piątek, 2 lutego 2018

Kulinarny Kraków. Kawiarnia Literacka, prawdopodobnie najprzytulniejsza kawiarnia w Krakowie

Było dokładnie tak, jak nie lubię. Przed wyjazdem do Krakowa wynotowałam sobie listę polecanych restauracji i barów, bo w zeszłym roku obiecałam sobie, że koniec z przypadkowością i będziemy stołować się tylko w wypróbowanych miejscach. Tymczasem wyszło jak zawsze. Nad tym wyjazdem od początku wisiało jakieś fatum. Rano Jerz obudził się z bólem gardła, ale na szczęście bez temperatury, więc zaopatrzeni we wszelkie środki farmakologiczne (bo Bóg jeden raczył wiedzieć, w jakim kierunku rozwinie się infekcja), ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy przed sobą cztery dni, a ja już oczami wyobraźni widziałam cały ten pobyt spędzony w wynajętym pokoju z chorym dzieckiem. Pierwszego dnia zatem ograniczyliśmy się jedynie do znalezienia miejsca na obiad. I okazuje się, że to wcale nie taka prosta sprawa. Wybór padł na Kazimierz, bo najwięcej miejsc na liście miałam właśnie stamtąd. Zapomnijcie jednak, że do którejś z modnych restauracji wbijecie się bez rezerwacji, szczególnie w sobotnie popołudnie. Nie umiem w trakcie wyjazdów, szczególnie tak intensywnych jak przedłużone weekendy, rezerwować stolika na konkretną godzinę. Nie umiem oszacować czasu, który będzie mi potrzebny na odwiedzenie miejsc, które chcę zobaczyć, czy też kiedy chłopcy zrobią się głodni. A to potrafi się przydarzyć w najmniej oczekiwanym momencie! Zjedliśmy zatem nie tam, gdzie chciałam, choć też nie w miejscu zupełnie przypadkowym, bo takim, w którym byliśmy już dwa lata wcześniej, gdy odwiedziliśmy Kraków bez chłopaków.

Na szczęście nazajutrz dziecko obudziło się jak nowo narodzone i w ciągu kolejnych dni mogliśmy eksplorować Gród Kraka. Szybkie śniadanie w pokoju, bo chłopcy nie chcieli powtórzyć naszej praktyki z Torunia, by także ten pierwszy posiłek w ciągu dnia jeść w restauracjach, potem spacer po mieście i coś, co zawsze przyprawia mnie o ciarki na całym ciele: Mamo, nogi mnie bolą! Mamo, jestem głodny! A tu jak na złość po drodze żadnego miejsca, gdzie można by spocząć. I gdy już straciłam nadzieję, że uda się zażegnać jęczenie chłopaków, Piotr nagle otworzył drzwi z napisem Kawiarnia Literacka.



Moim oczom ukazało się kolorowe wnętrze, regały z książkami, między nimi stoliki. Dwie sale (druga poświęcona grom planszowym, z miejscem do grania). Dodatkowo antresola ponad półkami z literaturą. Można zamówić kawę/herbatę/wino, wziąć dowolną publikację z półki i zatopić się w lekturze w wygodnym fotelu czy na kanapie. Do napojów można zmówić jedno z domowych ciast lub wytrawną przekąskę np. bajgiel z pastami kanapkowymi (w cenie do wyboru trzy z kilkunastu). Bajgle serwowane są w kawałkach, zrumienione i na ciepło, a pasty fantastyczne! Książki można czytać na miejscu lub kupić, podobnie jest z planszówkami. Chłopcy zniknęli niemal zaraz po przekroczeniu progu i pojawiali się przy stoliku tylko po to, by włożyć do buzi kolejną porcję kremówki. 









Nie obeszło się oczywiście również bez zakupu. Kupiliśmy "Brulion zabaw dla każdego". Pamiętacie, jak na marginesach zeszytów grało się w kropki, szubienicę, czy kółko i krzyżyk? Ktoś wpadł na pomysł, by zebrać te wszystkie gry w jednym miejscu i wydrukować je w formie szkolnego zeszytu w stylu vintage. Syndrom naszych czasów. Nam wystarczała kartka w kratkę i długopis, dzieciaki muszą mieć wszystko podane na tacy. Chłopcy wciągnęli się jednak w gry z czasów, gdy ich starzy byli w ich wieku, a ja muszę się przyznać, że wcześniej nie przyszło mi do głowy, by grać z nimi w tego typu gry (no, może z wyjątkiem kółka i krzyżyka), bo sądziłam, że ich to kompletnie nie zainteresuje. A teraz wszyscy mieliśmy doskonałą zabawę!

Nie chodzimy często do kawiarni. Zazwyczaj w trakcie podróży jemy późne śniadania, potem dopiero obiad, często złożony z przystawki, zupy i drugiego dania, więc na desery zwykle nie starcza już miejsca. Kawę też lubię pić niespiesznie, z kubka, na kanapie, z nogami podciągniętymi pod brodę. Ale Kawiarnia Literacka mnie zachwyciła! Byłam wcześniej w podobnych miejscach, łączących kawę z lekturą, jednak nigdzie nie było tak kameralnie i przytulnie. W Krakowie doskonale zaaranżowano wnętrze. Choć stolików nie jest zbyt wiele, to poukrywane są w różnych zakamarkach, dając poczucie intymności, bycia sam na sam z książką, czy osobą towarzyszącą. Poczułam się jak w domu! W naszym niewielkim mieszkaniu mamy pięć regałów z książkami. Wystarczy zaparzyć kawę, usiąść wygodnie i sięgnąć po jedną z nich.




Gdy jechałam do Krakowa, byłam przekonana, że po powrocie przygotuję post podobny do tego, jaki napisałam o gastronomii Torunia. Z listy, którą przygotowałam przed wyjazdem, udało nam się odwiedzić tylko jedno miejsce, które okazało się kompletną porażką. W dwóch pozostałych jedliśmy już wcześniej, więc wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Zrezygnowałam z pisania o krakowskich restauracjach, bo w ich przypadku nie było takiego efektu wow jak w Toruniu. Za to Kawiarnia Literacka w pełni zasługuje na rekomendację, więc jeśli macie Kraków w planach, zapisujcie adres:

Kawiarnia Literacka (w tym samym budynku, co Teatr Nowy Proxima)
ul. Krakowska 41
Kraków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz