piątek, 7 września 2018

Pułtusk. Niezwykłe zwykłe miasto

W pewien styczniowy wieczór Anno Domini 1868 niebo nad Pułtuskiem nagle pojaśniało i coś z niego gruchnęło. Niezwykłe zjawisko widoczne było w dużej części Europy, jednak to na wschód od tego mazowieckiego miasta na okoliczne wsie posypał się deszcz kosmicznych kamieni, meteorytów. Było ich, bagatela, około 200 tysięcy! Podobno, jeśli dobrze pogrzebać, do dziś można znaleźć grudki tego drogocennego minerału. 

W minioną niedzielę, w ten iście letni, ostatni dzień wakacji, zanim w szkole odezwał się pierwszy dzwonek, ruszyliśmy w jeszcze jedną, niedaleką, wakacyjną podróż. Pułtusk już od dawna był na naszej liście miejsc do zobaczenia, choć wcale nie zamierzaliśmy szukać nieodkrytych kawałków meteorytów. Jeśli jednak chcecie zobaczyć część z tych, które wówczas spadły w okolicach Pułtuska, swoje kroki skierujcie do miejscowego Muzeum Regionalnego. Największe okazy niestety wyjechały z miasta: prawie kilogramowy do Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, nieco mniejszy zaś, o wadze ok. 800 g, do Muzeum Ziemi Polskiej Akademii Nauk w Warszawie. W pułtuskim muzeum pozostało 13 fragmentów. 



Muzeum mieści się w dwóch gmachach (obowiązuje jeden bilet). Meteoryty wyeksponowane są w jednej z klasycystycznych kamienic przy Rynku. To chronologicznie druga część ekspozycji, skupiająca się na historii od XVII do XX w., a to przecież w tym czasie, dokładnie 150 lat temu, miał miejsce deszcz meteorytów. Kosmiczne kamienie zajmują jedną gablotę i giną nieco wśród pamiątek poświęconych urodzonemu w Pułtusku malarzowi romantycznemu Antoniemu Teofilowi Kwiatkowskiemu, który przyjaźnił się z Fryderykiem Chopinem oraz rozegranej pod Pułtuskiem w 1806 r. bitwie między wojskami Napoleona, a Rosją. Choć uznaje się ją za nierozstrzygniętą, to jednak Rosjanie wycofali się za Narew, zaś nazwę miasta na pamiątkę uwieczniono na Łuku Triumfalnym w Paryżu, pośród innych nazw miejscowości, pod którymi wojska napoleońskie odniosły zwycięstwa. Sam Napoleon trzy dni po bitwie gościł w Pułtusku. Przy Rynku wciąż stoi kamienica, w której rezydował.





Druga część wystawy, a chronologicznie pierwsza, mieści się w charakterystycznej ratuszowej wieży z czerwonej cegły. Sam Ratusz, który stoi niemal w połowie pułtuskiego Rynku uznawanego za najdłuższy brukowany Rynek w Europie (ma 380 m), to powojenna rekonstrukcja, bowiem miasto w czasie II wojny światowej zostało zniszczone w 85%. Ale zachowana wieża to gotycko-renesansowy oryginał. Jej budowę rozpoczęto w I poł. XV w. Skrzypiące schody prowadzą przez siedem pięter najdawniejszych dziejów Pułtuska. Bo to jedno z najstarszych miast na Mazowszu. Prawa miejskie Pułtusk otrzymał już w 1257 r., następnie potwierdzono je w 1339 r. (lokowanie na prawie chełmińskim, pamiętamy ze szkoły o co chodzi, prawda?). Od początku był miastem biskupim, siedzibą biskupów płockich, którzy rezydowali na pułtuskim zamku, doskonale widocznym z ostatniej kondygnacji ratuszowej wieży.



I to właśnie dla widoków warto wdrapać się na samą górę. Przez niewielkie okienka spojrzeć można na cztery strony świata: z jednej na wspomniany zamek, z drugiej na renesansową kolegiatę, kolejny z najważniejszych zabytków w mieście, a także na czerwone dachy kamieniczek. I jeszcze na przegląd pułtuskiej motoryzacji na płycie Rynku, bowiem plac nie jest niestety wyłączony z ruchu. Co więcej, wciąż pełni swoją pierwotną, handlową funkcję. W jego części pomiędzy Ratuszem a kolegiatą stoją schludne, jednakowe drewniane kramy, które w dzień handlowy zapełniają się rozmaitymi towarami. Z drugiej strony, za siedzibą władz miasta, nieliczne kawiarniane i restauracyjne ogródki, które letnią porą wyległy na bruk, o miejsce konkurować muszą z samochodami. To bolączka wielu polskich miast. Wątpliwą przyjemnością jest jedzenie, czy picie kawy w towarzystwie odpalanych co parę minut silników i dudniących samochodowych odtwarzaczy płyt. A w tak ciepły i piękny dzień aż chciałoby się posiedzieć w takim miejscu i chłonąć atmosferę tego niespiesznego niedzielnego przedpołudnia.









Zamiast tego swoje kroki skierowaliśmy ku zamkowi. Bo jednym z dwóch powodów, dla których odwiedziliśmy miasto, były obchody V Dnia Tradycji Rzeczypospolitej i Piknik Husarski. Impreza miała na celu upamiętnienie 335 rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem, bowiem jedną z 25 chorągwi husarskich, które wzięły udział w bitwie i przyczyniły się do wygranej wystawił na własny koszt biskup płocki Stanisław Dąmbski. I tak jak 335 lat temu, z pułtuskiego zamku wyruszyła husaria, najpierw na uroczystą mszę św. w kolegiacie, by następnie wrócić na zamek i na polanie nad Narwią zaprezentować wojska dawnej Rzeczypospolitej. Były zatem prezentacje rycerzy, nie tylko ówczesnych wojsk polskich, ale i widowiskowy pokaz konnych łuczników tatarskich strzelających do celu, na końcu zaś turniej rycerski. I choć przyjechaliśmy na Piknik Husarski głównie dla dzieciaków, to ja także bawiłam się rewelacyjnie.







Zamek ma doskonałą lokalizację nad brzegiem Narwi. Otaczający go park schodzi nad samą rzekę, a tuż nad wodą znajduje się tawerna oraz dwie kameralne przystanie, w których można wypożyczyć łódki lub popłynąć w rejs gondolą (mieszczący się w zamku hotel oferuje swoim gościom romantyczną kolację w gondoli). W pobliżu jest też miejska plaża. Ta część miasta to idealne miejsce na piknik w słoneczny dzień.






Zanim po pikniku mieliśmy opuścić Pułtusk, chciałam jeszcze przyjrzeć się miastu. Jednym z miejsc must see jest oczywiście wspomniana wcześniej kolegiata, czyli gotycka bazylika kolegiacka Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z XV w., przebudowana w stylu renesansowym (słynne kolebkowe "sklepienie pułtuskie" wykonane w latach 1554–1561). Po katedrze płockiej jest drugą w hierarchii świątynią w tej diecezji. Wnętrze naprawdę robi wrażenie!





Jednak to, co lubię najbardziej w każdym większym, czy mniejszym mieście, to spacer jego ulicami, zaglądanie w bramy i na podwórka oraz w inne niekoniecznie oczywiste miejsca. Z muzealnej wieży widziałam czerwone dachy kamieniczek stojących w kilku rzędach. Im dalej od Rynku, tym bardziej są zaniedbane, ale widać i prace remontowe mające przywrócić im dawną świetność. Miasto przecinają kanały, dzięki którym zyskało ono przydomek Wenecji Mazowsza. Gdzieniegdzie na wodzie kołyszą się łódki. I mimo dość zwartej zabudowy ścisłego centrum, jest bardzo zielono, a na mostach i budynkach zajmowanych przez rozmaite instytucje, wiszą doniczki z kolorowo kwitnącymi kwiatami. Całość robi bardzo przyjemne dla oka wrażenie.






I tylko ten dworzec autobusowy... To był drugi powód naszej wizyty w Pułtusku. Modernistyczny budynek o bardzo ciekawej formie w 2017 r. został wyłączony z użytkowania. Dziś pełni jedynie funkcję poczekalni dla podróżnych. Kiedyś autobusy podjeżdżały na kilka stanowisk na dużym placu. Dziś zatrzymują się przed budynkiem, gdzie stanowisko jest jedno. A olbrzymi gmach, niewykorzystywany, niszczeje. Jego los wydaje się być przesądzony. Takich dworców, o dziś już niemodnej, ale wciąż urzekającej architekturze, były w Polsce pewnie setki. Po prywatyzacji PKS-u wiele z nich spotkał podobny los. Wraz z ich wyburzaniem odchodzi pewna epoka, czasy, gdy PKS-em można było dojechać do nawet najbardziej zapomnianych miejsc w całym kraju. Wiele z tych linii zostało zlikwidowanych, inne przejęli prywatni przewoźnicy. Stare dworce ustępują miejsca konstrukcjom ze szkła i stali, które zmieszczą także centrum handlowe. Dlatego jeżdżę po Polsce i fotografuję tę architekturę z lamusa. Może kiedyś nauczymy się ją doceniać. Byle nie było za późno!











Dziś Pułtusk jest nieco sennym, prowincjonalnym miasteczkiem leżącym przy drodze wiodącej z Warszawy na Mazury. Nie ma obwodnicy, a przelotówka prowadzi niemal przez ścisłe centrum, więc zazwyczaj tworzy się korek. Jeśli więc w tym właśnie miejscu dopadnie Was zniecierpliwienie lub zaczną irytować inni kierowcy, zróbcie sobie przerwę na kawę na pułtuskim Rynku, pospacerujcie po mieście, zajrzyjcie do kolegiaty i ratuszowej wieży, zejdźcie też koniecznie nad Narew. Dwie godziny w zupełności wystarczą, a zobaczycie pozornie zwykłe mazowieckie miasto, które jednak było świadkiem niezwykłych wydarzeń i które ma do opowiedzenia wiele niezwykłych historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz