niedziela, 30 kwietnia 2017

Warszawa przyłapana... w kwietniu 2017

O wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy można by dyskutować godzinami i napisano na ten temat pewnie niejedną rozprawę naukową. Ale temat wraca do mnie jak bumerang właściwie każdego roku, gdy w okresie jednych i drugich przemierzam ulice Warszawy. W grudniu miasto wydaje miliony na świąteczne iluminacje. Centra handlowe prześcigają się w bogactwie ozdób, by przyciągnąć klientów, którzy zostawią fortunę kupując gwiazdkowe prezenty. Wielkanoc jest w przestrzeni miasta prawie niezauważalna. Bo nie idą za nią pieniądze. Zresztą to przecież żadne święta, tylko kolejny długi weekend. Gdzieś tam mignie tylko dmuchany zająć znanego producenta czekolady, wszak słodycze, czy to w postaci Mikołajów, czy czekoladowych jajeczek sprzedają się tak samo dobrze (nad Wisłę dotarła już moda na szukanie wielkanocnych słodkości w ogrodach, czy w zakamarkach meblościanek). I w tym całym nie-świątecznym mieście bardzo miło zaskoczył mnie Plac Grzybowski, gdzie krótko przed Wielkanocą wpadłam na chwilę sfotografować mozaikę na wyburzanym budynku Teatru Żydowskiego. Pośrodku placu moim oczom ukazała się wielka pisanka w szklanym pudle chroniącym ją przed wilgocią. Okazało się, że to inicjatywa wieżowca Cosmopolitan. Pisankę zaprojektował Andrzej Pągowski, a do dekorowania zaproszone zostały dzieci z jednego z domów dziecka, celebryci mieszkający w wieżowcu oraz uczniowie szkoły podstawowej stojącej po sąsiedzku. Jajo miało być potem przedmiotem licytacji, z której fundusze zasilą budżet wspomnianego domu dziecka. Świetna inicjatywa charytatywna, a przy okazji i trochę świątecznej estetyki na tym małym skrawku Warszawy.





Miasto o wiele poważniej niż do Wielkanocy, podeszło do wiosennych porządków i ukwiecenia Warszawy. Na pasach zieleni pomiędzy nitkami jezdni zakwitły tulipany. A w Gablotce Mirelli zakwitły maki. Simonkę zastąpiła Calineczka.



W ogóle sporo się działo w street arcie. NeSpoon utkała nową koronkę na murze Norblina. To jedna z jej najciekawszych prac w Warszawie. Powstała na nieco zardzewiałych metalowych drzwiach, dzięki czemu przez samą koronkę przebija intensywnie rudy kolor doskonale współgrający z fragmentami muru, gdzie odpadł tynk odsłaniając surowe cegły. Kwintesencja Norblina, jednego z moich ulubionych miejsc w Warszawie.



Na stołecznych murach pojawiły się też zdjęcia. Czarno-białe, drukowane na zwykłym papierze na drukarce. Znalazłam je na Placu Unii Lubelskiej, koleżanka podpowiedziała mi, że są też przy Wareckiej, inni trafili na nie także w innych miejscach. Już wcześniej widziałam podobną akcję, na studziennym podwórku kamienicy przy Pańskiej 100a, zanim wejście zostało zamknięte na głucho. Zdjęcia, które na stołecznych murach pojawiły się teraz są bardziej sugestywne, pobudzają wyobraźnię i prawie zmuszają do tego, by zatrzymać na nich wzrok. Muszę znaleźć więcej miejsc, gdzie wiszą.








Nawet tegoroczna, siedemdziesiąta czwarta rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim została uczczona streetartowo! Na murkach otaczających placyk przy wyjściach z metra przy stacji Centrum, przez młodsze pokolenie zwanym patelnią, pojawiły się nieco komiksowe czarno-białe portrety bohaterów powstania, z jedynym kolorowym akcentem w postaci żonkili kojarzonych w ostatnich latach z tą smutną rocznicą. Autorem murali jest Andrzej Wieteszka. Patelnia jest najbardziej tymczasową galerią street artu w Warszawie, który w tym miejscu ma być rodzajem społecznej reklamy pojawiającej się na chwilę, aby zwrócić na coś uwagę. Murale z powstańczego getta są jak do tej pory najlepsze ze wszystkich i będzie mi bardzo szkoda, kiedy zostaną zamalowane robiąc miejsce dla następnych. Może warto byłoby pomyśleć, by podobne ozdobiły którąś ze ścian Muranowa?








Choć Muranów już dziś jest zagłębiem street artu, a motyw przypominający o powstaniu w getcie można znaleźć na Nowolipkach. Ale ostatnio osiedle wzbogaciło się o jeszcze jedną ciekawą inicjatywę. Pamiętacie Pawła Czarneckiego, tego od plasterków z serii Do rany przyłóż? Otóż stał się inicjatorem świetnej sąsiedzkiej akcji. W ramach remontu klatki schodowej w jednym z muranowskich bloków, powstała mozaika z odciskami dłoni lokatorów. "Sąsiedzka dłoń", taki tytuł zyskała akcja. Przyłączyło się do niej dziesięcioro sąsiadów. Brawo! Utwierdziłam się w przekonaniu, że Paweł Czarnecki jest jednym z najbardziej kreatywnych twórców na warszawskim streetartowym podwórku.



Większość moich znajomych ewakuowała się już z Warszawy na pięciodniową majówkę. Ja zostałam. Dziś po południu wybiorę się może na reaktywowany po zimie Nocny Market, za którym bardzo tęskniłam (niestety Noce i Dnie przy Burakowskiej z końcem kwietnia zakończyły działalność), a w pozostałe wolne dni zamierzam odkrywać kolejne mniej mi znane okolice stolicy. Oby pogoda dopisała!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz