Krupówki. Jedni je kochają, inni nienawidzą, ale i tak większość osób odwiedzających Zakopane właśnie tu kieruje swoje pierwsze kroki. Przez 10 lat, jakie minęły od naszej ostatniej wizyty pod Tatrami*, ulica bardzo się zmieniła. Między dotychczasową zabudową wyrosły przeszklone kilkukondygnacyjne budynki. Gdy pierwszy raz zobaczyłam je na zdjęciach, złapałam się za głowę. Nie taki jednak diabeł straszny, jak go malują. Deptak dotąd i tak był eklektyczny, a nowoczesna architektura nie tylko dodała mu odrobinę świeżości, ale też i przestrzeń dla zupełnie nowych możliwości aranżacyjnych. Wyobraźcie sobie, że siedzicie w wygodnym fotelu, pijecie dobrą kawę, a za szybą wielkiego okna, w dole, przemarznięci ludzie tłoczą się przy straganach z pamiątkami! Jest takie miejsce!
Na STRH Bistro Art Cafe trafiłam przypadkiem przeczesując Internet w poszukiwaniu najlepszych śniadań w Zakopanem. Dotąd o gastronomii na Krupówkach miałam raczej nieszczególne zdanie. Tymczasem gdy w niedzielny styczniowy poranek wjechaliśmy na trzecie piętro jednej ze wspomnianych nowoczesnych kamienic, gdzie mieści się kawiarnia, przywitał nas ogonek chętnych czekających na wejście. W pierwszej chwili chcieliśmy zrezygnować, ale kolejka przesuwała się na tyle sprawnie, że po 15 minutach byliśmy już w przestronnym nowoczesnym wnętrzu.
Lokal zajmuje całą kondygnację, więc miejsca jest naprawdę dużo. Ogromne okna na dwóch przeciwległych ścianach, z jednej z widokiem na Krupówki, z drugiej na Giewont (w ciepłych miesiącach z tej strony działa również taras), sprawiają, że wnętrze jest niezwykle jasne. Goście mają do wyboru miękkie pluszowe fotele lub wygodne wiklinowe krzesła. I choć sala jest spora, to została zaaranżowana w taki sposób, że można się poczuć kameralnie. Stoliki oddzielone są od siebie półkami, z których czekając na posiłek można wziąć album do przejrzenia, oraz dużymi kwiatami doniczkowymi. Kawiarnia jest jednocześnie galerią sztuki, więc dekoracje na ścianach zmieniają się w zależności od tego, czyje prace akurat są wystawiane (podczas naszego pobytu w Zakopanem można było podziwiać wystawę minimalistycznych w formie grafik pochodzącej z Bukowiny Tatrzańskiej Marzeny Wodziak pt. "Góra to nie dół").
Menu jest tak samo nowoczesne jak wnętrze i wystarczył mi jeden rzut oka w jego treść, żeby wiedzieć, że zjemy tu nie tylko śniadanie. W kracie nie znajdziecie oscypków, moskoli, czy tłustej pieczeni baraniej. I choć w trakcie podróży najchętniej wybieramy lokalne smaki, to jednak równie bliska jest nam formuła współczesnych bistro z szybkimi, niezobowiązującymi posiłkami opartymi o zdrowe, wyselekcjonowane składniki. W STRH Bistro Art Cafe są i dania bezglutenowe, i wegańskie, i wegetariańskie, i takie, które zadowolą wszystkożernych. Gdybym miała jednym słowem określić tutejszą kuchnię, przynajmniej tę serwowaną teraz, w okresie zimowym, powiedziałabym, że jest bardzo aromatyczna. Nie szczędzą korzennych przypraw nie tylko do dań głównych, ale i do rozgrzewających napojów.
Zatem zapraszam Was na Strych, bo to właśnie od tego słowa wzięła nazwę kawiarnia.
Opinie o śniadaniach, jakie znalazłam w sieci wcale nie były przesadzone, a kolejka przed wejściem w pełni uzasadniona. Serwowane są od godz. 8:30 do godz. 13:00. Wybór jest spory. Poranne menu dzieli się na pięć części: na słono (klasyczne obfite zestawy śniadaniowe, jeden dla jedzących wszystko, drugi wegetariański), na słodko (owsianka, jaglanka lub pancakes), hot bread (ciepłe kanapki), na żółto (dania z jajkami) i na smak (napoje z procentami). Wszystkie porcje są naprawdę duże, głodni nie wyjdziecie.
Niekwestionowanym numerem jeden Jerzyka został pierwszy z zestawów, czyli STRH-owy (29 zł) obejmujący frankfurterki, smażony bekon, jajko sadzone, plasterki grillowanej cukinii i świeżego pomidora, sałatkę z ogórka kiszonego oraz trzy kromki smacznej brioszki. Całość podana jest na mixie sałat i pierwszy raz widziałam, żeby mój prawie dwunastolatek dosłownie wyczyścił talerz, nie wyłączając zieleniny!
Andrzej z kolei dwukrotnie zamówił orkiszowy tost z cheddarem (24 zł) z kanapkowej części karty. Pomiędzy dwiema kromkami grillowanego pieczywa oprócz sera kryje się zrumieniony boczek. Całość przykryta jest jajkiem sadzonym i uzupełniona domowym sosem majonezowym oraz sałatką z kiszonych ogórków.
Ja zaryzykowałam śniadanie wegańskie. Jeśli śledzicie kulinarne wpisy na blogu, to pewnie wiecie, że do takich dań podchodzę bardzo sceptycznie, jednak już nie raz przekonałam się, że roślinne zamienniki potrafią bardzo pozytywnie zaskoczyć. Tak było i w tym przypadku. Kromka z pieczonym burakiem (26 zł) jest po porostu obłędna! To spora kromka pieczywa na ciepło posmarowana wegańską fetą (naprawdę smakuje jak ser solankowy), posypana orzechami włoskimi i z solidnymi plastrami pieczonego buraka. Całość okraszona sosem balsamicznym, za którym nie przepadam, ale na szczęście tu podkreśla smak całości, a nie go dominuje.
Pamiętacie jak jeszcze niedawno pisałam, że u nas restauracyjne, czy hotelowe śniadania nie do końca się sprawdzają? To chyba właśnie nadszedł ten moment, gdy zaczęły. Odkąd odkryliśmy STRH chłopcy nie chcieli słyszeć o śniadaniu w pokoju!
O godz. 13:30 menu śniadaniowe zastępuje karta lunchowa. Bo w STRH Bistro Art Cafe nie zjecie klasycznego obiadu złożonego z ziemniaków, mięsa i surówki. Tu znajdziecie raczej "mniejsze" dania jak kanapki na ciepło, makarony, risotta, sałatki, czy inspiracje kuchnią azjatycką. Po trzy-cztery pozycje w każdej części karty.
I tak spośród przystawek wybraliśmy grzanki z pastą z wędzonego pstrąga od Sitarza (24 zł). To dwa solidne kawałki pieczywa z przepyszną pastą rybną z dodatkiem szczypiorku, ozdobione grillowanym porem. Niech Was nie zwiedzie to, że znajdują się wśród przystawek, bo spokojnie mogą być samodzielnym daniem lunchowym.
Jedyną zupą, jakiej spróbowaliśmy był chowder z krewetkami (22 zł) o aksamitnej konsystencji z dodatkiem zrumienionych krewetek i kawałków pora, bardziej dla oka niż dla smaku, ale niezwykle rozgrzewający i sycący.
Z drugich dań Andrzej wybrał makaron udon z polędwicą wołową oraz grzybami shimeji, porem i orzechami ziemnymi (36 zł). To nie jest danie typowo azjatyckie, gdzie makaron udon serwowany jest w aromatycznym bulionie. Tu stanowi on bazę dla sosu z solidnymi kawałkami mięsa i pozostałymi dodatkami. Danie jest aromatyczne i niezwykle pożywne.
Jerzyk postawił na klasyk, który bardzo lubi, czyli na burgera (34 zł). To nie był pierwszy burger, którego jadł w czasie naszego pobytu w Zakopanem, ale zdecydowanie najlepszy, bo... nieprzekombinowany, jeśli chodzi o ilość składników. Wśród nich najbardziej ujęła mnie... kapusta kiszona. To jest bardzo fajny dodatek, szczególnie o tej porze roku, gdy świeże warzywa szklarniowe zwyczajnie nie mają smaku, i choć tak bardzo zakorzeniony w kuchni polskiej, to mam wrażenie, że zupełnie niedoceniany. A okazuje się, że nawet w daniu o kompletnie niepolskim rodowodzie potrafi podkreślić jego smak i cudownie korespondować z pozostałymi składnikami jak cheddar, bekon, czerwona cebula, zielony ogórek, czy nawet domowy ketchup.
Ja również zdecydowałam się na ciepłą kanapkę, dla odmiany z chleba orkiszowego z indykiem (34 zł). To wersja bardziej na słodko niż wspomniany burger, czy przystawkowe grzanki z pastą z pstrąga. Plastry marynowanego mięsa z indyka przełożone są kawałkami sera radamer oraz sosem musztardowym. Wszystko w idealnie chrupiącym pieczywie. Na talerzu dodatkowo znajduje się piklowana gorczyca i gałązki roszponki podkreślające całość.
Nawet, jeśli będziecie solidnie najedzeni, nie odmawiajcie sobie deseru. Ciasta możecie obejrzeć w lodówce i gwarantuję Wam, że gdy tam zerkniecie, to przepadniecie. Mieliśmy spory dylemat, które wybrać, bo wszystkie wyglądają przepysznie. Stanęło na puszystym serniku z białą czekoladą i konfiturą wiśniową (25 zł), szarlotce z lodami (21 zł) i bezglutenowym pomarańczowym cieście migdałowym (24 zł) z dużą ilością aromatycznej kandyzowanej skórki pomarańczowej i smaczną, wilgotną warstwą creme fraiche. Każde z nich było fantastyczne i przestało mnie dziwić, że przy większości stolików ludzie siedzieli jedynie przy kawie i słodkościach, chociaż pora była zdecydowanie obiadowa.
Na kilka osobnych zdań zasługują też napoje, szczególnie te z karty zimowej, nota bene zdań bardzo ciepłych. Bo gdy na zewnątrz zima smaga wiatrem i śniegiem, nic nie rozgrzewa lepiej niż ręce przytulone do gorącego kubka i łyk parującego napoju. W karcie znajdziecie zarówno takie klasyki jak herbata zimowa (np. Miód-Malina - 17 zł), czekolada na gorąco (np. pyszna budyniowa z wiśniami - 17 zł), czy grzane wino lub pięknie udekorowany grzany cydr gruszkowy z rumem i syropem z czarnego bzu (19 zł). Są też rozmaite aromatyczne napary (np. imbirowy - 18 zł), a także... ciepłe mleko o smaku orientalnych przypraw (w karcie znajdziecie je pod nazwą złote mleko - 21 zł).
To jest jedno z takich miejsc, z których bardzo ciężko się wychodzi. My za każdym razem ociągaliśmy się niemiłosiernie i tylko mnogość atrakcji Zakopanego sprawiała, że w wygodnych fotelach nie spędzaliśmy całych dni wertując kartki kolejnych albumów.
Karta w STRH-u jest sezonowa, więc pewnie niedługo zmieni się na lżejszą, wiosenną. Sprawdźcie i tę opcję, bo na pewno będą to również dania oryginalne i niepowtarzalne.
STRH Bistro Art Cafe
ul. Krupówki 4a
Zakopane
*Nie liczę krótkiego pobytu we wrześniu ubiegłego roku, bo wówczas na Podhale przywiodły mnie sprawy zawodowe i choć do Zakopanego udało mi się zajrzeć, to Krupówki wówczas ominęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz