Warszawa należy do tych nielicznych europejskich stolic, które mają lasy w swoich granicach. Uwierzycie, że w skład Lasów Miejskich Warszawy wchodzi aż 15 kompleksów leśnych? Podobnym wynikiem mogą poszczycić się chyba tylko Berlin i Sztokholm.
Jeśli tu zaglądacie, to pewnie wiecie, że natura nie jest moją mocną stroną i najlepiej czuję się wśród miejskiego zgiełku. A jednak wszystkie obostrzenia związane z koronawirusem sprawiły, że jakoś Warszawa cieszy mnie ostatnio nieco mniej. Brakuje mi muzeów, kawiarnianych i restauracyjnych ogródków, które o tej porze powinny już zalewać chodniki i place, lodów, czy nawet podłego kebaba jedzonego ukradkiem, tak żeby nikt nie widział. Mam nadzieję, że moje ukochane stołeczne restauracje, bistra i kawiarnie przetrwają ten trudny okres. Ciąży mi też kaganiec w postaci maseczki, choć mówią, że to dla naszego bezpieczeństwa.
Ale jest coś jeszcze, co łamie mi serce: zamknięte w domach dzieci, którym zaraza odebrała nie tylko szkołę, ale przede wszystkim możliwość spędzania czasu na podwórku z rówieśnikami, co jest właściwe dla ich wieku. Nie dość, że boiska i place zabaw są zamknięte (Warszawa boiska ma otworzyć jutro), to jeszcze na spacer mogą wychodzić tylko w towarzystwie dorosłych (moje mają 10 i 12 lat, więc jeszcze się na to łapią). Na blokowisku, gdzie mieszkamy, nie ma wielu alternatyw dla chłopaków w tym wieku, szczególnie pod opieką taty i mamy. Spacer? Obciach! Pozostaje komputer w przerwach w nauce. Wrrrr...
I tu z pomocą przyszła nam... szkoła! Jerzyk, aktualnie uczeń czwartej klasy podstawówki, pod koniec kwietnia miał na przyrodzie temat poświęcony ochronie przyrody. W ramach jednego z ćwiczeń miał wymienić przykłady parków narodowych (ostatnim miejscem, które odwiedziliśmy przed koronawirusem był m.in. Białowieski Park Narodowy) oraz rezerwatów przyrody. Wtedy przypomniałam sobie o dwóch rezerwatach położonych na terenie Lasu Bemowskiego. W ramach majówki postanowiliśmy więc zrobić sobie lekcję przyrody w plenerze i przy okazji pooddychać świeżym powietrzem bez maseczek, z dala od tłumów. To chyba lepsze niż osiedlowy spacerniak dookoła bloku, prawda? Tydzień później pojechaliśmy jeszcze raz...
Las Bemowski, a właściwie Uroczysko Bemowo, położony jest częściowo w granicach Warszawy, a częściowo gminy Stare Babice, jednak całym kompleksem zarządza Miasto Stołeczne Warszawa. To pozostałość Puszczy Mazowieckiej, którą dawniej władali książęta mazowieccy, potem królowie Polski i przez którą na przestrzeni dziejów przetaczały się rozmaite batalie wojskowe, już w okresie potopu szwedzkiego i potem, w czasie powstania kościuszkowskiego oraz obu wojen światowych. Poza walorami przyrodniczymi można tu więc znaleźć także pamiątki historyczne, z których chyba najbardziej znanymi są Fort Radiowo, zwany wcześniej Fortem Babice, czyli Fort IIA wzniesiony za rządów carskich w latach 1883-1886, jedyny ukończony z planowanych czterech, które miały wchodzić w skład zewnętrznej linii fortyfikacji Twierdzy Warszawa tworząc przedpole głównego pierścienia obrony oraz Radiostacja Babice, o której więcej będzie w dalszej części tekstu.
Niestety rozrastająca się metropolia próbuje te tereny wchłonąć. W ubiegłym roku głośno było o pomyśle zbudowania osiedla w sąsiedztwie jednego z położonych w obrębie lasu rezerwatów, Łosiowych Błot, co dziwi o tyle, że to przecież teren podmokły! Na szczęście radni gminy Stare Babice, na terenie której leży sporna działka nie wyrazili zgody na zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, który przewidywał jej zalesienie. Stanowisko podzielił regionalny dyrektor ochrony środowiska, ustanawiając plan ochrony rezerwatu Łosiowe Błota wraz z jego otuliną, gdzie położony jest ten grunt. Wykluczono jakiekolwiek inwestycje zaburzające dziki charakter rezerwatu, nakazano zalesienie z możliwością pełnienia co najwyżej funkcji rekreacyjno-przyrodniczych.
Bo las to przecież dobro wszystkich mieszkańców, co doskonale widać szczególnie teraz, w dobie epidemii, kiedy jest jednym z niewielu miejsc, dokąd możemy bezkarnie uciec z miasta. Gdy dalsze podróżowanie jest nieco utrudnione, szczególnie docenia się to, co ma się na wyciągnięcie ręki, w granicach własnego miasta, w dystansie od kilku do kilkudziesięciu minut jazdy samochodem lub komunikacją miejską. I muszę przyznać, że o ile centrum Warszawy znam bardzo dobrze, to już tereny zielone, nie licząc parków, są mi kompletnie nieznane. Dopiero w zeszłym roku, dzięki szkolnym zajęciom Andrzeja w ramach Akademii Nadwiślańskiej zaczęłam odkrywać takie zakątki jak Kępa Zawadowska w Wilanowie, teraz zaś przyszła pora na lasy. Las Bemowski znałam dotąd jedynie z rekreacyjnej polany z wiatami i miejscem na ognisko. Teraz, w czasie dwóch wizyt zrobiliśmy dwie około pięciokilometrowe pętle. Za pierwszym razem skupiliśmy się na rezerwatach Łosiowe Błota i Kalinowa Łąka, znajdujących się już poza obrębem Warszawy, ale jak cały las wchodzących w skład Lasów Miejskich Warszawy, więc często uznawanych za stołeczne rezerwaty. Za drugim razem naszym celem była Radiostacja Babice. Oba niespieszne spacery, z przystankami na wodę i kabanosy oraz zdjęcia każdej roślinki, owada i zaskrońca zajęły nam po ok. 2 godz. I wiecie co? W weekend jedziemy znowu, bo nie przedeptaliśmy jeszcze wszystkich ścieżek, a las za każdym razem, przy różnej pogodzie, wygląda inaczej.
Rezerwat Łosiowe Błota
Rezerwat w tym miejscu został utworzony w 1980 r. Zajmuje powierzchnię 31,21 ha. Jest podzielony na dwie części, pomiędzy którymi kiedyś znajdowała się wojskowa stacja radarowa wzniesiona po II wojnie światowej. To właśnie na tej działce stanąć miało osiedle, podczas gdy rezerwat powstał, by chronić charakterystyczne niegdyś dla Kotliny Warszawskiej torfowiska niskie wraz ze stanowiskami rzadkich i chronionych roślin. Można o nich przeczytać na tablicach przy wejściu na nowoczesną drewnianą kładkę, która w 2018 r. zastąpiła starą, rozebraną w połowie lat dziewięćdziesiątych. Nowa ma 57 m długości i 2,5 m szerokości. Pozwala bez uszczerbku dla natury wejść w głąb torfowisk.
Jak informuje tablica, w krajobrazie rezerwatu, o tej porze roku zazwyczaj zapełniającego się wodą, niestety ze względu na suszę, teraz kompletnie pozbawionego wilgoci, dominują turzycowiska bagienne. Kępy turzyc (to te kępy zarośli przypominających trawę) osiągają tu wysokość nawet do metra. Można tu spotkać także rzadkie i chronione rośliny jak storczyk plamisty, goździk pyszny, mieczyk dachówkowaty i goryczka wąskolistna. Torfowiska tworzą układ mozaikowy, naprzemiennie z podmokłymi łąkami trzęślicowymi (podobnymi do tych, które zobaczyć można na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego), gdzie rosną trzęślica modra, olszewik klimkolistny, czy byliny ziołoroślowe. Nam udało się dostrzec jedynie kaczeńce wznoszące łodygi z pięknymi żółtymi kwiatami wysoko ponad grunt, co sprawiało dość przygnębiające wrażenie. Nie widać było nawet charakterystycznych jeziorek torfowych, torfianek, które przyciągają tu liczne zwierzęta, na czele z łosiami z Puszczy Kampinoskiej, od których zresztą rezerwat wziął swoją nazwę.
Kaczeńce |
Rezerwat Kalinowa Łąka
Rezerwat został ustanowiony w 1989 r. Zajmuje niewielką powierzchnię, bo tylko 3,47 ha. Ochroną objęta jest śródleśna podmokła łąka ze stanowiskiem pełnika europejskiego oraz wielu innych rzadkich i chronionych gatunków roślin. Poziom wody na łące zależy od poziomu wód gruntowych, bowiem cały teren położony jest w bezodpływowym zagłębieniu. Rezerwat jest ogrodzony. Ma służyć przede wszystkim zamieszkującym las roślinom i zwierzętom (co roku zimuje tu grupa czapli siwych).
Cała okolica bogata jest w interesujące przykłady roślinności, może niekoniecznie gatunków chronionych, ale wiosną tworzących mozaiki przeplatających się żółci, fioletów i bieli. Spotkaliśmy mnóstwo dość popularnych kwiatów leśnych, które znałam z wielu wizyt w lasach, ale nigdy nawet nie zastanawiałam się nad ich nazwami. Część udało mi się znaleźć w Internecie, część pomogła mi oznaczyć moja koleżanka Magda, która zajmuje się fotografią przyrodniczą. Zajrzyjcie na jej profil @motylechwile na Instagramie i zobaczcie, jakie piękne zdjęcia natury robi i jaką ma przy okazji wiedzę na temat otaczającego nas świata, tego najbliżej nas, który mamy tuż pod nosem, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy!
Szczodrzeniec (ruski lub rozesłany) |
Wilczomlecz sosnka |
Barwinek mniejszy |
Dąbrówka rozłogowa |
Bluszczyk kurdybanek |
Poziewnik miękkowłosy |
Konwalia majowa |
Rogownica polna |
Zawilec gajowy |
Radiostacja Babice
Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza, potocznie zwana Radiostacją Babice, powstała w latach dwudziestych XX w. Była najsilniejszą stacją nadawczą wzniesioną w tym okresie na świecie i jednym z największych osiągnięć technologicznych odradzającej się Polski, z którego do naszych czasów dotrwały jedynie gruzy. Dla odmiany, najmłodsza z tego typu radiostacji, zbudowana w 1924 r. w Grimeton w Szwecji, dziś wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO i wciąż służy marynarce wojennej tego kraju.
Pomysł na budowę kompleksu radiostacji umożliwiających wymianę informacji zarówno w granicach kraju, jak i z zagranicą, i tą najbliższą, i z obydwoma Amerykami, zwłaszcza ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie zamieszkiwała duża Polonia, narodził się w Ministerstwie Poczt i Telegrafów już w 1920 r. Zbiegło się to w czasie z budową przez firmę Radio Corporation of America na wyspie Long Island w stanie Nowy Jork potężnej centrali radiotelegraficznej o dużym zasięgu. Polska kupiła od Amerykanów licencję na wykorzystanie technologii. Roboty budowlane, konstrukcyjne i adaptacyjne miały wykonać firmy polskie, Radio Corporation of America miała zaś dostarczyć wyposażanie stacji nadawczej i odbiorczej (zlokalizowanej w Grodzisku Maz.) oraz centralnego biura operacyjnego, w tym montażu i kablowego połączenia elementów składających się na Transatlantycką Centralę Radiotelegraficzną oraz jej uruchomienia.
Na lokalizację przedsięwzięcia wybrano grunty należące do Skarbu Państwa, położone pomiędzy wsiami Wawrzyszew oraz Babice. Był to obszar dawnego poligonu artyleryjsko-saperskiego wykorzystujący część wspomnianego już fortu IIA. Teren był bardzo podmokły, co pozwalało osiągnąć optymalne warunki przewodzące (nadawcze). Do tego dochodziła niewielka odległość od ówczesnego centrum Warszawy oraz brak zakładów przemysłowych w okolicy mogących zakłócać nadawanie. Naturalnie, w tamtym okresie nie było tu żadnego lasu!
Centrala miała się składać z 10 wież antenowych wykonanych z wyskokojakościowej stali, każda o wysokości 126,5 m (dla porównania Pałac Kultury i Nauki ma 237 m, taras widokowy na trzydziestym piętrze znajduje się na wysokości 114 m)! Do dziś zachowały się niektóre fundamenty stóp tych konstrukcji, które pokazują ich ogrom. Zdjęcia tego nie oddadzą, to trzeba zobaczyć na własne oczy! I pomyśleć, że osiągnęło to państwo, którego przez 123 lata nie było na mapach.
Centrala nadawcza ruszyła 1 października 1923 r., zaś oficjalne uroczystości, z udziałem ówczesnego prezydenta Polski Stanisława Wojciechowskiego, odbyły się 17 listopada tego samego roku. Głowa państwa wysłała tego dnia radiotelegram do prezydenta USA Calvina Coolige'a. Odpowiedź z podziękowaniem przesłana została zza oceanu również drogą radiotelegraficzną.
W 1936 r. zmieniono nazwę Transatlantyckiej Radiotelegraficznej Centrali Nadawczej w Babicach na Urząd Radiotelegraficzny Boernerowo, który funkcjonował do 8 września 1939 r., kiedy dostał się w ręce Niemców i pozostawał w nich przez okres całej II wojny światowej (używali radiostacji do łączności z U-Bootami na Atlantyku). 16 stycznia 1945 r. wycofujące się wojska okupanta wysadziły wszystkie budynki wchodzące w skład radiostacji. Dzieła zniszczenia dokonano po wojnie, gdy duże było zapotrzebowanie na materiały budowlane dla podnoszącej się z gruzów stolicy, szczególnie na metale. To, co dotrwało do naszych czasów jest dziś zabezpieczone i opatrzone stosowną tablicą informacyjną.
O miejscu zrobiło się głośno dzięki społecznikom i entuzjastom. Powstało Stowarzyszenie Park Kulturowy Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza, które skupia się na promocji, konserwacji, ekspozycji, ochronie i badaniach pozostałości po Radiostacji Babice, docelowo zaś na doprowadzeniu do utworzenia Parku Kulturowego oraz muzeum i centrum nauki. Trzymam kciuki, żeby się udało, bo warto takie miejsca upamiętniać i pokazywać. Często nie zdajemy sobie sprawy, jakie skarby kryją się w naszej najbliższej okolicy.
I jak, przekonałam Was do wizyty w Lesie Bemowskim?
Jak dojechać?
Najlepiej oczywiście samochodem. Przy skrzyżowaniu ul. Radiowej i ul. Leskiego można stanąć na poboczu. Tu, zaraz za zaporą, zaczyna się ścieżka przyrodnicza Śladami Łosia, która prowadzi prosto do rezerwatu Łosiowe Błota i dalej (cała ma ok. 5 km). W dalszej części ul. Leskiego również znajdują się miejsca parkingowe i stamtąd bliżej jest do Radiostacji Babice.
Można dojechać także autobusem do przystanku Fort Radiowo, na którym zatrzymuje się autobus linii 154 w dłuższym wariancie rozkładu jazdy B. W tygodniu to jeden-dwa kursy na godzinę, w soboty i niedziele tylko jeden na godzinę. Druga możliwość to linia 712 i przystanki Ekologiczna lub Klaudyn (oba znajdują się już w II strefie biletowej!), skąd blisko już do rezerwatu Kalinowa Łąka.
Przy okazji polecam nowy projekt Zarządu Transportu Miejskiego o nazwie Zielona Mapa Warszawy. To 50 tzw. zielonych przystanków w stolicy, do których można dojechać komunikacją miejską. Oczywiście Las Bemowski również znalazł się na tej liście. Zajrzyjcie na stronę Zielonej Mapy Warszawy, by przekonać się, ile jeszcze jest możliwości ucieczki z miasta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz