niedziela, 30 grudnia 2018

Warszawa przyłapana... w grudniu 2018

Grudzień to czas z jednej strony pełen magii dzięki Świętom Bożego Narodzenia i corocznej iluminacji Warszawy oraz prześciganiu się rozmaitych instytucji w oferowaniu mieszkańcom atrakcji na Święta (lodowiska, jarmarki bożonarodzeniowe, świąteczne składy metra - w tym roku dwa, ale jeden z nich reklamowy), a z drugiej strony miesiąc bardzo męczący, naznaczony porządkami w domu, układaniem świątecznego menu i kupowaniem prezentów dla bliskich. Iluminacji nie będę Wam pokazywała, bo jest niemal identyczna jak ubiegłoroczna. Chciałabym skupić się na sztuce, tej "prawdziwej", i tej ulicznej. Bo grudzień nie jest też wcale dobrym czasem dla premier ekspozycji muzealnych. Przedświąteczna gorączka podstępnie kradnie nam czas i oddala od nas potrzebę obcowania ze sztuką na rzecz konsumpcjonizmu i komercji. Dlatego cieszę się, że w tym całym zabieganiu udało mi się wygospodarować kilka chwil na dwie nowe wystawy.

Na początku grudnia na mapę Warszawy wrócił pawilon Zodiak w zupełnie nowej odsłonie. Modernistyczny budynek dawnej kawiarni wzniesiony według projektu prof. arch. Jana Bogusławskiego i arch. Bohdana Gniewiewskiego na tyłach Domów Towarowych Centrum, przy tzw. Ścianie Wschodniej i oddany do użytku w 1968 r. został praktycznie całkiem rozebrany i zbudowany od nowa (na wzór starego) jako Warszawski Pawilon Architektury Zodiak. Wnętrze zostało dostosowane do potrzeb wystawienniczych i konferencyjnych. Oryginalną mozaikę Marii Leszczyńskiej, która znajdowała się na tarasie kawiarni, zastąpiono nową kompozycją o nazwie "Kosmos" zaprojektowaną przez Magdalenę Łapińską-Rozenbaum. Zdobi ścianę nowoczesnej, zawieszonej w powietrzu, klatki schodowej, zaś do jej wykonania wykorzystano m.in. fragmenty szklanej stłuczki odzyskanej z oryginału. Nowy jest także neon, choć zachował charakterystyczną gwiazdkę z oryginału Bogusławskiego. Jego odtworzenie zostało powierzone pracowni Jacka Hanaka, który pracował wcześniej przy oryginalnej konstrukcji.






Budynek ma być w założeniu miejscem do dyskusji na temat architektury Warszawy, zarówno w postaci wystaw, jak i wykładów. Pierwsza ekspozycja nosi tytuł "Futurama Warszawa". To opowieść o mieście przyszłości, o wykorzystaniu jego potencjałów przestrzennych. Kanwą dla pokazanych prac stał się niezrealizowany projekt Trasy Tysiąclecia, której pomysłodawcą był ostatni przedwojenny prezydent stolicy, Stefan Starzyński. Miała łączyć Pragę Płn. i Pragę Płd. Wystawa pokazuje jak w przyszłości mogłaby wyglądać taka arteria. Cóż, niektóre projekty są naprawdę wizjonerskie, jak choćby wypełnienie tej przestrzeni... wodą. Wystawę uzupełnia Maszyna Czasu, do której wchodząc można zobaczyć niezrealizowane w Warszawie architektoniczne projekty z ostatnich 200 lat! I to właśnie ta część podobała mi się najbardziej. Ekspozycję można oglądać do 27 stycznia.





Architekturze jest też poświęcona nowa wystawa w Królikarni pt. "Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018". Można na niej zobaczyć i projekty niezrealizowane, jak chociażby monument Marszałka Józefa Piłsudskiego, który miał stanąć na warszawskim Placu Na Rozdrożu (dopiero dzięki tej wystawie dowiedziałam się, że konkurs na ten pomnik wygrał Ivan Meštrović, którego realizacje tropię w całej byłej Jugosławii), pomniki powojenne, często zaangażowane politycznie (niektóre z nich historia oceniła bardzo surowo i zniknęły z przestrzeni nie tylko polskich miast, ale i z pozostałych krajów bloku socjalistycznego, a te, które zostały niejednokrotnie skupiały na sobie gniew społeczeństwa), po budzące kontrowersje projekty całkiem współczesne, jak choćby projekt Skopje 2014, czy Pomnik Smoleński i Lecha Kaczyńskiego wzniesione w Warszawie w tym roku. Dla mnie to wystawa bardzo ważna, bo w trakcie podróży przyglądamy się monumentom w odwiedzanych miejscach. Ivan Meštrović należy do moich ulubionych twórców, a na terenie byłej Jugosławii staramy się znaleźć także tzw. spomeniki, czyli monumentalne pomniki upamiętniające bohaterstwo partyzantki tego kraju w czasie II wojny światowej. Z tych, które zaprezentowane zostały w Królikarni widzieliśmy Pomnik Armii Czerwonej w Sofii oraz efekty projektu Skopje 2014, także potraktowane kolorową farbą w czasie tzw. kolorowej rewolucji. Dla kogoś, kto interesuje się tematem pomników, wystawa nie będzie zaskoczeniem i pewnie nie wniesie niczego nowego, ale tym, którzy w podróży na pomniki nie zwracają szczególnej uwagi, może otworzyć oczy na ważne zjawiska w przestrzeni miast i całych państw. Zdecydowanie warto ją odwiedzić (do 10 kwietnia).





Jeśli chodzi o street art, to dosłownie w ostatnich dniach został ukończony nowy mural przedstawiający zmarłą w tym roku piosenkarkę Korę. Obraz jest o tyle ciekawy, że wykorzystuje rosnące obok drzewo, którego gałęzie będą nachodziły na włosy na portrecie artystki, tak, że w zależności od pory roku mural będzie miał zupełnie inny wygląd. Lubię tego typu efekty.



Równo rok temu z Marszałkowskiej zniknęło jedno z najprzyjemniejszych miejsc na streetartowej mapie stolicy, Gablotka Mirelli von Chrupek. Pod koniec listopada Gablotka powróciła! Co prawda nie na Marszałkowską, ale do Państwowego Muzeum Etnograficznego. Można tam zobaczyć realizację Mirelli inspirowaną sztuką ludową. Takie smaczki w przestrzeni miasta zawsze cieszą. 

WARSZAWA ZE SMAKIEM

Grudzień to zdecydowanie nie jest także dobry miesiąc na odwiedziny w restauracjach. Przed Świętami zazwyczaj nie ma na to czasu, po nich zaś zostaje pełna lodówka sałatek, śledzi i ciast do dojedzenia. Jeśli jednak wolicie kapustę i pierogi zamrozić, by poczekały na lepsze czasy, to polecam wybrać się do restauracji Aurelio.

Aurelio (zamknięte)

Restauracji przyświeca hasło: kuchnia habitalna. Założeniem żywienia habitalnego jest spożywanie produktów występujących lokalnie, nie sprowadzanych z odległych regionów, produktów ekologicznych i wolnych od toksyn. Nie jestem jednak pewna, na ile są to tylko ładnie brzmiące słowa, a na ile faktycznie odzwierciedlają filozofię restauracji. W karcie bowiem można znaleźć zarówno potrawy kuchni polskiej, jak i greckiej, francuskiej, czy tajskiej. Obok kaczki, czy krajowych warzyw, w menu są także np. krewetki i ośmiornica. Tak, czy inaczej wszystko jest i ładnie podane, i autentycznie smaczne.

Restauracja posiada trzy sale na trzech poziomach. Wnętrza są przestronne i nowocześnie urządzone, choć mogą przytłoczyć dużą ilością złotych elementów i błyszczącą czernią, w której można się przejrzeć. Jest też scena, na której odbywają się koncerty. Część restauracji znajdująca się na parterze dostosowana jest do potrzeb osób niepełnosprawnych (podjazd, przestronna toaleta na tym samym poziomie, co sala).




W karcie obok każdego dania podany jest kraj, z którego pochodzi.

Z przystawek tradycyjnie wybraliśmy tatara (tatar z polędwicy wołowej z piklami, olejem rzepakowym tłoczonym na zimno, żółtkiem przepiórczym, wędzoną solą morską i majonezem truflowym, 39 zł), krewetki z białym winem, redukcją kwasu chlebowego, czosnkiem, natką pietruszki, szalotką i złotą bagietką (39 zł) oraz quiche ze szpinakiem, suszonymi pomidorami i serem Gorgonzola (24 zł). Tatar był smaczny i ładnie podany, choć bez szału. Krewetki świetne, szczególnie sos. Quiche też bardzo smaczne.




Z zup wybraliśmy jedynie żur polski z purée ziemniaczano-chrzanowym, jajkiem, wędzoną kiełbasą jagnięcą i oliwą majerankową (17 zł). Piotr miał ochotę na zupę rybną z dorszem i krewetkami, ale tego dnia akurat jej nie było. Żur podawany jest w modny w ostatnim czasie sposób, czyli w głębokim talerzu dostaje się jedynie dodatki, a samą zupę kelnerka wlewa do talerza z sosjerki już przy stoliku. Czemu to ma służyć, kompletnie nie wiem, ale trzeba przyznać, że jest efektowne. Zupa jednak była dla mnie ciut za słona.




Spośród dań głównych zdecydowaliśmy się na pierś z kaczki z purée pomarańczowo-imbirowym, espumą z czarnego bzu, warzywami stir fry i sosem z wędzonej śliwki (49 zł), filet mignon z sosem z czerwonego pieprzu, batatem i grillowanymi warzywami (69 zł), comber jagnięcy z purée z marchewki, demi glace kakaowym, kaszą bulgur, kalarepą, burakiem, szpinakiem, czosnkiem i szalotką (99 zł) oraz sandacza z sosem Béarnaise, purée z marchewki, czarną soczewicą i gołąbkami z purée ziemniaczano-szałwiowym (47 zł). Z tego zestawu najsłabszy był chyba sandacz. Mięso we wszystkich daniach było miękkie i rozpływało się w ustach, co szczególnie w przypadku jagnięciny nie jest w restauracjach wcale takie oczywiste. Każda z zamówionych przez nas potraw, dzięki dodatkom była bardzo wyrazista w smaku, co z jednej strony jest zaletą, ale też i wadą, bo jagnięcina była dla dziecka zbyt przekombinowana i chyba w sumie nie warta swojej ceny. Za to filet mignon w sosie pieprzowym, z idealnie grillowanymi warzywami - rewelacja! Podobnie kaczka, mięso delikatne, różowe i mięciutkie, warzywa podane na sposób azjatycki (potrawa jest w karcie oznaczona jako pochodząca z Tajlandii).



Dzieciaki na deser wzięły jeszcze bezę z mascarpone i owocami. Ciastko jest sporej wielkości, z owocowym, nie przesłodzonym kremem, choć jeśli chodzi o ten gatunek ciasta, to poprzeczka została bardzo wysoko postawiona przez Art Bistro Stalowa 52 i pewnie długo jeszcze każdą następną bezę będę porównywała do tam serwowanej.




Podsumowując: nie jest to może najlepsza restauracja, jaką odwiedziliśmy w tym roku, na pewno jednak warto się tam wybrać, bo potrawy cieszą i oko, i kubki smakowe.

Aurelio 
ul. Świętokrzyska 14

REKOMENDACJE NA STYCZEŃ

Przez cały styczeń będzie można się jeszcze cieszyć świąteczną iluminacją Warszawy. Do 6 stycznia natomiast jeżdżą dwa bożonarodzeniowe składy metra. Ładniejszy, z taką samą dekoracją jak w zeszłym roku, kursuje na linii M2. Linię M1 w tym roku opanował pociąg reklamujący sieć sklepów z elektroniką. Są na nim co prawda motywy świąteczne oraz bohaterowie komiksu "Tytus, Romek i A'Tomek", ale jednak w oczy bardziej rzuca się logo sieci oraz marek sprzedawanych tam produktów. Szkoda, że komercja nawet w tak podstępny sposób zakrada się do przestrzeni miejskiej. W takich momentach znika cała świąteczna magia.

6 stycznia ulicami Warszawy jak co roku przejdzie Orszak Trzech Króli. To już jedenasta edycja tego barwnego pochodu. Orszak wyruszy w samo południe z Placu Zamkowego.

W styczniu wciąż jeszcze będzie można zobaczyć większość polecanych ostatnio przeze mnie wystaw, choć kilka w nadchodzącym miesiącu się kończy: wystawa prac Tytusa Brzozowskiego w PROM Kultury Saska Kępa trwa do 12 stycznia, "Odzyskana. Fotoreportaż z Warszawy 1918-1939" w Domu Spotkań z Historią do 13 stycznia, "Futurama Warszawa" w Warszawskim Pawilonie Architektury Zodiak do 27 stycznia, "Krzycząc: Polska! Niepodległa 1918" w Muzeum Narodowym do 17 marca i wspomniana powyżej wystawa "Pomnik. Europa Środkowo-Wschodnia 1918-2018" w Królikarni do 10 kwietnia. Jest w czym wybierać, zaś w kolejnych miesiącach wydarzeń kulturalnych w stolicy będzie przybywać! 

Zaglądajcie więc na bloga także w nadchodzącym roku. Wciąż będę starała się znajdować dla Was interesujące wydarzenia i wystawy oraz relacjonować, jak miasto się zmienia. Oby na lepsze!

(foto: iza & pwz)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz