piątek, 30 grudnia 2016

Warszawa przyłapana... w grudniu 2016

Mam déjà vu. Bo zupełnie jak rok temu o tej porze, zima znowu spłatała nam figla. Śnieg znów spadł tylko na początku miesiąca, a potem sklepowe witryny, neony i świąteczne dekoracje przeglądały się już tylko w kałużach.





Świąteczne dekoracje... W grudniu to właśnie one dominują w przestrzeni chyba wszystkich miast w Polsce. Warszawa zyskała całkiem nową iluminację na Boże Narodzenie. No właśnie, czy całkiem? Na Krakowskim Przedmieściu zastałam trochę nowego i trochę starego plus tłumy ludzi, oczywiście. Niby elegancko, bo latarnie ubrane pięknie i tworzą iście bajkową promenadę. Choinka na Placu Zamkowym też dużo ładniejsza niż w poprzednich latach. I... to chyba wszystkie zmiany na plus. Jest mimo wszystko jakoś tak skromniej. Wcześniej co kilka kroków można było wejść do jakiegoś pudła jak na prezent. A układ planetarny przy Polskiej Akademii Nauk i wielka księga varsavianistyczna przy Bristolu średnio mi się kojarzą ze świętami. Pozostawienie fragmentu zeszłorocznego wystroju w postaci pociągu z bajki "Tomek i Przyjaciele" i kanapy z kominkiem na Skwerze Hoovera nijak pasuje do nowego wizażu Traktu Królewskiego. Miało być wielkie wow, a wyszedł totalny eklektyzm. Taki jak cała Warszawa. 









Nowa dekoracja pojawiła się także na Rynku Nowego Miasta. Zamiast gadającego misia jest karuzela, a choinka świeci chyba nieco jaśniej. Co roku odnosiłam wrażenie, że to trochę zapomniana i zaniedbana część Starówki. Było ciemniej, zaglądało mniej ludzi, a w tym roku ten uroczy zakątek jakby ożył. Tłumów w dalszym ciągu nie widać, ale co chwilę ktoś jednak przystaje, by sfotografować się na tle karuzeli.





Rynek Starego Miasta z lodowiskiem na środku co roku robi na mnie wrażenie. To chyba najprzyjemniejsze miejsce w całej świątecznej Warszawie. Kolorowe kamieniczki przechodzą w tym roku remont i częściowo zasłonięte są płachtami materiału, ale i tak jest kameralnie i nastrojowo.





Konkurencyjne lodowisko powstało na Placu Europejskim, ale jak diametralnie różny klimat mają oba te miejsca. Tu w tafli lodu przeglądają się nie domki jak z bajki, ale szklane, rozświetlone tysiącem okien wieżowce. Obok, w plenerowym pasażu sztuki o nazwie Art Walk rozgościła się wystawa poświęcona neonom. Jest trochę zdjęć starych reklam świetlnych z warszawskich ulic sprzed lat oraz nieco nowych realizacji inspirowanych tymi klasycznymi. Po zmroku kolorowe rurki rozświetlające ciemność robią bardzo fajne wrażenie, zresztą każdy przejaw sztuki na ulicy mnie cieszy. Tylko nie każdy niestety ma szansę zaistnieć w przestrzeni miejskiej na dłużej. Tomasz Górnicki, wzorem poprzednich lat, przygotował dającą do myślenia instalację pt. "Na granicy cienia", która miała nam uzmysłowić, że w świątecznym zabieganiu zostawiamy w cieniu osoby, których nie chcemy dostrzec. Są obok nas, ale nie wśród nas, a cień daje im schronienie. Symbolizować je miała postać rodem niczym z filmów SF, która przycupnęła pomiędzy Domami Towarowymi Centrum, w tunelu, którym można przejechać pod Marszałkowską. Niestety rzeźba nie przetrwała nawet doby. Podobnie jak na początku roku główki w bramie przy Placu Konstytucji. Na szczęście została uwieczniona na świetnych zdjęciach Norberta Piwowarczyka, które można obejrzeć na profilu fejsbukowym Tomasza Górnickiego.










Zniknął także jeden z najciekawszych i najbardziej znanych warszawskich murali - praca Phlegma z 2013 r. zdobiąca opuszczoną kamienicę przy Mińskiej 12, która została wyburzona. Rzadko zaglądam na Pragę, więc nie zdążyłam zrobić zdjęcia, ale w Internecie jest ich mnóstwo. Zbyt szybko Warszawa się zmienia, a ja wciąż jestem krok w tyle za tymi zmianami, choć staram się być z miastem na bieżąco, poświęcać mu wciąż więcej uwagi, ale nie zawsze daję radę być tam, gdzie coś się dzieje. Nowy rok ma przynieść kolejne rewolucje. Zniknąć ma Rotunda i Dom Towarowy Jupiter, w miejscu którego stanie kolejne centrum handlowe. I o ile Rotundy będzie mi autentycznie żal, to zachodzę w głowę, po co Warszawie kolejny moloch ze sklepami. Unikam ich jak ognia i zmuszam się, by dwa razy w roku je odwiedzić tylko po to, by chłopcom kupić ubrania na lato, i na zimę, gdy wyrastają ze starych. Patrzę na to wszystko z lekkim niepokojem i utwierdzam się w przekonaniu, że ten cykl jest potrzebny, żeby wszystkie zmiany dokumentować na bieżąco. To jak, chcecie w przyszłym roku dalej czytać o Warszawie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz