niedziela, 26 lipca 2015

Korfu: Kassiopi

Po zeszłorocznym pobycie na Thassos, nie chciałam w tym roku jechać drugi raz do Grecji. W przeciwieństwie do mojego męża, który bardzo polubił greckie klimaty i najchętniej wróciłby na Thassos. Ja z kolei myślałam o chorwackiej Istrii i Słowenii w drodze powrotnej. Gdy jednak w grudniu (!) zaczęliśmy wstępnie przeglądać oferty noclegów na półwyspie, okazało się, że po pierwsze jest drogo, a po drugie najlepsze miejsca są już zarezerwowane. Powrócił więc pomysł wyjazdu do Grecji. Zgodziłam się, pod warunkiem, że będzie to inna wyspa. W zbliżonym kilometrowo dystansie położona jest Korfu. Niech więc będzie Korfu!

O wyspie nie wiedziałam nic. Nie znałam nazwy ani jednego kurortu. Pobieżne przewertowanie ofert biur podróży sprawiło, że nabrałam pewności, gdzie na 100% nie chciałabym się zatrzymać. O jednym z takich miejsc jeszcze napiszę. Szukałam miasteczka, które nie leżałoby zupełnie na uboczu, ale też przez które nie przetaczałyby się tabuny rozkrzyczanych młodych ludzi i gdzie przez całą noc nie dudniłyby dyskotekowe dźwięki. Najlepiej, żeby było podobne do Limenarii, w której mieszkaliśmy na Thassos. Z pomocą przyszła mi Dorota z bloga Sałatka po grecku, którą poprosiłam o pomoc. Wymieniła kilka miejscowości, zaznaczając, że najbardziej powinno mi się spodobać Kassiopi. Rzut oka na zdjęcia w internecie i już wiedziałam, że chyba faktycznie mi się spodoba. Z rezerwacją apartamentu nie było żadnego problemu.



Kassiopi faktycznie nieco przypomina Limenarię, ponieważ centrum stanowią tam praktycznie dwie główne ulice oraz port. Jednak Limenaria jest bardziej rozległa, bardziej zielona i bardziej grecka (niebieskie okiennice, ośmiornice suszące się na sznurkach w porcie). Kassiopi ma bardziej zwartą zabudowę, a ogrody przy domach są dużo mniejsze. Ale mimo to ma swój urok i wszystkie cechy kurortu. Sklepy z pamiątkami i tawerny ulokowane są przy dwóch głównych ulicach i w porcie. Chociaż w sklepikach można znaleźć zarówno chińską tandetę, jak i ładne rękodzieło doskonale nadające się na prezenty, to jednak całość sprawia przyjemne dla oka, eleganckie wrażenie. Przed tawernami nie ma naganiaczy, którzy wyciągają rękę i słowami "Hallo, my friend" zapraszają do środka. 












Przy głównej ulicy znajduje się też kościół Panagia Kassiopitra z charakterystyczną dzwonnicą. Obok jest niewielki cmentarz, a w środku ponoć można zobaczyć cudowną ikonę Matki Bożej, jednak świątynia dla zwiedzających otwarta jest w godz. 10-15, kiedy zazwyczaj byliśmy na plaży lub coś zwiedzaliśmy.







Deptak (choć w sumie nie do końca jest to deptak, bo ulica nie jest wyłączona z ruchu) prowadzi do niewielkiego, kameralnego portu, z którego wypływają statki na rejsy wycieczkowe. Można tu także wynająć niewielkie łódki, cumują tu jachty żeglujące po Morzu Jońskim (do podobnych portów zawijałam wiele lat temu w czasie mojego rejsu po Zatoce Sarońskiej) oraz małe łodzie rybackie, choć kolorowe sieci susza się raczej na uboczu. Większe kutry cumują w porcie na obrzeżach miasta, na przystani Imerolia.









Przystań rybacka Imerolia z widokiem na Kassiopi

Hodowla ryb w okolicach Kassiopi

Warto wejść także w boczne uliczki, gdzie nie zawsze jest już tak ładnie i budynki mogą być nieco zaniedbane, ale można tam odnaleźć typowo grecki klimat z niebieskimi okiennicami, kotami, których w tawernach widać niewiele, bo dużo ludzi dokarmia je przy domach czy z rosnącymi w hotelowych ogrodach pomarańczami.







Ponad miasteczkiem i portem górują ruiny bizantyjskiej twierdzy z czasów panowania weneckiego, wieczorami kolorowo podświetlone. Wzniesiona została w miejscu zamku zbudowanego przez Andegawenów. Z góry roztacza się piękny widok na port, a z drugiej strony na zatokę, w której znajdują się plaże oraz na wybrzeże Albanii. Teren twierdzy nie jest wykorzystywany dla celów turystycznych. Porasta go nieco zaniedbany gaj oliwny. Szkoda, bo to miejsce, które aż prosi się o taras widokowy i kawiarnie, a wśród drzew oliwnych można byłoby ustawić ławki czy zrobić plac zabaw dla dzieci.



Widok z twierdzy na wybrzeże Albanii

Choć na Korfu byliśmy w czasie kryzysu, kiedy programy telewizyjne trąbiły o tym, że bankomaty nie wypłacają gotówki i nigdzie nie są honorowane karty płatnicze, to nic takiego nie miało miejsca. O trudnej sytuacji Grecji i konieczności podjęcia decyzji o przyszłości kraju przypominały tylko plakaty zachęcające do powiedzenia w referendum "nie" dla europejskich programów naprawczych, które w miasteczku zawisły dwa dni przed referendum. I pomimo, że społeczeństwo sprzeciwiło się unijnym żądaniom, to rząd i tak został zmuszony do przyjęcia programu zmian. Jedną z nich ma być wprowadzenie prawie dwukrotnie wyższego podatku na usługi turystyczne. Obawiam się, że ceny mogą znacząco wzrosnąć, a Korfu i tak nie jest tanią wyspą (w porównaniu do Thassos). Mam nadzieję, że mimo wszystko turyści dalej będą odwiedzać Grecję, szczególnie piękne i tak różne od siebie wyspy. Korfu była szóstą, na której byłam i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się jeszcze odwiedzić kolejne.



Wakacje są już prawie na półmetku, dlatego następnym razem zapraszam na plaże w okolicach Kassiopi.

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz