sobota, 29 lutego 2020

Warszawa przyłapana... w lutym 2020

Wygląda na to, że moja radość z przyjęcia uchwały krajobrazowej dla Warszawy była przedwczesna. Wojewoda mazowiecki rozporządzeniem nadzorczym uchwałę unieważnił. Podobno chodzi o nieprawidłowości w procesie legislacyjnym. Pozostaje mieć nadzieję, że mimo wszystko uda się taki akt w najbliższym czasie przyjąć bez kolejnych przeszkód, bo uporządkowanie przestrzeni jest miastu bardzo potrzebne.

Luty, choć w tym roku o jeden dzień dłuższy, jako najkrótszy w roku nie jest najlepszym miesiącem na aktywność miejską. Tydzień lub dwa zabierają też często ferie zimowe (w tym roku spędziliśmy je w Białowieży), więc na odkrywanie nowych zakątków zostają tylko dwa. Przyznaję bez bicia, że ja ostatnie 29 dni trochę przebimbałam, choć stolica zyskała nowe ciekawe miejsca do odwiedzenia.

Pierwszym jest Zbrojownia otwarta w ostatni poniedziałek na Zamku Królewskim w Warszawie. Stała kolekcja militariów zagościła na Zamku po raz pierwszy od czasu powojennej odbudowy. Zajmuje salę w Wieży Grodzkiej. Ekspozycja obejmuje broń białą i broń palną oraz uzbrojenie ochronne z XVII i XVIII w. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Zamku Królewskiego, Fundacji im. Ciechanowieckich, Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, Muzeum Pałacu Jana III Sobieskiego w Wilanowie oraz z kolekcji prywatnych. 

Drugim jest Izba Pamięci Instytutu Pamięci Narodowej w dawnej katowni NKWD w piwnicy kamienicy przy Strzeleckiej 8. W budynku tym w latach 1944-45 mieściła się Kwatera Główna NKWD w Polsce, potem w latach 1945–48 siedziba aresztu Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Oficjalne otwarcie odbyło się wczoraj, ale dla zwiedzających ruszy jutro, w Narodowym Dniu Pamięci Żołnierzy Wyklętych, bo głównie pamięci zamordowanych żołnierzy podziemia antykomunistycznego poświęcona jest ekspozycja. W piwnicach budynku na ścianach zachowały się rozmaite napisy wydrapane przez więźniów, ich ostatni krzyk pozostawiony potomnym. 

W kolejnych odcinkach Warszawy przyłapanej wypatrujcie zatem relacji z obu tych miejsc.

A co nowego w street arcie? Rozpoczęło się odmalowywanie muralu Fotonu na Pradze. Póki co jednak widać głównie rusztowanie, więc efekt pokażę Wam pewnie dopiero za miesiąc. Za to w przejściu podziemnym pod Targową, przy Ząbkowskiej znalazłam ciekawostkę. To kalka obrazka, który krąży po chyba całym świecie i znałam go już wcześniej z Internetu, ale w takim miejscu jak nieco zaniedbane przejście podziemnie pasuje jak ulał.



REKOMENDACJE NA MARZEC

Po wielkim sukcesie wystawy "Wszystko widzę jako sztukę" Zachęta znów wychodzi z propozycją dla dzieci. Od 8 lutego można tam oglądać nową ekspozycję skierowaną do najmłodszych zatytułowaną "Co dwie sztuki to nie jedna". Przygotowana została wspólnie przez artystów oraz ich dzieci z myślą o innych dzieciach i ich rodzicach. I tym razem wystawa ma bardzo interaktywny charakter. Jest i labirynt sensoryczny, i bazy z ekologicznych koców, i confetti z tysięcy liter zachęcające do wspólnego czytania, i wreszcie wielkoformatowa abstrakcyjna gra "Parkour", inspirowana m.in. Minecraftem. Choć, co do zasady, wystawa skierowana jest do dzieci do lat 10, to myślę, że i mój dwunastolatek da się na nią namówić. Potrwa do 13 kwietnia. UWAGA! W soboty i niedziele wejście na wystawę możliwe jest w określonych przedziałach czasowych: 12–14, 14–16, 16–18, 18–20 dla ograniczonej liczby osób. Bilety kupuje się na konkretną godzinę.

Od 6 marca w Muzeum Azji i Pacyfiku będzie można zobaczyć nową wystawę czasową pt. "Poruszenie", która jest wynikiem wspólnego projektu muzeum i studentów warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Studenci odwiedzili zakamarki muzealnych magazynów, zostali zaproszeni na warsztaty i do rozmów z kuratorami, a po tym wszystkim mieli za zadanie wybrać jeden przedmiot, który ich poruszył (stąd tytuł wystawy) i w tym kontekście stworzyć swoją własną pracę. Na ekspozycji pokazane są więc pary przedmiotów - ten, który był inspiracją w zestawieniu z dziełem współczesnym. Całość jest pretekstem do dyskusji o definicji sztuki i granicach między sztuką, rzemiosłem, sztuką ludową i sztuką nieprofesjonalną. Wystawę można będzie oglądać do 30 sierpnia.

piątek, 28 lutego 2020

Hotel Białowieski Conference, Wellness & SPA. Nasze najbardziej relaksujące ferie zimowe

Zapytałam kiedyś moje dzieci, jaki byłby ich wymarzony wyjazd. Taki, żeby nie trzeba było nigdzie wychodzić z hotelu! - wykrzyknęły zgodnie jak nigdy. Jakkolwiek kuriozalnie by to nie zabrzmiało i mimo że taka forma spędzania czasu nieco kłóci się z moim podejściem do podróży, postanowiłam spełnić to marzenie! Jeśli tu zaglądacie, a szczególnie, jeśli czytaliście post o tym, jak dzieci zmieniły nasze podróżowanie, to zapewne wiecie, że staramy się pokazywać dzieciom różne opcje wypoczynku i standardy nocowania, od campingów i schronisk górskich po czterogwiazdkowe hotele. Mamy za sobą dość ciężki rok z remontem w roli głównej, poza tym zbliżały się urodziny młodszego z naszych synów, uznaliśmy więc, że może to dobry moment, by spróbować czegoś totalnie dla nas nowego, zupełnego nic_nie_robienia.



Na takie wyjazdy najlepiej nadają się wszelkie ośrodki SPA. Niewiele o nich wiedziałam. Kierunek był w zasadzie obojętny, byle nie bardzo daleko od Warszawy, a jednocześnie w miejscu blisko natury (mój pomysł powrotu do Gdyni odpadł więc w przedbiegach). Wysłałam pytania do kilkunastu miejsc, ale w każdym coś nam się nie podobało (w większości niestety cena, bo zahaczaliśmy o weekend walentynkowy i skromna oferta dla dzieci).



I możecie wierzyć lub nie, ale znów to nie ja znalazłam hotel, ale on mnie! W marketingu to się nazywa reklama kontekstowa. Daleka jestem od "łapania się" na takie triki, tym razem jednak, gdy Facebook podpowiedział mi dokładnie to, czego szukałam, z ciekawości weszłam na stronę hotelu. Okazało się, że mają specjalny pakiet na ferie zimowe z przebogatą ofertą dla najmłodszych gości, w tym z dodatkowym posiłkiem (zupą) w ciągu dnia przy wariancie ze śniadaniami i obiadokolacjami. Żaden inny z hoteli, którymi się interesowałam, nie miał tego w ofercie.

Z rezerwacją nie było łatwo, bo na wyjazd zdecydowaliśmy się dość późno i zostały już tylko pojedyncze wolne dni, a my potrzebowaliśmy pięć, w tym wspomniany weekend walentynkowy. Na szczęście inna rezerwacja się zwolniła i udało się, choć w terminie tydzień późniejszym niż pierwotnie zakładaliśmy przez co chłopakom przepadła Zima w mieście.

Jak oferta wypadła w zestawieniu z rzeczywistością?

Hotel Białowieski Conference, Wellness & SPA znajduje się na obrzeżach Białowieży, ok. 2 km od centrum miejscowości i Parku Pałacowego. Nie wyróżnia się szczególnie architekturą, za to wewnątrz kryje się elegancka prostota, duży basen i rewelacyjna strefa SPA. A w ramach kompleksu także własny browar.





Pokoje są przestronne (mieliśmy jeden z dwupoziomowych Apartamentów Carskich) w miłych dla oka stonowanych kolorach, wyposażone w dwa telewizory, telefon, suszarkę do włosów, komplet ręczników i szlafroków dla każdego, czajnik elektryczny, kawę, herbatę i uzupełnianą codziennie wodę mineralną. Z drugiego piętra windą można zjechać prosto na basen. 





Wybrany przez nas pakiet "Ferie zimowe w Białowieży" obejmował noclegi, śniadania i obiadokolacje oraz niezliczoną ilość atrakcji. Maraton zaczęliśmy już w dniu przyjazdu od rodzinnego pieczenia kiełbasek, które odbywa się na tzw. Carskiej Polanie nieopodal hotelu.




Prosto z ogniska chłopcy pobiegli na warsztaty kulinarne dla dzieci (upieczone ciasteczka trafiły potem na obiadokolację, dzieci były przedumne), a z nich na Dziecięcą Akademię Kreatywności (warsztaty plastyczno-sportowe). My w międzyczasie zapisaliśmy się na zwiedzanie browaru, o którym więcej napiszę w dalszej części tekstu (dodatkowo płatne, 25 zł od osoby, w tym degustacja piwa - 4 gatunki na desce degustacyjnej, łącznie 0,5l). 





Tak udało nam się dotrwać do obiadokolacji (rozpoczynają się dość późno, bo o godz. 18:00). Ja padłam, a Piotr wykrzesał jeszcze siłę na seans naparzania w saunie suchej (codziennie o godz. 21:00).

A od następnego dnia było tak, jak wymarzyły sobie dzieci: czas w basenie i jaccuzi (są dwa, tradycyjne i zewnętrzne). Codziennie o 10:00 odbywały się zajęcia w wodzie dla najmłodszych prowadzone przez ratownika-animatora. Chłopcy nie opuścili żadnych! 



Główny basen ma głębokość 1,30 m, cieplutką wodę, bąbelki, wodne masaże i "dziką rzekę". Dodatkowo jest brodzik dla dzieci, dookoła leżaki, niektóre podgrzewane. Bezpośrednio przy basenie działa bar serwujący i alkohole, i napoje bezalkoholowe, w tym koktajle mleczne dla dzieci. Oj, można się poczuć jak na egzotycznych wakacjach, choć basen kryty, a na zewnątrz hula wiatr!





Oprócz basenu można bez ograniczeń korzystać również z sauny i łaźni parowej. Zabiegi w strefie SPA są już niestety dodatkowo płatne. Dzieci miały w ramach pakietu voucher na jeden wybrany zabieg: Bajkową kąpiel Malucha w pianie z bąbelkami w specjalnej kapsule lub Słodki masaż czekoladowy z degustacją owoców zatapianych w mlecznej czekoladzie. Dla dorosłych było 30 zł zniżki do wykorzystania w strefie SPA.

Chłopcy wybrali kąpiel w pianie, my... w piwie, oczywiście z własnego browaru, w ceramicznych baliach (kiedyś były ładniejsze, drewniane, niestety ponoć się nie sprawdziły w zderzeniu z wilgocią i teraz jako kwietniki zdobią hotelowy ogród) w pokoju stylizowanym na skandynawską chatkę. Ciepła woda, nastrojowa muzyka i piwo do degustacji oprócz tego dodanego do wody. Mi się podobało, dla Piotra zaś było zbyt monotonnie, bo seans trwa 50 min. Na szczęście w pokoju znajduje się też prywatna sauna, więc i wilk był syty, i owca cała. Poza kąpielą piwną zdecydowaliśmy się na masaże - Piotr na intensywny, z którego był mega zadowolony, chociaż przez dwa dni chodził obolały, ja na antystresowy, bardzo przyjemny i relaksujący.




Najsłabszym punktem w pakiecie było wyżywienie. O ile śniadania były bardzo obfite i różnorodne (wędliny z własnej wędzarni, duży wybór serów, pasty kanapkowe, domowe pikle, rozmaite warzywa do skomponowania sałatek, płatki z mlekiem lub jogurtem, kilka wariantów dań na ciepło, ciasta), to obiadokolacje nas kompletnie nie porwały. Większość serwowanych potraw była bardzo przeciętna i dość tłusta (np. mięso zapiekane z żółtym serem, czy obsmażane pierogi), serwowana w podgrzewaczach, a ja za taką formą nie za bardzo przepadam. Zabrakło też lokalnych smaków, choćby kartaczy. Jedynym akcent puszczańskim były grzyby podawane właściwie do wszystkiego, ale to mi akurat nie przeszkadzało, bo zaliczam się do entuzjastów leśnego runa






Kuchnię lokalną można za to znaleźć w restauracji à la carte, która serwuje naprawdę smaczne dania oparte o produkty regionalne z dziczyzną na czele, choćby tatar z żubra, czy burger z jelenia.

Zdaję sobie sprawę, że jedzenie dań z mięsa żubra może budzić kontrowersje, wszak zwierzęta te w Polsce znajdują się pod ochroną. Mięso pochodzi jednak z jak najbardziej legalnych źródeł. Raz na jakiś czas wydawane są pozwolenia na kontrolowany odstrzał żubrów - jednostek słabszych, czy nie na tyle samodzielnych, by przeżyć. Tak pozyskane mięso po przebadaniu trafia na rynek. Zatem tak, czy tak te zwierzęta zostałyby zabite. Nie są zabijane specjalnie na mięso, mięso pozyskuje się przy okazji. Jest dość delikatne w smaku, ale dla mnie nieco bez wyrazu. Danie zrobiły głównie doskonale dobrane dodatki.



Za to burger z jelenia był rewelacyjny, wyrazisty w smaku, doprawiony rozmarynem, z którym dziczyzna doskonale się komponuje. 



Browar Przełom

Niewątpliwą atrakcją hotelu, nie tylko kulinarną, ale i turystyczną, jest udostępniony do zwiedzania miejscowy Browar Przełom, który działa od kwietnia 2019 r. Wycieczki oprowadza sam właściciel w barwny sposób opowiadając historię hotelu (który, jak się okazało, powstał w miejscu skupu świń!) i tego niewielkiego zakładu, którym zawiaduje jego syn, utytułowany piwowar domowy.




Linia produkcyjna jest niewielka, zaś wytworzone piwo trafia głównie do hotelowej restauracji, baru i strefy SPA. W czasie naszego pobytu w sprzedaży było sześć gatunków, także z lokalnym akcentem w postaci pilsa z trawą żubrową. Moim faworytem zostało jednak pszeniczne o smaku mango.




Zwiedzanie trwa ok. 30 min., później jest degustacja czterech gatunków (jasne, pils z trawą żubrową, pszeniczne i ciemne) w restauracji. Nawet jeśli ktoś nie jest entuzjastą piwa, jak ja, to warto skosztować, bo to są zupełnie inne piwa niż to, co proponują sklepy wielkopowierzchniowe. Browary rzemieślnicze mają to do siebie, że tworzą gatunki niepowtarzalne, których nie da się spróbować nigdzie indziej. I taki właśnie jest też Przełom.



To była nasza pierwsza wizyta w ośrodku SPA i tak dużym hotelu (86 pokoi), a także pierwszy tak "samowystarczalny" wyjazd, gdzie w cenie pobytu ma się zapewnione właściwie wszystko. Sprawdził się szczególnie rodzinny charakter pakietu, bo w hotelu było mnóstwo dzieci w różnym wieku, więc nie było miejsca na nudę. Na zajęcia umawiały się już podczas śniadania, w czasie ognisk bawiły się w chowanego na terenie całego hotelowego ogrodu, o tej porze roku dającego może mniejsze możliwości ukrycia, ale gdy na wiosnę wszystkie krzewy się zazielenią, to musi być raj dla najmłodszych. Przypomniało mi się moje dzieciństwo i wakacje w ośrodkach z zakładów pracy rodziców. Ten sam klimat. My zazwyczaj wyjeżdżamy tylko we czwórkę i dzieciakom często brakuje na wakacjach towarzystwa rówieśników, dlatego wyjazd bardzo im się podobał.

Oczywiście nie dotrzymałam danego dzieciom słowa i jeden słoneczny dzień poświęciliśmy na spacer po Białowieży, ale o miasteczku opowiem Wam oddzielnie. Leżenie nad basenem dalej nie jest moją wymarzoną opcją na spędzanie czasu wolnego, a jednak przez te pięć dni tak naładowałam baterie, że po powrocie do domu od razu zabrałam się za wiosenne porządki, łącznie z myciem okien. Czyli działa! A Hotel Białowieski Conference, Wellness & SPA mogę Wam z czystym sumieniem polecić. I uprzedzając pytania: to nie jest post sponsorowany. Za cały pobyt zapłaciliśmy z własnej kieszeni.

czwartek, 13 lutego 2020

Przewodnik po Warszawie, część 1. Warszawa z dziećmi, czyli rozrywka i kultura dla całej rodziny

Mam na pokładzie dziewięciolatka i jedenastolatka, właściwie już dziesięciolatka i dwunastolatka. To taki wiek, kiedy dzieci coraz trudniej zainteresować czymś innym niż bębnienie w klawiaturę komputera. Kiedyś chłopcy chętnie chodzili ze mną na spacery i na rozmaite wystawy, dziś na place zabaw są już za duzi, a muzealne gabloty wieją nudą i trzeba się porządnie nagłówkować, żeby znaleźć coś, co ich naprawdę zainteresuje. Za każdym razem, gdy wyjeżdżamy, czy to gdzieś w Polsce, czy za granicę, przeczesuję przewodniki i Internet w poszukiwaniu interaktywnych atrakcji, plenerowych centrów edukacji, teatrów dla dzieci oraz muzeów z ofertą dla najmłodszych.



Przyznaję, że przez dłuższy czas zaniedbywaliśmy pod tym względem Warszawę, nasze rodzinne miasto. Wizyty w ZOO, czy w Centrum Nauki Kopernik cedowaliśmy raczej na babcie i ciocie, które opiekowały się chłopcami w okresach wolnych od szkoły, gdy my pracowaliśmy. Tym razem wspólnie postanowiliśmy przygotować mini-przewodnik, przede wszystkim dla rodzin z dziećmi spoza Warszawy, które w stolicy chcą spędzić kilka dni skupiając się nie tylko na oczywistych atrakcjach jak Stare Miasto (będąc tam można przy okazji odwiedzić Muzeum Iluzji), czy Pałac w Wilanowie (w okresie zimowym warto zajrzeć po zmroku, bowiem park rozbłyskuje światłami jako Magiczny Ogród Światła).

Nie przeczytacie tu zatem o zabytkach w stolicy, a o muzeach jedynie w zakresie wystaw, które zainteresują najmłodszych widzów. Pominęłam też wszelkiego rodzaju sale zabaw z kręglami, trampolinami, paintballem laserowym itp., bo tego typu miejsca znajdują się chyba w każdym większym mieście. Skupiliśmy się na atrakcjach dedykowanych rodzinom z dziećmi, choć oczywiście w każdym z opisanych miejsc i dorośli, także bez pociech, będą się bawić doskonale.

Centrum Nauki Kopernik i Planetarium Niebo Kopernika


Myślę, że Centrum Nauki Kopernik nikomu nie trzeba przedstawiać. Powstało, żeby popularyzować naukę. Całą przestrzeń wypełniają podzielone tematycznie interaktywne wystawy, gdzie poprzez doświadczenia można poznać prawa fizyki, ulec iluzjom optycznym, czy zagłębić się w tajniki medycyny. Wszystko pokazane jest w sposób wciągający, ale jednocześnie prosty do zrozumienia. Prawie wszystkiego można dotknąć, są "gry" zręcznościowe, urządzenia napędzane siłą mięśni, czy symulatory np. pozwalający wcielić się w rolę kierowcy pod wpływem alkoholu.







Całość zajmuje dwa pietra i potrzeba minimum 5 godzin, by wszystkiego doświadczyć. W ramach ekspozycji działają dwa teatry: Teatr Robotyczny i Teatr Wysokich Napięć.

W tym roku Centrum obchodzi dziesięciolecie istnienia, więc przez cały jubileuszowy rok na odwiedzających czekać będą dodatkowe atrakcje.

Planetarium Niebo Kopernika wchodzi w skład kompleksu Centrum Nauki Kopernik, ale na seanse trzeba kupić oddzielny bilet. Oprócz pokazów nieba, wyświetlane są filmy popularnonaukowe - astronomiczne, przyrodnicze, czy też np. poświęcony historii lotnictwa.

Centrum Nauki Kopernik
ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 20



Bulwary nad Wisłą


Nadwiślańskie Bulwary to stosunkowo nowa atrakcja stolicy. I nieco sztuczna. Przez lata oba brzegi Wisły były bardzo zaniedbane, Warszawa odwróciła się od rzeki jak wiele innych miast w Polsce. Potem, w moich studenckich czasach, poniżej Nowego Miasta wyrosło zagłębie piwnych barów najgorszego sortu. Drewniane ławy i piwo lejące się litrami do plastikowych kubków, gdzieniegdzie grille z wątpliwej jakości kiełbasami, czy karkówką, konkursy karaoke i tym podobne klimaty. Do tego bójki, zabrudzone chodniki i hałas. W którymś momencie miasto powiedziało dość. Rozpoczął się żmudny proces przywracania nadbrzeża nie-imprezowym mieszkańcom. Miało być modnie i nowocześnie, wyszło nieco plastikowo i mało przytulnie. Ot, promenada spacerowa, kilka barów z kuchniami z różnych zakątków świata, ławki. Włodarze pomyśleli jednak również o najmłodszych spacerowiczach. Są piaskownice, trampoliny, wydrążone w balach drewna tunele, a latem fontanny dające dzieciakom możliwość ochłody i zabawy, gdy strumień wody wyskakuje wprost z chodnika. W weekendy, czy podczas miejskich imprez, jak chociażby Święto Wisły, pojawiają się dodatkowe atrakcje przygotowane przez różne instytucje, np. przez Park Rozrywki w Julinku, który bardzo lubimy. I choć ja bulwary oswajam bardzo powoli, to chłopcy bawią się tam zawsze rewelacyjnie.





Bulwary ciągną się wzdłuż Wisły od Nowego Miasta aż za Most Świętokrzyski.

Muzeum Świat Iluzji


Rozrywki oparte o zjawiska iluzji optycznych bawią publiczność nie od dziś, ale ostatnio nieco wróciły do łask i w wielu miejscach na świecie można znaleźć specjalne placówki im dedykowane. W Warszawie najwcześniej zagościły w Centrum Nauki Kopernik. Kolejne na mapie pojawiło się Muzeum Świat Iluzji przy Rynku Starego Miasta.



Muzeum nie jest duże, na obejrzenie całości wystarczy 30-40 min., ale dobra zabawa jest gwarantowana. Są i sale lustrzane, i wirujący tunel, i lustra, które pogrubiają lub odchudzają przeglądającego się, i mnóstwo możliwości na zrobienie niebanalnych zdjęć np. z własną głową na talerzu lub w takim ustawieniu, gdzie dziecko wzrostem znacznie przewyższa rodzica.






Muzeum Świat Iluzji
Rynek Starego Miasta 21

Cosmos Muzeum


To jedna z nowszych atrakcji Warszawy. Tu również rządzą iluzje. Wiele z nich zobaczyć można, co prawda, także w Centrum Nauki Kopernik i w Muzeum Świat Iluzji, jest jednak nieco nowości. I prawdą jest, to co piszą w Internecie, że nastawione jest głównie na robienie zdjęć. Więcej jest tu bowiem lustrzanych sal, gdzie fotki po prostu fajnie wychodzą. Niestety ceną popularności jest duża liczba odwiedzających. Najlepiej być rano, wtedy jeszcze można każdą atrakcję "zaliczyć" bez problemu. Potem, gdy robi się tłoczno, do zamkniętych pokoi trzeba czekać nawet kilkadziesiąt minut!




I choć większość trików była nam już wcześniej znana, wcale się nie nudziliśmy!

Cosmos Muzeum
ul. Łucka 15/3

Centrum Pieniądza Narodowego Banku Polskiego im. Sławomira S. Skrzypka


Centrum Pieniądza opowiada o historii środków płatniczych od czasów najdawniejszych do współczesnych, prezentując monety i banknoty z różnych okresów i krajów. Jednak ekspozycja płynnie prowadzi również przez historię Polski, zatrzymując się w momentach istotnych z punktu widzenia ekonomii i historii pieniądza jak zabory, odzyskanie niepodległości, dwudziestolecie międzywojenne, PRL, czy wreszcie transformacja ustrojowa i czasy współczesne z kartami płatniczymi, bankomatami, bankowością elektroniczną, czy giełdą. Można też wejść do zaaranżowanego skarbca, gdzie znajduje się m.in. autentyczna kilogramowa sztabka złota.










Oddzielną część poświęcono powstawaniu pieniędzy dzisiaj - od procesu projektowania do drukowania banknotów i wybijania monet, a także zabezpieczeniom banknotów i ich fałszowaniu. 

Dla dzieci dodatkową atrakcją jest zabawa w Młodych ekspertów w Centrum Pieniądza NBP. Wypożycza się specjalną tabliczkę z zadaniami. W ich rozwiązaniu pomagają kolejne punkty ekspozycji. Odpowiedzi tworzą ciąg cyfr będący kodem do sejfu, w którym po skończonym zwiedzaniu czekają nagrody. Chłopcy z wypiekami na twarzach szukali zadań do wykonania, by ułożyć kod.



Centrum Pieniądza to potężna dawka wiedzy o pieniądzu na przestrzeni dziejów, przepisach regulujących działanie Narodowego Banku Polskiego i instytucji odpowiedzialnych za płynność finansową państwa, reformach pieniężnych w Polsce itp. Wszystko z wykorzystaniem najnowocześniejszych, interaktywnych środków przekazu. Bez dzieci można tam spędzić i kilka godzin, z dziećmi ok. 2 godz.

Centrum Pieniądza Narodowego Banku Polskiego im. Sławomira S. Skrzypka
ul. Świętokrzyska 11/21

Muzeum Powstania Warszawskiego


Nie da się zrozumieć Warszawy bez poznania jej losów w czasie II wojny światowej. Stolica w wyniku działań wojennych została w niemal 80% zrównana z ziemią. Niektóre dzielnice, jak Muranów, po wojnie wznoszono od zera. Większość historycznych budynków, w tym Zamek Królewski i praktycznie całe Stare Miasto, to w dużej mierze rekonstrukcje.



Powstanie Warszawskie było desperackim zrywem, za który życie oddało mnóstwo, głównie młodych, ludzi. Nie tylko tych, którzy chwycili za broń, ale i zwykłych, cywilnych mieszkańców, zamordowanych przez Niemców w odwecie. Współcześni nie szczędzą słów krytyki pod adresem dowódców, choć tak naprawdę nam, żyjącym od wielu lat w pokoju, ciężko jest takie decyzje oceniać.

Muzeum to opowieść o tamtym okresie i jednocześnie bardzo trudna lekcja historii, na którą nie każde dziecko jest pewnie gotowe. Nie ma ograniczeń wiekowych i jest nawet salka dla maluchów, gdzie można m.in. odbijać na papierze pieczątki powstańczej poczty, ja jednak polecam wizytę z nieco starszymi dziećmi, które z ekspozycji coś wyniosą.

Muzeum jest multimedialne. Poza obrazem ważną rolę odgrywają też dźwięki. Między odgłosami walki i powstańczymi piosenkami można usłyszeć, gdy przyłoży się ucho do ściany, także bicie serca, serca Warszawy. W aparatach telefonicznych powstańcy, którzy przeżyli, opowiadają swoje historie. Wszystko okraszone jest mnóstwem zdjęć (te drastyczne są odpowiednio oznaczone i wyeksponowane w taki sposób, by były niedostępne dla wzroku najmłodszych, choć oczywiście rozpalają ich wyobraźnię do czerwoności), listów i pamiątek, często wykonanych własnoręcznie. Oddzielna część poświęcona jest pochówkom i późniejszym ekshumacjom, dzięki którym Warszawa nie wygląda dziś jak Sarajewo. Największe wrażenie robi jednak rekonstrukcja samolotu Liberator w skali 1:1 (zajmuje całą salę) i przejście stworzonym specjalnie na potrzeby ekspozycji kanałem.




Muzeum Powstania Warszawskiego
ul. Grzybowska 79 (wejście od Przyokopowej)

Pałac Kultury i Nauki


Pałac Kultury i Nauki to niekwestionowany symbol Warszawy. Przez wiele lat był najwyższym budynkiem w stolicy, widocznym nawet z jej peryferii. Do dziś robi imponujące wrażenie, choć wyrastające po sąsiedzku jak grzyby po deszczu szklane wieżowce próbują go zasłonić.



Ale PKiN to również dom dla wielu instytucji, przede wszystkim kulturalnych. Od niemal 65 lat nieustająco działa tu Pałac Młodzieży, w czasach słusznie minionych najważniejsza instytucja kulturalno-sportowa dla dzieci i młodzieży w Warszawie. Jednak w przestronnych wnętrzach kryją się i inne atrakcje dla młodych ludzi, jak Muzeum Domków dla Lalek (w Pałacu Kultury i Nauki działało do końca października 2020 r., obecnie ma nową siedzibę na Starym Mieście), czy rozmaite ekspozycje czasowe. Aktualnie trwa wystawa pająków i skorpionów. Wiosną natomiast po raz kolejny będzie można oglądać Galerię Figur Stalowych, która narodziła się w punkcie skupu złomu w Pruszkowie i tam można ją podziwiać na co dzień, natomiast szybko rosnąca popularność ekspozycji sprawiła, że praktycznie co roku w okresie wakacji gości w PKiN.

Warto także wjechać na trzydzieste piętro. Już sam przejazd szybką windą to nie lada atrakcja! Z góry rozpościera się panorama na niemal całe miasto. Dzieciaki przestają się dziwić, czemu rodzice codziennie poświęcają godzinę na dojazd do pracy, i drugą na powrót do domu.

Pałac Kultury i Nauki
Plac Defilad 1

Interaktywne Muzeum Flipperów "Pinball Station"


Lubię miejsca niebanalne, muzea o wąskiej specjalizacji, czasami jedyne takie w Polsce. Dzieciaki od jakiegoś czasu zachwycają się serialem "Stranger Things", którego akacja dzieje się w latach osiemdziesiątych i trochę z tego powodu wybraliśmy się do... Muzeum Flipperów.



Muzeum jest w pełni interaktywne. W ramach biletu można już bez dodatkowych opłat grać na niemal wszystkich automatach (niektóre mogą być nieczynne ze względu na prace konserwatorskie). Są i typowe flippery, gdzie wprawia się w ruch metalową kulkę i zdobywa punkty nie pozwalając jej wypaść z toru, są też "strzelanki" i gry komputerowe retro, tzw. gry arcade z Pac-Manem na czele.



Nie jest tanio: bilet dla osoby dorosłej kosztuje 40 zł, dla młodzieży powyżej 12 lat i studentów - 35 zł, dla dzieci do lat 12 - 25 zł. Plus jest taki, że jest to opłata za cały dzień korzystania z atrakcji. Dostaje się opaskę na rękę, można wyjść i potem wrócić. To jest bardzo dobry patent, bo natężenie migającego światła i hałasu jest tak duże, że trudno wytrzymać dłużej niż godzinę. Poza tym, trzeba mieć niezłą krzepę, żeby grać dłużej. Mnie po prostu rozbolały ręce.

Odpocząć można w barze działającym na miejscu lub wyjść do znajdującej się niedaleko doskonałej burgerowni Bydło i Powidło.

UWAGA! Do muzeum nie można wprowadzać wózków dziecięcych. Miejsca jest na tyle mało, że znacznie utrudniałyby korzystanie z automatów.

Interaktywne Muzeum Flipperów "Pinball Station"
ul. Kolejowa 8A

Stadion Narodowy


PGE Narodowy to nie tylko miejsce koncertów, imprez sportowych, czy wystawienniczych (aktualnie, jeszcze do 8 marca można zwiedzać Wystawę Budowli z Klocków Lego!). Zimą działa tu lodowisko (Zimowy Narodowy), ale stadion można też po prostu zwiedzać. Do wyboru jest kilka tras tematycznych (oprowadzanie przez przewodnika), np. Piłkarskie emocje, Znani i lubiani, Ekspresowy PGE Narodowy, Lekcja historii (pokazująca zachowane fragmenty Stadionu Dziesięciolecia, na którego miejscu wzniesiono Narodowy) i Poczuj się jak VIP, którą my wybraliśmy. Trasa pokazuje i piłkarskie szatnie (z oryginalnymi strojami reprezentacji Polski w piłce nożnej, i miejsce, gdzie podjeżdżają autokary z piłkarzami przed meczem, i sale, w których mecze oglądają VIP-y. Mnie urzekła szczególnie jedna, zaprojektowana przez Ewę Minge. Ponoć najczęściej wynajmowana jest na wieczory panieńskie. Nie dziwię się, choć cena (ok. 50 000 zł) mnie zmroziła, mimo że stadion zwiedzaliśmy latem. W ramach tej trasy wchodzi się również na tzw. punkt widokowy, czyli na najwyższą trybunę stadionu. Można też kupić bilet na sam punkt widokowy, bez oprowadzania po konkretnej trasie. Wchodzi się bez przewodnika.





PGE Narodowy
Al. Księcia Józefa Poniatowskiego 1

ZOO


Z warszawskim ZOO mam związanych mnóstwo wspomnień z dzieciństwa. Byłam tam niezliczoną ilość razy, najczęściej z babcią. Te wspomnienia mają smak racuchów z jabłkami i zimnej herbaty z cukrem, prowiantu, który babcia wyciągała z ogromnej torby na ramię imitującej koszyk, gdy na chwilę siadałyśmy na ławce, by złapać oddech.

ZOO niewiele zmieniło się od tamtych czasów, choć powstały nowe pawilony dla goryli, słoni, owadów, czy rekina, który gościł w ogrodzie przez chwilę. Dalej lubię tam chodzić, moje dzieci zresztą też. Oczywiście najwięcej zwierząt jest na wybiegach latem, ale i w porach mniej oczywistych, np. w marcu, jest co robić. Choć sporo zwierząt jest wówczas w pawilonach, to jest większe prawdopodobieństwo, że w tym czasie uda się zobaczyć irbisy śnieżne. Przez cały rok dostępna jest też strefa swobodnych lotów, którą uwielbiamy i gdzie ptaki w obszernym pomieszczeniu mają warunki nieco zbliżone do naturalnych. Niestety ze względu na temperaturę i wilgotność nie da się tam wytrzymać zbyt długo.










Teren ogrodu zoologicznego jest bardzo rozległy. Oprócz klatek i wybiegów dla zwierząt są też nowoczesne place zabaw i mnóstwo punktów gastronomicznych, choć ja chyba w dalszym ciągu wolę nosić własne racuchy i napoje.

Miejski Ogród Zoologiczny w Warszawie
ul. Ratuszowa 1/3 03-461

Ogród Botaniczny PAN w Powsinie


To miejsce niezwykle relaksujące i pozwalające wśród oszałamiającej przyrody odpocząć od zgiełku miasta. Największą atrakcją ogrodu są kwitnące w połowie kwietnia magnolie, potem zaś rododendrony we wszystkich chyba kolorach tęczy.





Dzieciakom do gustu przypadła też ekspozycja roślin górskich, która przypomina fragment szlaku gdzieś w Beskidach, czy Pieninach, staw z roślinami wodnymi, gdzie wytyczono ścieżkę wymagającą przeskakiwania z kamienia na kamień (o, dziwo, żadne z czwórki, z którymi byliśmy, się nie skąpało!) i szklarnia z florą egzotyczną, m.in. owocującymi pomarańczami i cytrynami.





Polska Akademia Nauk Ogród Botaniczny - Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej w Powsinie
ul. Prawdziwka 2

Z dzieckiem w muzeum, czyli ekspozycje muzealne dla dzieci


Jeśli tu zaglądacie, to pewnie wiecie, że jestem muzealną maniaczką i moje dzieci ciągam po wystawach właściwie odkąd nauczyły się chodzić. Może właśnie dlatego od jakiegoś czasu nie znoszą muzeów! Jeśli więc nie chcecie popełnić mojego błędu i nie zrazić maluchów do obcowania ze sztuką, wybierzcie takie muzeum, które ma ofertę skierowaną do rodzin z dziećmi.

Muzeum dla Dzieci w Państwowym Muzeum Etnograficznym w Warszawie

W ramach Państwowego Muzeum Etnograficznego działa Muzeum dla Dzieci. To oddzielna strefa ekspozycyjna z wystawą stałą oraz wystawami czasowymi skierowanymi do najmłodszych zwiedzających. Łączy poznawanie tradycji i kultur z różnych stron świata z zabawą. Można dotykać eksponatów i np. przebierać się w stroje z rozmaitych zakątków naszego globu. Organizowane są także warsztaty tematyczne.

Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie
ul. Kredytowa 1

Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN

W muzeum działa przestrzeń edukacji rodzinnej "U króla Maciusia", gdzie poprzez zabawę dzieci mogą odkrywać świat żydowskiej kultury, tradycji i historii. Strefa przeznaczona jest dla dzieci do lat 10. Wejście jest bezpłatne (wejściówka do odebrania w kasie), odpłatne są natomiast prowadzone na miejscu warsztaty. Obowiązuje zmiana obuwia.

Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
ul. Mordechaja Anielewicza 6

Muzeum Narodowe w Warszawie

Muzeum ma bardzo bogatą ofertę skierowaną do rodzin. W każdą niedzielę odbywają się tematyczne warsztaty rodzinne dla dzieci w wieku 5-12 lat i ich opiekunów. Gdy chłopcy byli nieco młodsi uczestniczyliśmy w takich warsztatach poświęconych Hoplitom. Dzieciaki miały najpierw wykład, potem samodzielnie wykonywały tarcze przy niewielkiej pomocy animatorki. Dostały też pamiątkowe fotografie z Polaroida. Koszt to 15 zł za bilet dla dziecka i 15 zł za bilet dla opiekuna (obecność opiekuna jest wymagana).

Muzeum oferuje również programy skierowane do dziadków z wnukami (Sztuka dla wnuka) oraz do rodziców dzieci w różnym wieku: MAMY w Muzeum (dla rodziców na urlopach macierzyńskich/ojcowskich), Mam dwa latka, dwa i pół (dzieci w wieku 2-3 lata) oraz Trzy, cztery, START! (dzieci w wieku 3-4 lata). Teraz, w czasie ferii zimowych, można skorzystać także z opcji Ferie w MNW przeznaczonej dla dzieci w wieku 5-12 lat (w środy, czwartki, piątki i niedziele o godz. 12.00; koszt taki jak dla warsztatów niedzielnych i również wymagana obecność opiekuna).

Muzeum Narodowe w Warszawie
Al. Jerozolimskie 3

Muzeum Sztuki Nowoczesnej

Muzeum oferuje najciekawszą, według mnie, formę prezentacji sztuki najmłodszym, czyli oprowadzania dla dzieci po aktualnych, "dorosłych" wystawach czasowych. Maluchy dostają poduszki, siadają na podłodze przy wybranym obiekcie, o którym opiekun opowiada im w przystępny sposób. U nas zawsze taka forma przekazu sprawdzała się najlepiej.

Muzeum Sztuki Nowoczesnej
Muzeum na Pańskiej - ul. Pańska 3
Muzeum nad Wisłą - ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 22

Zachęta

Zachęta raz na jakiś czas organizuje niebanalne wystawy czasowe dla dzieci, pozwalające im lepiej zrozumieć sztukę współczesną, która przecież często jest trudna w odbiorze nawet dla dorosłego widza. Po sukcesie ekspozycji "Wszystko widzę jako sztukę", 8 lutego ruszyła kolejna skierowana do najmłodszych, "Co dwie sztuki to nie jedna". Przygotowana została wspólnie przez artystów oraz... ich dzieci. Znowu można wszystkiego dotykać, wchodzić do "eksponatów", czy być częścią instalacji. Potrwa do 13 kwietnia. My jeszcze nie byliśmy, ale jestem jej bardzo ciekawa, bo "Wszystko widzę jako sztukę" podobała nam się bardzo. Chyba nawet mi bardziej niż dzieciom!



Zebranie materiału do tego wpisu zajęło nam jakieś dwa lata i uświadomiło mi, jak wiele więcej możliwości mają współcześni rodzice niż moi, gdy ja sama byłam dzieckiem. A jednak czasem zastanawiam się, jakie chłopcy będą mieli wspomnienia z dzieciństwa. Czy zapamiętają smak racuchów wyciąganych przez babcię z torebki z szarego papieru, czy raczej bitwy na poduszki w muzealnej sali, czy obraz obejrzanych w dzieciństwie dzieł sztuki będą mieć jeszcze przed oczami jako dorośli ludzie. 

To pierwszy z tematycznych przewodników po Warszawie, jakie dla Was przygotowałam. Kolejne postaram się publikować co 2-3 miesiące. Dajcie znać, o czym chcielibyście przeczytać! Cykl Warszawa przyłapana będzie się ukazywać co miesiąc, jak do tej pory.

Zgodnie z obietnicą zapraszam Was do lektury pozostałych przewodników po Warszawie: