piątek, 31 sierpnia 2018

Warszawa przyłapana... w sierpniu 2018

Lato w mieście potrafi dać w kość, szczególnie, gdy temperatura przekracza 30°C, a w biurze właśnie padła klimatyzacja. Gdy jednak ma się wyrozumiałych przełożonych, którzy w takich dniach pozwalają wyjść z pracy dwie godziny wcześniej i gdy nie trzeba spieszyć się do domu, bo dzieciaki na obozie, wtedy warto iść ochłodzić się... do muzeum! Szczerze mówiąc, nie przypuszczałam, że zdążę zobaczyć kończące się w tym miesiącu wystawy w Zachęcie. Tak naprawdę najbardziej chciałam obejrzeć ekspozycję "Przestrzeń niewysłowiona" poświęconą twórczości artystów związanych z Wydziałem Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie: Jerzego Sołtana, Lecha Tomaszewskiego i Andrzeja Jana Wróblewskiego. Założeniem wystawy było pokazanie twórczości tych artystów na trzech płaszczyznach: sztuki, w przestrzeni (architektura) i przy projektowaniu - każda sala wystawowa poświęcona była jednej z tych dziedzin. Jako pierwsze pokazano dokonania artystyczne wszystkich twórców, druga w kolejności i, o dziwo, dla mnie najciekawsza, była sala poświęcona architekturze, gdzie zobaczyć można było projekty i zdjęcia m.in. Pawilonu Polskiego na Expo'58 w Brukseli oraz kompleksu sportowego Warszawianka w stolicy, dokąd w dzieciństwie chodziłam z babcią na baseny. Ostatnia część ekspozycji nieco mnie zawiodła, bo szczerze mówiąc liczyłam na to, że pokazanych zostanie więcej przykładów wzornictwa przemysłowego, a tak naprawdę był skuter Osa, miniaturowy model koparki z zakładów Waryńskiego i fenomenalne żelazka, które nigdy nie weszły do produkcji. Ogólnie wystawa ciekawa, ale czegoś mi w niej brakowało. Jakiejś kropki nad i, tym bardziej, że Wydział Wzornictwa na ASP w Warszawie obchodzi właśnie czterdziestolecie działalności.




Właściwie to miałam zobaczyć tę jedną wystawę i wracać do domu, ale bilet wstępu obejmuje wszystkie ekspozycje, a w muzeum było tak przyjemnie chłodno... Poszłam więc na piętro, gdzie czekały dwie dalsze ekspozycje i... oniemiałam, bo prosto ze schodów weszłam w świat minimalizmu, prostych form i falujących bibuł. To wystawa "Koji Kamoji. Cisza i wola życia" japońskiego artysty od 1959 r. mieszkającego i tworzącego w Polsce. Wow! Przyznam szczerze, że twórca zupełnie mi nieznany, a prace świetne i bardzo mocno działające na wyobraźnię. Instalacje, obiekty przestrzenne, które nie bardzo wiem, czy nazwać można obrazami, czy raczej rzeźbami, trochę rysunków. Typowo azjatycki minimalizm zostawiający widzowi dużo miejsca na interpretację i emocje. Tytułowa instalacja "Cisza i wola życia", w którą widz może zagłębić się w dosłownym znaczeniu (chodzi się po specjalnych chodnikach), to nawiązanie do tradycji ogrodów japońskich. Lubię instalacje ze względu na ich niepowtarzalność. Są tu i teraz. Kompletnie się nie spodziewałam, że tak mi się ten Koji Kamoji spodoba! 




Na koniec jeszcze niewielka salka i bardzo mała wystawa pt. "Tango na 16 metrach kwadratowych" poświęcona współczesnemu mieszkalnictwu, szczególnie aranżacji mieszkań bardzo małych, w których przez lata królowały tzw. meblościanki. I taka też, tylko w wersji maxi jest głównym elementem wystawy. Do tego fotografie z rozmaitych mieszkań z meblościankami oraz obsypany nagrodami (m.in. Oscarem) film "Tango" Zbigniewa Rybczyńskiego z 1980 r. Wystawa tytuł wzięła właśnie od tego obrazu, a jej głównym założeniem jest uświadomienie, że małe mieszkania wymagają od swoich mieszkańców czasem nie lada gimnastyki, by dało się w nich normalnie funkcjonować. Tematyka aranżacji mieszkań w różnych okresach to temat nie nowy i goszczący już na wystawowych salonach, choćby przy okazji jednej z poprzednich edycji corocznego projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej Warszawa w budowie, w 2016 r. poświęconej mieszkalnictwu czasów transformacji ustrojowej. Wystawę w Zachęcie można oglądać do 14 października.



Przed Zachętą natomiast można było zobaczyć efekt warsztatów rzeźbiarskich Wiatrołomy 2018 wchodzących w skład wystawy Plac Małachowskiego 3. Rzeźbiarze Paweł Althamer i Roman Stańczak oraz zaproszeni przez nich goście przez dwa tygodnie tworzyli prace wykorzystując przewrócone przez majowe burze drzewa na Placu Małachowskiego. W efektach widać przede wszystkim dobrą zabawę i nieco dystansu do sztuki przez duże S.





Kilka dni temu w Zachęcie wystartowała kolejna wystawa, którą bardzo chcę zobaczyć, "Dziary. Maurycy Gomulicki". Kto tu zagląda, ten wie, że to jeden z moich ulubionych artystów współczesnych. W zeszłym miesiącu pokazywałam Wam jego cudne neony w ogrodzie restauracji Biała - zjedz i wypij na Saskiej Kępie. Tym razem w Zachęcie można obejrzeć fotografie, które artysta robił przez ostatnie 11 lat, a na nich... tatuaże. Ale nie te piękne, współczesne arcydzieła, wręcz malarstwo na skórze, tylko pospolite, tytułowe dziary wykonywane w więzieniach, domach poprawczych itp. Śledzę profil Gomulickiego na Instagramie (@maurycygomulicki) i część zdjęć już widziałam, zaś wystawę zostawiam sobie na wrzesień, bo w tym miesiącu byłam już na ośmiu różnych w Warszawie i Łodzi, o której niebawem opowiem, bo miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

Trochę działo się także na stołecznej scenie street artu. Tzw. patelnię przy stacji metra Centrum ozdobił mural będący interpretacją tekstów jednego z bardziej znanych polskich raperów, Sokoła (Wojciecha Sosnowskiego). Jego autorką jest Beata "Barrakuz" Śliwińska, wykonanie zaś to zasługa Good Looking Studio. Barrazkuz specjalizuje się w technice kolażu, co pokazała także przy projektowaniu muralu, gdzie obok klasycznego obrazu wykorzystała także lusterka świetnie odbijające okoliczne wieżowce. Powtórzę to już po raz kolejny: szkoda, że murale z patelni mają tak krótki żywot, bo to kolejny, który zasługuje na nieco dłuższe istnienie w przestrzeni miasta.











W sierpniu głośno było także o tzw. Galerii Ukraińskiej. Na filarach wiaduktu przy ul. Zygmunta Słomińskiego (naprzeciwko Dworca Gdańskiego) powstał cykl murali namalowanych przez polskich i ukraińskich artystów i poświęcony stosunkom polsko-ukraińskim na przestrzeni lat oraz kulturowemu podobieństwu obu narodów. Nie miałam jeszcze okazji ich zobaczyć, ale mam nadzieję, że uda się to nadrobić w najbliższych dniach i pokazać Wam efekty we wrześniowym podsumowaniu wydarzeń w Warszawie.

25 sierpnia ruszyła jubileuszowa dziesiąta edycja Festiwalu Warszawa Singera. Jedną z festiwalowych aren stała się wpisana w tym roku do rejestru zabytków kamienica przy Waliców 14. Na placu pod charakterystycznym muralem Kamień i co odbywały się koncerty i performance, zaś na płocie zabezpieczającym budynek zawisły fotografie w ramach plenerowej wystawy "Okno na Waliców" pokazującej historię kamienicy oraz projekty studentów Wydziałów Architektury Politechniki Mediolańskiej i Warszawskiej na rewitalizację tego miejsca. Dobrze by było, gdyby udało się tu stworzyć przestrzeń kulturalną.




Tymczasem na Pradze zmiany idą w odwrotnym kierunku. Na rogu Stalowej i Czynszowej (zespół kamienic Władysława Pachulskiego i Andrzeja Domańskiego), tam, gdzie znajdują się murale Ernesta Zacharevicia i Sebasa Velasco, powstaje kompleks bloków mieszkalnych Praga na nowo. Teren jest już ogrodzony. Wizualizacje pokazują, że zasłonięte zostaną zabytkowe kamienice i prawdopodobnie oba zdobiące je murale.

W podsumowaniu sierpnia nie mogę pominąć jeszcze jednego wydarzenia, mianowicie defilady z okazji Święta Wojska Polskiego. Zazwyczaj tego typu wydarzenia oglądam w telewizji, tym razem jednak, szczególnie ze względu na dzieci, postanowiliśmy zobaczyć to na żywo. Ludzi było mnóstwo, ale udało nam się usiąść na skarpie u podnóża kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, skąd mieliśmy doskonały widok na wszystko, co działo się na dole, a przede wszystkim na przelatujące ponad głowami samoloty, które i na mnie, i na chłopakach zrobiły największe wrażenie. 












A skoro o samolotach mowa, to ostatnio, za sprawą premier kinowych, sporo się mówiło o bitwie o Anglię. Tymczasem całkiem niedawno odkryłam, że w przejściu podziemnym przy stacji metra Pole Mokotowskie zobaczyć można fantastyczną kompozycję emaliowaną Stefana Knappa z 1996 r. poświęconą tej tematyce. To jedna z ostatnich prac artysty, który zmarł w tym samym roku. Obraz znajduje się za szybą, więc ciężko zrobić dobre zdjęcie, dlatego polecam zobaczyć w realu. Knapp to jeden z najbardziej oryginalnych artystów powojennych. Tworzył głównie na emigracji i w Polsce niewiele jest jego prac. Dwie najbardziej znane znajdują się na obiektach uniwersyteckich w Toruniu i w Olsztynie. Ta jest o tyle ciekawa, że Knapp w czasie wojny sam był lotnikiem.



Poza tym z chłopcami odwiedziliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego, ZOO i nadrabialiśmy zaległości w oglądaniu praskich murali. To był bardzo intensywny miesiąc! 

WARSZAWA ZE SMAKIEM

Muszę przyznać, że gdy miesiąc temu napisałam, że chciałabym pokazywać tu tylko miejsca godne rekomendacji, nie przypuszczałam, że to być może porywanie się z motyką na słońce. Bo choć restauracji i barów w Warszawie jest mnóstwo, to jednak większość wypada bardzo średnio. W tym miesiącu jedliśmy w kilku różnych i choć tak naprawdę nie mam się za bardzo do czego przyczepić, to większość też nie jest miejscami, które chciałabym w szczególny sposób zarekomendować. Ale na szczęście udało mi się znaleźć i coś wartego polecenia.

Bydło i Powidło Meat-ing Place

Zazwyczaj, gdy wybieram się gdzieś z chłopcami sama, szukamy miejsc serwujących burgery lub steki, bo wtedy mam pewność, że dzieciaki na pewno nie wyjdą głodne! Bydło i Powidło specjalizuje się właśnie w tych rodzajach dań. Lokal mieści się w niewielkim przeszklonym pawilonie w sąsiedztwie bloków osiedla mieszkaniowego 19. Dzielnica na Woli. Latem ma ogródek, niestety bez żadnych parasoli ani innego zadaszenia, więc w tak upalne dni, jakimi uraczył nas sierpień, ciężko tam wysiedzieć.



Chłopcy zamówili po burgerze: Jerzyk w wersji classic (22 zł), Andrzej bacon bbq (26 zł). Ja zdecydowałam się na steka. W ofercie restauracji jest siedem rodzajów steków z różnych gatunków mięsa pochodzących od różnych gatunków bydła lub z tego samego gatunku, ale z innych krajów. Wybrałam rib-eye (antrykot), który lubię najbardziej z wołowiny rasy Limusine pochodzącej z Polski z dodatkiem sosu na bazie whiskey (64 zł). Do tego zamówiliśmy po dwie porcje domowych frytek i sałatki colesław oraz jedne krążki cebulowe (dodatki po 9 zł za porcję). Chłopcy wybrali stopień wysmażenia medium well, ja medium rare i dostaliśmy soczyste mięso zgodne z zamówieniem. Dodatkowo bardzo podobał mi się pomysł serwowania burgerów z odkrytą górną częścią bułki i położoną obok. Łatwej wtedy jeść całość nożem i widelcem.






Wszystko nam smakowało, jedynie frytki jak na domowe, mogłyby być grubiej krojone, bo były nieco zbyt wysuszone. Obsługa bez zarzutu.

Bydło i Powidło
ul. Kolejowa 47 (Wola, osiedle 19. Dzielnica)

Artbistro Stalowa 52

Restauracja mieści się w starej kamienicy na Pradze. Stoliki ustawione są już w bramie prowadzącej na podwórko, gdzie z kolei stoi przeszklony pawilon, który stanowi właściwą część restauracji. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie architektoniczne. Nowoczesna szklana bryła świetnie kontrastuje z pamiętającą przedwojenną Warszawę czerwoną, nieotynkowaną cegłą. Cudnie musi być tu zimą! Niestety tego dnia, gdy odwiedziliśmy lokal ta część była zarezerwowana na ślub i wesele, więc musieliśmy zająć jeden ze stolików w bramie, dlatego, wybaczcie proszę jakość zdjęć.





Menu restauracji jest krótkie: przystawki, dwie zupy, trzy drugie dania, dwa rodzaje makaronów, sałatka i desery. Zmienia się dosyć często i akurat zagościły w nim kurki, więc zdecydowałam się na makaron z tym gatunkiem grzybów (36 zł). Był smaczny, kurek w aksamitnym śmietanowym sosie było całkiem sporo. Andrzej zamówił chłodnik (16 zł), który dosłownie pochłonął, a Jerzyk pieczywo z oliwkową tapenadą i pastą z anchois (16 zł) i ta druga smakowała mu bardziej. Potem obaj zjedli po solidnej porcji uda z gęsi z opiekanymi ziemniakami, ćwiartkami jabłka i wiśniami (75 zł) i dopchnęli jeszcze fantastyczną bezą przekładaną kwaśną galaretką z marakuji (19 zł). Niebo w gębie! Do tego pyszna lemoniada (19 zł za 1 l) i domowa mrożona herbata (12 zł), której fanką zostałam w czasie tegorocznych wakacji. Coraz częściej taka właśnie zastępuje w restauracjach gotowe produkty w plastikowych butelkach. Jest i zdrowsza, i bardziej ekologiczna, i przede wszystkim smaczniejsza.






Dodatkowym atutem restauracji jest fantastyczna obsługa, która i zamieni z Wami kilka zdań, i pomoże w wyborze dania. Będziemy wracać!  

Art Bistro Stalowa 52
ul. Stalowa 52 (Praga Północ)

REKOMENDACJE NA WRZESIEŃ

W Zachęcie wciąż można będzie zobaczyć dwie ze wspomnianych wcześniej wystaw: "Tango na 16 metrach kwadratowych" (do 14 października) i "Dziary. Maurycy Gomulicki" (do 28 października).

1 września Śródmieście i Wola oddadzą się we władanie multimediów. O godz. 21:00 na fasadzie Pałacu Staszica (Polska Akademia Nauk) pojawi się multimedialna opowieść pt. "Wrzesień' 39. Miasto Warszawa". Mapping 3D przygotował Instytut Pileckiego. Pokazana zostanie Warszawa w XX w. - od odzyskania niepodległości, przez Bitwę Warszawską, rozwój miasta w dwudziestoleciu międzywojennym, II wojnę światową, lata powojennej walki o wolną Polskę, aż po czasy współczesne. Kilkuminutowe pokazy będą się odbywać co 15 minut aż do północy. Wstęp wolny. Z kolei w Parku im. Szymańskiego na Woli odbędzie się inauguracja nowych warszawskich fontann multimedialnych. Pierwszy piętnastominutowy pokaz przy muzyce rozpocznie się także 1 września o godz. 21:15, kolejne codziennie o godz. 20:30. Tu także wstęp bezpłatny.

8 września przy bulwarze gen. Pattona odbędzie się doroczne Święto Wisły, w tym roku pod hasłem "Dopóki płynie". Bardzo podoba mi się plakat projektu Oli Jasionowskiej reklamujący wydarzenie. Początek o godz. 13:00. W programie m.in. jak co roku parada jednostek pływających po Wiśle, ale i coś zupełnie nowego i niezwykłego - widowiskowe przejście po taśmie zawieszonej pomiędzy dwoma brzegami rzeki! Nie wiem, czy mam na tyle mocne nerwy, żeby to zobaczyć!



Synoptycy zapowiadają ładny, ciepły wrzesień, więc jeśli nie wyjeżdżacie na pozasezonowe wakacje, zróbcie je sobie w Warszawie! Idźcie nad Wisłę, na spacer, do kawiarni, zanim znikną letnie ogródki. Popatrzcie na miasto okiem turysty, mijając ludzi spieszących się do pracy, czy dzieciaki spóźnione do szkoły. Warszawa z tej perspektywy wygląda zupełnie inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz