czwartek, 12 listopada 2020

Kampinoski Park Narodowy. Szlak z Kampinosu do Grodziska Zamczysko w jesiennej odsłonie

Podróżowanie znów staje się trudniejsze. Coraz więcej krajów wprowadza lockdowny, godziny policyjne i zamyka gastronomię. Także w Polsce od minionej soboty nieczynne są muzea, zaś hotele mogą przyjmować gości jedynie nocujących służbowo. Podobnie jak wiosną, zostały nam właściwie tylko jednodniowe wycieczki w pobliżu miejsca zamieszkania. Wtedy życie ratował nam Las Bemowski, teraz postanowiliśmy lepiej poznać Kampinoski Park Narodowy. Tak naprawdę na puszczańskim szlaku dotąd byliśmy tylko raz, na zorganizowanej wycieczce z przewodnikiem i przyznam szczerze, że nie bardzo wiedzieliśmy jak się za to zabrać indywidualnie. A przecież lata temu uprawialiśmy z Piotrem prawie wyłącznie turystykę pieszą i najpierw sami, potem z małym Andrzejem przeszliśmy niemal wszystkie górskie pasma w Polsce. Wtedy żadna zagranica, czy city breaki nie były nam potrzebne do szczęścia. Wystarczył plecak na plecach, ciepły śpiwór i im więcej poziomic na mapie, tym lepiej! Pewnie gdyby nie dzieci, dalej chodzilibyśmy po górach, może jedynie przestalibyśmy ograniczać się wyłącznie do Polski, bo moim marzeniem były kiedyś rumuńskie Karpaty i góry Bułgarii, Piryn i Riła.

Pomysł na pieszą turystykę po terenach nizinnych dojrzewał w nas bardzo powoli. Właściwie zaczęliśmy ją odkrywać dopiero w zeszłym roku, gdy Andrzej zaczął chodzić na rajdy w ramach Akademii Nadwiślańskiej, a ja raz przyłączyłam się do takiej szkolnej wycieczki. Wreszcie pandemia sprawiła, że zaczęliśmy bardziej doceniać naturę, a wiosenne spacery po Lesie Bemowskim zachęciły nas do drugiego podejścia do kampinoskich szlaków.


Tym razem zdecydowaliśmy się na szlak do Grodziska Zamczysko. Dlaczego akurat ten? To miejsce owiane jest tajemnicą, w dodatku ze skarbem w tle, a takie historie rozpalają dziecięcą wyobraźnię nawet wówczas, gdy najmłodszych coraz trudniej czymś zainteresować. 

Na miejsce prowadzi kilka szlaków. My wybraliśmy Południowy Szlak Krawędziowy z Kampinosu (niebieskie znaki) praktycznie pokrywający się z Kampinoskim Szlakiem Rowerowym (znaki zielone). Na początku jednak wyznaczona trasa cofa się do Granicy, więc żeby skrócić sobie wędrówkę o kilka kilometrów postanowiliśmy zostawić samochód na styku Kampinosu i wsi Józefów, tuż przed mostem na Kanale Olszowieckim (do końca listopada jest w trakcie remontu i możliwa jest tylko piesza przeprawa), czyli jeszcze poza obrębem parku i tzw. Górczyńską Drogą łączącą Kampinos z miejscowością Górki dojść do miejsca, gdzie szlak biegnie skrajem obszaru ochrony ścisłej "Nart". Pamiętajcie, że na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego można parkować tylko w wyznaczonych miejscach! 


To zresztą była doskonała decyzja, bo spacer był bardziej urozmaicony i niezwykle malowniczy. Droga, choć asfaltowa, meandruje tu zgodnie z naturalną rzeźbą terenu, raz wznosząc się, raz opadając. Krajobraz zaś ma w sobie wszystko to, co w Puszczy Kampinoskiej najcenniejsze: przykłady drewnianej zabudowy puszczańskiej otoczone polami z rosnącymi na miedzach wierzbami tak charakterystycznymi dla Mazowsza, bagienne torfianki, czy wydmy pokryte sosnowym lasem. Dobrze przeczytaliście: wydmy. Bo choć może się wydawać, że ta część Polski jest płaska jak deska, to jednak na Mazowszu są też wydmy, a kampinoskie szlaki potrafią nieźle wspinać się pod górkę! Za tutejsze ukształtowanie terenu odpowiedzialny jest ostatni lądolód. Topniejące wody lodowca spływające do morza pradoliną Wisły, wyznaczające kolejne koryta rzeki, zostawiły po sobie odsłonięte łachy piasku i wyspy, którym wiatr nadał formę dzisiejszych wydm. Niektóre koryta zostały odcięte od nurtu. Tereny te powoli wysychały dając początek współczesnym bagnom. Z czasem wyrósł tu las, ale obecnie puszczańskie wydmy są najlepiej zachowanymi wydmami śródlądowymi w Europie, zaś Kampinoski Park Narodowy w 2000 r. został uznany za rezerwat biosfery UNESCO.










Jednak Puszcza Kampinoska to nie tylko przyroda. Drzewa były tu świadkami wielu, często tragicznych wydarzeń, a ziemia pogrzebała ich ofiary. Jedno z takich miejsc znalazło się i na naszym szlaku. W nieistniejącej wsi Narty (obecnie na terenie Józefowa) w czasie II wojny światowej mieścił się niemiecki obóz pracy przymusowej założony w lipcu 1940 r. Kierowano tu ludność żydowską z warszawskiego getta, której zadaniem były prace melioracyjne przy osuszaniu bagna Olszowieckie Błoto. Kanały odwadniające (dwie odnogi wspomnianego już Kanału Olszowieckiego) kopano bez względu na pogodę, w dużej wilgotności, przy głodowych racjach żywnościowych. Okoliczna ludność, za namową ks. Stanisława Cieślińskiego z Kampinosu, niosła im pomoc na miarę swoich możliwości, choć groziła za to śmierć. Niestety wielu więźniów nie przeżyło. Chowano ich tuż za terenem obozu, na wydmie, która z czasem zyskała miano Trupiego Pagórka lub Kadisznika (od słowa kadisz oznaczającego modlitwę za zmarłych w judaiźmie). Do dziś spoczywają tam co najmniej 53 osoby. Ich nazwiska nie są znane. Mogiłę zdobi kamień poświęcony ich pamięci. Obóz ostatecznie został zamknięty w maju 1941 r. z powodu niskiej wydajności wycieńczonych ludzi. Warto zboczyć na chwilę z trasy i zobaczyć to miejsce. 

Kilkaset metrów dalej szlak skręca w prawo z Górczyńskiej Drogi w las, prowadząc początkowo pomiędzy dwoma obszarami ochrony ścisłej: "Nart" i "Pożary".

Obszar ochrony ścisłej "Nart" to rezerwat położony na wale wydmowym. Ochroną objęto tu już w 1940 r. starodrzew sosny pospolitej, zwanej kampinoską - obecnie ponad dwustuletni (sosny w naturalnych warunkach żyją do 300 lat) i najstarszy na Mazowszu zwarty drzewostan. Sosna jest podstawowym drzewem w Puszczy Kampinoskiej. Jej zasięg to aż 66% powierzchni lasu! Jednak rezerwat słynie głównie za sprawą rosnących na jego skraju dwóch grabów, z których jeden ma aż 377 m obwodu i znajduje się w czołówce najokazalszych drzew tego gatunku w Polsce. Po sąsiedzku można zobaczyć też dęby szypułkowe mające na karku bagatela po 250 lat oraz najpiękniejszą sosnę pospolitą w całym Kampinoskim Parku Narodowym, zwaną Sosną Królowej Bony. 



Vis a vis znajduje się obszar ochrony ścisłej "Pożary". Jego nazwa pochodzi od nie tak jeszcze dawnej metody pozyskiwania gruntów pod uprawy, czyli wypalania lasów. Bo zanim obszar Puszczy Kampinoskiej został objęty ochroną, był dość mocno eksploatowany przez ludzi. Drzewa wycinano na drewno, zaś bagna próbowano osuszać i przekształcać w grunty orne i pastwiska dla zwierząt gospodarskich. I takie przeznaczenie miały jeszcze kilkadziesiąt lat temu "Pożary". Dziś znów jest tu bagno, jedno z najdzikszych na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego. Nie ma szlaku, który prowadziłby przez ten teren. "Pożary" można podziwiać tylko wędrując tym fragmentem Południowego Szlaku Krawędziowego.


Dalej jest już tylko las, który o każdej porze roku wygląda inaczej. Wczesną jesienią kwitną tu wrzosy, teraz już lekko zasuszone. Trafiliśmy na końcówkę najpiękniejszego fragmentu tej pory roku, która wciąż mieniła się jeszcze przepięknymi ciepłymi barwami, choć drzewa gubiły już liście, tworząc za to całe dywany ścielące złoto do stóp. Pnie porastały grzyby w rozmaitych kolorach. Jesienią las jest cichy. Nie słychać już śpiewu ptaków i brzęczenia owadów, jedynie szelest spadających liści i cienkich gałązek poruszanych wiatrem. Każdy trzask pękniętego drewna każe spoglądać za siebie: człowiek, czy zwierz. Częściej jednak człowiek, bo to dość popularny szlak.













Zamczysko to nic innego jak pozostałość niewielkiego wczesnośredniowiecznego grodziska z XIII w., najprawdopodobniej jednego z szeregu grodów tworzących linię obrony piastowskiego Mazowsza, choć niektóre źródła podają także, że mógł to być ośrodek myśliwski książąt mazowieckich. Za przeznaczeniem obronnym przemawiać może strategiczne położenie na skraju bagien sprawiające, że gród był trudny do zdobycia. Mógł chronić prowadzący przez Puszczę Kampinoską szlak lub służyć za schronienie dla miejscowej ludności przed nękającymi Mazowsze najazdami plemion pruskich i Litwinów. I to prawdopodobnie jeden z najazdów doprowadził do upadku osady w wyniku pożaru. Tu również znajduje się obszar ochrony ścisłej, dlatego na teren Zamczyska, które ma kształt niewielkiego pagórka otoczonego dwoma pasami wałów i fos (do dziś, gdy ma się szczęście, można zobaczyć w nich wodę) prowadzą schody i drewniane kładki. Mają zapobiec degradacji chronionej roślinności, która porasta zbocza grodziska, dlatego nie należy z nich schodzić. 








Przez lata wierzono, że w wieży, która znajdowała się na terenie osady (w czasie badań archeologicznych prowadzonych przy okazji budowy kładek odnaleziono m.in. średniowieczne cegły) królowa Bona ukryła liczne skarby przed wyjazdem do Włoch po śmierci męża, króla Zygmunta Starego. Według podań wieża zawaliła się pod ciężarem kosztowności, które utonęły w okolicznych bagnach. Szukano ich jeszcze po II wojnie światowej zanim w Puszczy Kampinoskiej utworzono park narodowy. Archeologowie dowiedli jednak, że grodzisko uległo zniszczeniu zanim Bona zasiadła na polskim tronie. To ostatecznie położyło kres dewastacji tego terenu przez samozwańczych poszukiwaczy skarbów. Bo skarbem jest tu przede wszystkim przyroda.


W pobliżu Zamczyska Południowy Szlak Krawędziowy i Kampinoski Szlak Rowerowy przecinają się z Głównym Szlakiem Puszczy Kampinoskiej (znaki czerwone), można więc albo ruszyć dalej niebieskim do Leszna przez kolejny obszar ochrony ścisłej "Karpaty", albo czerwonym: w jedną stronę do Roztoki przez Posadę Łubiec, w drugą do wsi Górki. Minusem podróżowania samochodem jest to, że trzeba do niego wrócić, więc musieliśmy wybrać drogę, którą przyszliśmy. W sumie pokonaliśmy ok. 12 km. Ze wszystkimi przystankami i jedzeniem racuszków na ławce w Zamczysku zajęło nam to 3 godz. 30 min.

Niezmotoryzowanym polecam wyruszyć z Leszna, dokąd z Warszawy, z przystanku Metro Księcia Janusza, można dojechać autobusem linii 719 (II strefa biletowa, czas przejazdu ok. 45 min.).


Wszystko wskazuje na to, że póki co w turystyce nic nie zmieni się na lepsze, więc pewnie z Kampinoskim Parkiem Narodowym zaprzyjaźnimy się na jakiś czas. Już zaopatrzyłam się w mapę szlaków i w przewodnik autorstwa Lechosława Herza, którego blog Mazowsze z sercem jest jednym z moich internetowych odkryć tego roku. Spodziewajcie się zatem kolejnych relacji z puszczańskich szlaków!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz