środa, 11 lutego 2015

Ze Spiszu na listę UNESCO

A co, jeśli staną wyciągi? W Tatrzańskiej Łomnicy zdarza się to wcale nie tak rzadko - zawsze, gdy mocniej zawieje wiatr. Nie kursują wówczas wagoniki kolei linowej. Nawet, jeśli działają kanapy w najniższych partiach stoku, to robi się tam bardzo tłoczno. W takich dniach lepiej zwiedzić okolicę. A Spisz ma bogatą historię i wiele zabytków do zaoferowania zwiedzającym, choć przemierzając ten region, dookoła widać głównie pola, zimą wyglądające jak ocean bieli. Gdy zaś jedzie się bocznymi drogami, by uniknąć kupowania winiety potrzebnej na zaledwie jeden dzień (trzeba kupić od razu dziesięciodniową za 10 euro), częściej można minąć furmankę niż inny samochód - jakby czas się tu zatrzymał. Co kilka kilometrów wyrastają skupiska domów z górującymi ponad dachami kościelnymi wieżami - miasta. W niemal każdym znajdzie się jakiś zabytek, choćby kościół. Nic dziwnego, że aż pięć miejsc ze Spiszu znalazło się na liście światowego dziedzictwa UNESCO.

Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu, w oddali Wysokie Tatry
Krajobraz Spiszu
Krajobraz Spiszu
Wierzbów (Vrbov)

Najpierw odwiedziliśmy Spiską Kapitułę (Spišská Kapitula), nazywaną często "słowackim Watykanem", choć zupełnie nie rozumiem, dlaczego. Do 1948 r. było to samodzielne warowne miasteczko, otoczone murami obronnymi. Dziś to część miasta Spiskie Podgrodzie (Spišské Podhradie). Wewnątrz murów znajduje się m. in. katedra Św. Marcina z XIII w., pałac biskupi i seminarium. W dół, w kierunku Spiskiego Podgrodzia, biegnie jedna jedyna, za to dość malownicza uliczka. Jednak mimo to miejsce zrobiło na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Nie tylko dlatego, że dzień był mroczny i wietrzny, a zimno i wilgoć próbowały wpełznąć za kołnierz płaszcza zaraz, gdy tylko wysiadło się z samochodu. W oczy od razu rzuciła nam się pustka. Ulicą przemknął tylko ksiądz, potem nie wiadomo skąd pojawił się żebrak, a gdy i on zniknął, nie zobaczyliśmy więcej żywej duszy. Katedra zamknięta była na cztery spusty, a na budynku informacji wisiała kartka, że nieczynne do maja 2015 r. Większość budynków, łącznie z katedrą, było w opłakanym stanie, przynajmniej z zewnątrz, gdzie tynk odchodził od elewacji. Zeszliśmy uliczką do Dolnej Bramy. Zaraz za nią rozpościera się piękny widok na Spiskie Podgrodzie oraz górujący nad nim Zamek Spiski (Spišský Hrad), który zimą nie jest udostępniony do zwiedzania, ale wiele lat temu byłam tam latem lub wczesną jesienią. Do samego Spiskiego Podgrodzia też nie zeszliśmy, bo chłód coraz bardziej dawał nam się we znaki. Spiska Kapituła, Spiskie Podgrodzie, Zamek Spiski i jeszcze niedaleka wioska Żehra (Žehra), a właściwie znajdujący się w niej Kościół Św. Ducha od 1993 r. znajdują się na liście UNESCO.

Spiska Kapituła


Zamek Spiski
Dolna Brama
Widok na Spiskie Podgrodzie i Zamek Spiski
Dolna Brama


Pojechaliśmy za to do Lewoczy (Levoča) - miasta o pięknej gotyckiej i renesansowej zabudowie, także wpisanego na listę UNESCO (w 2009 r.), gdzie znajduje się słynny Kościół Św. Jakuba z ołtarzem dłuta Mistrza Pawła, który był ponoć uczniem Wita Stwosza. Do wejścia do Kościoła mieliśmy godzinę, więc postanowiliśmy obejść Rynek. Lewocza to miasto powiatowe, więc ludzi było tu już znacznie więcej, nawet dzieciaki wracały ze szkoły, ponieważ w tym czasie na Słowacji nie było jeszcze chyba ferii zimowych. Kamieniczki wokół rynku mają kolorowe elewacje, ale przydałoby się im odświeżenie. W kamienicy, w której mieszkał Mistrz Paweł obecnie mieści się muzeum. Centralne miejsce, praktycznie pośrodku Rynku zajmuje Ratusz utrzymany w renesansowym stylu.







Na deser został nam wspomniany gotycki Kościół Św. Jakuba - drugi co do wielkości gotycki kościół na Słowacji (większy znajduje się w Koszycach). Robi wrażenie! Z zewnątrz był w trakcie remontu, ale wnętrze liczące sobie ponad 700 lat z pięknie rzeźbionymi ołtarzami, organami z XVIII w., które niegdyś uważano za najcenniejszy zabytek światyni i z krzyżowo-żebrowym sklepieniem jest naprawdę piękne.




Ołtarz główny dłuta Mistrza Pawła
Organy z XVII w.

W Lewoczy zjedliśmy jeszcze obiad i ruszyliśmy z drogę powrotną do Tatrzańskiej Łomnicy. Dla mnie była to trochę podróż sentymentalna, bowiem Spisz odwiedziłam kilkanaście lat temu, gdy wraz z moim tatą kupiliśmy sobie w zakopiańskim biurze podróży wycieczkę na Słowację, która miała w programie także wizytę na tym terenie. Mam jednak niedosyt. Gdyby nie pogoda, bo przez ten wiatr był to najbardziej chłodny dzień w czasie naszego pobytu na Słowacji, zobaczylibyśmy pewnie dużo więcej, bo i spacer byłby przyjemniejszy. Chciałabym tu wrócić w jakimś cieplejszym okresie, kiedy będzie można także wejść do Zamku Spiskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz