niedziela, 30 września 2018

Warszawa przyłapana... we wrześniu 2018

W Warszawie coraz wyraźniej czuć już atmosferę obchodów stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Od 1 września Most Śląsko-Dąbrowski i ratuszowe elewacje we wszystkich chyba dzielnicach podświetlone zostały na biało-czerwono (w godz. 20:00-1:00). Akcja będzie trwała do 30 listopada. Iluminacja w barwach narodowych pojawi się także na Pałacu Kultury i Nauki, jednak w każdym miesiącu tylko przez kilka dni (1-7 września, 13-19 października, 11-17 listopada).

Ratusz na Bemowie

Do świętowania jubileuszu włączyły się też niektóre warszawskie muzea. I tak, kilka z nich od września do końca listopada przygotowało dla osób posiadających Kartę Warszawiaka bilety za złotówkę (projekt "Muzeum za 1 zł"). To m.in. Muzeum Warszawy, Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Muzeum Narodowe szykuje na tę okoliczność specjalną ekspozycję, tymczasem jeszcze do dziś można w nim było zobaczyć olbrzymią monograficzną wystawę pt. "Józef Brandt 1841–1915". Takie malarstwo to trochę nie moja bajka, ale muszę przyznać, że ogromne wrażenie zrobiła na mnie precyzja, z jaką artysta odtwarzał poszczególne sceny, choćby tumany kurzu wznoszone przez końskie kopyta. Wystawa obudziła drzemiące we mnie już od jakiegoś czasu marzenie o podróży na wschód, na rubieże dawnej Rzeczypospolitej. Dla chłopaków była też świetnym uzupełnieniem niedawnej wycieczki do Pułtuska i pokazów rycerskich, gdzie można było podziwiać m.in. tatarskich łuczników strzelających z grzbietu galopującego konia do celu. Jeden z obrazów Brandta przedstawiał podobną scenę. Moje dzieci coraz trudniej jest zainteresować klasycznymi ekspozycjami muzealnymi. W dobie multimediów i stymulacji wszystkich zmysłów, klasyczne płótna na ścianach są po prostu nudne. Cieszę się więc, że przynajmniej tematyka obrazów Brandta nieco przypadła im do gustu. Obawiam się jednak, że teraz częściej do muzeów będę chodzić sama.




Niespecjalnie lubię reklamę wielkoformatową w postaci murali. Jednak i w tej dziedzinie zdarzają się perełki i jedna z takich właśnie powstała niedawno w Al. Jana Pawła II vis a vis Złotych Tarasów. To nowy kolaż Barrakuz dla odzieżowej marki Medicine. Co więcej, ten piękny obraz zdobi też koszulki z najnowszej kolekcji Medicine. Marka do współpracy zaprosiła także Natalię Rak, autorkę jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich murali, białostockiej Dziewczynki z konewką. To już druga w ostatnim czasie realizacja Barrazkuz na stołecznych murach. Wcześniej można było podziwiać jej mural poświęcony postaci jednego z bardziej znanych polskich raperów, Sokoła (Wojciecha Sosnowskiego) na tzw. patelni przy stacji metra Centrum. Niestety zastąpił go już inny, autorstwa kolejnej zdolnej dziewczyny, Oli Jasionowskiej, dotyczący wyborów Warszawianki Roku. I choć twórczość Jasionowskiej także bardzo cenię (do tej pory zachwycam się jej plakatem na Święto Wisły), to pracy Barrakuz szalenie mi szkoda, bo to był jeden z lepszych murali w tym miejscu ever. Mona Lisa dla Medicine też niebawem zniknie, wszak to tylko reklama.




A skoro mowa o Święcie Wisły, to muszę przyznać, że spacer slacklinerów po taśmie z jednego brzegu rzeki na drugi, noszący tytuł "Przejdziem Wisłę...", który był główną atrakcją tegorocznej edycji imprezy, był naprawdę ekscytujący! W dodatku ostro bujało, więc szacun dla Kuby Morawskiego za to trzymające w napięciu widowisko!




WARSZAWA ZE SMAKIEM

LAS - Lokalna Atrakcja Stolicy

To dość nowy adres na restauracyjnej mapie Warszawy. Znajduje się w miejscu, w którym poprzednio działał Solec 44. Nazwa LAS jest nieprzypadkowa. Pawilon, w którym urządziła się restauracja, wysokie drzewa oddzielają od wiaduktu kolejowego. Siedząc w ogródku z tej strony można naprawdę poczuć się jak w lesie, gdyby nie łoskot przejeżdżających co chwilę pociągów. Wnętrze też jest pełne zieleni. 





W menu kuchnia polska, ale w nowoczesnym wydaniu. Wśród przystawek choćby takie klasyki jak paprykarz szczeciński serwowany... w puszce, czy kanapka z metką. Jerzyk, ośmiolatek, z tej części karty wybrał tatar wołowy (27 zł), ładnie podany, z żółtkiem w postaci kogla-mogla! Dziesięcioletni Andrzej zdecydował się na gęsie żołądki konfitowane podawane na grzance z chałki i posypane mieszanką tartego parmezanu i orzechów, dodatkowo z oliwą orzechową (22 zł). Ja zrezygnowałam z przystawki, bo zazwyczaj chłopcy coś zostawiają, ale tym razem musiałam obejść się smakiem. 




Pora zatem na dania główne. Jerzyk wybrał pierogi z ogonami wołowymi i oddzielnie podawanym do okraszenia sosem orzechowym (28 zł), Andrzej miętusa z puree z zielonego groszku z... miętą, konfitowaną sałatą rzymską i orzeszkami cedrowymi oraz podawanym oddzielnie do okraszenia bulionem warzywnym z agrestem (36 zł), ja świecę wołową z puree z marchewki z kardamonem, zielonym groszkiem w emulsji maślanej, marynowanymi szyszkami i demi glace (38 zł). Przyznam szczerze, że świecę wołową jadłam po raz pierwszy. To stosunkowo nowa pozycja w kartach polskich restauracji. Mięso pochodzi z mięśnia przepony. LAS serwuje je idealnie krwiste, dodatki też były doskonale dobrane, jednak po zmianie menu świeca podawana jest z puree z pasternaku, grzybowym demi glace i brokułem (cena bez zmiany) i tej wersji jeszcze nie próbowałam.





Kelnerzy zazwyczaj się dziwią, kiedy najmłodsi zamawiają takie, w sumie nie-dziecięce dania, a jednak pierwszym pytaniem do matki z dwójką dzieci było, czy podać dla nich menu dziecięce, czy dorosłe. Bo LAS ma cudowną ofertę skierowaną do maluchów, odbiegającą od tego, do czego rodziców przyzwyczaiła większość restauracji, czyli nuggetsów z kurczaka i frytek. W tym czasie, gdy odwiedziliśmy restaurację dzieci mogły zamówić m.in. pierogi z jagodami, czy pomidorową z ryżem, jak u babci. Poza tym restauracja ma także... menu niemowlęce! No jak chodzę po restauracjach, to z czymś takim spotkałam się po raz pierwszy! W karcie trzy pozycje: mus z marchewki i ziemniaka, mus z pieczonego jabłka i jarzynowa z drobiem.

Podsumowując, to miejsce idealne na rodzinny obiad, w szczególności z dziećmi. Kuchnia polska w najlepszym wydaniu, z doskonałą obsługą. 

LAS - Lokalna Atrakcja Stolicy
ul. Solec 44 (Powiśle)

CieKawa Cafe

Blokowiska, te sypialnie Warszawy, to ciężki temat, jeśli chodzi o gastronomię. Zazwyczaj jest jakaś pizzeria, kebab, czasem sushi, a w ostatnich latach także modne burgery. Gdy w 2012 r. na jednym z osiedli Bemowa otworzyła się CieKawa Cafe, od razu się wyróżniała. Po pierwsze ogródkiem z kolorowymi leżakami. Po drugie menu serwującym obok kawy i ciast, także śniadania, ale i makarony, czy kanapki, które w ostatnim czasie zostały zastąpione prze bajgle. Po trzecie organizacją ciekawych imprez tematycznych np. wieczorów gier w planszówki, czy warsztatów rękodzielniczych.

Od sześciu lat kawiarnia i bistro przyciągają mieszkańców w różnym wieku, od nastolatków wpadających tu w ciepłe dni na lody, po kilkudziesięcioletnie panie umawiające się na plotki przy kawie. Oprócz stałego menu, jest też menu sezonowe. W sierpniu i wrześniu główną rolę grały w nim kurki, które niebawem ustąpią miejsca dyni.

Z menu standardowego polecam hummus z warzywami (18 zł), bruschetty z tapenadą (14 zł), które uwielbia Jerzyk zadziwiając obsługę we wszystkich restauracjach, makaron z chorizo i krewetkami (33 zł) oraz fantastyczne bajgle (18-20 zł).





W menu kurkowym można było znaleźć dwa rodzaje bajgli: klasyczny, z wołowiną, z dodatkiem oscypka i pikantnego chutney'a z wędzonych papryczek chili chipotle i żurawiny (28 zł) oraz wegetariański, z camembertem (27 zł). Ponadto zachwyciły mnie krewetki w sosie kurkowym z pomidorkami koktajlowymi (33 zł), które jadłam dwa razy, żeby ich smak zapamiętać do kolejnego sezonu. Smaczne było także risotto z kurkami (27 zł).






Ciast nie ma w karcie, wybiera się z tego, co akurat tego dnia jest w ofercie, zazwyczaj beza, tarty (polecam z musem czekoladowym i chili), czy serniki, z oreo na czele (12-14 zł za porcję).




Kawiarnia jest ekologiczna. Można przyjść na kawę z własnym kubkiem, a niedawno zrezygnowała z serwowania słomek do napojów.

Uwielbiam tego typu miejsca!

CieKawa Cafe
ul. Powstańców Śląskich 80d (Bemowo)

REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK

Już wczoraj, 29 września ruszyła tegoroczna edycja festiwalu Street Art Doping. Tym razem główną sceną artystycznych wydarzeń stało się Centrum Praskie Koneser. W Pop up Galerii przy rynku Konesera do 2 grudnia można zobaczyć wystawę pt. "Nowy Porządek". Tytułowy porządek to zastosowanie geometrii w street arcie. Jak piszą organizatorzy, street art odchodzi od krzyku i gotowej narracji na rzecz fascynacji geometrią i coraz bardziej abstrakcyjnych, otwartych w interpretacji kompozycji. Od zawsze powtarzam, że sztuka uliczna śmiało może być traktowana jako jeden z gatunków "prawdziwej" sztuki. Jak widać, nawet ewoluuje w podobny sposób. Na terenie Konesera ma powstać także mural w kolaboracji biorących udział w festiwalu Seikona i Chazme 718.

7 października odbędzie się impreza biegowa dla twardzieli, Przeszkodowy Bieg Hutnika. To już trzecia edycja widowiskowego biegu na terenie Huty Warszawa na Młocinach. Sześciokilometrowa trasa urozmaicona licznymi i nietypowymi przeszkodami prowadzić będzie przez różne zakątki huty. Będą też dystanse dla dzieci - od 600 do 1600 m. Co ciekawe, zakład będzie w tym czasie pracować normalnie, więc trzeba się liczyć z tym, że np. na jego teren... wjedzie pociąg!

13 października wystartuje kolejny z moich ulubionych festiwali, Warszawa w Budowie. Tegoroczna, jubileuszowa, dziesiąta edycja nosi tytuł "Sąsiedzi" i poświęcona jest cudzoziemcom, głównie Ukraińcom, żyjącym w Warszawie. Wystawa główna tym razem zostanie zaprezentowana w pawilonie Cepelii przy Marszałkowskiej 99/101. Potrwa do 11 listopada. Równolegle wydarzenia festiwalowe odbywać się będą także w Kijowie.

Również 13 października, o godz. 17:00 ogrody przy Pałacu w Wilanowie rozbłysną w ramach tegorocznej edycji Królewskiego Ogrodu Światła. Instalacje świetlne będzie można podziwiać do 24 lutego 2019 r.

Z kolei od 26 października Muzeum Narodowe w Warszawie zaprasza na wspomnianą już wystawę czasową mającą uczcić stulecie odzyskania niepodległości. Będzie nosić tytuł "Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918" i będzie można ją oglądać do 17 marca 2019 r. 

Wraz z końcem września na ulicach polskich miast zazwyczaj kończy się sezon letni. Znikają kawiarniane ogródki, ale to wcale nie oznacza, że miasto stanie się szare i smutne. Za chwilę parki będą mienić się wszystkimi ciepłymi barwami jesieni, a świetlne iluminacje zaczną przypominać o zbliżających się świętach. Każda pora roku ma swój urok i Warszawa z każdej potrafi zrobić swój atut. Właśnie to tak bardzo lubię w tym mieście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz