środa, 25 listopada 2015

Miasta i ich artyści: kolorowy Wiedeń Hundertwassera

Gotyk, barok, klasycyzm, neoklasycyzm... Cesarski Wiedeń może przytłoczyć! Tylko architektura secesyjna nadaje mu nieco lekkości. A gdyby tak zwiewność i falistość Secesji przenieść w sam schyłek XX w.? I dodać całą gamę barw? Bo Wiedeń lubi architektoniczne eksperymenty i dlatego w 1977 roku powierzył zaprojektowanie nowego budynku mieszkalnego Friedensreichowi Hundertwasserowi.



Naprawdę nazywał się Friedrich Stowasser i wcale nie był architektem, dlatego poprosił miasto o przydzielenie mu wykształconego w tym kierunku partnera. Został nim Josef Krawina, jednakże współpraca między panami od początku się nie układała. Mieli zupełnie inne wizje realizacji zadania. W efekcie Karwina wycofał się z projektu w roku 1981, jeszcze przed wzniesieniem budynku na rogu Kegelgasse i Löwengasse. Nowym partnerem Hundertwassera został Peter Pelikan, z którym w późniejszym okresie jeszcze wielokrotnie współpracował. Jednakże Karwina oficjalnie uznawany jest za współautora budynku, co wywalczył sobie po wieloletniej batalii sądowej. Hundertwasserhaus stał się bowiem architektonicznym hitem. Fasada o krzykliwych kolorach i nieregularnych liniach na prawdę może zachwycić! Niepowtarzalny styl artysty narodził się z jawnej niechęci do modernizmu, który pozbawił architekturę detalu. Ponoć Hundertwasser nago wygłaszał odczyty przeciwko modernistycznym twórcom architektury. Inspirowała go za to Secesja. Jego twórczość nie bez powodu często porównywana jest do Gaudiego - katalońskiego mistrza tego okresu.









Ale Hundertwasserhaus to nie tylko kolorowa fasada, liczne mozaiki, ceramiczne kolumny przypominające wielkie wielobarwne kręgle, czy fantazyjnie gięte balkony. To także mnóstwo zieleni. Drzewa rosną tam na dachu, na trasach, a także w wydzielonych wnękach, wypuszczając gałęzie przez specjalnie do tego celu wykonane okna. Jest ich ponoć 250 - więcej niż mieszkańców domu. Hundertwasser był bowiem wielkim orędownikiem zieleni w miastach.






Dom przyciąga setki turystów, którzy latem przysiadają na ławeczkach, moczą nogi w fantazyjnej fontannie i kupują pamiątki w dwóch znajdujących się przy nim sklepach. Do środka nie można wejść, bo to jednak prywatne mieszkania, ale ponoć wnętrza utrzymane są w podobnym stylu jak na zewnątrz.






Kilkaset metrów dalej, przy Untere Weissgerberstrasse, znajduje się Muzeum Hundertwassera. Sama ulica jest swoistą galerią sztuki ulicznej, zwaną Drogą Sztuki, gdzie można obejrzeć kolorowe ceramiczne obrazki stworzone przez młodych artystów. Na szczególną uwagę zasługuje Ścieżka Astrologii przedstawiająca twórczość Heike Willmaster, przede wszystkim kolorowe znaki zodiaku. Jednak do projektu może dołączyć każdy artysta. 







Muzeum nosi nazwę KunstHausWien. Mieści się w budynku dawnej fabryki mebli braci Thonet z 1892 r. Kamienica została przebudowana przez Hundertwassera (już wspólnie z Petrem Pelikanem) w latach 1989-1991 w podobnej stylistyce jak Hundertwasserhaus i udostępniona do zwiedzania w kwietniu 1991 r. Fasadę pokrywają ceramiczne płytki, przeważnie czarno-białe, ale jest sporo kolorowych akcentów. Znalazłam nawet jeden polski - ceramiczną tabliczkę "Żyj kolorowo" Wojciecha Manna! Doskonale wpisuje się w klimat prac austriackiego artysty. Na dziedzińcu znajduje się kameralna kawiarnia, a przed muzeum słupki zabezpieczające przed parkowaniem, które... pochylają się w stronę budynku. Hundertwasser miał nieograniczoną wyobraźnię!







Na zwiedzanie muzeum niestety nie starczyło czasu, bo tego dnia chłopcy mieli jeszcze obiecany Prater. Nie starczyło też czasu na choćby rzut oka na spalarnię śmieci Spittelau - chyba najbardziej kolorowe i spektakularne dzieło Hundertwassera, więc gdy tylko dowiedziałam się, że moja siostra wybiera się na przedłużony weekend listopadowy do Wiednia, natychmiast dałam jej namiary na to unikatowe miejsce: "Wiesz, będę pisała na blogu o twórczości Hundertwassera w Wiedniu, a nie zdążyłam tam podjechać, nie mam zdjęć, liczę na Ciebie". "No dobra, jak się uda, to sfotografuję, ale wiesz, my też mamy napięty plan zwiedzania". "No jak się nie uda, to trudno". Po kilku godzinach SMS: "Na bank będziesz mieć tę spalarnię. Obejrzałam ją sobie w internecie". Bo taka jest właśnie twórczość Hundertwassera. Nie można przejść obok niej obojętnie. Dostałam zdjęcia nie tylko spalarni, ale także obu opisanych wyżej domów oraz pracy (pomnika) o nazwie Pawilon na pontonie DDSG.

Zatem poniżej, gościnnie, Hundertwasser w obiektywie mojej siostry. Na początek raz jeszcze KunstHausWien, który w barwach jesieni wygląda chyba jeszcze ciekawiej niż latem. Kolorowe liście świetnie uzupełniają barwną fasadę budynku.





Spalarnię śmieci Spittelau Hunderwasser zaprojektował, a właściwie zrewitalizował w swoim charakterystycznym stylu w 1989 r. Co ciekawe, to wciąż czynny zakład, drugi największy producent w sieci ciepłowniczej w obrębie miasta Wiednia. Mimo to nie ma problemów z oglądaniem wchodzących w jego skład zabudowań. Elewacja robi niesamowite wrażenie! Szczególnie lśniąca złotem w blasku jesiennego słońca kopuła. Aż trudno uwierzyć, że to listopad!










Z kolei Pawilon został wykonany (znów wspólnie z Petrem Pelikanem) w latach 1992-1994. Powstał na zamówienie DDSG Blue Danube Schiffahrt GmbH. Życie artysty w Wiedniu było bowiem ściśle związane z Kanałem Dunaju. Przed wojną mieszkał nawet przez pewien czas w jego pobliżu. Pawilon wskazuje kierunek do Hunderwasserhaus i KunstHausWien, zaś ścieżka z pawilonu wzdłuż Kanału Dunaju została w 2002 r. przemianowana na Hundertwasser Promenade.






Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócę do Wiednia, bo choć samo miasto nieco mnie przytłoczyło, to jednak chciałabym zobaczyć tamtejsze muzea, z KunstHausWien na czele, oraz zajrzeć do winnic Grinzingu. Hundertwasserem rozpoczynam nowy blogowy cykl Miasta i ich artyści. Nie będzie pewnie tak regularny jak Warszawa przyłapana, ale połączy moją pasję podróżowania z zamiłowaniem do sztuki.

(foto: iza & andy & asieko)  

2 komentarze:

  1. Widziałam tylko Hundertwasserhaus ale pozostale budynki są powodem, dla których chętnie bym do Wiednia wróciła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też chętnie zobaczyłam te, których sama jeszcze nie widziałam i znam je tylko ze zdjęć siostry. No i malowniczy Grinzing bardzo mnie kusi!

      Usuń