Przychodzą tu na piechotę, przyjeżdżają autokarami, samochodami. Pielgrzymi z całej Polski. Przynoszą rozmaite intencje i modlitwy do Matki Boskiej Częstochowskiej. Większość wsiada potem z powrotem do autokarów i samochodów. Mało kogo interesuje samo miasto, czy ładne ono, czy brzydkie, czy ma zabytki, czy nie ma. W miniony weekend my także zanieśliśmy swoje intencje na Jasną Górę, ale w przeciwieństwie do większości odwiedzających sanktuarium, postanowiliśmy zostać w Częstochowie na noc i przez weekend przyjrzeć się miastu. Muszę przyznać, że pierwsze wrażenie nie było najlepsze. W sobotnie przedpołudnie po chodnikach wlały się potłuczone butelki oraz nieczystości świadczące o burzliwej piątkowej nocy.
Częstochowa to dziwne miasto. Już na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo zdominowane jest przez Jasną Górę. Szeroka Aleja Najświętszej Maryi Panny łączy sanktuarium z częstochowskim Starym Miastem. Im bliżej miejsca kultu maryjnego, tym więcej ludzi. W okresie przedświątecznym na ostatnim odcinku arterii, prawie u stóp klasztoru rozstawiły się kramy z rękodziełem i regionalną żywnością. Chłopcy próbowali nas naciągnąć na watę cukrową, ale zamiast tego zaproponowałam im, że pójdziemy na starówkę i usiądziemy w jakiejś kawiarni na ciacho. No bo z czym kojarzy się Rynek Starego Miasta, nawet tak peryferyjny jak chociażby warszawski? Bo mi z restauracyjnymi i kawiarnianymi stolikami wylewającymi się przed kamienice w ciepłe dni. A miniona sobota była ciepła i słoneczna. Ale okazało się, że częstochowski Rynek jest miejscem całkowicie wymarłym, zawładniętym jedynie przez stada gołębi. Żadnych knajpek, żadnych kawiarni, żadnych ciastek. Wróciliśmy więc po watę. Już po powrocie do Warszawy dowiedziałam się, że jednak cztery restauracje mieszczą się przy Rynku. Byliśmy przed południem i być może po prostu były zamknięte, dlatego na żadną nie zwróciłam uwagi, ale też nie rzuciły mi się w oczy szyldy zachęcające do przyjścia tu później. Prawdę mówiąc po cichu liczyłam raczej na kawiarnię z dobrą kawą i ciastkami dla chłopaków.
A jednak Częstochowa to nie tylko Jasna Góra, czy zapomniana starówka, to także, a może przede wszystkim, miasto postindustrialne. Tradycje hutnicze sięgają tu XIV w., ale przemysłowy rozwój miasta miał miejsce na przełomie XIX i XX w. Wówczas nastąpiła modernizacja przemysłu wydobywczego (rud żelaza) oraz rozwój przemysłu włókienniczego i chemicznego. W 1867 r. powstała fabryka papieru, a w 1881 r. fabryka zapałek, dziś nieczynna (w dawnych jej halach mieści się muzeum). Najistotniejszym jednak dla miasta wydarzeniem była rozpoczęta w roku 1896 przez Towarzystwo Akcyjne Zakładów Metalowych B. Hantkego budowa huty Częstochowa. Była to druga co do wielkości huta na terenie Królestwa Polskiego. Miejsce nadawało się idealnie: w pobliżu złóż rud żelaza, na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych, niemal w sąsiedztwie śląskich i zagłębiowskich kopalni węgla. Odtąd miasto bardzo prężnie się rozwijało.
Mimo zniszczeń w czasie II wojny światowej, nowa ludowa władza także postawiła na przemysł. Dość szybko ponownie uruchomiono hutę Częstochowa, zaś z początkiem lat pięćdziesiątych rozbudowa górnictwa rud żelaza oraz samej huty objęta została tzw. planem sześcioletnim. W 1951 r. Częstochowa stała się siedzibą Zjednoczenia Kopalnictwa Rud Żelaza. Wszystko to stało się powodem napływu do miasta ludności chętnej do pracy w przemyśle, nie tylko hutniczym, z całej Polski. W Częstochowie produkowano bowiem zapałki, narzędzia, tapety, namioty, zabawki, parasole, wózki dziecięce, igły... Zaczęto wznosić nowe osiedla mieszkaniowe, a wraz z nimi całą infrastrukturę niezbędną dla mieszkańców jak szkoły, przedszkola, szpitale, domy towarowe, Urząd Stanu Cywilnego oraz wyższe uczelnie - w obowiązujących ówcześnie stylach architektonicznych, najpierw socrealistycznym, potem znakomitym modernistycznym. Lata sześćdziesiąte przyniosły miastu zaszczytną rolę stolicy Częstochowskiego Okręgu Przemysłowego, a w 1975 r. stolicy jednego z 49 nowoutworzonych województw. Natomiast lata dziewięćdziesiąte to czas transformacji i powolnego upadku państwowego przemysłu w całej Polsce.
Dziś większość dawnych zakładów już nie działa, choć nieźle trzymają się producenci wózków dziecięcych. Częstochowa boryka się z typowymi dla miast, w których upadł państwowy przemysł, problemami: bezrobociem, niskimi płacami, odpływem ludności do większych miast, głównie aglomeracji śląskiej i Warszawy. Inwestorzy też się do takich miejsc nie garną, szczególnie, że układ urbanistyczny zabytkowej części Częstochowy wpisany jest do rejestru zabytków. Wszystko to sprawiło, że zachowało się mnóstwo przykładów architektury powojennego modernizmu, którego nie wyburza się na taką skalę jak w Warszawie. Zdarzają się, owszem, bardziej lub mniej udane przebudowy budynków użyteczności publicznej, jak choćby Komendy Miejskiej Policji, jednak w mieście wciąż można zobaczyć i świetną architekturę, i mozaiki na ścianach szkół, czy akademików, i doskonałe przykłady małej architektury ze zdobiącą fontannę rzeźbą "Pani Kowalska" na czele.
Miłośnikiem częstochowskiego powojennego modernizmu jest Pan Hubert Wąsek, prezes Oddziału SARP w tym mieście. Na swoim profilu na Instagramie (@hubertwasek) oraz na Facebooku (Częstochowa 45-89) publikuje mnóstwo zdjęć z taką architekturą, wskazując jednocześnie lata powstania oraz projektantów. I to właśnie było dla mnie inspiracją do architektonicznego spaceru ulicami Częstochowy w poszukiwaniu przykładów modernizmu.
Cepelia (Al. Najświętszej Maryi Panny 64)
Ilekroć czytam, bądź szukam jakiejś informacji na temat mozaik w architekturze powojennej, zawsze pojawia się ona, częstochowska Cepelia. Jeśli nie w samym opracowaniu, to w komentarzu, w podpowiedzi jakiegoś miłośnika modernizmu (tak trafiłam na profil Huberta Wąska). Bo drugiego tak charakterystycznego budynku nie ma chyba w całej Polsce.
Właściwie to nie jeden budynek, ale cały kompleks w mozaikowe pasy, które mi, wychowanej na Mazowszu bardziej przywodzi na myśl kolorowe Łowiczanki, niż kompletnie mi obcy folklor częstochowski (w strojach ludowych z tego regionu też występują pasiaki!). Jeden pawilon zajmuje Cepelia, drugi dawne Biuro Wystaw Artystycznych, obecnie Miejska Galeria Sztuki, trzeci zaś kino (Ośrodek Kultury Filmowej). Całość połączona jest systemem łączników i tarasów (niestety zamkniętych przed ciekawością zwykłego śmiertelnika solidną kratą, trzeba mieć zgodę, żeby wejść).
Kompleks wzniesiono w latach 1968-74 według projektu Włodzimierza Ściegiennego, który był twórcą bardzo wszechstronnym: architektem, malarzem, medalierem, twórcą exlibrisów. To nie jedyna jego realizacja w przestrzeni miejskiej Częstochowy, o kilku innych mowa będzie poniżej.
Budynek Cepelii trafił do "Księgi Zachwytów" Filipa Springera.
Urząd Stanu Cywilnego (ul. Focha 19/21)
To też projekt Włodzimierza Ściegiennego.
Okrągła odważna budowla Pałacu Ślubów pochodzi z 1987 r. Udało mi się nawet wejść do środka, bowiem w sobotę normalnie odbywały się śluby. Kolorowe wnętrze z witrażowymi ozdobami Ściegienny zaprojektował wraz z żoną, Karoliną.
Katedra Matki Bożej Królowej Apostołów (tzw. Biała Katedra) Kościoła Polskokatolickiego (ul. Jasnogórska 6)
Pierwsze skojarzenie: jakiś silos na ziarno. Gdy pokazałam zdjęcia znajomym, nikt nie chciał wierzyć, że to budowla sakralna. Pierwszy raz zobaczyłam katedrę w jednym z prasowych felietonów Filipa Springera, potem w jego "Księdze Zachwytów". Nie zawsze podzielam gust tego autora, ale tym razem musiałam to zobaczyć na własne oczy! Budynek chowa się za drzewami, jakby nieco się wstydził, może tego, że budowę rozpoczęto w 1979 r. i formalnie do dziś jej nie ukończono. Kościół zaprojektowany został przez Henryka Buszko i Aleksandra Frantę znanych choćby z projektu Osiedla Tysiąclecia w Katowicach, czy kompleksu sanatoriów w Ustroniu.
Kościoły w Częstochowie zasługują na oddzielny post. Bo nie samą Jasną Górą Częstochowa stoi! Świątyń wartych uwagi jest znacznie więcej, i tych przedwojennych jak choćby kościół pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego na Ostatnim Groszu - monumentalny przykład modernizmu międzywojennego, który kojarzyć powinni wszyscy mknący "gierkówką" z Warszawy na południe, czy kościoły budowane na obrzeżach, na osiedlach mieszkaniowych, często o bardzo ciekawej bryle.
Rzeźba "Pani Kowalska" (fragment fontanny, Skwer Solidarności)
Kolejna realizacja Ściegiennego. To chyba właśnie ona przesądziła o tym, że przyjechałam do Częstochowy przyjrzeć się modernizmowi. Figura, datowana na rok 1964, cała pokryta jest jasną mozaiką. Jest dwustronna, o dwóch twarzach.
Sam basen fontanny też wyłożony jest mozaikami - z motywami zwierząt żyjących w wodzie jak rak, czy żółw.
Mozaika na zewnętrznej ścianie auli Akademii im. Jana Długosza (dawna Wyższa Szkoła Nauczycielska, Al. Armii Krajowej 13/15)
Moje pojawienie się z aparatem przed uczelnią w czasie studenckiej przerwy na papierosa wywołało niemałe zainteresowanie. Wysiada taka z samochodu i ścianę fotografuje! Najpierw salwa śmiechu, ale potem jeden odważny wziął komórkę i też zrobił zdjęcie. Bo ścianę zdobi przepiękna mozaika nosząca tytuł "Drzewo Mądrości" z lat 1968-69 projektu rzeźbiarza Stanisława Łyszczarza.
Mozaika na ścianie Klubu Politechnik (Al. Armii Krajowej 23/25)
Klub znajduje się w odległości kilkuset metrów od Akademii im. Jana Długosza. Jedną ze ścian zdobi mozaika przedstawiająca stylizowanych koszykarzy. To po "Pani Kowalskiej" drugi przykład architektonicznej plastyki modernistycznej, który w Częstochowie podobał mi się najbardziej. Budynek z 1970 r. zaprojektował architekt Zygmunt Fagas.
Mozaika nad wejściem do Szkoły Podstawowej nr 21 im. Stanisława Konarskiego (ul. Sabinowska 7/9)
Gmach szkoły jest jeszcze przedwojenny. Budowę zakończono w 1937 r. Nad wejściem znajduje się powojenna mozaika zaprojektowana przez Stanisława Łyszczarza - tego samego, który jest autorem okładziny na ścianie auli Akademii im. Jana Długosza.
Sgraffito na ścianie basenu (Al. Niepodległości 20/22, dawniej Al. ZWM)
Pływalnia należała kiedyś do Kombinatu Budowlanego, dziś wchodzi w skład Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Budynek zaprojektował architekt Mirosław Leśniewski, zaś sgrafitto autor dwóch wspomnianych wcześniej mozaik, rzeźbiarz Stanisław Łyszczarz.
Kiedyś nad obrazem znajdował się stylizowany neon.
Wewnątrz obiektu znajduje się mozaika, także autorstwa Stanisława Łyszczarza z motywami świata podwodnego. Niestety nie udało mi się wejść do środka, podobnie jak na teren drugiego basenu przy dawnym Domu Kultury Hutnik (ul. Łukasińskiego), także z mozaikową ścianą, tym razem zaprojektowanej przez Mariana Kruszyńskiego w latach 1972-77, którą obejrzałam sobie tylko przez szybę.
Pawilon handlowy (ul. Niepodległości 27)
Gdy byłam dzieckiem, blok, w którym mieszkałam znajdował się nieopodal osiedla domków jednorodzinnych. Często chodziliśmy tam z tatą na spacery. Pamiętam domki o elewacjach pokrytych potłuczonymi talerzami. Oczu nie mogłam od nich oderwać! Mój tata patrzył na nie raczej z pobłażliwym uśmiechem. U nas na Mazowszu do takich zdobień używano raczej porcelitu z Pruszkowa. W Częstochowie stoi jeszcze pawilon handlowy, którego elewację zdobi potłuczona porcelana z fabryki we Włocławku. Nie jest to może szczyt artystycznego kunsztu, ale tak się wówczas budowało i przyglądając się powojennemu modernizmowi, nie tylko w Częstochowie, nie sposób choć jednego takiego budynku nie pokazać.
Dom Handlowy Merkury (Al. Najświętszej Maryi Panny 17)
Warszawiakom, nawet tym, którzy nigdy nie byli w Częstochowie, ten budynek może wydawać się nieco znajomy, bowiem Powszechny Dom Towarowy Merkury, datowany na lata 1969-74, zaprojektowany został przez duet architektów: Józefa Zaborowskiego i Zdzisława Życieńskiego, zaś Józef Zaborowski był później głównym projektantem także Domu Handlowego Uniwersam na warszawskim Grochowie oddanego do użytku w 1977 r., zaś w ubiegłym roku wyburzonego (oryginalne neony mają wrócić na elewację nowego budynku wznoszonego w tym miejscu). O rozbiórce Merkurego też mówi się od czasu do czasu.
Konstrukcja stalowa (skrzyżowanie Al. Niepodległości z ul. Bór)
Konstrukcja powstała w 1977 r. (moja rówieśniczka!). Miała przeznaczenie reklamowe, kierowała do siedziby Kombinatu Budowlanego. Wykonana została według projektu architekta Mariana Kruszyńskiego. Dziś też wiszą na niej reklamy, choć bardziej o charakterze handlowym. Z tyłu wciąż jednak wygląda bardzo ciekawie, trochę jak plaster miodu i taki stelaż, choć de facto reklamowy, może uchodzić za ciekawy, samodzielny byt.
Pawilony "Veritas" i „Ars Christiana” pod Jasną Górą
Dziś już w większej części nieczynne, datowane na rok 1974 r. W pozostałych pawilonach mieści się gastronomia. Zachowały się także dwie kamienne rzeźby ze stylizowanymi rybami (jedna z nich widoczna jest na pierwszym zdjęciu ilustrującym wpis).
Sgrafitto na ścianach VII Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika (ul. Nowowiejskiego 18)
Liceum powstało z przekształcenia szkoły podstawowej, stąd scenki zdobiące ściany szkoły nawiązują raczej do zajęć dziecięcych. Budynek wzniesiono w 1956 r., zaś sgrafitta na ścianach po dwóch stronach wejścia to bardziej socrealizm, niż modernizm. Ich autorem jest Władysław Wagner.
Pokazałam Częstochowę spoza szklaku, Częstochowę kompletnie nieturystyczną, Częstochowę dla mieszkańców, choć nie wiem, czy Częstochowianie zdają sobie sprawę z wartości artystycznej i architektonicznej tego, co ich otacza. Jeżdżąc po mieście i szukając kolejnych miejsc, które wypisane miałam w notesie, prosiłam czasem przypadkowych przechodniów o wskazanie drogi i większość nie miała pojęcia, o czym mówię. Tamta epoka może nie kojarzy się najlepiej, ale plastyka architektoniczna była wówczas na bardzo wysokim poziomie. Dziś niestety znika wraz z wyburzaniem budynków z tamtych czasów, choć w Częstochowie nie jest to tak nagminne jak w stolicy. Warto przyglądać się powojennemu modernizmowi w różnych zakątkach Polski i Europy postkomunistycznej, bowiem budownictwo tamtych czasów i towarzyszące mu detale wnosiły na ulice mnóstwo koloru i radości. Dziś wykorzystuje się głównie szkło i stal sprawiając, że miasta są zimne, choć jak się dobrze poszuka, to i we współczesnej architekturze można znaleźć towarzyszącą jej sztukę.