sobota, 5 sierpnia 2023

Wakacje z nastolatkami. All inclusive na Riwierze Tureckiej (hotel Serra Garden, Evrenseki - w 2025 r. zamknięty z powodu remontu)

Olsun, kapris yok. Bi' de bu yanaktan bam, bam, bam... W uszach wciąż brzmią mi jeszcze słowa tureckiego przeboju. To Edis i "Çok Çok", piosenka, przy której hotel Serra Garden w Evrenseki niedaleko Side na Riwierze Tureckiej budził się i zasypiał i w którym w lipcu spędziliśmy nasze pierwsze w życiu wakacje all inclusive.


Przez kilkanaście ostatnich lat wszystkie wyjazdy organizowaliśmy sobie we własnym zakresie. Z biurem podróży byłam dotąd tylko raz, 19 lat temu w Egipcie. Nie był to jednak typowy pobyt wypoczynkowy, bo wybrałam wówczas wycieczkę z rejsem po Nilu, obejmującą tydzień zwiedzania i tydzień plażowania, z opcją wyżywienia HB. Do dziś bardzo miło wspominam tamten czas i wciąż utrzymuję kontakt z kilkoma osobami, które tam poznałam.

Teraz jestem na takim etapie życia, że znów postanowiłam skorzystać z pośrednictwa biura podróży, które wszystko zorganizuje za mnie. Obiecałam też chłopakom, że wreszcie pojedziemy na typowo rekreacyjne wakacje, dlatego zdecydowałam się na wczasy all inclusive. Wybrałam Turcję, choć w przypadku takiej formy wypoczynku miejsce ma niewielkie znaczenie, bo i tak większość czasu spędza się nad hotelowym basenem lub na plaży. Więc czemu akurat Turcja? Ten kraj chodził mi już po głowie od dawna. Przejechaliśmy niemal całe Bałkany, w których tkance wciąż widać ślady ponad pięćsetletniego panowania Imperium Osmańskiego i chciałam wreszcie poznać również kraj sułtanów. I mimo że od początku nastawialiśmy się głównie na plażowanie i zabawy w basenie oraz aktywne wycieczki fakultatywne (rafting i jeep safari), to po cichu liczyłam, że coś uda nam się zwiedzić, bo jednak nie wyobrażam sobie pobytu zupełnie bez wychodzenia z hotelu.


Właściwie jedynym kryterium była dla mnie bliska odległość od Bodrum lub Side, bo chciałam zobaczyć oba te miasta. Jednak w zderzeniu z rzeczywistością okazało się, że drugim kryterium, a w praktyce pierwszym, będzie cena. Wczasy z biura podróży są drogie! Pewnie można znaleźć last minute w korzystnej ofercie w ostatniej chwili, ale jeśli w grę wchodzą szkolne wakacje, czyli wysoki sezon, dzieci w wieku wykluczającym zniżki oraz decyzja podjęta dwa miesiące przed wylotem, to niestety trzeba się liczyć z kosztami. W pierwszym ze znanych biur podróży kwota podana przeze mnie w odpowiedzi na pytanie o budżet wzbudziła tylko ironiczne uśmiechy i mimo, że gotowa byłam coś jeszcze dołożyć, to żadna z zaproponowanych ofert nie spełniła oczekiwań moich i chłopców. Wyszłam zniechęcona i tak zmęczona, że nie miałam już ochoty przeglądać więcej propozycji hoteli. Bez przekonania weszłam jeszcze do drugiego biura. Miła pani wybrała dla mnie trzy opcje. Jedna okazała się być tym, czego szukałam. Cena też była do zaakceptowania. Gdybym w tamtym momencie nie zarezerwowała tego wyjazdu, to myślę, że wcale byśmy nie pojechali, bo zwyczajnie nie chciałoby mi się już szukać.

Hotel Serra Garden

Co mnie urzekło w ofercie (poza ceną)? Niska zabudowa, dużo zieleni i... znośny metraż pokoju. Nie miałam wygórowanych wymagań, bo i nie miałam tego hotelu do czego porównać, bowiem w czasie samodzielnych podróży zatrzymywaliśmy się w rodzinnych pensjonatach lub małych hotelach, w których mieściło się co najwyżej kilkanaście pokoi.


Czterogwiazdkowy hotel Serra Garden został zbudowany w 1996 r., zaś w 2014 r. gruntownie odnowiony. Obejmuje 12 trzypiętrowych budynków, łącznie mieszczących 297 pokoi. Na terenie jest bardzo dużo zieleni, przy balkonach na parterach rosną kolorowo kwitnące krzewy, więc Garden w nazwie jest w pełni uzasadnione. Teren nie jest bardzo rozległy, dlatego cały kompleks wydaje się być dość kameralny. A mimo to jest samowystarczalnym miasteczkiem, w którym bez wychodzenia na zewnątrz można nawet zaopatrzyć się w biżuterię (działają dwa salony jubilerskie), zaś w "supermarkecie" obok baru w rozmaite akcesoria do opalania i wody, jak kremy z filtrem, sukienki plażowe, piłki, maski do nurkowania, materace, czy wodoodporna saszetka na telefon, która mi była potrzebna na rafting, walizki, a także pamiątki typu magnesy, tureckie wino oraz pocztówki. Tam również zostawia się kartki do wysłania, bo w całym Evrenseki nie ma ani jednej skrzynki pocztowej! Dochodzą, sprawdzone. 









Pokoje są skromnie urządzone, ale czyste i codziennie sprzątane. Nasz miał ok. 27 m2, łóżko podwójne oraz dostawkę, która w praktyce była dodatkowym łóżkiem pojedynczym. Nie zadeptaliśmy się, ale prawda jest taka, że z pokoju wychodziliśmy ok. 9:00-10:00, w ciagu dnia wpadaliśmy tylko na chwilę przebrać się i wracaliśmy dopiero na noc, ok. 23:00. Hotel nie dysponuje pokojami z widokiem na morze, ponieważ znajduje się w drugiej linii brzegowej. Nasz balkon wychodził na brodzik dla dzieci.


Do dyspozycji gości są cztery baseny: główny, zlokalizowany pomiędzy hotelową restauracją a barem, o głębokości 1,40 m, obok niego brodzik dla dzieci, bardziej w głębi kompleksu basen ze zjeżdżalniami (trzy niezbyt wymagające) o głębokości 1,10 m oraz drugi brodzik, z infrastrukturą dla maluszków (to właśnie ten widzieliśmy z okna). Przy każdym znajdują się leżaki i parasole, w praktyce jednak zajęte są od wczesnych godzin porannych. My zostawialiśmy ręczniki i ubrania na murku oddzielającym basen główny od baru, wchodziliśmy do wody, potem zaś po prostu się przebieraliśmy (przebieralnie i toalety mieszczą się po sąsiedzku) i szliśmy na posiłek lub do baru. 





Dzieci mogą skorzystać też ze sporego i dobrze wyposażonego placu zabaw. Na terenie hotelu znajdują się też korty tenisowe oraz stół do ping-ponga.



Posiłki są smaczne i dość urozmaicone. Śniadania (7:00-10:00), późne śniadania (10:00-11:00), obiady (12:30-14:30) oraz kolacje (19:00-21:00) podawane są w restauracji hotelowej. Dodatkowo w tym samym czasie, co obiad w hotelu, można też zjeść lunch w barze na plaży, skromniejszy, ale również pozwalający się najeść, natomiast w godz. 14:30-15:45 serwuje się przekąski przy hotelowym barze, a po nich przez godzinę kawę i ciastka. W porze wieczornej (23:00-23:30) dla głodomorów jest jeszcze tzw. zupa nocna i spaghetti.

Przez niemal cały dzień na specjalnych stanowiskach smażone są też placki gözleme.

Gastronomia hotelowa działa w postaci bufetów. Na śniadanie do wyboru jest duża ilość serów solankowych, wędliny typu mortadela, sałatki, owoce, jogurty z dodatkami, ciasta, dodatkowo na zewnątrz pani smaży omlety na kuchence gazowej. My najczęściej jedliśmy jedynie arbuza popijanego kawą, ale raz zdecydowałam się na omlet i był bardzo smaczny. Ciepłe dania obiadowe i na kolację podawane są w podgrzewaczach. Ja za taką formą nie przepadam, ale na szczęście codziennie od godz. 19:00 przy basenie jest też grill i za każdym razem przygotowywane jest na nim co innego: doner kebab, szisz kebab, kotleciki z indyka, skrzydełka z kurczaka i mój zdecydowany faworyt - jagnię pieczone w całości. Zupy nocnej i spaghetti natomiast nie polecam, są niesmaczne. Brakowało mi również większej ilości ryb i owoców morza w menu. Ryby występują w dwóch wariantach - w sosie z podgrzewaczy oraz smażona na wewnętrznym ruszcie i to nie do końca są smaki, jakich szukam w nadmorskich miejscowościach. Owoców morza natomiast praktycznie nie ma wcale, bo krewetek koktajlowych z bufetów śniadaniowych nie liczę.








W trakcie tygodniowego pobytu przysługuje jedna wizyta w restauracji Ottoman a la carte serwującej kuchnię turecką, ale nie skorzystaliśmy, bowiem przy ponad czterdziestostopniowych upałach i tak jedliśmy niewiele i wystarczał nam wieczorny grill.

Na szczególne słowa uznania zasługują kaowcy - kulturalno-oświatowi, w dzisiejszych czasach zwani animatorami (kto się urodził jeszcze w PRL-u, wie, o co chodzi). Gdy spędza się czas głównie na terenie hotelu i na plaży, naprawdę warto się oddać pod ich opiekę! Bez tego pobyt będzie jałowy, przebimbany na leżaku. Ekipę Serra Garden tworzy pięcioro Turków plus dwie lub trzy Słowaczki (Słowacy są jedną z najliczniejszych grup gości tego hotelu). Codziennie są tańce przy basenie, fitness w wodzie, water polo, zawody pływackie, siatkówka plażowa, wreszcie wieczorne animacje. Dzięki tym ludziom hotel żyje. Szczerze, gdy w niedzielę, w przeddzień naszego wyjazdu, mieli wolne, nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić przez cały dzień.


Codziennie wieczorem, o godz. 21:30 na scenie przy barze odbywają się występy - balet, taniec nowoczesny, pokazy sztukmistrzów. Nie opuściliśmy żadnego.



Goście mogą korzystać ze strefy SPA. Niektóre zabiegi są w cenie pobytu, inne np. hammam, płatne.

Powyżej opisałam to, co wchodzi w czterogwiazdkowy standard tego hotelu. Jak już zaznaczyłam, to był mój pierwszy pobyt w tego typu obiekcie i nie umiem określić, jak warunki w Serra Garden mają się do innych tureckich 4*. Dla mnie i dwóch nastolatków były wystarczające, zresztą nie jesteśmy zbyt wymagający.

Plaża

Hotelowa plaża oddalona jest od hotelu o ok. 200 m. Dojście asfaltową drogą, którą kursują również busy dowożące turystów z obiektów położonych dalej od morza. 


Plaża jest szeroka, piaszczysta, z łagodnym zejściem do wody. Do dyspozycji gości są leżaki i materace, umiejscowione pod zadaszeniami dającymi więcej cienia niż tradycyjne parasole. Na plaży znajduje się bar all inclusive, w którym o godz. 12:30 podawany jest również posiłek. W czasie jednej z naszych wizyt był to pyszny doner kebab. Niestety o miejsce przy stoliku jest wówczas bardzo ciężko!




Obok baru mieści się boisko do siatkówki plażowej, na którym rozgrywane są mecze pod czujnym okiem animatorów.

Wycieczki

Choć w założeniu miał to być wyjazd typowo wypoczynkowy, to i tak zawsze staramy się zobaczyć na miejscu coś interesującego, dlatego celowo wybraliśmy hotel położony kilka kilometrów od Side. Postawiliśmy również na nieco bardziej aktywny wypoczynek, czyli rafting połączony z przejażdżką jeepami.

Side

Do Side pojechaliśmy transportem publicznym - busem o nazwie dolmuş, bardzo podobnym do przewozów osób znanych chociażby z Zakopanego. Podróż trwa ok. 15 min., koszt przejazdu w jedną stronę to 1 euro od osoby. Taksówka na tym odcinku kosztuje 15 euro. Z Evrenseki można też dojść na piechotę nadmorską promenadą, ale przy ponad czterdziestostopniowym upale jest to zbyt męczące.

Side to urocze miasteczko o starożytnym rodowodzie, z ładną architekturą osmańską, kameralnym portem i niezliczoną ilością sklepików i restauracji. Opowiem Wam o nim w oddzielnym poście, bo zdecydowanie na to zasługuje, chociaż aura nas pokonała i zobaczyliśmy tylko najważniejsze miejsca.


Rafting plus jeep safari

Pierwotnie chcieliśmy jechać na dwie oddzielne wycieczki - rafting oraz przejażdżkę jeepami po górach. Nasze biuro podróży oferowało jednak program łączony, obejmujący jedno i drugie, dlatego zdecydowaliśmy się na zakup atrakcji od rezydenta. W Evrenseki są oczywiście lokalne biura podróży, w których pewnie ceny są niższe, ale w tym skwarze nie mieliśmy siły szukać.

Organizatorem wycieczki jest turecki partner biura (Poseidon Outdoor Sports), dlatego obsługa odbywa się w jęz. angielskim. Dojazd spod hotelu na miejsce zajmuje ok. godzinę. Pierwszą część stanowi jeep safari w niezadaszonych samochodach. Krętymi drogami (asfaltowymi, nie żadnymi bezdrożami) zawieziono nas na punkt widokowy na kanion Tazi na terenie Parku Narodowego Köprülü. Widok bardzo ładny, niestety rzeka w dole wyschnięta.








Po powrocie w dolinę czekał na nas obiad - bardzo smaczny szaszłyk drobiowy smażony na miejscu na grillu, z ryżem i surówkami. Po posiłku otrzymaliśmy kapoki, kaski i wiosła. Jeśli ktoś nie ma butów do wody, to za 3 euro może wypożyczyć na miejscu. 

Razem z pontonami pojechaliśmy w górę rzeki Köprülü. Spływ trwa ok. 2-2,5 godz. i jest rewelacyjną zabawą. Ten odcinek rzeki nie jest bardzo wymagający. Jest kilka spiętrzeń, na których ponton spektakularnie zanurza się w pianie, ale przez większą część czasu płynie się spokojnie, robiąc wyścigi pomiędzy załogami i chlapiąc się nawzajem wiosłami. 




W połowie spływu jest przystanek. Organizator dowozi na miejsce napoje (płatne), dla chętnych jest tyrolka rozpięta pomiędzy dwoma brzegami rzeki (10 euro za zjazd). Za wszystko płaci się już po dotarciu na przystań, bowiem cały dobytek zostawia się w busie, którym przyjechało się z hotelu.


To miała być przede wszystkim wycieczka dla chłopaków, ale ja również bawiłam się rewelacyjnie, zresztą zawsze chciałam wziąć udział w raftingu. Jest to też idealna opcja na upalne dni - woda w rzece ma ok. 10-14℃!  

Na koniec jeszcze kilka słów o tym, jak w naszym przypadku sprawdziła się formuła all inclusive. W mediach można znaleźć mnóstwo tekstów na temat gór jedzenia nakładanych na talerze, alkoholu lejącego się litrami i turystów nie opuszczających murów hotelu przez cały pobyt. Przyznam, że i ja nieco demonizowałam taki rodzaj wypoczynku, ale daleka jestem od wrzucania wszystkich do jednego worka. Na naszym turnusie byli i tacy, którzy jedli dużo, ale i tacy, którzy zadowalali się płatkami z mlekiem na śniadanie. Choć do barów często była kolejka, nie widziałam przez cały pobyt nikogo pijanego. Prawdą jest natomiast, że w trakcie takiego pobytu nie pozna się kraju, do którego się jedzie, nawet wykupując dodatkowe wycieczki fakultatywne. Wówczas lepiej zdecydować się na wycieczkę objazdową jak wspomniany już przeze mnie Egipt z rejsem po Nilu lub zorganizować wyjazd we własnym zakresie. Przy ośmiodniowym pobycie, odejmując dni przyjazdu i wyjazdu, do dyspozycji zostaje 6 dni. My jeden w całości spędziliśmy w górach, połowę drugiego zwiedzając Side. Cztery dni poświęciliśmy na plażowanie oraz rozrywkę w hotelowych basenach, ale z takim nastawieniem wsiadaliśmy do samolotu w Warszawie. Odpoczęłam jak nigdy, ale nie potrafiłabym jeździć jedynie na takie wakacje. Chłopaki chcą powtórki w przyszłym roku, jednak w miejsce, gdzie upał nie będzie aż tak dotkliwy (przez niemal cały nasz pobyt temperatury grubo przekraczały 40℃, hotelowy termometr w szczytowym momencie pokazywał 51!). Przed nami ósma klasa i batalia o przyjęcie do szkoły średniej, więc póki co planów nie robimy, ale po tym pobycie nie skreślamy też all inclusive jako formy spędzania wakacji.

(foto: iza, andy & jerz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz