czwartek, 2 listopada 2017

Tam, gdzie spoczywa matka i serce syna. Cmentarz na Rossie

Kobieta w średnim wieku, otulona ciepłym szalikiem, w wełnianej czapce na głowie stała pod bramą Św. Honoraty cmentarza na warszawskich Powązkach. W rękach trzymała puszkę, pobrzękując od czasu do czasu jej zawartością. Uśmiechała się do przechodniów, zachęcając, by wrzucili choć złotówkę. Jak co roku we Wszystkich Świętych warszawiacy tłumnie przekraczali bramę tej najpiękniejszej nekropolii w stolicy, nie szczędząc również grosza na ratowanie cmentarnych zabytków, szczególnie, że do akcji rokrocznie włączają się ludzie znani: aktorzy, dziennikarze, ludzie kultury. Kobieta nie była ani aktorką, ani celebrytką, ale jej puszka także przeznaczona była na ratowanie zabytkowych nagrobków, tyle, że na oddalonym o kilkaset kilometrów od Warszawy cmentarzu na wileńskiej Rossie.

Akcję kwestowania dla Rossy zapoczątkował w 1990 r. Jerzy Waldorff, dobry duch Powązek (dzięki niemu odnowiono ponad 1000 nagrobków na warszawskiej nekropolii). Moja babcia, choć wcale nie pochodziła z Kresów Wschodnich, wrzucała zawsze. To ona pierwsza, gdy wędrowałyśmy pełnymi liści alejkami Powązek, opowiedziała mi o równie pięknym cmentarzu, na którym pochowani są głównie Polacy (obok nich także zasłużeni Litwini i Białorusini), a on sam w wyniku historycznych zawirowań znalazł się poza granicami Polski. 



Cmentarze... W nagrobnych inskrypcjach ukryta jest często historia zmieniających się granic i losów ludzi, którzy musieli opuścić rodzinne strony, zostawiając groby najbliższych na łasce i niełasce nowych gospodarzy. Za wschodnią granicą Polski został nie tylko wileński cmentarz na Rossie, ale i cmentarz Łyczakowski we Lwowie. Polska, wraz z tzw. Ziemiami Odzyskanymi na zachodzie, musiała zaopiekować się dawnymi nekropoliami niemieckimi. Cmentarze są ostatnim bastionem pamięci, który nie pozwala zapomnieć o tych, którzy byli tu kiedyś. Dlatego władza komunistyczna, tak w ówczesnej Litewskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej, jak i w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej doprowadziła do potwornej dewastacji miejsc spoczynku dawnych mieszkańców, próbując je wyrwać niczym chwasty, nie oszczędzając przy okazji także cmentarzy żydowskich, o które po II wojnie światowej nie miał się kto upomnieć. Od dwudziestu kilku lat cmentarze są sukcesywnie porządkowane, ten na Rossie także dzięki ofiarności warszawiaków odwiedzających 1 listopada Powązki.



Cmentarz na Rossie to najstarsza nekropolia w Wilnie. Jest malowniczo położony na stromych, morenowych wzgórzach pozwalających z góry spojrzeć na rozsiane na zboczach krzyże i figury aniołów. Grobów jest tu ok. 26 000. Wędrówka cmentarnymi alejkami zmusza do refleksji o czasach minionych, związku Wilna z Polską i trudnych relacjach między obydwoma krajami na przestrzeni całej historii, jak to zazwyczaj w sąsiedztwach bywa. Hasła "unia personalna" i "unia realna" ze szkoły pamiętamy chyba wszyscy. Gdy w 1386 r. na króla Polski koronowany został Wielki Książę Litewski Władysław Jagiełło oba kraje na długie stulecia połączyła najpierw osoba wspólnego władcy z dynastii Jagiellonów, zaś po podpisaniu unii lubelskiej w 1569 r. jeden wspólny organizm państwowy, Rzeczpospolita Obojga Narodów, której kres położyły dopiero rozbiory.



Cmentarz został założony właśnie w tamtych czasach. Za oficjalną datę jego powstania uznaje się 1769 r., choć już wcześniej odbywały się w tym miejscu pochówki ofiar epidemii. W najstarszej i jednocześnie najbardziej malowniczej części cmentarza, zwanej Starą Rossą, dominują bogato rzeźbione, ozdobione figurami aniołów nagrobki z XIX w. Niektóre wykonano w zakładach kamieniarskich w Warszawie. Spoczywają tu głównie osoby zasłużone dla miasta: literaci, nauczyciele (m.in. ojciec Juliusza Słowackiego), artyści, architekci, wojskowi, ale także działacze społeczni, którzy z narażeniem życia organizowali tajną edukację polskiej młodzieży, której przyszło żyć pod jarzmem caratu, bowiem po rozbiorach Wilno znalazło się w zaborze rosyjskim. Niestety wiele nagrobków, mimo trwających już od wielu lat prac konserwatorskich, jest w bardzo złym stanie.












W połowie XIX w. wzniesiono z czerwonej cegły kaplicę cmentarną w stylu gotyckim, którą można podziwiać do dzisiaj. Pierwotnie, po obu jej stronach, znajdowały się katakumby liczące trzy-cztery piętra. Niestety nie dotrwały do naszych czasów. Padły ofiarą dewastacji, gdy Wilno znalazło się w granicach Związku Radzieckiego.



Oba kraje, Polska i Litwa, odzyskały niepodległość w 1918 r. I oba chciały widzieć Wilno w swoich granicach. Do miasta rościli sobie również prawa Białorusini. Tymczasem jednak bardziej palącym problemem była obrona nowopowstałych krajów przed nacierającymi bolszewikami. Wilno stało się areną walk w 1919 i 1920 r. i summa summarum przyłączone zostało do Polski, zaś Armia Czerwona na dobre została zatrzymana dopiero pod Warszawą w sierpniu 1920 r. po słynnej bitwie warszawskiej zwanej cudem nad Wisłą. Część obrońców Wilna poległych w tamtych dniach pochowana została na Rossie tuż przed murem Starej Rossy i to właśnie te skromne nagrobki pierwsze rzucają się w oczy, gdy przekroczy się bramę nekropolii. Niektóre mają ślady od ostrzałów z czasów II wojny światowej, zaś pomiędzy nimi można dostrzec i mogiły datowane na 1944 r., choć stylistyką nie różnią się od tych z 1919 r. Ta część cmentarza zwana jest Cmentarzem Wojskowym.




Nieopodal znajduje się też mauzoleum z ciemnego granitu (wydobytego na Wołyniu). To chyba najbardziej znany grób na Rossie. Tu spoczywa Maria z Billewiczów Piłsudska, matka marszałka Józefa Piłsudskiego, a przy niej urna z sercem syna, który pochowany jest na Wawelu. Nagrobek, według projektu rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego, wykonano w zakładzie kamieniarskim Sypniewskiego na warszawskich Powązkach, który zresztą działa do dziś. 



Po II wojnie światowej Litwa, jako Litewska Socjalistyczna Republika Radziecka weszła w skład ZSRR. Polska, choć teoretycznie niepodległa, również pozostała w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Polacy byli od 1945 r. sukcesywnie przesiedlani z Kresów Wschodnich na Ziemie Odzyskane. Z terenu Litewskiej SRR wysiedlono 148 tys. Polaków. W Wilnie, mieście do 1939 r. zamieszkiwanym głównie przez ludność polską i żydowską, Polaków zostało tylko ok. 20%. ZSRR prowadził szeroko zakrojoną akcję rusyfikacyjną, choć w przypadku Litwy polegającą nie na rusyfikacji języka, ale na osiedlaniu na jej terenie ludności etnicznie rosyjskiej, która Litwinów i Polaków z tych terenów spychała na margines. Podsycano wzajemne niechęci, a rykoszetem dostało się i cmentarzowi, który został doszczętnie zdewastowany. W niektórych grobowcach urządzono magazyny budowlane. Nekropolia stała się miejscem spotkań szemranego towarzystwa. Płyty były przewracane i rozbijane, zaś w 1952 r. doprowadzono do zniszczenia katakumb. Wszystko odbywało się przy aprobacie nowej komunistycznej władzy. Mimo iż cmentarz udało się doprowadzić do całkiem niezłego stanu, wiele zniszczeń widocznych jest do dziś.

Oficjalnie pochówków zaprzestano w 1967 r., dlatego pomiędzy stylowymi aniołami zobaczyć można i przykłady cmentarnego modernizmu, wszak sztuka nagrobna w każdej epoce odzwierciedlała aktualne trendy w architekturze. Znalazłam także groby z późniejszymi datami śmierci, nawet z tego wieku, więc być może mając na Rossie rodzinny grób, istnieje możliwość chowania zmarłych także współcześnie.






Obecnie stosunki polsko-litewskie są, delikatnie rzecz ujmując, chłodne. Polska mniejszość walczy o swoje prawa, głównie w kwestii posługiwania się językiem polskim (zapis imion i nazwisk, tablice informacyjne w dwóch językach), zaś władze litewskie jej tego nie ułatwiają. Głośna była niedawno sprawa ujednolicenia matury z języka litewskiego dla uczniów ze szkół litewskich i tych, w których wykładowym jest inny język, w tym polski. Na ulicach Wilna problem nie jest jednak tak bardzo widoczny. W większości restauracji można dostać menu po polsku, w naszym języku mówi większość kelnerów, pozostali nawet jeśli nie mówią, to przynajmniej rozumieją. Nie czułam jakiejś niechęci ze strony miejscowych i mam nadzieję, że rządy obu krajów będą potrafiły się porozumieć, choćby przez wzgląd na wiele lat wspólnej historii i jakby nie patrzeć, sąsiedztwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz