Choć od naszej wizyty na greckiej wyspie Thassos minęły dwa lata, dokładnie pamiętam ten moment. Mieliśmy już wracać do Limenarii. Główna droga, która prowadzi przez centrum Theologos i którą przyjechaliśmy znad morza jest jednokierunkowa. Powrotna wiedzie zboczem wzgórza, ponad zabudowaniami miasta. Aby tam dotrzeć, trzeba przejechać przez całą miejscowość. Gdy dojechaliśmy do rozwidlenia dróg, na wzgórzu zobaczyłam niewielki, wiejski cmentarz. A obok plac zabaw. Dziwne to sąsiedztwo, miejsce dla tych, którzy dopiero zaczynają życie i dla tych, których droga na ziemi dobiegła już końca... Zostawiłam chłopaków na huśtawkach, a sama poszłam obejrzeć grecką nekropolię.
Przy kaplicy znajdującej się na wprost bramy, nieco w głębi cmentarza, krzątały się starsze kobiety w czerni. Moje pojawienie się nie uszło ich uwadze i odtąd z lekkim zaciekawieniem śledziły wzrokiem każdy mój ruch. Nie bacząc na czujny wzrok staruszek, zagłębiłam się między nagrobkami, jakże innymi od tych, które widuje się na polskich cmentarzach! Starsze, drewniane miały bardzo prostą konstrukcję. Ich centrum stanowiła witryna. A za szybą portrety zmarłych (ale takie zwykłe, w ramkach, a nie jak u nas w sepii na porcelanie) oraz różne przedmioty, zapewne im bliskie, na przykład... szklanka z herbatą, a także praktycznie obowiązkowe lampki oliwne, choć gdzieniegdzie widać było też te czerwone plastikowe znicze jak u nas. Do tego przy każdym grobie mały, ogrodzony ogródek w miejscu, gdzie pochowano zmarłego. Żadnych marmurowych czy lastrykowych płyt nagrobnych. I żadnych tabliczek z nazwiskami zmarłych i latami życia. Tylko wianki ze sztucznych kwiatów przewieszone przez krzyże. O co chodzi? Już po powrocie do Polski dowiedziałam się*, że groby są przechodnie! Zmarli spoczywają w nich tylko kilka lat (ile dokładnie, określają przepisy), po czym przenoszeni są do katakumb w kaplicy zwalniając miejsce dla następnych. To by tłumaczyło brak tabliczek z nazwiskami w starej części cmentarza w Theologos.
Bo nowe groby to już zupełnie inna bajka! Te są murowane. Niektóre przyjmują formę nieco kiczowatych kapliczek o iście greckiej architekturze, ale są też większe nagrobki, marmurowe i już nieco bardziej zbliżone do polskich, choć w przeciwieństwie do większości naszych, są wykonane z jasnych materiałów. I jeszcze niespodzianka. Przeglądając zdjęcia, na kilku z nich spostrzegłam grawerunki z danymi zmarłego i latami jego życia. Daty śmierci były z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Kto graweruje cokolwiek na grobach przechodnich? Może więc jednak są jakieś możliwości posiadania grobu na własność.
W każdym bądź razie odwiedziny na greckim cmentarzu były dość ciekawym doświadczeniem, mimo oddechów staruszek za plecami. A wcale nie jest łatwo na taki cmentarz trafić, bo często znajdują się na peryferiach wiosek, w miejscach dyskretnych, nie rzucając się w oczy. Warto sobie jednak zadać trud i choć jeden taki cmentarz odwiedzić. Jak mawiają, co kraj to obyczaj, a zwyczaje pogrzebowe to bez wątpienia jeden z elementów kultury każdego kraju.
* Pisała o tym m.in. Dorota z bloga Sałatka po grecku: http://salatkapogrecku.blog.pl/2014/11/01/dlaczego-cmentarze-w-grecji-sa-tak-male-sobota-1-listopada-2014/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz