wtorek, 30 kwietnia 2019

Warszawa przyłapana... w kwietniu 2019

Cieplejsze dni są zapowiedzią nadchodzącego lata. Sezon plenerowy oficjalnie startuje zazwyczaj w maju, ale już w kwietniu na ulicach Warszawy widać wzmożoną aktywność. Kawiarniane stoliki coraz odważniej wypełniają chodniki, pojawia się też coraz więcej spacerowiczów. Z każdym rokiem przybywa też miejsc, gdzie w ładnym i schludnym otoczeniu można spędzić czas wolny. W połowie marca do użytku oddano kolejny odcinek bulwarów nad Wisłą, tuż przy pomniku Syreny. Są hamaki, siłownie, mini skatepark i kaskada wodna mająca początek u stóp pomnika i spływająca ku Wiśle, także po schodach (na odcinkach, gdzie znajdują się chodniki i ścieżki rowerowe, woda płynie pod nimi). Po zapadnięciu zmroku jest podświetlona. Póki co jest jeszcze nieco pusto, ale mam nadzieję, że i ta część nadrzecznej promenady się rozkręci.






Ja także staram się o tej porze roku nieco więcej chodzić, zamiast poruszać się komunikacją miejską. A ponieważ patologicznie nie znoszę łącznika pomiędzy liniami metra, zazwyczaj, gdy wysiadam z M2 na stacji Świętokrzyska, wychodzę na górę i do M1 wsiadam dopiero na stacji Centrum robiąc sobie krótki poranny spacer przed pracą. Nie jest to duża odległość, ale na tym odcinku zazwyczaj sporo się dzieje. Ostatnio, na przykład, przed Pałacem Kultury i Nauki, obok wejścia do Teatru Dramatycznego stanęła olbrzymia... klepsydra. To instalacja z okazji siedemdziesiątych urodzin teatru. Nosi tytuł "Czas ucieka", a jej autorką jest Joanna Zemanek. Przeszklone wnętrze wypełniają... buty, teatralne rekwizyty, których przez wszystkie sezony nazbierało się naprawdę sporo.







Kwiecień to także rocznica wybuchu powstania w warszawskim getcie. W tym roku w ramach obchodów na elewacji Błękitnego Wieżowca przy Placu Bankowym można było zobaczyć mapping przedstawiający budynek Wielkiej Synagogi, która przed II wojną światową stała w tym miejscu. Ach, jakże żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć! 

Ostatni miesiąc był też dla nas dość aktywny rodzinnie i towarzysko. Weekendy upłynęły nam pod znakiem zawodów sportowych dzieci, urodzin ich kolegów, wreszcie wyjazdu do Holandii i świąt, więc nie poświęciliśmy Warszawie zbyt wiele czasu. Nie udało nam się też odwiedzić ani jednej ekspozycji muzealnej, jednak śledziłam burzę, która rozpętała się po decyzji władz Muzeum Narodowego o wycofaniu z ekspozycji prac Natalii LL oraz Katarzyny Kozyry. Na szczęście pod wpływem opinii publicznej, praktycznie w przededniu Nocy Muzeów, dzieła wróciły na swoje miejsce.  

REKOMENDACJE NA MAJ

Maj to, obok grudnia, jeden z moich ulubionych miesięcy, jeśli chodzi o atrakcje w mieście. Po zimie i przedwiośniu na ulice wraca życie i wszelkiego rodzaju aktywności: fontanny multimedialne, żegluga na Wiśle, czy plenerowe jedzenie.

Otwarcie sezonu żeglugowego na Wiśle 


1 maja działalność wznawiają Warszawskie Linie Turystyczne. Bezpłatne promy będą kursować na czterech trasach:

Cypel Czerniakowski – Saska Kępa (21 osób + 21 rowerów)
most Poniatowskiego – Stadion Narodowy/plaża Poniatówka (21 osób + 21 rowerów)
Podzamcze – ZOO/plaża Rusałka (40 osób + 40 rowerów)
Nowodwory – Łomianki (21 osób + 21 rowerów).

Od 1 maja do 30 czerwca promy będą wypływały w soboty, niedziele i dni świąteczne oraz 2 maja i 21 czerwca. W lipcu i sierpniu - codziennie.

Ponadto także od 1 maja zacznie kursować statek "Zefir" do Serocka. W maju, czerwcu i wrześniu będzie pływał w soboty, niedziele i święta (oraz 2 maja i 21 czerwca), natomiast w lipcu i sierpniu w piątki, soboty i niedziele (oraz 15 sierpnia). Ceny biletów: normalny - 36 zł, ulgowy - 18 zł. Rejsy rozpoczynają się o godz. 9.00 przy bulwarze Jana Karskiego na Podzamczu, statek dopływa do Serocka ok. godz. 12.30. Pasażerowie mają 2 godz. przerwy i o godz. 14.30 wyruszją w rejs powrotny. Powrót do Warszawy ok. godz. 18:00.

Żegludze towarzyszyć będzie naziemna wersja Warszawskich Linii Turystycznych. Obejmie: 

- linię tramwajową nr 36 - kursować będzie  w soboty, niedziele i święta od 1 maja do 15 września na trasie: Pl. Narutowicza – Filtrowa - Nowowiejska - Pl. Zbawiciela - Marszałkowska - Andersa - Mickiewicza - Pl. Wilsona - Słowackiego - Metro Marymont; linię obsługują zabytkowe tramwaje 13N tzw. „parówki” i wciąż jeszcze pojawiające się na stołecznych torach 105Na tzw. „akwaria”
- linię autobusową nr 400 - Ikarusy będą kursować od 1 maja do 15 września w soboty, niedziele i dni świąteczne na trasie: Powązki - Cm. Wojskowy – Powązkowska – Okopowa – Anielewicza – Miodowa – Senatorska – Wierzbowa (powrót: Moliera) – Pl. Piłsudskiego – Kredytowa – Jasna – Zgoda (powrót: Szpitalna – Mazowiecka) – Krucza – Al. Jerozolimskie – Pl. Trzech Krzyży – Al. Ujazdowskie – Belwederska – Sobieskiego – Al. Wilanowska – Przyczółkowa – Drewny – Przekorna – Powsin - Park Kultury 
- Piaseczyńską Kolejkę Wąskotorową wraz z zabytkową linią autobusową nr 51, którą będzie można dojechać do Piaseczna.

Multimedialne fontanny na Podzamczu i na Woli


Także od 1 maja będzie można zobaczyć nowe pokazy w Multimedialnym Parku Fontann na Podzamczu. Widowiska pt." Wars i Sawa" będą się odbywać od 1 do 4 maja o godz. 21:30, następnie w każdy piątek i sobotę: od maja do lipca o godz. 21:30, w sierpniu o godz. 21:00, zaś we wrześniu o godz. 20:30. Czas trwania - pół godziny. Wstęp bezpłatny.

Po zimowej przerwie ruszył już także zespół fontann w Parku Szymańskiego na Woli. Fontanny działają od poniedziałku do piątku w godz. 12:00 – 21:00, a w weekendy od 9:00 do 21:00. Codziennie o godz. 20:30 odbywają się multimedialne spektakle dźwięku, światła i wody. Wstęp bezpłatny. 

Otwarcie Ogrodu Dolnego Zamku Królewskiego


11 maja o godz. 11:00 nastąpi uroczyste otwarcie Ogrodu Dolnego Zamku Królewskiego. Uroczystość będzie miała charakter pikniku rodzinnego, a wśród zapowiadanych atrakcji znajdują się m.in. nadanie imienia "Serce Warszawy" tulipanowi z zamkowych Ogrodów oraz Królewska wystawa róż, której organizatorem jest Ambasada Królestwa Niderlandów, ponadto animacje dla dzieci, pokazy fechtunku i mody historycznej, warsztaty florystyczne i nauka komponowania zapachów, pokaz maszyn ogrodniczych i rolniczych, loty balonem na uwięzi oraz koncert Roberta Janowskiego. Wstęp wolny.

Noc Muzeów i inne wystawy


Maj to także ulubiony miesiąc muzeów, głównie za sprawą Nocy Muzeów, która w tym roku przypada 18 maja.

Natomiast Muzeum Warszawy zaprasza na monograficzną wystawę poświęconą spółdzielni ORNO. To ikona powojennego złotnictwa. Jak Moda Polska w branży odzieżowej. Broszki, bransoletki, czy gigantyczne pierścienie były obiektem westchnień wielu warszawianek. Moja mama ma do tej pory i nosi, bo niektóre wzory są ponadczasowe. Na wystawie pt. "Spółdzielnia ORNO. Biżuteria" będzie można zobaczyć ponad 1600 obiektów, zarówno biżuterii i galanterii, jak i dokumentów, zdjęć, pamiątek, czy opakowań i ulotek reklamowych. Ekspozycja będzie czynna od 17 maja do 18 sierpnia.

I jeszcze dobra wiadomość: wystawa "Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018" w Królikarni, która miała zakończyć się w tym miesiącu została przedłużona do 15 września!

A skoro jesteśmy w temacie sztuki, to warto wspomnieć także o tej ulicznej. W maju ma być gotowy kolejny w Warszawie mural Tytusa Brzozowskiego. Już podobno stoją rusztowania. Autor pokazał projekt na swoim profilu na Facebooku, ale póki co nie chce zdradzić lokalizacji.

Nocny Market i Mini Market


Wraz z końcem ubiegłorocznego sezonu plenerowego Nocny Market miał zakończyć swoją działalność na Dworcu Głównym. Do końca nie było wiadomo, czy trzeci sezon w tym miejscu w ogóle dojdzie do skutku, ale na szczęście się udało. A w tym roku niespodzianka! 17 maja rusza czwarty sezon, także na Głównym! Ależ się cieszę!

A to nie jedyna niespodzianka, bowiem Nocny Market będzie mieć młodszego brata. Niebawem w każdy wiosenno-letni czwartek, piątek, sobotę i niedzielę, nie tylko po zachodzie słońca, w Lunaparku, nowym kompleksie rozrywkowo-gastronomicznym po praskiej stronie Wisły, zacznie działać Mini Market.

Zatem wiosna i lato, począwszy od maja, zapowiadają się w stolicy bardzo interesująco!

sobota, 27 kwietnia 2019

Keukenhof. W królestwie tulipanów

Są na pocztówkach, magnesach na lodówkę, okładkach notesów i zakładkach do książek. Zdobią zwieńczenia ołówków. Drewniane, we wszystkich kolorach, można kupić na każdym stoisku z pamiątkami w chyba każdym mieście Holandii. Tulipany, niekwestionowany symbol tego kraju. I jedne z moich ulubionych kwiatów. Zwykle pierwszy zwiastun wiosny w domu. 



Tulipany tak bardzo wrosły w krajobraz Holandii, że wiele osób właśnie to państwo uważa za ich ojczyznę. A czy kiedyś, kupując je już nawet w lutym pod Halą Mirowską w pęczkach owiniętych przezroczystą folią, przepłacając niemiłosiernie, zastanawialiście się, jak to się stało, że tak delikatne rośliny hoduje się w wietrznym kraju nad zimnym morzem? Bo ja się dotąd nie zastanawiałam. Tulipany są z Holandii i już! Refleksja przyszła dopiero, gdy jadąc do parku Keukenhof zobaczyłam całe pola tych kwiatów. Gdy spojrzeć na krajobraz tej części Holandii z lotu ptaka, czy drona, całe połacie ziemi to różnokolorowe pasy, kwadraty i prostokąty. I od razu nasuwa się druga refleksja. Przecież u nas kupuje się bukiety w pączkach i rozwijają się dopiero w domu, w wazonie. A tu rzędy kwiatów w pełnym rozkwicie! Te są, proszę Państwa, na cebulki!





Tulipany do Holandii trafiły dopiero w XVI w. za sprawą pewnego austriackiego dyplomaty, który przywiózł je... z Imperium Osmańskiego! W naturalnych warunkach rosną na południu Europy, w północnej Afryce oraz w Azji (od Turcji, przez Iran, pasma górskie Pamir i Hindukusz, po stepy Kazachstanu oraz północno-wschodnie Chiny i Japonię). Jeden z tureckich sułtanów tak się nimi zachwycił, że sprowadził je do swoich ogrodów. Zresztą dzisiejsza nazwa kwiatów pochodzi od tureckiego określenia tülbent oznaczającego delikatną tkaninę, z której wykonywano turbany, wszak jedwabiste płatki tulipanów przypominają zwinięty materiał. 




Gdy wspomniany austriacki ambasador w Turcji przywiózł kwiaty do Europy, uprawę powierzył botanikowi z Lejdy, Karolowi Clusiusowi. Udało się wyhodować nowe odmiany i kwiaty z roku na rok stawały się coraz bardziej popularne, choć były niezwykle drogie, a ich posiadanie było oznaką bogactwa i luksusu. Holandia oszalała na ich punkcie i w pewnym okresie ceny były tak wywindowane, że za cebulkę rzadkiej odmiany można było kupić dom w centrum Amsterdamu! Dziś na zakup tulipanowych cebulek stać na szczęście każdego, zaś w Holandii hoduje się kilkaset odmian tych kwiatów, rocznie produkując 1,2 miliarda cebulek tulipanów! Nie powinien więc dziwić widok traktorów uwijających się na barwnych polach, niczym u nas późnym latem między łanami dojrzałych zbóż. 



Więc gdybyście mieli wątpliwości, to tak, europejską stolicą tulipanów jest bezapelacyjnie Holandia! Zaś wiosną, do obowiązkowych należy wizyta w ogrodzie Keukenhof położonym niedaleko miasta Lisse. Pojechaliśmy. Podobnie jak tysiące innych turystów, którzy razem z nami, koło w koło, toczyli się w ponad czterokilometrowym korku! Wszystko dlatego, że ogród otwarty jest dla zwiedzających jedynie przez osiem tygodni w okresie kwitnienia tulipanów i innych odmian wiosennych kwiatów, w tym roku od 21 marca do 19 maja. Potem jest wielkie sprzątanie, a jesienią sadzi się cebulki roślin, które zakwitną w kolejnym sezonie.



I choć dziś Keukenhof to bez mała kwiatowa stolica Holandii, to tulipany trafiły tu dopiero po drugiej wojnie światowej. Historia samego ogrodu sięga XV w., gdy hrabina Jakobina Bawarska (Jacoba van Beieren, 1401-1436) w okolicznych lasach, wchodzących w skład jej majątku, zbierała owoce, warzywa i zioła do kuchni swojego zamku. I stąd właśnie pochodzi nazwa. Keukenhof w dosłownym tłumaczeniu oznacza "ogród kuchenny". 



W 1857 r., architekci krajobrazu Jan David Zocher i jego syn Louis Paul Zocher, znani przede wszystkim jako autorzy amsterdamskiego Vondelpark, mówiąc dzisiejszym językiem, zrewitalizowali ogrody zamkowe w stylu angielskim. Do dziś park utrzymywany jest w ten sposób.




I dopiero w 1949 r. grupa 20 wiodących hodowców i eksporterów cebulek kwiatowych opracowała plan wykorzystania posiadłości w celach wystawienniczych, do prezentacji dorobku swoich gospodarstw. Zatem w tym roku ogród świętuje swoje siedemdziesiąte urodziny! Dla publiczności park otworzył swoje podwoje rok później i odniósł natychmiastowy sukces. Już w pierwszym roku odwiedziło go 236 000 osób. 



Nad kształtem ekspozycji rokrocznie pracuje 30 ogrodników. Keukenhof to 800 odmian tulipanów i ponad 7 milionów cebulek, także innych wiosennych kwiatów: narcyzów, żonkili, hiacyntów, szafirków, koron cesarskich itp., a także kwitnące drzewa i krzewy. W czasie naszej wizyty właśnie przekwitały magnolie, a już swoje kielichy zaczynały rozchylać rododendrony. 32 ha kwiatowego szaleństwa.








Co roku wystawie towarzyszy inny temat i wiodący motyw ekspozycji, który w kwiatowej aranżacji można podziwiać ze specjalnego podestu niedaleko głównego wejścia. W 2012 roku Keukenhofem zawładnęła... Polska! Ekspozycja nosiła tytuł „Polska – serce Europy”, zaś zwiedzających witał portret Fryderyka Chopina wykonany z kwiatów. Do jego ułożenia wykorzystano 50 000 cebulek tulipanów. Tematem tegorocznej, jubileuszowej edycji jest "Flower Power". Jak można przeczytać na stronie internetowej ogrodu: Kwiaty inspirują. W Keukenhof kwiaty łączą ludzi z całego świata, którzy spotykają się, aby cieszyć się tulipanami, zapachami i kolorami. Holandia słynie z pól tulipanów. Jasne kolory, hipisi, spokój i muzyka. Flower Power ma ten wczesny klimat z lat 70-tych. Świetny motyw do świętowania siedemdziesiątki Keukenhof. Flower Power, siła kwiatów!









Przekraczając bramę ogrodu człowiek oddaje się we władanie kwiatów. One są tu głównymi bohaterami spektaklu, to dla nich się tu przyjeżdża. Mają rozmaite kolory i kształty. Mamią nie tylko barwą, ale i zapachem. Zawracają w głowie do tego stopnia, że niczym w labiryncie gubi się drogę, podążając nie zgodnie z jakimś schematem zwiedzania, a tam, gdzie prowadzi wzrok - od jednej kolorowej rabatki, do następnej, i jeszcze następnej, nie licząc czasu.












Kwiaty miejscami zajmują całe trawniki, tworząc barwne dywany. Ułożone są nie tylko gatunkami, ale i na wzór łąki, pozornie chaotycznie, ale każda kompozycja przemyślana jest w każdym detalu.







Otaczają rozległy staw, oczka wodne i fontanny.





Poszczególne odmiany kwitną w różnym czasie. Obok kwiatów już bardzo rozwiniętych, można zobaczyć te dopiero rozchylające swoje kielichy lub wręcz jeszcze w pąkach. Dzięki temu przez całe 8 tygodni trwania wystawy zwiedzający mogą podziwiać kwitnące kwiaty. Ekspozycja wciąż pełni także funkcje handlowe.



Jedno, czego mi brakowało, to... owady! Nie było motyli, pszczół, czy os. Tylko jeden latolistek cytrynek przefrunął mi nad głową. To jeden z najwcześniejszych gatunków motyli.

Oczy cieszą nie tylko rośliny, ale i liczne rzeźby, które można dostrzec wśród kwiatów i które tak bardzo lubię w przestrzeni publicznej.




Oprócz roślin na świeżym powietrzu, w parku znajduje się kilka pawilonów ekspozycyjnych, w których można podziwiać nie tylko kwiaty rosnące w ziemi, ale i cięte, tworzące fantazyjne kompozycje. To w tych zadaszonych miejscach kumuluje się przepiękny zapach kwiatów. Wystawy w pawilonach zmieniają się w trakcie tych 8 tygodni kwiatowego szaleństwa.  



Ale Keukenhof to nie tylko ogród botaniczny. To także kapitalne miejsce piknikowe, w którym można spędzić wiele godzin nie tylko podziwiając rośliny. W ciepły dzień można rozłożyć się z kocem na trawie (oczywiście nie między kwiatami, a w specjalnie wyznaczonych miejscach). Jest też ładny, drewniany plac zabaw dla dzieci, zielony labirynt oraz zagroda ze zwierzętami gospodarskimi (są bardzo popularne w całej Holandii). Jest też mnóstwo food tracków z rozmaitym jedzeniem: frytki, burgery, lody, kanapki ze śledziem i z krokietem, lizaki w kształcie tulipanów itp.



Jest też wiatrak, z którego można spojrzeć na rozciągające się po sąsiedzku plantacje tulipanów rozdzielone kanałami. Można wykupić rejs cichą łodzią, by z bliska zobaczyć całe pola kwiatów. Można też specjalnie wyznaczonymi ścieżkami pojechać na wypożyczonym rowerze. Do tego sklepy z pamiątkami i oczywiście cebulkami kwiatów.




Miejsce jest dość komercyjne i długo zastanawiałam się, czy tam w ogóle jechać. Jako alternatywę miałam wizytę w belgijskim Hasselt słynącym z fantastycznego street artu. Jeśli regularnie zaglądacie na bloga, to zapewne wiecie, że od przyrody zdecydowanie wolę to, co stworzone ręką człowieka. Ale uważam, że do Keukenhof warto przyjechać (w sumie park to przecież też dzieło człowieka). Nie tylko dla kwiatów. Także dla tej piknikowej atmosfery. Dzieciaki nie lubią już zwiedzać z nami, a tu, na dużej przestrzeni czuły się swobodnie. Biegały, leżały na trawie, zjeżdżały na tyrolce, oglądały okazujące sobie czułości świnki, kursowały między food truckami i nic nie musiały. To był bardzo udany dzień!

(foto: iza, pwz & asieko)