wtorek, 29 stycznia 2019

Wschodnia Kithira. Diakofti, Avlemonas i plaża Kaladi

Prom wydał ostrzegawczy gwizd. Kolorowe domki, dotąd majaczące na horyzoncie, z każdą minutą robiły się coraz większe i coraz bardziej wyraźne. Dobijaliśmy do Kithiry. Miejscowość przed nami to Diakofti, jedna z tych, które dziś są bardzo popularne wśród turystów odwiedzających wyspę. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze do wczesnych lat dziewięćdziesiątych osada liczyła zaledwie 5 czy 6 domów! Do jej rozwoju niewątpliwie przyczyniło się zlokalizowanie w tym miejscu głównego portu wyspy, co było ukoronowaniem niezrealizowanego zamierzenia Brytyjczyków w czasach, gdy władali tą ziemią. 







Tak naprawdę prom dopływa do maleńkiej wysepki, która z Kithirą połączona jest mostem. Pokonując przeprawę dostrzec można wrak statku, którego kadłub wystający ponad taflę morza widoczny jest już z promu. To MV Nordland, statek handlowy pływający pod holenderską banderą. Jednostka zbudowana została w 1986 r. w stoczni Jansen Schiffswerft w Leer w Niemczech. Zatonęła 29 sierpnia 2000 r. w czasie rejsu z Saint John do Gemlik w Turcji. Nordland wszedł na mieliznę, zaś ostre skały uszkodziły kadłub. Sprowadzony na miejsce holownik nie dał rady podnieść statku. Wyciek oleju spowodował wówczas znaczne zanieczyszczenie okolicznych wód i plaż. Dziś wrak jest jedną z atrakcji turystycznych. Zanurzona na głębokość 30 m rufa przyciąga nurków, a wystający ponad powierzchnię dziób jest chętnie fotografowany.




Samo Diakofti, choć prężnie się rozwija i przyciąga turystów ładnymi piaszczystymi plażami oraz płytką wodą w morzu, co szczególnie podoba się rodzinom z małymi dziećmi, nie ma jednak do zaoferowania wiele więcej. To raptem dwie tawerny i nowa miejska siłowania. Ja raczej nie chciałabym spędzić tu całych wakacji.






W tej części wyspy zdecydowanie najbardziej malowniczym miasteczkiem jest Avlemonas. Wspominałam już o nim w poście poświęconym plażom na Kithirze. Wrzynająca się w ląd wąska zatoka, w której morze ma niezwykłą turkusową barwę i stojące po obu jej stronach charakterystyczne domy o białych elewacjach, to jeden z najpiękniejszych i najbardziej pocztówkowych widoków na wyspie. W pobliżu ulokowało się też klika tawern i barów, zaś droga przecinająca osadę prowadzi do drugiej zatoki i niewielkiego, kameralnego portu.




















Na brzegu zatoki, bliżej jej ujścia do pełnego morza stoi kolejny wenecki zamek na wyspie, forteca Św. Franciszka, zwana potocznie Castello. Wzniesiona została w XVIII w. na planie ośmiokąta. Ma dwa poziomy, wewnętrzny balkon i zadaszone okienka armatnie (armaty były częścią systemu obronnego twierdzy i w dość dobrym stanie dotrwały do naszych czasów). Niestety zamek był zamknięty i nie udało nam się wejść do środka.






Ponad miasteczkiem z kolei na szczycie wzniesienia widoczny jest kościół Św. Jerzego na Wzgórzu.



Wioska jest kameralna i pełna uroku. Ma niepowtarzalny, choć typowy dla greckich wysp klimat. I jakiś taki wyspiarski spokój, mimo pełni turystycznego sezonu. Niestety niebawem może się to zmienić. Pisząc ten post natrafiłam na informację, że w planach jest rozbudowa miasteczka i stworzenie większej liczby miejsc noclegowych. Mówi się nawet o trzykrotnym powiększeniu jego powierzchni! W takich chwilach zwykle dopada mnie kryzys blogowania, a poniekąd i podróżowania. Tyle się mówi o negatywnym wpływie masowej turystyki na miejsca, które dzięki niej stają się popularne, że często zastanawiam się, czy pokazywać je na blogu, a tym samym popularyzować jeszcze bardziej. Zaraz przed oczami stają mi tłumy turystów spragnionych cykladzkich widoczków wysypujące się z promu na Santorini. Ale medal ma zawsze dwie strony. Jedna jest negatywna i niesie za sobą tony śmieci oraz dewastację środowiska naturalnego, ale z drugiej strony turystyka daje miejscowym pracę i pozwala rozwijać się takim prowincjonalnym miejscom. A patrząc na emigrację z wyspy "za chlebem" (pisałam o tym w poście poświęconym północy wyspy), życie tutaj chyba nie jest łatwe. Poza tym większość obecnej zabudowy Avlemonas powstała w ciągu ostatnich kilkunastu lat, a jednak nie razi estetyką i całość robi spójne i miłe dla oka wrażenie. Kithira turystyczny boom ma jeszcze przed sobą i mam nadzieję, że polityka władz wyspy będzie w tym względzie rozsądna. 

W pobliżu Avlemonas znajdują się dwie plaże: Paleopolis, najdłuższa na wyspie i Kaladi, uważana z kolei za najpiękniejszą. Tę drugą już Wam pokazywałam. Doskonale widać z niej białe zabudowania Avlemonas, odcinające się od szarości skał i błękitu morza.





Z kolei okolice Paleopolis to najstarsza pod względem cywilizacji część Kithiry. Tu znajdowało się homeryckie miasto Skandeia, które według wierzeń spadło do morza po trzęsieniu ziemi. Stąd pochodzą też najważniejsze znaleziska archeologiczne na wyspie (oglądać je można w Muzeum Archeologicznym w stolicy).

Wschód wyspy to nie tylko spektakularne plaże i malownicze zatoki z egejską architekturą. Droga wiedzie często także przez zwykłe tradycyjne wioski, oddalone od morza na tyle, że póki co turystyka je omija. Zobaczyć tu można charakterystyczne maleńkie kościółki, czy indyki pasące się w cieniu drzew oliwnych. Są takie fragmenty, gdy asfalt przecina... koryto rzeki! Tak po prostu, bez żadnego mostu. Latem to nie problem, bo wody tam nie ma. Ciekawa jestem, kiedy i czy w ogóle się pojawia. 





Pokochałam ten mały skrawek lądu, przy którym mieszają się wody Morza Jońskiego i Egejskiego. Nie zobaczyłam na Kithirze wszystkiego, co bym chciała, ale wyspa narzuca przyjezdnym swój własny, nieco spowolniony rytm. Nie chciałam się nigdzie spieszyć, ale chłonąć ją wszystkimi zmysłami. Znalazłam spokój, naturę i historię. Mam nadzieję, że wyspa mimo wszystko oprze się inwazyjnej masowej turystyce i gdy kiedyś na nią wrócę, będzie wciąż tak samo autentyczna i piękna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz