wtorek, 31 stycznia 2017

Warszawa przyłapana... w styczniu 2017

Coraz częściej zapuszczam się na Pragę. Tym razem doskonałą okazją była zimowa edycja Otwartej Ząbkowskiej. Nie byłam tam latem, ale widziałam zdjęcia restauracyjnych i kawiarnianych stolików zajmujących prawie całą ulicę. Uwielbiam takie klimaty, więc gdy tylko usłyszałam, że w styczniu też będzie się tam coś działo, zabrałam wszystkich chłopaków i matkę chrzestną najmłodszego i ruszyliśmy mimo siedemnastostopniowego mrozu. Skusiła mnie przede wszystkim wykonywana w ramach imprezy rzeźba Syrenki z lodu. Większa część festynu odbywała się w ogrzewanym namiocie, gdzie pokazany został wielokulturowy charakter Pragi. Uwagę poświęcono i prawosławiu, i Żydom, i katolickim zwyczajom bożonarodzeniowym. Oprócz tego były używane książki jako prezenty i wspólne gotowanie. 







Na zewnątrz jedyną atrakcją była właściwie tylko ta Syrenka, choć gdy dotarliśmy na miejsce bryła lodu dopiero nabierała ludzkich, czy też ludzko-rybich kształtów, ale było zbyt zimno, by stać i patrzeć jak rzeźbiarz Jan Mitaś Kubicki tworzy swoje dzieło. W oczekiwaniu na efekt końcowy postanowiliśmy zajrzeć na niedaleką Brzeską. Gdy byliśmy tam poprzednio, w ostatnim dniu października, wypłoszył nas gęsto padający deszcz ze śniegiem. Tym razem zajrzeliśmy do każdej bramy, na każde podwórko, gdzie kryją się kapliczki i rozmaite formy street artu. Praga ma jednak niesamowity klimat! Wcale więc nie byłam zdziwiona, gdy pod koniec miesiąca Internet obiegła informacja, że magazyn Business Insider ogłosił Pragę czwartą najlepszą dzielnicą w Europie! Ranking opracował brytyjski portal podróżniczy Travel Supermarket w oparciu o opinie dwójki blogerów, którzy zwrócili uwagę na alternatywne kawiarnie, galerie, czy inicjatywy artystyczne na Pradze. Kręcąc się po Brzeskiej spotkaliśmy m.in. parę turystów: on z Włoch, ona Chinka. Ale gdy tak sobie myślę i o tej modzie na Pragę, i o tym rankingu, to trochę mam zgryz. Bo z jednej strony te alternatywne kawiarnie, Otwarta Ząbkowska, sklepy z antykami, a z drugiej widać też, jak bardzo dzielnica jest zaniedbana i ile jest tu potrzeb. Obdrapane podwórka, odpadające tynki, tabliczki z ostrzeżeniami, że coś może spaść na głowę, bieda. Taki trochę skansen. Ale z drugiej strony, czy jeśli te kamienice zostaną odrestaurowane, żeby mieszkańcom żyło się lepiej, żeby mieli komfort, to dzielnica nie zatraci autentyczności? Czy wymuskana, otynkowana Praga dalej będzie miała klimat i przyciągała turystów? To taka dygresja na marginesie, bo Praga z każdą wizytą podoba mi się coraz bardziej. W tych obdrapanych podwórkach można odnaleźć jeszcze klimat przedwojennej Warszawy, który znika powoli z innych dzielnic, bo z niszczejących domów eksmituje się mieszkańców, a podwórka zagrażające bezpieczeństwu zwyczajnie zamyka się na kłódkę, mimo iż kamienice są zabytkami i de facto powinny być objęte należytą opieką konserwatorską. Rozumiem też jednak potrzeby ludzi i rewitalizacja takich ulic jak Ząbkowska (z powodzeniem prowadzona w ostatnich latach), czy Brzeska właśnie, której bardzo by się to przydało, daje nadzieję, że praskie kamienice nie podzielą losu choćby niektórych z Woli (Ciepła 3, Pańska 100a).  






Wracając jednak do Otwartej Ząbkowskiej i spaceru po Brzeskiej, to zimno coraz bardziej dawało nam się we znaki, więc ukoronowaniem popołudnia były pyzy i flaki po warszawsku. I gorąca herbata.




Gdy wróciliśmy na Ząbkowską Syrenka miała już całkiem syrenie kształty, ale słońce powoli chyliło się ku zachodowi i robiło się coraz zimniej. Mimo naprawdę ciepłego ubrania (Mamo, Ty też masz kalesony???), chłód dawał się we znaki, więc uciekliśmy do domu i dopiero owinięta w ciepły koc obejrzałam sobie, jak wyszła Syrenka. Szkoda, że przetrwała tylko kilka dni, bo była naprawdę udana.




























Gdzieś między tym, a poprzednim postem stuknęła mi czterdziestka. Zgodnie z bucket listą miał być austriacki riesling w ośnieżonym Salzburgu. Austriacki riesling, owszem, był, ale w ośnieżonej Warszawie, w winiarni Mielżyńskiego przy Burakowskiej. Salzburg musi jeszcze poczekać. Za to pierwszy raz w życiu jadłam trufle! Owszem, były smaczne i aromatyczne, ale dla mnie trochę przereklamowane i chyba nie warte swojej ceny. W naszej części Europy grzyby leśne są dość powszechne, może dlatego trufle nie robią, przynajmniej na mnie, aż takiego wrażenia. Ale warto spróbować chociaż raz. I warto wybrać się na Burakowską, nie tylko do Mielżyńskiego (choć miłośnikom wina tam akurat powinno się spodobać), ale i do jednej z hal, niedawno zaadaptowanej na nowy kulinarny targ. Od 21 stycznia, co weekend, pod nazwą Noce i Dnie, przy Burakowskiej 14 odbywa się jedna wielka impreza obejmująca m.in. Targ Kulinarny i Targ Rolny, Teren Otwarty na Kulturę, Barber Garage i Nieme Kino, czyli coś podobnego do letniego Nocnego Marketu, tyle, że pod dachem jednego z nieczynnych magazynów. Mieliśmy wybrać się na którąś z pierwszych edycji, ale dzieciaki się pochorowały i wylądowaliśmy na zwolnieniu lekarskim, ale obiecuję relację w następnym, lutowym odcinku, bo uwielbiam takie miejsca.






Zima rozgościła się na dobre nie tylko na chodnikach i dachach, ale także w Gablotce Mirelli. Tym razem jej bohaterką jest urocza sarenka Simonka. Zimowe odsłony Gablotki lubię chyba najbardziej. Cóż, w końcu jestem ze stycznia!



(foto: iza & pwz & izaj)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz