poniedziałek, 28 lutego 2022

Warszawa przyłapana... w lutym 2022

Wszystko, co wydarzyło się w tym miesiącu przestało mieć znaczenie 24 lutego, kiedy Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę. Wojna, która już od jakiegoś czasu wisiała w powietrzu, stała się faktem. Z radiowych i telewizyjnych wiadomości zniknęły statystyki covidowe i szpitalne łóżka. Pojawiły się czołgi, odgłosy eksplozji i tumany dymu. Poczułam się, jakbym cofnęła się w czasie dokładnie o 30 lat. Gdy w rozpadającej się właśnie Jugosławii sąsiad stanął przeciwko sąsiadowi, mój nastoletni wówczas umysł nie był w stanie pojąć jak w cywilizowanym świecie, u schyłku XX w., może wydarzyć się coś takiego. Dziś większą część życia mam już za sobą i dalej nie wierzę, że w XXI w., w czasach, gdy tyle mówi się o tolerancji i otwartości na drugiego człowieka, jeden kraj może, ot tak po prostu, najechać na drugi.

A jednak pracę domową z wrażliwości odrobiliśmy sumiennie. Bo dramat sąsiadów wyzwolił w Polakach niespotykane wręcz pokłady dobra i chęci niesienia pomocy uchodźcom, którzy w naszym kraju masowo szukają schronienia. My włączyliśmy się w pomoc finansową i rzeczową, ale wielu moich znajomych w tych pierwszych dniach pojechało na granicę przewozić ludzi do miejsc docelowych i przyjęło uciekających przed wojną pod swoje dachy. Na ulicach chyba wszystkich polskich miast zaczęły powiewać ukraińskie flagi na znak solidarności z zaatakowanym krajem. Ludzie w geście protestu gromadzili się przed ambasadą Rosji. Dawno nie widziałam takiej jedności w polskim narodzie. Naprawdę możemy być z siebie dumni.


Z drugiej jednak strony widmo wojny wywołało falę paniki. Z bankomatów zniknęła gotówka, a na stacjach benzynowych ustawiały się kolejki po paliwo. My staraliśmy się zachowywać racjonalnie, ale świadomość, że wojna toczy się tuż za miedzą daje jednak kopa w psychikę. Nie wiem jak Wy, ale ja takie obrazy muszę odreagować. Uciekłam jak zawsze w sztukę i dzięki temu udało mi się zobaczyć trzy kończące się właśnie wystawy.

Pierwszą była "Jedyne. Nieopowiedziane historie polskich fotografek". To kolejna ze świetnych wystaw fotograficznych w Domu Spotkań z Historią. Na ekspozycji zaprezentowano sylwetki trzynastu polskich fotografek czynnych zawodowo od lat siedemdziesiątych do dziewięćdziesiątych XX w. Poza krótkimi notkami biograficznymi pokazano charakterystyczne dla każdej z nich tematy fotoreportaży oraz problemy, z jakimi musiały się borykać przy ich realizacji. Całość uzupełniały pamiątki osobiste jak akredytacje dziennikarskie, aparaty fotograficzne, czy tzw. stykówki, z których wybierało się najlepsze ujęcia. Wszystkie bohaterki pracowały bowiem na sprzęcie analogowym i same zajmowały się zarówno wywoływaniem, jak i retuszowaniem zdjęć. Większość ich dorobku do tej pory nie została zdigitalizowana, co jeszcze bardziej podkreślało unikatowość ekspozycji.







Dwie kolejne obejrzałam w Państwowym Muzeum Etnograficznym. To „Nikifor. Malarz nad malarzami” i "Fotogawęda. Ze zbiorów Mieczysława Cholewy". Prezentację twórczości Nikifora miałam na mojej liście wystaw do odwiedzenia, o tej drugiej zaś nawet nie słyszałam, ale nie pierwszy już raz bilet wstępu obejmował więcej niż jedną ekspozycję, więc poszłam niejako przy okazji i wcale nie żałuję.

Z Nikiforem mam pewien problem, bo ja nie do końca rozumiem fenomen artystów nieprofesjonalnych. Choć malował jak dziecko, trafił do głównego nurtu polskiej historii sztuki. Na żywo z jego twórczością po raz pierwszy zetknęłam się w czasie moich częstych wyjazdów do Krynicy i wtedy zaczęłam się jej przyglądać nieco uważniej. Bo okazuje się, że Nikifor miał nieprzeciętny zmysł obserwacji. Tak jak umiał odwzorowywał scenki z kościołów, zakładów fryzjerskich, sali sądowej, czy też stroje zamożnych kuracjuszy. Polubiłam też jego spojrzenie na architekturę. Na wystawie zaprezentowano ponad 130 dzieł artysty pochodzących ze zbiorów Państwowego Muzeum Etnograficznego oraz z kolekcji zgromadzonej przez wybitnego rzeźbiarza Alfonsa Karnego. Obrazy dwustronne zostały wyeksponowane w taki sposób, by można było zobaczyć obie. I choć nie umiem się Nikiforem zachwycać, to wystawa była bardzo przyjemna w odbiorze i pokazywała właściwie wszystkie tematy jego obrazów: architekturę, portrety, postaci świętych i wnętrza zarówno świeckie, jak i sakralne.




Mieczysław Cholewa był z kolei etnografem-amatorem, kolekcjonerem i fotografem rozkochanym w folklorze okolic Nowego Sącza. Na wystawie pokazano 250 zdjęć z jego bogatego dorobku dokumentującego codzienne życie górali sądeckich w latach dwudziestych i trzydziestych XX w. oraz stroje ludowe z tamtych czasów. Wystawa była kapitalnie zaaranżowana. Fotografie pokazano w postaci zawieszonych na sznurkach i dobrze podświetlonych negatywów. Świetnie też uzupełniła moją niedawną wizytę w Zakopanem i odwiedzone tam muzea. 





Niestety nie udało mi się zobaczyć wszystkich wystaw, które chciałam, a które kończyły się w styczniu i lutym. Powoli zaczynają pojawiać się nowe i choć co innego teraz zaprząta moją głowę, to mimo wszystko będę starała się podrzucać Wam wydarzenia, które choć na chwilę pozwolą zapomnieć o złu, jakie próbuje nas osaczyć.

REKOMENDACJE NA MARZEC

W najbliższym czasie wciąż aktualne pozostają zbiórki i inne działania na rzecz uchodźców z Ukrainy. Śledźcie media społecznościowe i pocztę pantoflową, bo potrzeb jest bardzo wiele.

Od jutra znika większość covidowych ograniczeń, głównie związanych z limitami osób w gastronomii i instytucjach kultury. Zostaje jedynie obowiązek noszenia maseczek w pomieszczeniach zamkniętych i w komunikacji.

Jeśli chodzi o nadchodzące wydarzenia kulturalne, to muszę przyznać, że w tym natłoku informacji związanych z wojną w Ukrainie, nie bardzo miałam czas i głowę do wyszukiwania tego, co chciałabym Wam polecić, ale o jednej z wystaw muszę wspomnieć. Od 17 marca w Domu Spotkań z Historią można będzie zobaczyć koleją porcję doskonałych zdjęć, tym razem głównie z dwudziestolecia międzywojennego. Wystawa pt. "Miastowidzenie. Fotografie Czesława Olszewskiego" jest pierwszą tak dużą prezentacją dorobku tego fotografa. Dla mnie jest o tyle ciekawa, że Czesław Olszewski specjalizował się w fotografowaniu architektury. Na zdjęciach uwiecznił modernistyczne gmachy wznoszone w latach dwudziestych i trzydziestych XX w., zaś po wojnie odbudowę Polski ze zniszczeń. Ekspozycję warto odwiedzić również po to, by zobaczyć, jak powinno się fotografować architekturę. Potrwa do 26 września.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz