poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rzeźby u stóp zamku, czyli Olsztyn nieoczywisty. Ten drugi, na Jurze

Robię setki zdjęć, może nawet tysiące. Lądują potem gdzieś na płytach i zewnętrznych dyskach w kilku zapasowych kopiach, tak na wszelki wypadek. I co z tego, kiedy potem wcale do nich nie zaglądam. Wybrane ilustrują blogowe wpisy, a chłopaki mają w albumach tylko te, które zrobił im przedszkolny i szkolny fotograf. Albumy... W przeciwieństwie do zdjęć cyfrowych, tych wywołanych z klisz mam wciąż mnóstwo. I to te najczęściej przeglądam. Gdy więc zaproponowaliśmy chłopakom, że jadąc do Częstochowy zboczymy nieco z drogi i pojedziemy jeszcze zobaczyć ruiny zamku, a oni od razu rzucili się do komputera, by ów zamek znaleźć w Internecie, wyciągnęłam jeden z moich albumów. Wrzesień 2002 r. Spontaniczny wyjazd na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Trzy zamki: Mirów, Bobolice, jeszcze przed spektakularną odbudową, i Olsztyn na koniec. Nie ten na Warmii, ale ten w okolicach Częstochowy. I właśnie zdjęcia analogowe z tego zamku lubię najbardziej z tamtego wyjazdu. Może to przez tę krowę, może przez przedwieczorne chmury. Mam tylko dwa. To były czasy, gdy szanowało się każdy kadr i każda kompozycja zdjęcia była przemyślana, bo w torbie ledwie dwie-trzy rolki filmu, w sumie na 72-108 zdjęć! To musiało starczyć czasami na cały dwutygodniowy wyjazd! Dziś zastanawiam się, jak to było możliwe.

Olsztyn, 2002 r., analog (skan bez korekty)

Olsztyn, 2002 r., analog (skan bez korekty)

Zamek w Olsztynie to jeden z najstarszych i kiedyś najpotężniejszych zamków, które tworzyły system obrony granicy średniowiecznej Polski, dziś zwany Szlakiem Orlich Gniazd. Zamek, który nie został poddany w 1587 r. podczas najsłynniejszego chyba jego oblężenia przez wojska austriackie arcyksięcia Maksymiliana nawet za cenę życia dziecka dowodzącego wówczas obroną Kacpra Karlińskiego, skrywa jednak również straszne zbrodnie mroków Średniowiecza, gdy nie przebierano w środkach, aby zgładzić politycznych przeciwników. 




Wzmianki o olsztyńskiej warowni w źródłach pojawiły się już w 1349 r. Pierwotnie w tym miejscu były... trzy zamki! Dziś najbardziej charakterystyczna jest dwukolorowa (dół z wapienia, góra, dobudowana w XV w., z cegły), zwężająca się ku górze wieża z XIII w. Wchodziła w skład najstarszej części warowni, czyli tzw. zamku górnego, noszącego też nazwę Przymiłowice. W połowie XIV w. Kazimierz Wielki rozbudował zamek, łącząc w jedną całość zamek górny, średni i podzamcze z zamkiem dolnym, z którego do dziś zachowała się druga, kwadratowa wieża. Zamek stał się największym na Szlaku Orlich Gniazd broniącym granicy Polski od strony Śląska. Lata jego największej świetności przypadły na XV-XVI w., sto lat później zaczął podupadać, by wreszcie poddać się wojskom szwedzkim w 1655 r. podczas potopu i nigdy już nie powrócić do dawnej świetności. Ruiny pamiętają i te bardziej mroczne historie, bowiem wieża górnego zamku służyła nie tylko celom obronnym, ale i jako więzienie, gdzie umieszczano skazanych na śmierć głodową, choćby wojewodę i starostę poznańskiego Maćka Borkowica, wcześniej bliskiego współpracownika Kazimierza Wielkiego, który jednak ośmielił się krytykować jego politykę. Ponoć jego duch do dziś błąka się po zamku oraz wykutych w okolicznych skałach przejściach i korytarzach. Dzieci uwielbiają takie historie z dreszczykiem, a jednak chodząc, a właściwie skacząc po skałkach zamkowego wzgórza, co chwilę oglądały się za siebie.






Ruiny, zwłaszcza w weekendy, przyciągają spore rzesze zwiedzających. Ze wzgórza widać nie tylko położony w dole Olsztyn, ale i kominy nieodległej Częstochowy. Tamten kwietniowy poranek był dość chłodny, choć słońce raczej wygrywało pojedynki ze stalowymi chmurami, co i raz przetaczającymi się nad naszymi głowami, tworząc niezwykły spektakl. Wiosenne promienie dość szybko podnosiły temperaturę powietrza, ale oprócz nas po tym historycznym miejscu kręciła się tylko grupka dziewczyn i jedna para. Na zwiedzanie w zupełności wystarczy pół godziny, zresztą dzieciaki zrobiły się już trochę głodne po dwugodzinnej podróży z Warszawy i eksplorowaniu zamkowych kamieni. Ulica Zamkowa, która prowadzi ku ruinom, pełna jest kawiarni, knajpek i restauracji, jednak wszystko dopiero budziło się do życia. Mój wzrok przyciągnęła postać wisząca ponad ulicą, u jej wylotu. Okazało się, że to rzeźba - jedna z kilkudziesięciu, które obejrzeć można w miasteczku.








Większość ustawiona jest na płycie kameralnego Rynku. Galeria obejmująca 29 rzeźb nosi nazwę "Cywilizacja". Ich autorem jest rzeźbiarz Michał Batkiewicz. Na olsztyńskim Rynku stanęły pod koniec września ubiegłego roku zastępując poprzednią plenerową wystawę prac tego artysty w tym miejscu (nosiła tytuł "Chichot życia" i składały się na nią sześciometrowe postacie klaunów; ach, jak żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć!). Obecna ekspozycja to głównie motywy zwierząt, coś akurat dla kilkulatków. Andrzej, w oczekiwaniu na zapiekankę ze stojącej również na Rynku nowoczesnej, eleganckiej budki, biegał z aparatem od rzeźby do rzeźby i sfotografował chyba wszystkie. 











Ponad placem wisi także druga z tzw. rzeźb balansujących. To praca Jerzego Kędziory nosząca tytuł "Nieskończoność".




Taka plenerowa galeria to doskonały pomysł na promocję miasta. Bo choć początki miasteczka leżącego u stóp zamku datowane są na XIV w, a pierwsza wzmianka o znajdującej się tu osadzie pojawiła się w 1343 r. w kronice Janka z Czarnkowa, to poza zamkiem nie ma tu zbyt wielu spektakularnych zabytków. Z poprzedniej wizyty w 2002 r. nie pamiętałam nawet Rynku, otoczonego w większości niską zabudową, z kilkoma blokami pamiętającymi lata poprzedniego systemu i dość ciekawym w formie budynkiem biblioteki. Siedząc przy stoliku i czekając na zapiekanki, patrzyliśmy na ludzi, którzy przewijali się przez plac. Większość z nich zatrzymywała się przy rzeźbach, wyjmowała telefony i robiła zdjęcia, szczególnie, że wszystkie prace zaprezentowane w tej niezwykłej plenerowej galerii są bardzo plastyczne i naprawdę ciekawe. A ja uwielbiam takie miejskie smaczki! I jak widać, sztuka na ulicy (którą odróżniam od sztuki ulicy) nie jest wcale domeną tylko dużych miast.

Jeśli nie macie jeszcze planów na majówkę, to jurajskie zamki są doskonałym pomysłem na każdy wolny dzień. A jeżeli daliście się namówić i wybierzecie Olsztyn, to zatrzymajcie się na chwilę i przy rzeźbach. Warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz