poniedziałek, 30 września 2019

Warszawa przyłapana... we wrześniu 2019

Choć wrzesień to miesiąc jeszcze po trosze wakacyjny, w metrze zrobiło się już jakby tłoczniej. Wszystko za sprawą oddania do użytku trzech kolejnych stacji II linii podziemnej kolejki, na razie od strony praskiej. Architektonicznie są dużo skromniejsze od pełnych przepychu przystanków na odcinku od Ronda Daszyńskiego do Dworca Wileńskiego. Sensację wzbudziła szczególnie stacja Szwedzka, gdzie nowoczesne wyjście z metra dość potężnie kontrastuje z pustostanem z czerwonej cegły, w którym kiedyś mieściła się Pollena Uroda. W Internecie zostało nawet okrzyknięte przejściem do innego wymiaru. A jednak jest w tej prostej konstrukcji coś industrialnego, co doskonale koresponduje z poprzemysłowym charakterem sąsiedniego budynku. Zresztą w podobnym klimacie utrzymany jest także peron, zaś w przejściu prowadzącym na powierzchnię na ścianie również wykorzystano motyw cegieł. Wszystko to sytuuje tę stację jako pretendenta do tytułu jednej z najładniejszych w całej Warszawie. Na pewno jest zaś najciekawszą.





A portal do innego wymiaru? Cóż, jest coś na rzeczy. Okolica ma być poddana rewitalizacji i wkrótce pewnie zmieni się nie do poznania. Proces gentryfikacji pojawił się co prawda na Pradze jeszcze zanim dojechało tu metro, teraz jednak na pewno się pogłębi. W gmachu Polleny ma powstać aparthotel lub lofty. To chyba lepsze niż wyburzenie wszystkiego pod nowe osiedle. Praga bardzo zbliżyła się do ścisłego centrum miasta, a dawno minęły już czasy, gdy przemysł funkcjonował tak blisko śródmieścia. Dzielnica w ciągu ostatnich lat zrobiła się też bardzo modna, dzięki czemu wyładniała i przestała być postrzegana jako najniebezpieczniejsza w stolicy. Przyciąga inwestorów, niszczejące budynki są remontowane, co jest o tyle cenne, że po drugiej stronie Wisły praktycznie nie zachowała się przedwojenna zabudowa. Dopiero tu, na Pradze można zobaczyć jak do 1939 r. wyglądała Warszawa. Nie demonizowałabym zatem gentryfikacji, choć jest to już faktycznie całkiem inny wymiar niż dotychczas.



Po wakacjach znów zrobiłam listę wystaw, które koniecznie muszę zobaczyć. Póki co znalazło się na niej pięć ekspozycji. We wrześniu udało mi się odwiedzić pierwszą z nich, "Nigdy więcej. Sztuka przeciw faszyzmowi w XX i XXI wieku" w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (nad Wisłą). To jedna z tych, z których wychodzi się z głową pełną przemyśleń. A jednak pozostawiła też i pewien dysonans. Z jednej strony wybrane na ekspozycję prace są naprawdę mocne. Jej centralny punkt stanowi kopia słynnej "Guerniki" Pabla Picassa, chyba najważniejszego dzieła o antywojennym wydźwięku, wykonana w 1955 r. przez Wojciecha Fangora. Pokazano też rzeźbę wykorzystującą pociętą na kawałki kopię metalowego szyldu "Arbeit macht frei" znajdującego się nad bramą niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Przeważająca część prac została wykonana po II wojnie światowej i w zdecydowanej większości nawiązuje do niej, choć można zobaczyć także twórczość powstałą w kolejnych dziesięcioleciach, ukazującą różne oblicza przemocy. Niestety sporo do życzenia pozostawia aranżacja samej ekspozycji. Jest bardzo chaotyczna, ciężko wybrać jeden kierunek zwiedzania, a dzieła poustawiano na stelażach raz w jedną, raz w drugą stronę tak, że w niektórych miejscach obok przejmującego obrazu są plecy z dykty od sąsiedniego stelażu. Wszystko to robi wrażenie co najmniej nieprzemyślanego, spłycając niestety odbiór całej wystawy, a szkoda, bo sam zamysł w roku obchodów osiemdziesięciolecia wybuchu II wojny światowej jest świetny!





Taką aurę jak dzisiejsza nazywam pogodą do muzeum, więc w najbliższych dniach pewnie odhaczę kolejne punkty z mojej listy, bo póki co dalej ma padać i wiać. Są na niej ekspozycje i wydarzenia, o których więcej poniżej oraz w rekomendacjach na wrzesień w poprzednim odcinku Warszawy przyłapanej.  

REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK

Do polecanych miesiąc temu, rozpoczętych we wrześniu wystaw, dorzucam jeszcze dwie.

Pierwsza, którą w Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN oglądać można od 13 września, nosi tytuł "Gdynia - Tel Awiw". Poświęcona jest... właśnie tym dwóm, jakże do siebie podobnym miastom. Oba wzniesiono od podstaw w podobnym okresie, w państwach, których jeszcze chwilę wcześniej nie było na mapie, oba w duchu modernizmu i oba stały się swoistymi "oknami na świat", bo połączyła je międzywojenna żegluga, przy czym z Gdyni raczej wyjeżdżano, a do Tel Awiwu przybywano, by się osiedlać i tworzyć przyszłe państwo żydowskie. Obok zdjęć i innych archiwaliów na wystawie można zobaczyć także nowy neon Maurycego Gomulickiego pt. "Transatlantyk" zaprojektowany specjalnie na tę wystawę! Ekspozycja związana jest z obchodami 100-lecia powstania Gdyni i 110-lecia założenia Tel Awiwu. Czynna będzie do 3 lutego 2020 r.

Druga ruszyła kilka dni temu, 27 września. To fotograficzna wystawa "Wiosna, lato, WOJNA... Warszawa 1939" w Domu Spotkań z Historią, kolejna już z przygotowanych przez rozmaite muzea z okazji osiemdziesiątej rocznicy wybuchu II wojny światowej. Jej tematem jest tylko jeden rok z życia stolicy, 1939. Upalne lato, wciąż beztroskie, choć z wojną wiszącą w powietrzu i pierwsze miesiące po ataku Niemiec i ZSRR na Polskę. Wystawa ma cztery odsłony: codzienne życie mieszkańców przed wojną, fotografie Juliena Bryana z oblężenia Warszawy, zdjęcia zrobione po kapitulacji pokazujące ogrom zniszczeń, jakich miasto doznało już w pierwszych dniach wojny oraz część poświęcona żołnierzom niemieckim, którzy chętnie fotografowali się na tle zniszczonego miasta. Jestem tej ekspozycji bardzo ciekawa, choć nie jestem pewna, czy dam radą ją obejrzeć. Czas jest do 31 stycznia 2020 r.

5 października ruszy natomiast kolejna edycja festiwalu Warszawa w budowie pt. "Pomnikomania". To nawiązanie do zakończonej niedawno, świetnej wystawy pt. "Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018" w Królikarni. Tym razem areną artystycznych wydarzeń będzie Zodiak Warszawski Pawilon Architektury, choć po cichu liczyłam, że może organizatorzy wybiorą jednak dawne Kino Relax, które w maju trafiło do rejestru zabytków. Wydarzenie jest jak co roku bardzo krótkie i potrwa do 3 listopada.

Na temat drugiego z moich ulubionych jesiennych festiwali sztuki, czyli Street Art Doping, póki co cisza.

Lubię ten jesienny powrót do normalności po wakacyjnym rozpasaniu. Kolejne edycje moich ulubionych wydarzeń kulturalnych sprawiają, że ten powrót jest łatwiejszy. Dają też poczucie pewnej stałości, co szczególnie w tym roku, gdy obchodzimy okrągłą rocznicę wybuchu wojny, doceniam jeszcze bardziej. Bo to, że mogę iść na wystawę oznacza, że miasto żyje. A przecież 80 lat temu wcale nie było to takie pewne... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz