Wszystko przez jagodzianki. Należę do osób, które podróżują smakami. Pamiętam aromat potraw z niemal wszystkich odwiedzonych miejsc. Planując kolejne wyjazdy zawsze sprawdzam, co najbardziej charakterystycznego oferuje lokalna kuchnia. Gdy zamierzam gotować sama, stawiam na świeże produkty od miejscowych gospodarzy. Mając więc w perspektywie jedenaście letnich dni w kompletnie nieturystycznej mazowieckiej wsi, gdzie jako dziecko spędzałam niemal każde wakacje, postanowiłam przypomnieć sobie wszystko to, co ciepło kojarzy mi się z tym miejscem: smak jajecznicy na kurkach, zsiadłego mleka, ziemniaków z ogniska, dojrzałych owoców, ogórków małosolnych i szynki z małego zakładu masarskiego. I jeszcze jagodzianek uginających się od ilości owoców w środku (owoców, nie dżemu!), których nie jadłam już od lat, bo te z warszawskich piekarń to jedno wielkie nieporozumienie.
Udało nam się kupić praktycznie wszystko: jajka prosto od kury od zaprzyjaźnionego gospodarza, mleko i warzywa na targu, nawet polskie wino w pobliskiej winnicy, największej na Mazowszu. Dwa podejścia do jagodzianek okazały się niewypałem.
I wtedy, wracając z zakupów z miejscowości o uroczej nazwie Żabia Wola, z okna samochodu zobaczyłam niewielki przeszklony dom o różowej fasadzie, udekorowany girlandami w nieco ciemniejszym odcieniu tegoż koloru, z wystawionymi na zewnątrz stolikami i napisem Urszi Cakes. Skoro jest cukiernia, może będą i jagodzianki. Oczami wyobraźni zobaczyłam ladę z lepkimi od lukru wypiekami ułożonymi na metalowych tacach, przyciągającymi całe stada os i sprzedawczynię w białym fartuszku uczesaną w schludny koczek. Ot, obraz przeciętnej cukierni, czy piekarni w niewielkim mieście. Tymczasem drzwi Urszi Cakes okazały się być przejściem do innego wymiaru, z rzeczywistości wprost do świata z jakiejś bajki.
Całe ściany w kwiatach z materiału, w tonacji różów i fioletów z dyskretnymi motywami nawiązującymi do win musujących. Jagodzianek oczywiście nie było, za to z prawie już pustej lodówki (był piątek, tuż po godz. 15:00, a cukiernia pracuje do godz. 18:30) spoglądały na nas ciastka w najmodniejszym fasonie współczesnej sztuki cukierniczej. Decyzja była błyskawiczna: zostajemy!
Zajęliśmy stolik, nad którym neonowy napis głosił: But first... PROSECZO. Oczywiście różowy. A potem było już tylko więcej różu. Różowe ciastka, talerzyki, szklanki i serwetki. Kraina kiczu? Troszkę, ale wszystko jest przemyślane, dopracowany jest każdy, najmniejszy szczegół, od wystroju wnętrza, przez zastawę, aż po sztućce, o samych słodyczach nie wspominając. Choć mam ponad czterdziestkę na karku czułam entuzjazm małej dziewczynki, która niczym Kopciuszek znalazła się na królewskim balu.
Wybraliśmy cztery ciastka: białą kulę z czekoladowym nadzieniem i galaretką z... prosecco, mocno czekoladowe ciasto złożone z dwóch warstw, ciastko-serduszko i eklerkę. Gdy dostaliśmy nasze zamówienie do stolika, okazało się, że zamiast czekoladowego jest sernik z polewą owocową, który też postanowiliśmy zatrzymać, bo Piotr chwilę wcześniej się nad nim zastanawiał. Po minucie pani przyniosła nam i czekoladowe, za które, mimo naszych protestów, nie chciała dodatkowej zapłaty. Z rozkoszą zjedliśmy wszystkie pięć, bo były fantastyczne! Najbardziej smakowało mi czekoladowe o obficie nasączonym spodzie i delikatniejszej puszystej górnej warstwie oraz kula. Sernik był lekki i delikatny, eklerka zaś owocowa i nie przesłodzona, idealna na upalny dzień. A serduszko? Zabijcie mnie, ale zniknęło w najmłodszych buziach tak szybko, że nie zdążyłam spróbować!
W karcie, poza ciastkami są i kawy, i zimne napoje, nie wyłączając musujących alkoholi.
Pomiędzy jednym a drugim zachwytem, zaczęło mi świtać, że ja już gdzieś widziałam podobne miejsce. Dopiero po powrocie do naszej wsi, przyszło olśnienie: no jasne, o Urszi Cakes w Tarczynie czytałam u Madame Edith! W pierwszej chwili pomyślałam, że to jest bliźniacza cukiernia, ale ona po prostu przeniosła się z Tarczyna do Żabiej Woli. Wnętrze jest teraz jeszcze piękniejsze, jeszcze słodsze i jeszcze bardziej dopracowane! Ja nie od dziś powtarzam, że dobra gastronomia to nie tylko Warszawa i inne duże miasta i coraz częściej takie miejsca znaleźć można w tak nietypowych lokalizacjach jak... Żabia Wola!
Za cztery ciastka, dwie kawy, wodę mineralną i lemoniadę zapłaciliśmy 85 zł. Jagodzianek szukam dalej.
Urszi Cakes
ul. Warszawska 14
Żabia Wola
Bardzo ładnie wizualnie.
OdpowiedzUsuńI pysznie!
Usuń