niedziela, 31 października 2021

Warszawa przyłapana... w październiku 2021

Ależ to był intensywny miesiąc! Październik od wielu lat ma szczególne miejsce w moim sercu. Nie tylko za sprawą najpiękniejszych kolorów w całym roku, ale również przez wzgląd na nagromadzenie miejskich festiwali w Warszawie. To Warsaw Gallery Weekend, Warsaw Off ART, Festiwal Otwarte Mieszkania, Warszawa w budowie, czy wreszcie Street Art Doping. W tym roku na to wszystko nałożył się jeszcze przełożony o rok XVIII Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Fryderyka Chopina potocznie zwany Konkursem Chopinowskim. Uff, dobrze, że do dyspozycji było aż pięć pełnych weekendów!


Zatem po kolei.

W ramach Warsaw Gallery Weekend obejrzałam ekspozycję nowych rzeźb Moniki Sosnowskiej pt. "Beton" w siedzibie Fundacji Galerii Foksal. To pięć konstrukcji ze zbrojonego betonu w charakterystycznym dla tej artystki stylu czerpiącym inspirację z rozwiązań architektonicznych. W porównaniu do prac z lat minionych te są bardziej surowe, a przez to i mniej urokliwe, o ile tego określenia można użyć w stosunku do jakiejkolwiek z rzeźb Sosnowskiej. Mają za to skłonić do refleksji na temat współczesnej architektury, która właśnie takie materiały wykorzystuje na dużą skalę. Bo tak jak tu beton oblepia surowe stalowe druty, tak nowoczesne budownictwo pochłania coraz większe połacie miejskiej tkanki. Całość robi jeszcze większe wrażenie, gdy prezentowane prace zestawi się z przepiękną panoramą Warszawy widoczną z olbrzymiego okna galeryjnej sali. Wystawę można zobaczyć jeszcze do 10 listopada.



I o ile większość ekspozycji odbywających się w ramach Warsaw Gallery Weekend trwa nieco dłużej niż tylko tytułowy weekend, to już drugi z festiwali, Warsaw Off ART dostępny był dla odwiedzających zaledwie przez cztery dni. Udało mi się zobaczyć dwie z trzech równolegle odbywających się wystaw. Pierwsza zajęła dwa najwyższe poziomy (piętra III i IV) Elektrowni Powiśle, o których istnieniu, choć chodzę tam regularnie, nie miałam dotąd pojęcia, bo można się tam dostać jedynie windą. Dawka sztuki była potężna i bardzo różnorodna - malarstwo, rzeźba, przyjemne dla oka tkaniny, fotografia, czy wreszcie sztuki wizualne. Dużo było odwołań do tego, co obecnie dzieje się w Polsce i w Europie. Mi najbardziej podobały się interaktywne prace Piotra Ambroziaka, szefa całego festiwalu, łączące malarstwo i... neony oraz intrygujące obiekty autorstwa Janusza Kucharskiego wykorzystujące motyw ludzkich organów. Drugą festiwalową wystawę gościła Hala Gwardii. Część prac pokazano na antresoli, gdzie kiedyś mieściła się restauracja o ciekawym wystroju, część zaś na środku hali, pomiędzy stoiskami z jedzeniem. I ta była bardziej niepokojąca. Sporo osób przystawało i oglądało dość upiorne rzeźby. Dużym plusem było to, że na ekspozycjach dyżury pełnili artyści wystawiający swoje prace, w większości bardzo skromni i fajni ludzie. Można było porozmawiać i dowiedzieć się więcej o kulisach powstawania konkretnych dzieł. Już czekam na kolejną edycję!











Z kolei tegorocznej odsłonie Festiwalu Otwarte Mieszkania przyświecało hasło "Smaki dziedzictwa", więc większość udostępnionych miejsc w jakiś sposób wiązała się z gastronomią. Założeniem tej imprezy jest możliwość zwiedzenia lokali na co dzień niedostępnych dla postronnych osób jak prywatne mieszkania, czy siedziby rozmaitych instytucji. Ja wybrałam dawny bar Złota Kurka, w którym niedawno, w trakcie remontu odsłonięto ceramiczne kafle i mozaiki z epoki. Kafle pochodzą ze spółdzielni Kamionka w Łysej Górze, autorką mozaik jest zaś Hanna Żuławska, której inne mozaiki zdobią sufity w podcieniach przy Placu Konstytucji. Lokal czeka teraz na remont i nowego najemcę. Mam nadzieję, że zaopiekuje się nim ktoś rozsądny i wyeksponuje te wnętrza należycie. 











Festiwal Warszawa w budowie zagościł, podobnie jak w zeszłym roku, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nad Wisłą). Po dość słabej ubiegłorocznej edycji, tegoroczna, trzynasta już, nosząca tytuł "Jak robić szkołę?" znów poruszyła ważny problem, tym razem wyzwań stojących przed polską edukacją. Ponieważ festiwal w założeniu dotyczy tematów związanych z projektowaniem miasta, dlatego na wystawie pokazano przede wszystkim architekturę szkół - od przedwojennych budynków wznoszonych przez prezydenta Stefana Starzyńskiego, przez słynne "tysiąclatki", czyli jednakowe gmachy szkół-pomników wybudowanych w latach sześćdziesiątych XX w. w ramach akcji Tysiąc szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego (do takiej właśnie chodzą moje dzieci), czy budynki dawniej służące celom edukacyjnym, które obecnie mają inne przeznaczenie, aż po szkoły projektowane w ostatnich latach zgodnie z aktualnymi trendami i ekologią, niektóre nagrodzone w konkursach architektonicznych. Z drugiej strony pokazano problemy, z jakimi boryka się współczesna szkoła, czyli niespotykany we wcześniejszych latach odsetek dzieci cudzoziemców, często słabo posługujących się językiem polskim, wyrażanie siebie poprzez strój (choć to akurat temat stary jak sama szkoła), przemoc, czy problemy tożsamościowe, w tym młodzież LGBT, a także odpływ dzieci ze szkół publicznych na rzecz społecznych, prywatnych, czy też decydujących się na domową edukację, na co pewnie spory wpływ ma pandemia. Wystawa mocna, dosadnie uzmysławia to, co jako rodzic niby od dawna wiem, ale dzięki artystycznemu przekazowi teraz dotarło do mnie jakoś bardziej. Potrwa jeszcze do 7 listopada.  






Street Art Doping przyniósł kolejny nowy mural na Pradze. To obraz polskiego artysty o pseudonimie Tankpetrol na stałe mieszkającego i tworzącego w Wielkiej Brytanii. Obraz powstał na ścianie kamienicy przy Kowieńskiej 23. W ramach tegorocznej odsłony festiwalu ma powstać jeszcze jeden. Kidghe. z Meksyku ozdobi ścianę przy Małej 6.


Ale Street Art Doping to nie tylko murale. W tym roku nie było wystawy głównej, za to wydana została druga edycja Warszawskiej Mapy Sztuki w Przestrzeni Publicznej. Jeszcze jej nie mam, mam za to poprzednią z 2016 r. i jest świetna! Niestety sporo miejsc tam zaznaczonych w realu zniknęło już z krajobrazu Warszawy, pojawiły się za to nowe, więc uaktualniona ściągawka z ich lokalizacji na pewno się przyda.

Wśród najświeższych obrazów na stołecznych murach, poza tymi spod znaku Street Art Doping, kolejny znów można znaleźć na Woli. To portret Czesława Niemena pędzla Tomasza Majewskiego. Powstał z inicjatywy Stowarzyszenia Przyjaciół Warszawy. Można go zobaczyć przy Młynarskiej 33. 


Z kolei Konkurs Chopinowski zaowocował nowym neonem na fasadzie Muzeum Fryderyka Chopina. Zaprojektowany został przez Annę Liberę i Jana Strumiłło. Przedstawia kolorowe dłonie układające się na klawiaturze "w rytm" Etiudy C-dur op. 10 nr 1. 


W czasie trwania przesłuchań konkursowych w Warszawie miał miejsce również cykl wydarzeń pod wspólnym hasłem "W Warszawie wszystko gra Chopina". Koncerty muzyki kompozytora odbywały się na stacjach metra oraz... w specjalnym tramwaju chopinowskim, w którym pianiści na żywo wykonywali utwory Chopina.


Gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi pozytywnymi wydarzeniami czarne chmury zawisły nad Klubem Karuzela na Osiedlu Przyjaźń. Akademia Pedagogiki Specjalnej, która jest dzierżawcą Osiedla zdecydowała o zamknięciu klubu ze względu na zły stan techniczny i brak funduszy na remont. Mieszkańcy wystosowali do władz Warszawy petycję o ratowanie obiektu. Mam nadzieję, że się uda, bo z klubem mam związanych mnóstwo ciepłych wspomnień.

Miesiąc kończymy z niemal 10 tys. zachorowań na COVID-19 dziennie. To i dużo, i niedużo. Dużo, bo od zniesienia lockdownu liczba chorych wciąż rośnie. Niedużo, bo to połowa dziennej liczby sprzed roku, gdy lockdown wprowadzano. Choć klasa jednego z moich synów właśnie przeszła na zdalne nauczanie z powodu choroby nauczyciela, liczę, że jednak tej jesieni obronimy się przed kolejnym zamknięciem. 

REKOMENDACJE NA LISTOPAD

Zmiana czasu z letniego na zimowy to ten moment, gdy dzień można podzielić na dwie równie atrakcyjne części - czas dzienny i czas wieczorny, gdy po zmroku zapalają się światła. A w tym roku Warszawa rozbłyśnie jeszcze większą ilością świateł! 9 października jak co roku ruszył Królewski Ogród Światła przy Pałacu w Wilanowie. Będzie można go odwiedzić do 27 lutego 2022 r. Natomiast od 5 listopada będzie można zobaczyć całkiem nową świetlną wystawę w Ogrodzie Botanicznym PAN w Powsinie. Nosi tytuł "Ogród Świateł - Piotruś Pan" i potrwa również do 27 lutego 2022 r. W ogóle odnoszę wrażenie, że w tym roku jest jakiś szał na tego typu wydarzenia, bo tematyczne wystawy świetlne ma bardzo wiele miast. Pokazy odbywają się także w pobliżu ruin znanych zamków.

Łazienki Królewskie również od 5 listopada zapraszają na nową wystawę czasową pt. "Splendor władzy. Wettynowie na tronie Rzeczypospolitej”. W Pałacu na Wyspie i w Podchorążówce będzie można zobaczyć dwieście dzieł z olbrzymiej kolekcji sztuki zgromadzonej przez Augusta II i Augusta III pochodzących ze zbiorów muzeów w Dreźnie i w Polsce, m.in. Zamku Królewskiego w Warszawie, czy Zamku Królewskiego na Wawelu. Potrwa do 30 stycznia 2022 r. Ale uwaga, tylko w listopadzie za wstęp na ekspozycję nie trzeba płacić, bo właśnie ruszyła dziesiąta edycja akcji "Darmowy listopad", w ramach której bezpłatnie można zwiedzać wystawy stałe i czasowe w ośmiu królewskich rezydencjach w całej Polsce. Poza Łazienkami to Zamek Królewski w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu, Pałac Króla Jana III w Wilanowie, Muzeum Zamkowe w Malborku, Zamek Królewski w Sandomierzu, Zamek Żupany w Wieliczce i Zamek Królewski w Poznaniu.

Z kolei Królikarnia przedłużyła ekspozycję pt. "Xawery Dunikowski. Malarstwo" do 12 grudnia. Idźcie koniecznie, warto!

Listopad zapowiada się niezwykle atrakcyjnie nie tylko w Warszawie, o ile koronawirus da nam szansę na skorzystanie z tej bogatej oferty. Trzymajcie kciuki!

piątek, 29 października 2021

Polska złota jesień w Arkadii i Nieborowie. Styl francuski, czy angielski, oto jest pytanie!

Gdybym miała policzyć, ile razy byłam w Arkadii i Nieborowie, prawdopodobnie zabrakłoby mi palców u rąk. Dotąd jednak oba parki odwiedzałam tylko wiosną lub latem. O jesiennej wizycie myślałam od dawna. Bo są takie miejsca, które aż proszą się o to, by zobaczyć je o różnych porach roku. Parki, gdzie drzewa w zależności od okresu przybierają barwy od soczystej zieleni, aż po żółcie i czerwienie, zimą otulając gołe gałęzie bezpieczną pierzynką ze śniegu, znajdują się w czołówce takich miejsc.


Nazwy Arkadia i Nieborów zazwyczaj wymawia się jednym tchem. Nie tylko ze względu na dzielącą je niewielką odległość. Oba miejsca, choć tak różne, są ze sobą nierozerwalnie związane za sprawą trojga ludzi, którym zawdzięczają swój największy rozkwit. To dwoje małżonków plus jeden uznany wówczas architekt, czyli Michał Hieronim Radziwiłł, Helena Radziwiłłowa i Szymon Bogumił Zug. I dlatego, moim zdaniem, Arkadię i Nieborów powinno się zwiedzać łącznie. W dowolnej kolejności. Jednak dopiero wówczas widać, jak odmiennie w jednej epoce można było podchodzić do aranżacji przestrzeni zatrudniając tego samego architekta!   


Majątek w Nieborowie trafił w ręce księcia Michała Hieronima Radziwiłła, jednego z najbogatszych ludzi w Rzeczypospolitej Obojga Narodów tamtych czasów, późniejszego wojewody wileńskiego w 1774 r. Książę zgromadził w pałacu pokaźne zbiory antyków, w tym malarstwa, mebli, sreber i porcelany oraz unikatowy księgozbiór starodruków. Podjął się również rewitalizacji pałacowego parku, zaprojektowanego w ostatnim dziesięcioleciu XVII w. w charakterystycznym dla baroku stylu francuskim prawdopodobnie przez Tylmana z Gameren. Zadanie powierzył wspomnianemu Szymonowi Bogumiłowi Zugowi (który w 1784 r. na zlecenie księcia przebudował również wnętrza pałacu w stylu wczesnoklasycystycznym).


Z usług architekta postanowiła skorzystać również małżonka księcia, Helena z Przeździeckich Radziwiłłowa. Kilka kilometrów dalej, we wsi Łupia, założyła ogród romantyczny, jakże odmienny od tego przy pałacu w Nieborowie! To był czas, gdy nad Wisłę zaczęła docierać moda na parki w stylu angielskim, który był zaprzeczeniem uporządkowanego stylu francuskiego. Geometrycznym klombom i równo przystrzyżonym żywopłotom przeciwstawił pozornie dziki i chaotyczny układ drzew, bardziej przypominający las niż klasyczny park. Dopełnieniem była architektura stylizowana na starożytną i średniowieczną, często budowana tak, by od początku wyglądała na ruinę i by sprawiała wrażenie naturalnie "ze starości" zarośniętej roślinnością.  


Takie parki miały już inne możne tamtych czasów, Izabela Czartoryska, czy Izabela Lubomirska, które dziś pewnie uznane byłyby za celebrytki. Nic więc dziwnego, że Radziwiłłowa nie chciała być gorsza. Swój ogród nazwała Arkadią, mityczną krainą szczęścia. Ulepszała go do końca swojego życia. Szymona Bogumiła Zuga po jego śmierci w 1807 r. zastąpił Henryk Ittar. Radziwiłłowa z tej rywalizacji wyszła zwycięsko, bowiem Arkadia jest jedynym w Polsce parkiem z tamtego okresu zachowanym w niemal niezmienionej postaci, choć część budynków uległa zniszczeniu i dziś można podziwiać ich wierne rekonstrukcje. I jak na ogród romantyczny przystało, jest jednym z najchętniej wybieranych miejsc na ślubne plenery.

I to właśnie Arkadię odwiedziliśmy jako pierwszą.

Wstęp na teren obu parków jest płatny. Zarówno w kasie w Arkadii, jak i w Nieborowie można kupić i bilety uprawniające do wejścia na teren każdego z nich oddzielnie, i bilet łączony do obu (nie obejmuje wejścia do pałacu w Nieborowie, za które płaci się bezpośrednio przed zwiedzaniem w oddzielnej pałacowej kasie). Bilety dostępne są także przez Internet, jednak są minimalnie droższe.

Ogród Romantyczny w Arkadii

W kasie za 2 zł można kupić mapkę kompleksu, ale ogród ma tak intuicyjny układ, że właściwie sam prowadzi odwiedzającego, niemal za rękę. Zanim jednak zaczniecie zwiedzanie pamiętajcie, że oba parki, i w Arkadii, i w Nieborowie mają rangę muzeum (są oddziałami Muzeum Narodowego w Warszawie), więc pewne rzeczy są zabronione, chociażby wspinanie się na ruiny, czy siadanie na rzeźbach ogrodowych. Uczulam na to szczególnie rodziców z dziećmi, bo w Internecie można się natknąć na zdjęcia bąbelków radośnie dosiadających posągi. Ja wiem, że to fajna pamiątka i że rzeźby takie ładne, ale nie wolno i już. Nawet do zdjęcia! Regulamin zwiedzania jest wywieszony na bramie, można go też znaleźć na stronie muzeum

Od bramy w głąb parku wiedzie szeroka aleja, która rozdziela się dopiero nad brzegiem niewielkiego stawu. Idąc dalej prosto dotrzecie do najstarszego z tutejszych zabudowań, Groty Sybilli oraz do Domku Gotyckiego. Jeśli zaś w tym miejscu skręcicie w prawo, węższa już ścieżka, malowniczo wijąca się cały czas nad wodą, teraz usłana szeleszczącymi pod stopami liśćmi, doprowadzi Was nad drugi zbiornik, nad którym na przeciwległym brzegu dostrzeżecie Świątynię Diany, jeden z dwóch najbardziej rozpoznawalnych budynków Arkadii. To właśnie obraz tej budowli otulonej złotymi liśćmi wciąż miałam przed oczami planując jesienną wizytę w tym miejscu, jednak trzy tygodnie temu to nie były jeszcze kolory z moich marzeń. Drzewa dopiero zaczynały przebarwiać się w październikowe barwy. 



Świątynia wzniesiona została w 1783 r. tuż nad brzegiem rozległego stawu według projektu Szymona Bogumiła Zuga na wzór antycznych miejsc kultu. Ozdobiona jest więc portykiem z kolumnami, nad którym znajduje się cytat z sonetu "In morte di Madonna Laura" Francesca Petrarki: DOVE PACE TRAVAI D’OGNI MIA GUERRA, czyli Tutaj odnalazłam spokój po każdej mojej walce. Niestety w czasie pandemii wnętrza nie są udostępnione dla zwiedzających, więc nie mogę ich Wam pokazać, ale gdy już będzie to możliwe zajrzyjcie do środka, bo warto, chociażby dla plafonu z wyobrażeniem Jutrzenki pędzla Jana Piotra Norblina, ale i innych dzieł sztuki. Helena Radziwiłłowa, podobnie jak jej mąż w Nieborowie, zgromadziła sporą kolekcję sztuki, choć dla odmiany przede wszystkim starożytnej, głównie greckiej i rzymskiej, korespondującej ze stylem, w jakim utrzymane były parkowe zabudowania.



Tuż za świątynią znajduje się Przybytek Arcykapłana, chyba najładniejszy budynek w całym ogrodzie, wznoszony od razu jako sztuczna ruina i datowany na 1883 r. Wkomponowane w jego mury rzeźby to w większości renesansowe oryginały dłuta Jana Michałowicza z Urzędowa pochodzące z kaplicy Św. Wiktorii w kolegiacie łowickiej. Jedną ze ścian zajmuje płaskorzeźba pt. "Nadzieja karmiąca Chimerę" Gioacchina Staggiego. Obecnie budynek wykorzystywany jest na kameralną kawiarnię, jedną z najbardziej oryginalnych, jeżeli chodzi o lokalizację, w jakich byłam. Kawa, herbata, czy gorąca czekolada serwowane są co prawda na wynos, ale można skorzystać z leżaków ustawionych w sąsiedztwie tzw. Muru z Hermami (to akurat jedna ze wspomnianych rekonstrukcji) lub wziąć ze sobą na dalszy spacer, co szczególnie o tej porze roku jest doskonałym pomysłem, bo kubek przyjemnie grzeje w dłonie.







Dopełnieniem Przybytku Arcykapłana jest położony po sąsiedzku, ale z drugiej strony Świątyni Diany, Dom Murgrabiego wzniesiony ok. 1795 r. W założeniu oba budynki miały współgrać architektonicznie. Dom Murgrabiego pierwotnie był niższy. Wieżę podwyższono w połowie XIX w. zgodnie z projektem Franciszka Lanciego, tego samego, który przebudował pałac w Falentach, czy zaprojektował gmach, w którym obecnie mieści się Muzeum Miejskie w Dąbrowie Górniczej. Czy Helenie Radziwiłłowej by się to spodobało już się nie dowiemy, ale jestem przekonana, że jednakowa, czerwona o tej porze roku winorośl, oplatająca oba budynki jest zgodna z jej koncepcją. I przy okazji niezwykle fotogeniczna.


Do Domu Murgrabiego przylega Łuk Kamienny z ok. 1784 r., dość niepozorny, ale od momentu powstania niezwykle ważny jako widokowy punkt odniesienia dla całego parku, szczególnie zaś dla Świątyni Diany. Ci, którzy zajmują się rysunkiem, malarstwem, czy fotografią będą wiedzieć, o co chodzi. 


Łuk łączy Dom Murgrabiego z Domkiem Gotyckim, który powstał w latach 1795-97 ponad wspomnianą Grotą Sybilli wzniesioną już w 1871 r. i uznawaną za serce Arkadii, miejsce odosobnienia, idealne, by się wyciszyć i przemyśleć zarówno sprawy doczesne, jak i tajemnicę śmierci. Niestety grota, podobnie jak Świątynia Diany, również jest teraz zamknięta. Do czasów współczesnych nie zachowały się przylegająca do Domu Gotyckiego galeria arkadowa i znajdująca się na przeciwległej skarpie kaplica. Na początku 1814 r. księżna urządziła w Domku Gotyckim symboliczne mieszkanie rycerza dla swojego syna Michała Gedeona, generała wojsk napoleońskich, co było o tyle osobliwym zabiegiem, że księżna była zwolenniczką frakcji prorosyjskiej.


Nieco z boku znajduje się jeszcze akwedukt wzniesiony w 1784 r. nad niewielką rzeczką Łupią na wzór wodociągów rzymskich. To drugie z najbardziej rozpoznawalnych i najchętniej fotografowanych miejsc w Arkadii. Oryginał został rozebrany przez kolejnych właścicieli majątku i dopiero w 1951 r. zrekonstruowany przez Gerarda Ciołka na podstawie zachowanego projektu.



Koniecznie trzeba też zobaczyć Grobowiec na Wyspie Topolowej, choć dziś wyspy tu już nie ma (była sztucznie usypana na rozlewiskach rzeczki Skierniewki, nad którą położona jest Arkadia). To również rekonstrukcja, niezwykle jednak ważna dla Arkadii. Oryginał powstał ok. 1785 r. i pierwotnie miał stać się miejscem spoczynku księżnej. Zdobi go postać leżącej kobiety wyrzeźbiona w marmurze, który ponoć w tamtym czasie ofiarował sam król Stanisław August Poniatowski oraz inskrypcja Et in Arcadia ego zaczerpnięta z tytułu dwóch obrazów Nicolasa Poussina. O jej znaczenie od lat spierają się naukowcy. Dosłownie tekst można przetłumaczyć jako I ja żyłam w Arkadii, szerzej zaś może być rozumiany jako obecność śmierci nawet w takim miejscu jak mityczna kraina szczęścia. 


Na terenie parku można odnaleźć jeszcze trzecią łacińską inskrypcję. Znajduje się na obelisku będącym jedną z pozostałości po Cyrku. Napis głosi: MUNIFICENTIAE AUGUSTI HELENA POSUIT, czyli Helena postawiła dla szczodrości/hojności Augusta, przy czym określenie August w tym przypadku należy rozumieć jako synonim władzy, dokładniej władzy cara Aleksandra I, który sfinansował materiały na budowę. To najbardziej oddalone od pozostałych zachowane fragmenty arkadyjskich zabudowań, ale nic dziwnego, bowiem w założeniu w tym miejscu miały odbywać się wyścigi rydwanów! Muszę przyznać, że fantazji księżnej nie brakowało! 


Do współczesnych czasów nie zachowały się (i nie zostały odtworzone) zabudowania wzniesione w Arkadii po śmierci Heleny Radziwiłłowej jak Dom Konopnickiego (zbieżność z nazwiskiem znanej poetki nie jest przypadkowa, bowiem zbudowany został dla jej syna, Jana Konopnickiego, dzierżawcy młyna nad rzeką Skierniewką; Maria Konopnicka w Arkadii była częstym gościem) oraz willa z lat pięćdziesiątych XIX w. postawiona przez synową Heleny, Aleksandrę.

Niespieszny spacer po ogrodzie zajmuje ok. 1-2 godz. Warto być jak najwcześniej, bo w weekendy, zwłaszcza przy ładnej pogodzie, odwiedzających jest sporo. 

Park w Nieborowie

Po wizycie w Arkadii park nieborowski może się wydawać nieco zwyczajny, wręcz nudny, ale jesień jest tam wcale nie mniej piękna. A i spacer będzie zdecydowanie spokojniejszy, bowiem nie ma tu takiego nagromadzenia rozmaitych form architektonicznych. Większość zabytkowych zabudowań jak oranżerie, czy stajnie i wozownia znajduje się na obrzeżach kompleksu. Parkowe alejki prowadzą pomiędzy wiekowymi drzewami (w Nieborowie rosną dwa platany posadzone ok. 1770 r. jako pierwsze drzewa tego gatunku w Polsce) oraz nad brzegiem stawu w kształcie litery L.







Polecam zajrzeć przede wszystkim do Manufaktury Majoliki uruchomionej w 1881 r. jako Fabryka Fajansów Artystycznych i Kafli Piecowych przez jednego z kolejnych właścicieli majątku, Michała Piotra Radziwiłła. Mieści się w budynku dawnego browaru. Na wystawie stałej zobaczyć można wykonane w niej naczynia, figurki, czy nawet piec. To prawdziwe rarytasy, bowiem wytwórnia działała zaledwie do 1897 r., ale tradycje ceramiczne są kontynuowane w Nieborowie współcześnie. Majolika Nieborów produkuje naczynia, figurki i kafle (stylizowane na holenderskie), które można kupić w muzealnym sklepie.


Spośród rzeźb zgromadzonych w nieborowskim parku warto zwrócić uwagę szczególnie na cztery dość prymitywne posągi potocznie nazywane Babami nieborowskimi. Kamienne postacie związane są z kultem religijnym koczowniczego plemienia Połowców. Datuje się je na XII-XIII w. Do majątku Radziwiłłów trafiły 600 lat później i pierwotnie znajdowały się nie w Nieborowie, a w Arkadii zdobiąc dziedziniec wspomnianej niezachowanej willi. Do Nieborowa przeniósł je w 1893 r. Michał Piotr Radziwiłł, ten od majoliki.





Ciekawostka! W latach pięćdziesiątych XX w. rzeźby, w nieco abstrakcyjnej interpretacji uwiecznił na czterech obrazach Xawery Dunikowski, który spędzał wówczas w pałacu wakacje (już w 1945 r. w pokojach na II piętrze pałacu i w Pawilonie Myśliwskim rozpoczął działalność Ośrodek Pracy Twórczej przeznaczony dla pracowników nauki i twórców). Jeszcze do 12 grudnia 2021 r. można je zobaczyć na wystawie pt. "Xawery Dunikowski. Malarstwo" w Królikarni, wystawie o tyle nietypowej, że pokazującej malarski dorobek Dunikowskiego, który zasłynął przede wszystkim jako rzeźbiarz.

Pałac w Nieborowie

Po śmierci Michała Hieronima Radziwiłła w 1831 r. spadkobiercy zaniedbali i częściowo roztrwonili rodową fortunę, którą dopiero od 1879 r. próbował wskrzesić wspomniany Michał Piotr Radziwiłł. Zmarł jednak bezpotomnie w 1903 r., zaś wdowa po nim trzy lata później sprzedała całe dobra nieborowskie wraz z pałacem dalekiemu kuzynowi męża Januszowi Radziwiłłowi, ordynatowi ołyckiemu. Ten ostatni w dwudziestoleciu międzywojennym po raz kolejny przebudował wnętrza zatrudniając uznanych architektów tego okresu i uczynił z pałacu kulturalno-polityczny salon. Dobudował też piętro, gdzie obecnie mieszczą się pokoje gościnne Ośrodka Pracy Twórczej, których jestem bardzo ciekawa, bowiem piętro zaprojektował jeden z najbardziej uznanych architektów tamtych czasów, Romuald Gutt.



Wnętrza udostępnione do zwiedzania zachowały układ i wyposażenie z czasów największej świetności, choć widać w nich również zmiany dokonywane przez kolejnych właścicieli. Stylistycznie to kompletnie nie moja bajka, ale klatka schodowa wyłożona holenderskimi kaflami wykonanymi ok. 1770 r. w Harlingen, filii słynnej wytwórni z Delft robi potężne wrażenie. Podobno nie ma wśród nich dwóch identycznych płytek.



I mimo wszystko będę zachęcała do zwiedzenia pałacu. Nie tylko dlatego, że przy przepychu salonów oba parki to pikuś i dopiero tu widać, z jaką fortuną i pozycją społeczną na arenie ówczesnej Polski mamy do czynienia, ale również ze względu na trwającą jeszcze do 30 listopada wystawę czasową pt. "W podróży" poświęconą polskim podróżnikom z minionych stuleci, pionierom podróżowania. Ekspozycja przybliża postaci Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła (1549-1616), zwanego Sierotką, który barwnie opisał swoją wyprawę do Ziemi Świętej z lat 1582–1584 i był pierwszym Polakiem, który wspiął się na piramidę Cheopsa, Jana Potockiego (1761-1815), który skupiał się na aspektach naukowych, krajoznawczych i etnograficznych swoich eskapad, ale zasłynął głównie jako autor powieści pt. "Rękopis znaleziony w Saragossie", Wacława Rzewuskiego (1784-prawdopodobnie 1831), który eksplorował przede wszystkim Bliski Wschód zyskując przy tym przychylność przywódców plemion beduińskich, Aleksandra Sapiehy (1773-1812) zafascynowanego krajami słowiańskimi, w tym, jak my, Bałkanami i wreszcie Władysława Zamoyskiego (1853-1924), który wyprawił się najdalej, bo aż do Australii i Oceanii jako członek francuskiej komisji rządowej na wystawę powszechną w Sydney, był też jednym z popularyzatorów turystyki tatrzańskiej.




Ekspozycja jest kapitalnie zaaranżowana. Nie dość, że motywy podróżnicze wkomponowano w stały wystrój pałacowych wnętrz, w których i tak na co dzień można odnaleźć akcenty geograficzne jak chociażby dwa olbrzymie weneckie globusy wykonane przez Vincenzo Coronelliego w latach 1683-93, to jeszcze uzupełniono ją o akcenty współczesne, wyróżniające się i materiałem oraz sposobem wykonania (origami z papieru) i kolorystyką, co do zasady dość odważną, ale np. kameleony związane z postacią Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła wtapiają się w otoczenie i fantastyczną zabawą, szczególnie jeśli podróżujecie z dziećmi, jest ich wyszukiwanie w kolejnych pokojach. I wbrew pozorom wcale nie jest łatwo!




Wystawa nie tylko przybliża sylwetki podróżników i przebieg ich wypraw, ale także eksponuje wszystko to, co w podróży niezbędne, by być samowystarczalnym: kufry, podróżne zestawy toaletowe i kuchenne jak kuchnia podróżna (mebel!), czy porcelanowe komplety do serwowania kawy (marzenie!), a także akcesoria piśmiennicze konieczne do spisywania wrażeń. Bez tych ostatnich i ja się nie ruszam, nawet na spacery po Warszawie. 

Oglądając eksponaty z minionych stuleci i zestawiając je z klapkami oraz walizką na kółkach nasunęła mi się pewna refleksja. Bo choć przez te kilka wieków podróżowanie zmieniło się diametralnie przestając być domeną jedynie ludzi bogatych i stając się ruchem masowym, choć skrócił się czas przemieszczania się, to jednak pewne przyzwyczajenia pozostały. Nam ta dawna, karawanowa filozofia podróżowania jest niezwykle bliska. Przed pandemią co roku robiliśmy road tripy po Europie pokonując w ciągu trzech tygodni tysiące kilometrów po autostradach, bezdrożach i przeprawiając się promami na wyspy. I samochód zazwyczaj mieliśmy zapakowany po sam dach. Gdy chłopcy byli mali jeździły z nami wózki, łóżeczko turystyczne, turystyczny pompowany fotelik do karmienia, cały worek zabawek itp. Z czasem rzeczy ubywało, ale do tej pory nie ograniczam się, jeśli chodzi o buty i oprócz klapków do bagażnika wrzucam też trekkingi. Nawet do Grecji. 

Pandemia nieco przedefiniowała współczesne podróżowanie, ale dzięki temu do łask wróciła turystyka niedaleka pozwalająca ponownie odkryć właśnie takie perełki jak Arkadia i Nieborów.

Wystawa wykracza poza pałacowe salony, bowiem charakterystycznie niebieskie figury znajdziecie także w ogrodzie!




Nie umiem Wam powiedzieć, czy ładniejsze są parki w stylu francuskim, czy angielskim. Choć mi zdecydowanie bardziej odpowiada Arkadia, to jesień, najpiękniejsza z pór roku, na bank pogodzi zwolenników obu stylów. My spędziliśmy przecudowny dzień pijąc kawę w sąsiedztwie "antycznych" ruin i wygrzewając się w promieniach słońca nad wodą. Gdy zaś przeczesywałam Internet w poszukiwaniu informacji niezbędnych do napisania tego wpisu, trafiłam na zdjęcia tegorocznej arkadyjskiej zimy. Nie bez powodu uważam, że Arkadia i Nieborów są miejscami, które trzeba zobaczyć o każdej z pór roku. Teraz czekam na śnieg!

(foto: iza & pwz)