poniedziałek, 23 września 2019

Muzeum Lniarstwa im. Filipa de Girarda w Żyrardowie. Drugie życie fabryki

Na murze są wszyscy. Jest Filip de Girard, któremu Żyrardów zawdzięcza swoją nazwę, jest Karol Dittrich, który wraz z Karolem Hielle właściwie zbudowali to miasto wznosząc obok zabudowań fabrycznych mieszkania dla robotników, dyrektorskie wille, szkołę, szpital, resursę i kościół, jest Karol Dittrich junior, syn, który kontynuował dzieło ojca i dzięki któremu żyradowską fabryka stała się największym producentem lnu w Europie, są szpularki, które zasłynęły organizacją w 1883 r. pierwszego strajku na ziemiach polskich, i wreszcie jest Paweł Hulka-Laskowski, który historię Żyrardowa opisał na kartach biograficznej książki "Mój Żyrardów. Z dziejów polskiego miasta i z życia pisarza". Są także zbiorowe portrety pracowników apretury i pończoch, czy majstrów i ich pomocników. Cała galeria znakomitości Żyrardowa, ale i tych anonimowych pracownic i pracowników, których ciężka praca doprowadziła do sukcesu fabryki. Murale w skrócie opowiadają historię żyrardowskich zakładów lniarskich, historię, którą i ja już Wam opowiadałam przy okazji wizyty w tym mieście wiosną 2015 r. Dziś chciałabym tamtą relację uzupełnić o jedno miejsce, które wówczas było w trakcie rewitalizacji, niedostępne dla zwiedzających.






Wśród muralowych postaci można dostrzec strzałkę wskazującą kierunek: Muzeum Lniarstwa, właściwie Muzeum Lniarstwa im. Filipa de Girarda. I choć ekspozycja w założeniu ma opowiadać o całej historii lniarstwa w Żyrardowie, to jednak większa jej część poświęcona jest czasom nowszym, powojennym, gdy zakłady zostały upaństwowione i w 1947 r. przemianowane na Państwowe Zakłady Włókiennicze nr 1 w Żyrardowie, zaś w latach 1950-1952 podzielone na szereg mniejszych, wyspecjalizowanych zakładów, w tym: Żyrardowskie Zakłady Przemysłu Lniarskiego im. Rewolucji 1905 roku, Żyrardowskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego, Żyrardowskie Zakłady Przemysłu Pończoszniczego (które w 1967 r. otrzymały nazwę „Stella”), Żyrardowskie Zakłady Przemysłu Odzieżowego „Poldres” oraz Żyrardowskie Zakłady Tkanin Technicznych im. Kasprzaka.



Muzeum zajęło budynek dawnej drukarni w kompleksie bielnika, który z całej fabrycznej osady lubię chyba najbardziej, bo nie został póki co tak skomercjalizowany jak przędzalnie, choć i tu docierają zmiany - w postaci muzeum właśnie, ale i lokalnego browaru w letnie dni wystawiającego wśród poprzemysłowych zabudowań schludny ogródek. Pofabryczne hale są obszerne, dzięki czemu na ekspozycji udało się zgromadzić kompletny ciąg technologiczny prezentujący najistotniejsze fragmenty procesu produkcji tkanin lnianych, podzielony na cztery tematyczne ekspozycje. Po przestronnych wnętrzach świetnie niesie się dźwięk. Rytmiczny, jednostajny stukot krosien nie pozostawia wątpliwości, skąd rozpocząć zwiedzanie. Ta część ekspozycji nosi tytuł "Nić łącząca przeszłość z teraźniejszością”. W dwóch salach zebrano krosna, głównie made in ZSRR z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Niektóre pracowały w fabryce aż do jej upadku, a dziś pracują ku uciesze zwiedzających. Wątek tańczy z osnową, tkając centymetr po centymetrze nowy materiał. Krzątający się przy maszynie panowie to byli pracownicy fabryki. Tę część ekspozycji uzupełniają m.in. oryginalne wzorniki tkanin pochodzące z Żyrardowskich Zakładów Przemysłu Lniarskiego im. Rewolucji 1905 roku.








Sąsiednią, największą salę zajmuje wystawa pod nazwą "Żyrardów. Miasto lnem tkane". To głównie archiwalia w postaci fotografii, ale można tu także spróbować ręcznej obróbki lnu, tak jak robiło się to zanim Girard sprowadził do Żyrardowa mechaniczne maszyny do wyczesywania lnu. Są też wzorniki, farby do barwienia materiału, lniana konfekcja, czy wreszcie... Fiat 126p, czyli popularny maluch, nieco tu nie pasujący, ale świetnie oddający ducha epoki.  











Kolejna sala to ekspozycja pt. "wySNUTE nici", prezentująca proces technologiczny prowadzony w oddziale przygotowawczym tkalni, pośredni między przędzeniem a tkaniem. Niemal całe pomieszczenie zajmują wielkogabarytowe maszyny o enigmatycznie dla mnie brzmiących nazwach, np. snowadło taśmowe, czy przewijarka bębnowa, między którymi dostrzec można motki kolorowych nici układające się w barwy flagi Żyrardowa. I tu są archiwalne zdjęcia, ale także miejsce do odpoczynku, czy strefa ciekawostek, którą szczególnie polubią dzieci. W ogóle muzeum jest bardzo przyjazne najmłodszym pozwalając wkładać ręce do woreczków z lnem i bawełną, czesać len, czy właśnie spróbować zmierzyć się z tematycznymi zagadkami.










Jednak moim ulubionym zakątkiem muzeum jest wystawa o nazwie "Tkane sita". Prezentuje proces technologiczny sitodruku - od fazy projektowania, przez tworzenie wielkoformatowych szablonów, aż po odbijanie wzorów na lnie metodą sitodruku. Szablony wiszą tu na ścianach niczym obrazy w muzeum, misternie podświetlone, budząc ciekawość i niepokój zarazem, ale hipnotycznie ciągnąc ku fioletowi światła. Centralną część sali zajmuje drukarka sitodrukowa, najdłuższa w Polsce. W muzeum odbywa się wiele ciekawych tematycznych wydarzeń, choćby pokazy mody. Drukarka służy wówczas za wybieg!





Muzeum to zasłużony hołd dla żyrardowskich zakładów, bo to przecież właśnie one zdefiniowały to miasto. Nie byłoby Żyrardowa, gdyby nie Filip de Girard. I nie mówię tylko o nazwie miasta, która pochodzi od nazwiska Francuza, ale przede wszystkim o tym, że zanim pojawił się przemysł, była to zwykła wieś o nazwie Ruda Guzowska. To rozwój fabryki sprawił, że dookoła wyrosło miasto ze wszystkimi potrzebnymi pracownikom do życia wygodami. Mimo dwóch wojen dotrwało do naszych czasów w niemal nie zmienionej postaci. I choć przemysł przegrał z transformacją ustrojową, zaś pofabryczne budynki zmieniono w mieszkalne lofty i centra handlowe, to jednak po latach rewitalizacji lniarstwo wróciło do bielnika w postaci muzealnej ekspozycji, która jest szalenie autentyczna. Maszyny znów ożyły, a oryginalne wyposażenie poszczególnych sal sprawia, że można odnieść wrażenie, że dopiero wyszli stąd pracownicy. To jest kawał historii, w dodatku wciąż namacalnej, bo moja mama cały czas używa ściereczek z żyrardowskiego lnu, które być może wyprodukowane zostały na tych maszynach, które teraz tworzą ekspozycję. 





Obok muzeum znajduje się Industrialna Zagroda. Nie przepadam za wykorzystywaniem zwierząt jako atrakcji turystycznych, jednak te które tu trafiły, wygrały los na loterii. Wcześniej używane były z szopce bożonarodzeniowej ustawianej co roku w centrum miasta. Teraz zyskały duży wybieg, a przy okazji świetnie uzupełniają ekspozycję, bowiem większość z nich (wielbłądy, alpaki, owce) nosi na sobie wełnę, czym wpisują się w tematykę muzeum. Na co dzień o zwierzaki dbają wolontariusze, którzy karmią je i wyprowadzają na spacery, podczas których czworonogi pomagają strzyc miejskie trawniki. 




Zagroda będzie działać jeszcze do końca miesiąca.

Muzeum zaś można zwiedzać od maja do końca października od wtorku do niedzieli (w tygodniu w godz. 10:00-15:00, w weekendy w godz. 11:00-18:00), w pozostałe miesiące jedynie w tygodniu w godz. 10:00-15:00. Wstęp jest bezpłatny, ale przy wejściu można wrzucić dobrowolny datek na utrzymanie ekspozycji, do czego zachęcam, bo takich miejsc w Polsce jest niewiele.

Strasznie zazdroszczę mojej mamie tych ściereczek. Są niezniszczalne. W Żyrardowie wciąż jednak można zaopatrzyć się w wyroby z lnu. Praktycznie po sąsiedzku z muzeum znajduje się uroczy sklep "Lniany Zaułek". Cztery lata temu kupiłam tam obrus, tym razem kilka ściereczek do mojej świeżo wyremontowanej kuchni. Uwielbiam takie sklepy, z lokalnymi, dobrej jakości produktami. 

Cieszę się, że miasta dotąd uważane za nieatrakcyjne, przemysłowe, czyli takie, w których teoretycznie nic nie ma, potrafią dotychczasowe brzemię przekłuć w turystyczną atrakcję. Łódź industrialną spuściznę zaadaptowała do nowych celów, Katowice postawiły na architekturę nowoczesną, a i Żyrardów powoli się odradza. Trzymam kciuki za sukces, bo miasto na to zasługuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz