sobota, 25 lipca 2015

Festiwal Wina i Palinki w Kecskemét

W 2011 r. wracając z naszej pierwszej samochodowej eskapady po Europie, na nocleg zatrzymaliśmy się na Węgrzech, w motelu przy autostradzie w okolicach miejscowości Lajosmizse. Nie było wówczas czasu na zwiedzanie, bowiem do motelu przyjechaliśmy bardzo późno. Jednak po powrocie do domu postanowiłam sprawdzić, co nas ominęło. I okazało się, że piękne okolice nas ominęły. Lajosmizse leży w pobliżu miasta Kecskemét, ósmego pod względem liczby ludności na Węgrzech, o bajkowej wręcz architekturze. Wiedziałam, że kiedyś będę musiała je odwiedzić! W tym roku tak zaplanowałam trasę do Grecji, by noc spędzić właśnie w Kecskemét.

Ratusz Miejski 

Zabudowa centrum miasta jest dość eklektyczna. Można tam zobaczyć architekturę barokową, pozostałości po czasach komuny oraz nowoczesne budynki ze szkła i stali, często "przyklejone" do zabytkowych kamienic. Jednak to budowle w stylu secesyjnym rzucają się najbardziej w oczy. Główny plac miasta, Kossuth Tér, zdominowany jest przez przepiękny Ratusz Miejski wzniesiony w latach 1893-1897 według projektu współpracującego przez wiele lat duetu architektów: Ödöna Lechnera (twórcy węgierskiego stylu narodowego wykorzystującego w architekturze węgierską ornamentykę ludową oraz wpływy wschodnie, głównie perskie, mauretańskie i hinduskie, który jest także autorem Błękitnego Kościoła, który widziałam w Bratysławie) i Gyuli Pártosa. Oprócz Ratusza, w stylu secesyjnym, zostały w mieście wybudowane liczne kamienice oraz pałace, z Cifra Palota na czele. Bardzo chciałam go zobaczyć ze względu na niezwykle ozdobną fasadę z motywami kwiatowymi. Niestety był w remoncie i większą część pokrywały rusztowania i siatka.

Ratusz Miejski

Pałac Cifra Palota (obecnie galeria sztuki)

Dworzec autobusowy

Obok Ratusza wznosi się tzw. Wielki Kościół (katolicki), ale mi o wiele bardziej podobał się tzw. Stary Kościół (Kościół Franciszkański) z XIV w. Niestety nie udało mi się wejść do środka. Było sobotnie popołudnie i okazało się, że jest to świątynia chyba dość chętnie wybierana przez młode pary, by powiedzieć sakramentalne "tak", więc przez jej wnętrze ślub przetaczał się za ślubem.

Wielki Kościół

Stary Kościół

Stary Kościół

W mieście znajduje się także spora synagoga zbudowana w latach 1861-1864 według projektu Jana Zitterbartha. Nie pełni jednak funkcji religijnych. Od lat siedemdziesiątych XX w. znajdują się tam sale wystawowe. Budynek jest ładnie odnowiony.

Synagoga

Tego dnia miasto było zdominowane nie tylko przez śluby, ale i przez miejski festyn, jak się okazało ósmą edycję Festiwalu Wina i Palinki, który trwał już prawie od tygodnia! Okolice Kecskemét są bowiem regionem rolniczym, zaś samo miasto słynie z produkcji palinki - znanej węgierskiej wódki owocowej. Mnóstwo było wystawców lokalnych alkoholi - win, palinek i tokajów. Nie mogliśmy jednak spróbować zbyt wielu trunków, bowiem nazajutrz czekała nas dalsza droga. Skosztowałam więc dwóch gatunków różowego wina, a mój mąż śliwkowej palinki. Nie dziwię się, że impreza trwa tydzień, bo spróbowanie wszystkiego w dzień lub nawet w weekend byłoby niemożliwe!


Podczas festiwalu można było spróbować różnych gatunków wina...

... tokaju...

... i palinki

Stoiska z alkoholami przeplatały się z budkami z jedzeniem, węgierskim oczywiście. Były dania z grilla, dość podobne do tych, które widuję na festynach w Polsce, niezbyt apetycznie wyglądające, ale można było też znaleźć typowo węgierskie przekąski jak langosze oraz placki przypominające podpłomyki nadziewane szynką i serem, a także skwarki z cebulą.



Ja jednak całkiem przepadłam, gdy zobaczyłam kürtős kalács ze słodkiego ciasta w smaku przypominającego nieco naleśnikowe. Pierwszy raz jadłam je dwa lata temu u podnóży zamku Bran w rumuńskim Siedmiogrodzie i z miejsca zakochałam się w tym smaku. To właśnie Transylwania jest ojczyzną tych słodyczy, choć powszechne są praktycznie na całych Węgrzech, a także na Słowacji i w Czechach. Najsmaczniejsze są świeże, jeszcze ciepłe. W zeszłym roku jadłam w Budapeszcie kupiony w budce na Wzgórzu Zamkowym i nie mam pojęcia ile czasu tam leżał, ale był zimny, gumowy i zwyczajnie niesmaczny. W Kecskemét pieczone były na miejscu na rozżarzonych węglach. Było kilku sprzedawców, ale do każdego z nich ustawiała się dość długa kolejka. Kürtős kalács mają różne smaki, m.in. czekoladowy, orzechowy, cynamonowy, kokosowy i waniliowy. Zdecydowaliśmy się na ten ostatni. Był fenomenalny! Prawie cały zjedliśmy w drodze powrotnej do naszego apartamentu.





Słodycze uwielbiają i mali, i duzi!

Najchętniej zostalibyśmy na festynie do późnego wieczora, bo atmosfera była fantastyczna. Siedziało się przy długich stołach, co chwilę ktoś się przysiadał, nie przeszkadzał nawet kropiący momentami deszcz. Niestety trzeba było wracać do pokoju, wyspać się i zebrać siłę na dalszą drogę. Wiem jednak, że muszę wrócić do Kecskemét, żeby dokładniej zwiedzić miasto, bo tym razem większość czasu spędziliśmy na Festiwalu Wina i Palinki. Ale było warto!

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz