czwartek, 9 listopada 2017

Nie tylko pierniki. Gdzie smacznie zjeść w Toruniu

Plątanina wąskich uliczek Starego Miasta. Niemal w każdej szyldy mamią pierogami prosto z pieca, najlepszymi makaronami w mieście, gęsiną, wszak to listopadowy przebój, sushi, które jest dobre na każdą okazję, wszechobecnymi kebabami, czy pizzą, a naganiacze przebrani w stroje z minionych epok ciągną za sobą wielką beczkę z reklamą browaru restauracyjnego. To Toruń, ale opis pasuje do chyba każdego większego miasta w Polsce. A w miejskiej dżungli bardzo łatwo się zgubić! Nie wiem, ile razy będąc w obcym mieście, czy to w Polsce, czy za granicą, wybierałam przypadkową restaurację, która akurat wyłoniła się zza zakrętu, gdy dzieci zaczynały krzyczeć, że są głodne i że nogi je bolą. Część była poprawna, inne okazały się porażką i tylko pojedyncze do dziś wywołują ciepło na samo wspomnienie zjedzonych tam dań.



Gdy więc w naszych głowach zrodził się szatański pomysł na spędzenie aż czterech dni w Toruniu, postanowiłam więcej nie eksperymentować i przygotować zawczasu listę restauracji i barów, które dobrze karmią. Zdałam się na gusta internautów przekopując tematyczne grupy poświęcone gastronomii oraz na podpowiedzi lokalsów. Ale jak to w dżungli bywa, i w tej miejskiej można się poczuć niczym rasowy odkrywca i wyłuskać prawdziwą nieodkrytą jeszcze całkiem perełkę!

Zapraszam zatem na subiektywny przewodnik po toruńskiej gastronomii, w którym znajdą się i miejsca modne, i eleganckie, i kultowe, i całkiem nowe na kulinarnej mapie miasta. 

NA ŚNIADANIE

Jedzenie śniadań w restauracjach to dla nas zupełna nowość! Gdy rezerwujemy noclegi w hotelach, śniadanie zazwyczaj mamy zapewnione, gdy zaś decydujemy się na wynajęcie mieszkania przez booking.com, najczęściej mamy aneks kuchenny i przynajmniej ten pierwszy posiłek w ciągu dnia przygotowujemy sami. Chłopcy nie jedzą rano zbyt dużo, więc zawsze wydawało mi się, że restauracyjne śniadanie może być dla nich zbyt obfite, albo nie trafić w ich upodobania. Ja zaś lubię rozkoszować się niespieszną poranną kawą. W Toruniu znalazłam jednak dwa miejsca serwujące śniadania w dużej mierze na bazie jajek, które chłopcy mogliby jeść w każdej ilości, więc uznałam, że spróbujemy.

Bułka


Restauracja działa pod hasłem "śniadania przez cały dzień" i czynna jest od godz. 7:30. W menu jest i jajecznica, i jajka sadzone, i szakszuka! Do tego kanapki, m.in. z serem i szynką, z twarożkiem, z camembertem z żurawiną, a także zestawy śniadaniowe i sałatki. Jeśli czegoś nie zjesz na miejscu, zapakują na wynos. Do tego kawa, herbata, świeżo wyciskane soki i milk shakes. Porcje słuszne i smaczne. Głodnym wyjść się nie da!









Bułka
ul. Szewska 6

Kona Coast Cafe


Śniadania serwowane są od godz. 8:00, głównie w postaci zestawów, m.in. po polsku - z jajecznicą na cebuli, nowojorskie - jajka sadzone z chrupiącym boczkiem, bawarskie - jajecznica lub jajka sadzone z kiełbaskami i sosem BBQ. W zestawach serwowane sa także grillowane pomidory, sałatka, pieczywo i masło. Można także zamówić dodatki, choćby twarożek oraz napoje na ciepło (kakao!) lub na zimo (wyciskane soki, lemoniada). 






Kona Coast Cafe
ul. Chełmińska 18 

NA OBIAD

Wybór restauracji w Toruniu jest ogromny! Po pierwszej selekcji miałam na liście trzynaście pozycji samych tylko miejsc z polecenia. Druga selekcja wyłoniła cztery, jednak życie zweryfikowało nieco to zestawienie, bowiem w jednej restauracji przez 25 min. nie doczekaliśmy się obsługi, która podeszłaby do naszego stolika, w drugiej notorycznie nie było wolnych stolików, za to znalazłam całkiem nowe miejsce, które karmi przecudownie, a wieść gminna o jego niedawnym otwarciu nie obiegła jeszcze sieci.

Luizjana


To miejsce, które przewija się we wszystkich zestawieniach kulinarnego must see, czy raczej must eat w Toruniu. Według szyldu i opisu serwuje kuchnię kreolską w wydaniu nowoorleańskim. Szczerze mówiąc, nic mi to nie mówiło, ale jeszcze przed wyjazdem w menu znalazłam całkiem dobrze zapowiadające się burgery. Chłopcy bardzo je lubią, więc pomyślałam sobie, że zjedzą przynajmniej jeden przyzwoity posiłek. Burgera nie zamówił żaden. 




Co zatem jedliśmy? 

Skosztowaliśmy dwóch zup. Chowder to zupa bardzo popularna w krajach anglosaskich, kremowa, często z dodatkiem boczku, w Luizjanie także z kukurydzą, o lekko pikantnym aromacie. Gumbo z kolei to danie cajuńskie, sztandarowe w stanie Luizjana. To rodzaj gęstej potrawy typu eintopf, że tak zaczerpnę określenie z innej części świata. W restauracji Luizjana serwowane jest jako gęsta zupa z okrą i mięsem z kaczki. Jest aromatyczna i rozgrzewająca, idealna na listopadowa pluchę.




Chłopcy nie jedli zup. Andrzej zdecydował się na stek o nazwie filet mignon stek z polędwicy wołowej serwowany na gorącym kamieniu wulkanicznym, z dodatkiem pieczonych ziemniaków, sałatką i dwoma sosami: serowym i paprykowo-pieprzowym. Hitem jest już sama formuła podania, bowiem mięso serwowane jest w postaci krwistej i dopieka się już na rozgrzanym kamieniu podczas konsumpcji, dzięki czemu samodzielnie można zdecydować o stopniu wypieczenia. Mięso jest soczyste i bardzo smaczne. 



Wszystkie pozostałe dania, które zamówiliśmy, pozostały w cieniu steka, niestety. 

Jerzyk wybrał żeberka w sosie barbecue. Mięso było dobrze upieczone i odchodziło od kości, ale samo danie dość banalne. Ja zamówiłam policzki wołowe z puree truflowym i rukolą. Mięso poprawne, choć bez szału, do tego puree z kawałkami trufli i kupka liści rukoli. Piotr zazwyczaj testuje dania wegetariańskie i zdecydował się na panierowane kawałki bakłażana z luizjańskim sosem warzywno-beszamelowym (danie nosi nazwę Bakłażan Pirogue).





Wszystko było naprawdę smaczne, ale zabrakło efektu wow, szczególnie, że potem trafiliśmy do takich restauracji, w których chciałoby się jeść codziennie i które zupełnie przyćmiły Luizjanę i pod względem jakości serwowanych dań i ich urody.

Luizjana
ul. Mostowa 10

Piccolo


Piccolo jest w Toruniu miejscem kultowym. Chciałoby się powiedzieć, że to pizzeria, ale jak nazwać taką, która w menu ma tylko jeden rodzaj pizzy, w dodatku bardziej przypominający zapiekankę niż włoski klasyk, a oprócz tego... jedynie barszcz i napoje? A działa nieprzerwanie od 1990 r.! Lokal jest samoobsługowy, zawsze jest w nim kolejka i ciężko o wolne miejsce. Nie ma się jednak co dziwić. Pizza na grubym drożdżowym cieście, z pieczarkami i serem kosztuje 6,90 zł (ketchup dodatkowo na życzenie 70 gr), a filiżanka (200 ml) fantastycznego barszczu czerwonego - 2,70 zł! Przed świętami po ten barszcz ustawiają się kolejki i ludzie kupują na wynos, do domu. Pizza ma natomiast taki smak jaki pamiętam z dzieciństwa, gdy nad Wisłą nieśmiało zaczęły pojawiać się pierwsze pionierskie pizzerie (z moim ulubionym warszawskim Kaczorkiem w Al. Jerozolimskich na czele).





Piccolo
ul. Prosta 20

Restauracja hotelu Nicolaus


Czasem mam wrażenie, że ludzie boją się restauracji hotelowych. Być może onieśmielają ich białe obrusy i elegancko ubrani kelnerzy, których otacza aura tajemniczości. Może obawiają się również wysokich cen. Zupełnie bezpodstawnie, bo często ceny porównywalne są do tych w innych modnych restauracjach, a poziom serwowanych dań i obsługa jest zazwyczaj na dużo wyższym poziomie. Jeszcze chyba nigdy nie zawiodłam się na żadnej restauracji hotelowej i Nicolaus też potwierdził tę regułę.

Restauracja czynna jest od godz. 15:00 (w soboty i niedziele od 13:00). To idealna pora, by wreszcie odpocząć po całym dniu zwiedzania. Wnętrze jest nowoczesne, ale eleganckie i przestronne. W menu króluje kuchnia polska i międzynarodowa. Wszystkie dania przygotowane przez Szefa Kuchni Bartłomieja Witkowskiego są nie dość, że rewelacyjne w smaku, to i efektownie podane. 

Jako przystawki zamówiliśmy klasyczny tatar wołowy (z mieszanki polędwicy wołowej oraz wołowiny zrazowej), marynowanego siekanego tuńczyka z dodatkiem imbiru, salsy z awokado i chili oraz krewetki w aromatycznym sosie z białego wina. I nie wiem, czy dania lepiej wyglądały, czy smakowały!





Z zup wybraliśmy czerninę oraz toruńską zupę rybną. Czernina jest specyficzną zupą, nie każdemu pasuje. U nas na Mazowszu rzadko można ją spotkać w restauracyjnym menu. Serwowana w Nicolausie jest gęsta, z dodatkiem mięsa z kaczki oraz wątróbki i oczywiście suszonych owoców. Zupa rybna natomiast oczarowuje już samą formą podania. Najpierw dostaje się talerz z misternie ułożoną piramidką z kawałków ryb (dorsza i łososia) oraz ząbków czosnku i dopiero przy stole kelner z karafki wlewa do talerza wywar. Może te akurat gatunki ryb bardziej kojarzą się z morzem niż z nadwiślańskim położeniem Torunia, ale zupa jest fantastyczna!




Pora na dania główne. Andrzej zamówił swoją chyba ulubioną potrawę, czyli kaczkę. Dostał dwa uda okraszone sosem piernikowo-pomarańczowym jak na Toruń przystało! Piotr wybrał smażonego dorsza w sosie krewetkowym serwowanego na soczewicy i ciecierzycy, ja z Jerzykiem zaś po porcji pierogów: ruskich dla mnie (z dodatkiem kwaśnej śmietany) i z mięsem (oraz sosem grzybowym) dla dziecka. Dobrym pomysłem jest serwowanie sosów do pierogów oddzielnie (same pierogi okraszone są jedynie tłuszczem ze skwarkami lub cebulką), bo Jerzyk grzybowego nie ruszył.






Ja się z wiekiem robię coraz bardziej wybredna i ciężko mnie już zadowolić karkówką z grilla z furą frytek. Jem wszystkimi zmysłami i restauracja Nicolaus zapewniła mi najwyższy poziom doznań i kulinarnych, i estetycznych. Warto! I nie bójcie się restauracji hotelowych. Kelnerzy nie gryzą, są dyskretni i bardzo profesjonalni. Skład każdego dania podadzą bez mrugnięcia okiem, dobiorą odpowiednie wino. Nawet dzieci traktują jak najważniejszych klientów, przynajmniej w Nicolausie (Proszę, oto zamówiona przez Pana kaczka...), sprawiając, że najmłodsi siedzą przy stole jak zahipnotyzowani, nienagannie posługując się nożem i widelcem. Magia!

Hotel Nicolaus
Hotel & Culinary
ul. Św. Ducha 14-16

monka


Zajrzałam tam przez przypadek pierwszego dnia pobytu w Toruniu. Industrialne wnętrze, w którym rządzi metal i szkło, w budynku starego spichlerza od razu wpadło mi w oko, ale tego dnia byliśmy już po obiedzie. Odtąd jednak monka mamiła mnie niczym oaza na rozpalonej słońcem pustyni. Nazajutrz, także po obiedzie, zajrzałam do menu i... przepadłam! Podpłomyki! Zawsze zachodzę w głowę, czemu zachwycamy się pizzą, a tak trudno w restauracjach znaleźć podpłomyki, które są i bardziej zakorzenione w polskiej tradycji, i lżejsze od pizzy, a z rozmaitymi sezonowymi dodatkami także często smaczniejsze.





Do trzech razy sztuka zatem i trzeciego dnia zaciągnęłam rodzinę do monki. To był strzał w dziesiątkę. Podpłomyki wymiatają! Najchętniej spróbowałabym każdego, ale zdecydowaliśmy się na trzy: z dynią i kindziukiem, z ogonami wołowymi i słodką smażoną czerwoną cebulką (najsmaczniejszy z zamówionych) oraz z gęsiną, który według menu miał mieć w składzie także żurawinę i świeży szpinak, ale Andrzej poprosił bez szpinaku i w tej wersji również był pyszny.





Do tego wybraliśmy dwie przystawki: potrawkę z boczniaków z imbirem i tymiankiem, serwowaną z tostami francuskimi oraz śledzia na haczyku, czyli tatara ze śledzia na dwa sposoby - jeden z dodatkiem buraczków, drugi serwowany na warstwie koperku. A gdzie jest haczyk? A haczyk jest dla dorosłych!



Piotr zdecydował się jeszcze na wegetariańską zupę dnia (z topinambura, smakowała nieco jak grzybowa) oraz danie serwowane tylko w miniony weekend o nazwie chałka by monka, czyli ogromną bułę z mięsem z kaczki, świeżymi figami, blanszowaną cykorią i sosem klonowym podawaną na zimno. Mega zestawienie smakowe!




Byłam mocno zaskoczona, że w żadnym rankingu polecanych miejsc, nie znalazłam monki! Zagadka szybko się wyjaśniła, restauracja działa bowiem dopiero od niespełna miesiąca, ale dam sobie rękę uciąć, że jeszcze będzie o niej głośno. To zupełnie inny styl i klimat niż w Nicolausie i nie umiem powiedzieć, gdzie smakowało mi bardziej, ale będąc w Toruniu na pewno warto odwiedzić obie te restauracje.

monka
ul. Piekary 2

NA DESER i NA WIECZÓR

Desery nie są moją mocną stroną. Jem niewiele słodyczy, kawę też wolę niespiesznie pić w domu, ale w podróży od czasu do czasu chodzimy do kawiarni. 

Coffee & Whiskey House


Za dnia miejsce familijne, wieczorami (od godz. 20:00) lokal tylko dla dorosłych. Jestem przeciwna wprowadzaniu przez restauracje zakazu wstępu dla dzieci, jednak w tym przypadku jest to uczciwy układ. W ciągu dnia można tu coś zjeść i mają pyszne desery oraz kawę parzoną także alternatywnymi metodami, np. z aeropressu, jest też kącik zabaw dla dzieci. Jednak lokal specjalizuje się także w mocnych alkoholach, organizuje degustacje whiskey, więc wieczorami faktycznie powinien to być czas wyłącznie dla rodziców.







Coffee & Whiskey House
ul. Św. Ducha 3

Piernikom też warto dać szansę. Sklepów z tymi słodyczami jest bez liku (największe skupisko chyba przy ul. Żeglarskiej). Przybierają rozmaite kształty i formy, także bardzo nowoczesne jak telefon komórkowy, czy komputerowa klawiatura. Idealnie nadają się również na prezenty z Torunia, bowiem można kupić takie z odręcznie pisanymi lukrem dedykacjami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz