Prawdziwą sensację wywołało pojawienie się na Placu Trzech Krzyży rzeźby Igora Mitoraja. Monumentalne, mierzące ponad 4 m, dzieło pt. "Tindaro" z 1997 r. wykonane z patynowanego brązu, stanęło przed wejściem do hotelu Sheraton jako część przedaukcyjnej wystawy towarzyszącej Aukcji Rzeźby i Obiektów Przestrzennych, która odbyła się 16 września 2025 r. w Domu Aukcyjnym Polswiss Art. Rzeźba uzyskała na aukcji kwotę 6,89 mln zł! Nabywcą okazała się firma developerska NOHO Investments. "Tindaro" przez 20 lat był ozdobą prestiżowej dzielnicy La Défense w Paryżu. Teraz ma zostać częścią inwestycji NOHO ONE na Woli. Stanie w miejscu ogólnodostępnym, więc posąg będą mogli oglądać i mieszkańcy, i goście. A pracy warto przyjrzeć się dokładniej, bo - jak to u Mitoraja - smaczki czają się w bardzo nieoczywistych fragmentach rzeźby!
I podczas gdy w jednej części Woli buduje się luksusowe apartamenty, w innych sukcesywnie wyburza się coraz bardziej zaniedbane tzw. ostańce. Z krajobrazu dzielnicy zniknęła kolejna z przedwojennych kamienic z czerwonej cegły - tym razem kamienica Antoniego Stradeckiego przy Grzybowskiej 46. Pokazywałam ją wielokrotnie w Warszawie przyłapanej jako ilustrację wielowarstwowej tkanki starej Woli. Próby wpisania budynku do rejestru zabytków zakończyły się niepowodzeniem, a teraz stał się przeszkodą w realizacji planu poszerzenia ulicy. Nie byłam z nim jakoś sentymentalnie związana, ale ładnie obrazował przemiany, jakie przechodzi Warszawa, bowiem sąsiadował i z blokami Osiedla Za Żelazną Bramą i z przykładami najnowszej architektury o przeszklonych elewacjach.
Z kulturą dalej mi nie po drodze, ale udało mi się odwiedzić trzy wystawy w Zachęcie.
Najbardziej cieszę się, ze zdążyłam zobaczyć zakończoną już ekspozycję pt. "Przestrzenie" poświęconą zjawisku environment, czyli nurtowi sztuki współczesnej, który pozwala widzowi "wejść" w dzieło, angażując wszystkie zmysły. Obejmowała pięć rekonstrukcji polskich realizacji environment (Wojciecha Fangora i Stanisława Zamecznika, Zdzisława Jurkiewicza, Teresy Kelm i Zygmunta Krauzego, Marii Pinińskiej-Bereś oraz Ewy Partum). Trzy z nich zostały odtworzone po raz pierwszy od momentu powstania. Każda zajmowała oddzielną salę, więc żeby zobaczyć całą wystawę, trzeba było dosłownie przejść przez te prace. Ależ ja lubię takie doświadczanie sztuki! Całość uzupełniały archiwalia w postaci nagrań filmowych, projektów i fotografii. W tej części można było obejrzeć realizacje m.in. Henryka Stażewskiego, Magdaleny Abakanowicz, czy Józefa Szajny.
Dwie pozostałe również zbliżają się do finiszu.
Jeszcze tylko do 5 października 2025 r. trwa wystawa pt. "Giorgio Morandi". To pierwsza w Polsce wystawa Giorgia Morandiego, włoskiego artysty związanego z Bolonią. Ekspozycja jest bardzo klasyczna i jednocześnie bardzo spokojna. Ot, po prostu obrazy - martwe natury, pejzaże, kompozycje kwiatowe, czyli najchętniej podejmowane przez Morandiego tematy. Wystawa nie jest bardzo obszerna, ale ukazuje prace ze wszystkich okresów twórczości malarza - od lat dwudziestych XX w. niemal do śmierci (zmarł w 1964 r.) - oraz różne formy wyrazu: malarstwo, akwarelę, rysunek i grafikę. Całość uzupełniają fotografie wnętrza pracowni. Możliwość obejrzenia prac, gdzie główną rolę gra światło i faktura była dla mnie doskonałą odskocznią od pełnej bodźców sztuki ostatnich lat, z którą obcuję chyba najczęściej.
Natomiast 19 października 2025 r. zakończy się wystawa Joanny Fluder pt. "Śluz" obejmująca 140 gwaszy na papierze i płótnie. Tytułowy śluz to oczywiście nawiązanie do wydzieliny ślimaków. To była moja pierwsza styczność z twórczością tej artystki. Tematyka pokazanych prac oscyluje wokół kobiecości oraz świata przyrody. Utrzymane są natomiast w stylistyce, której nie lubię. Choć poruszają ważne tematy, wyglądają jakby zostały wykonane ręką kilkuletniego dziecka. Kompletnie nie rozumiem tej maniery, której ulega ostatnio coraz więcej twórców. Bronią się natomiast dwie wielkogabarytowe instalacje przygotowane specjalnie na tę wystawę, do sal Zachęty. Pierwsza, "Olbrzymka", wyobrażająca ogromną nagą lalę jest jednocześnie poduchą, na której można siadać. Druga, "Świątynia uśpionej wegetacji", kształtem przypomina muszlę ślimaka. Wewnętrze natomiast ma budzić skojarzenie ze szklarnią. Znajdujące się tam suche gałęzie, metafora bycia w zawieszeniu, w trybie czuwania, artystka odczytuje jako bezruch, czas na słabości, regenerację, która potrzebna jest, by wrócić na codzienne tory. Jako całość wystawa jest taka sobie, ale obie instalacje podobały mi się.
Przegląd wystaw biorących udział w tegorocznej edycji Warsaw Gallery Weekend rozpoczęłam od ekspozycji twórczości Aleksandry Waliszewskiej pt. "Zniszczona przystań" w galerii Dawid Radziszewski. To pierwsza indywidualna wystawa tej artystki. Ja z jej malarstwem mam pewien problem. Bo z jednej strony jest mroczne, nie stroniące od erotyki i przemocy, czasem wręcz niesmaczne, a z drugiej... tak bardzo "w punkt"! W galerii Dawid Radziszewski można zobaczyć ponad 50 prac. Mam wrażenie, że są nieco spokojniejsze niż te, które oglądałam na innych wystawach, choć i tak wiele z nich budzi niepokój. Ale ekspozycję warto odwiedzić jeszcze z jednego powodu. Znalazła się na niej bowiem również rzeźba Anny Dębskiej, babci Aleksandry Waliszewskiej, zdobyta przez artystkę nie lada wysiłkiem. Otóż rzeźba kilka tygodni temu pojawiła się w niemieckiej telewizji w programie w stylu naszych "Łowców skarbów. Kto da więcej" i została sprzedana za stosunkowo niewielką kwotę. Dzięki zaangażowaniu wielu osób udało się dotrzeć do nabywcy i odkupić tę cenną dla artystki pamiątkę rodzinną. Uwielbiam takie historie z pozytywnym zakończeniem, szczególnie, że rzeźba jest naprawdę fantastyczna. Niestety na wystawie potraktowana została nieco po macoszemu. Stoi na półce niemal naprzeciwko wejścia, ale w "biurowej" części galerii, w otoczeniu piętrzących się publikacji i jeśli nie wie się, czego szukać, można ją zwyczajnie przegapić. Ja polecam obejrzeć i malarstwo Waliszewskiej, i rzeźbę Dębskiej. Czas jest do 8 listopada 2025 r.
Niestety to jedyna wystawa spod egidy Warsaw Gallery Weekend, jaką udało mi się zobaczyć w tym miesiącu. Na szczęście większość trwa przynajmniej do połowy października, więc w najbliższych dniach mam w planach wybrać się na kolejne.
REKOMENDACJE NA PAŹDZIERNIK
WYSTAWY
Na bardzo krótką, bo trwającą zaledwie od 10 do 31 października 2025 r., wystawę twórczości Marka Kotarby zaprasza Muzeum Gazowni Warszawskiej. Ekspozycja nosić będzie tytuł "Ocalić od zapomnienia", zaś zaprezentowane prace nawiązywać będą do przeszłości, pamięci i wydarzeń, które kształtują tożsamość człowieka.
W Muzeum Wojska Polskiego od 4 października 2025 r. do 31 stycznia 2026 r. gościć będzie wystawa pt. "Beksiński na Cytadeli Warszawskiej". Pokazanych zostanie na niej ponad 50 dzieł (obrazów, rysunków, grafik i fotografii) pochodzących z kolekcji 10 muzeów z całej Polski oraz ze zbiorów prywatnych, wiele z nich po raz pierwszy publicznie. Oryginałom towarzyszyć będą projekcje multimedialne. To kolejna odsłona ekspozycji, która od kilku lat podróżuje po różnych zakątkach naszego kraju. Ja widziałam ją w Lublinie w listopadzie 2022 r.
Drugą wystawę twórczości Beksińskiego można aktualnie oglądać w Muzeum Sztuki Fantastycznej. Miała zakończyć się 28 września 2025 r., ale została przedłużona do 28 grudnia 2025 r.
***
Warszawa przyłapana to cykl postów ukazujących się ostatniego dnia każdego miesiąca, opisujących to, co aktualnie dzieje się w stolicy i zapowiadających ciekawe wydarzenia kulturalne. Nie są to wpisy stricte podróżnicze, bowiem dość szybko się dezaktualizują. Jeśli jednak planujecie wizytę w Warszawie, to w najnowszym odcinku zawsze znajdziecie moje rekomendacje ciekawych wystaw w muzeach i imprez plenerowych. Cykl ma też charakter kronikarski i pozwala po jakimś czasie spojrzeć z pewnej perspektywy na zmiany, jakie wciąż zachodzą w tym niebanalnym mieście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz