziej spacerowym miejscu w całym Belgradzie. Mijaliśmy też wycieczkę harcerzy z Płocka. Bo Belgrad to nie miasto, gdzie będzie się biegać od muzeum do muzeum, choć ma jak najbardziej artystyczne tradycje. To miasto idealne, by powłóczyć się jego ulicami, przysiąść gdzieś na kawę, zapatrzyć się w modrą wodę Dunaju (lub Sawy) czy zjeść pikantne grillowane i następnie marynowane papryki, których nie skosztuje się chyba nigdzie poza Serbią. To miasto, gdzie bez pośpiechu idzie się przed siebie chłonąc jego atmosferę i podziwiając gęstą zabudowę we wszystkich chyba możliwych stylach architektonicznych. Przy ulicy Terazjie można zobaczyć secesyjny Hotel Moskwa z początku XX w., w którym zatrzymywały się osobistości świata polityki, filmu czy sportu. Nazwa hotelu to wcale nie pamiątka po poprzednim reżimie i przynależności Jugosławii do bloku socjalistycznego, ale po siedzibie i hotelu Towarzystwa Ubezpieczeniowego "Moskwa", gdzie do II wojny światowej skupiało się życie dyplomatyczne i kulturalne Belgradu. Hotel stoi vis à vis powojennego budynku banku. To właśnie tuż obok tego budynku ciągnie się street artowy Čavketov Pasaž oraz mały zadaszony plac, z tureckiego nazywany Bezistan, co oznacza dosłownie "bazar, rynek". Pośrodku stoi ciekawa fontanna ozdobiona mozaikami, w których kocha się Belgrad. Z placu Bezistan wychodzi się na Plac Mikołaja Pašicia (najmłodszy w mieście, wytyczony w 1953 r.) z nowoczesnymi fontannami, a nieco dalej wznosi się neoklasycystyczny budynek Zgromadzenia Narodowego wzniesiony w latach 1906 - 1936. Taki właśnie jest cały Belgrad.

Hotel Moskwa



Parlament

Parlament nocą

Jednak pierwszym miejscem, do którego swoje kroki kierują chyba wszyscy turyści jest wspomniane wzgórze Kalemegdan z pozostałościami twierdzy. U stóp wzgórza znajduje się niewielki park, w którym na licznych straganach można zaopatrzyć się w pamiątki z Belgradu. W cieniu drzew, tuż przy fontannie z rybakiem, ustawione są stoliki do gry w szachy. Widziałam takie w wielu europejskich miastach, wliczając w nie np. Grodzisk Mazowiecki, ale dopiero w Belgradzie zobaczyłam, że jest sens takie stawiać. Niemal wszystkie zajęte były przez lokalnych wielbicieli tej gry. Andrzej, który od roku chodzi do szkółki szachowej, chciał nawet stanąć z jednym z panów w szranki, ale napotkał barierę językową, a mężczyzna w wieku jego dziadka nie bardzo dowierzał, że ma grać z siedmiolatkiem, więc skończyło się na pamiątkowym wspólnym zdjęciu.

Pomnik Rybaka





Idąc dalej mija się ciekawy pomnik Wdzięczności Francji z 1930 r. dłuta Ivana Meštrovicia - klasyczny przykład nurtu Art Deco w sztuce będący wyrazem podziękowania za pomoc okazaną Serbom przez Francję w czasie I wojny Światowej.



Nazwa Kalemegdan pochodzi z tureckiego i oznacza "pole pod twierdzą". Fragment fosy został zaadaptowany na korty tenisowe, a na terenie twierdzy znajduje się Muzeum Wojska. Część eksponatów, ku radości moich chłopaków, wystawiona jest na zewnątrz, przy murach. Przy murach znajduje się także cerkiew Ružica oraz kaplica Św. Petki wyłożona mozaiką. W mury obronne wkomponowana jest restauracja. Wewnątrz obwarowania znajduje się duży park, z którego roztacza się piękny widok na ujście Sawy do Dunaju oraz zabudowania Nowego Belgradu z charakterystycznym budynkiem Zeptera oraz na dzielnicę Zemun. 


Kalemegdan - Brama Stambulska i Wieża Zegarowa

Kalemegdan - Muzeum Wojska


Kalemegdan - widok na ujście Sawy do Dunaju i zabudowania Nowego Belgradu




Kalemegdan - kapilica Św. Petki

Wnętrze kaplicy Św. Petki



Kalemegdan w wydaniu street artowym

Z Kalemegdanu, wychodząc Bramą Vidin, tuż przy ZOO, dojdzie się do dzielnicy Dorćol. To kolejna turecka nazwa w topografii Belgradu. Oznacza "skrzyżowanie czterech ulic", które w tej części miasta faktycznie wytyczone są z niezwykłą dokładnością. Dzielnica słynie z zieleni oraz dużej ilości kawiarni i restauracji. Stoi tam jedyny w Belgradzie meczet Bajrakli. Jedna z głównych ulic dzielnicy nosi nazwę Tadeusza Kościuszki. To nie jedyny polski akcent w mieście. Znalazłam także pomnik Fryderyka Chopina vel Frederika Sopena, choć w zupełnie innym zakątku miasta. 









Dorćol schodzi aż do brzegu Dunaju, jednak wzdłuż rzeki ciągnie się jedynie promenada spacerowa. Stoi przy niej Pomnik Ofiar Holocaustu oraz ciekawy modernistyczny budynek wchodzący w skład ośrodka sportowego. Wieczorami ludzie spotykają się na niedalekim Placu Studenckim, który jednak leży już poza obrębem dzielnicy.

Pomnik Ofiar Holocaustu


Plac Studencki

Za to w dawnych zabudowaniach magazynowych kapitanatu Żeglugi Dunajskiej wzniesionych w latach 1936-37 (to jedyny zachowany budynek portowy z dwudziestolecia międzywojennego), dla zmyłki położonych nad Sawą, tuż przy jej ujściu do Dunaju, rozgościły się eleganckie restauracje. Nie znajdzie się tam typowej kuchni bałkańskiej, raczej śródziemnomorską czy latynoamerykańską, ale z profesjonalną obsługą i pięknie podanymi daniami. Długi (ok. 330 m) modernistyczny budynek nosi potoczną nazwę Beton Hala. Leży tuż przy dzielnicy Savamala, więc przy okazji i w ten rejon warto zajrzeć, choć jest to najbardziej mroczna, zaniedbana i nie ciesząca się zbyt dobrą opinią część Belgradu.

Restauracja Sofa w Beton Hali



Savamala

Savamala

Będąc w Belgradzie nie można nie odwiedzić jednej z największych w Europie cerkwi prawosławnych pod wezwaniem Św. Sawy, która do dnia dzisiejszego nie została tak naprawdę wykończona i straszy surowym wnętrzem. Widać ją z większości miejsc w Belgradzie. 

Cerkiew Św. Sawy

Cerkiew Św. Sawy



Cerkiew Św. Marka

Nasza wizyta w stolicy Serbii zbiegła się praktycznie z dwudziestoleciem masakry ludności muzułmańskiej w Srebrenicy w czasie wojny w Bośni. Byłam zaskoczona, gdy na belgradzkich murach znalazłam symbole krwawej dłoni z datą 11.07.1995 i podpisem sedamhiljada. Okazało się, że Sedam Hiljada to akcja zainicjowana przez dziennikarza Dušana Mašicia mająca na celu przywrócenie pamięci o tym, co stało się w Srebrenicy i uznaniu masakry za ludobójstwo, co rząd serbski oczywiście neguje. Celem działań miało być zgromadzenie co najmniej 7 tys. osób pod Zgromadzeniem Narodowym Serbii dla uczczenia pamięci ofiar. Co ciekawe, to akcja samych Serbów, którzy w ten sposób chcieli się rozliczyć z przeszłością. Jednak serbskie MSW zabroniło zgromadzenia, ale akcja i tak odbiła się szerokim echem w całym Belgradzie i serbskich mediach społecznościowych. Masakra w Srebrenicy nigdy nie została uznana za ludobójstwo. W tym roku rezolucję ONZ w tej sprawie zawetowała Rosja. Nic dziwnego, bowiem Serbia jest jednym z najbardziej prorosyjskich krajów w Europie. Koszulki z podobizną Putina można kupić praktycznie we wszystkich sklepach z pamiątkami w Belgradzie. Tymczasem w Bośni, niemal równocześnie, w dwudziestą rocznicę masakry, obył się marsz pamięci o zdecydowanie antyserbskim wydźwięku.



O ile zgromadzenie zwolenników akcji Sedam Hiljada zostało zakazane, to pod Parlamentem można było zobaczyć transparenty oskarżające Unię Europejską i NATO o bombardowania Serbii (także Belgradu) w latach 1998 i 1999, które miały związek z konfliktem dotyczącym Kosowa, w odwecie za czystki etniczne dokonywane tam przez Serbów. Serbia nigdy nie uznała niepodległości Kosowa, nazywanego także Starą Serbią i nigdy nie pogodziła się z utratą tej prowincji uznawanej przez nią za kolebkę serbskiej państwowości.




Bałkany to część Europy o najbardziej skomplikowanej historii - wieloetniczny, wielonarodowy tygiel, gdzie motorem konfliktów są nie tylko granice, ale i religia. Mimo względnego spokoju w regionie w ciągu ostatnich 15 lat, wojna może się tam, zdaniem ekspertów, rozpocząć znów w każdej chwili. Wystarczy iskra, by pożar wybuchł na nowo.

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz